czwartek, 17 listopada 2016

Szanto Tibor Grand Cru Venezuela Porcelana ciemna 70%


Bezpośrednio po degustacji Domori Porcelana sięgnęłam po tabliczkę innej marki wykonaną z tych szlachetnych ziaren. Dzisiaj przed Wami Porcelana w interpretacji węgierskiej manufaktury Szanto Tibor. To pierwsza czekolada tej marki, jaka pojawia się na moim blogu. Jest to dotychczas moje jedyne doświadczenie z ową firmą. A w zasadzie... dziś opisywanej czekolady doświadczyłam już dwa razy.

W kwietniu podczas krótkiego pobytu w Łodzi byłam uczestniczką kameralnej czekoladowej degustacji. Właśnie podczas niej Piotr z Sekretów Czekolady poczęstował mnie i swych znajomych tą tabliczką. W opakowaniu znajdowały się dwie tafle po 30 g, na degustacji zjedliśmy jedną z nich. Druga została i... otrzymałam ją w prezencie. Wszystko dlatego, iż Porcelana od Szanto Tibor uwiodła mnie najmocniej spośród wszystkich czekolad próbowanych tamtego wieczoru. Wprost musiałam jeszcze raz do niej zasiąść, tym razem z Mężem.



Tak jak pozostałe dotąd próbowane Porcelany, również ta od Szanto Tibor charakteryzowała się lekkim białawym nalotem oraz mało soczystą barwą. Wyróżniała się jednakże bardzo szorstką, gruboziarnistą i niejednolitą strukturą w przekroju - wszystko przez tradycyjną metodę miażdżenia ziaren za pomocą kamieni. Łamała się twardo, jednak nie tak szkliście, jak Domori. Wydawała się być sypka i w specyficzny sposób krucha, jakby kryła w środku nadzienie. Pachniała kwaskowato i tak jakby... została solidnie posolona.


Podczas degustacji czekolada zdaje się mieć w sobie mnóstwo przestrzeni i powietrza. Jest dość znacznie słodka, ale w zupełnie inny sposób niż Domori czy Valrhona, chyba bardziej płytki. Na pierwszy rzut odznacza się suszona śliwka, a może nawet wędzona. W dziwny sposób zachowuje się w ustach, niczym ulepiona z wielu drobin masa. Tak, jakby w kulę zbito moc przypraw... No właśnie... PRZYPRAW.

 Choć gdzieś przewija się tu typowo porcelanowy bukiet z kawą, chlebem i dżemem na czele, o wyjątkowości tej czekolady stanowi iluzja korzennych przypraw. Stopniowo rozwijają się nuty ziołowe, przechodzące dalej w cynamonową słodycz, a następnie w całe bogactwo orientu. Niemal namacalnie wyczuwałam tutaj cynamon, kolendrę, kardamon, imbir, gałkę muszkatołową. Wszystko na raz i z osobna. To było czyste szaleństwo.


Tak, ta czekolada zdaje się być po prostu zwariowana. To Porcelana w zupełnie odmiennej, zaskakującej odsłonie - co zapewne w przeważającej mierze zawdzięcza metodzie przygotowania ziaren kakao. Dzięki temu zabiegowi Szanto Tibor wywrócił moje pojmowanie Porcelany do góry nogami. Choć Porcelany od Domori czy Valrhony były o wiele bardziej szlachetne, dzikość tej wersji totalnie mnie zaczarowała. Wróciłabym z chęcią do tej czekolady jeszcze nieraz i... jestem potwornie ciekawa pozostałych czekolad Szanto Tibor wykonanych na podobną modłę.


Skład: masa kakaowa z Wenezueli, cukier trzcinowy z południowej Afryki, tłuszcz kakaowy z południowej Afryki.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 60 g.

7 komentarzy:

  1. A mnie bardzo ciekawi skąd wzięła się ta nazwa Porcelana. :D Wybitnie pasuje mi do tych tabliczek, ale zastanawiam się jaki był zamysł takiego ich okrzyknięcia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie tylko bardzo ciekawa, ale też pięknie wyglada. Ta dzika ziołowość w Porcelanie intryguje i kusi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta czekolada ma piękną tabliczkę cudo:)

    OdpowiedzUsuń