wtorek, 21 czerwca 2016

Amedei biała z pistacjami


27 maja wstaliśmy po piątej rano, by po posileniu się owsianką na bogato oraz mocną kawą wsiąść do samochodu i podjechać jedynie kawałek - do centrum Mszany Dolnej, do rozwidlenia szlaków. Wraz z Mężem znałam już to miejsce, gdyż w Wielkanoc rozpoczynaliśmy w owym miejscu wędrówkę na Ćwilin. Wtedy widoczność była niemalże zerowa, a sam Ćwilin tonął w mgle i śniegu. Już wtedy postanowiliśmy sobie, że podczas następnego wyjazdu w Beskid Wyspowy zaliczymy Ćwilin podczas lepszej pogody. 

Poranek 27 maja uraczył nas jednak gęstą mgłą, która w połączeniu z dość wysoką temperaturą tworzyła wrażenie dusznej sauny. Na ten dzień mieliśmy zaplanowaną niemal 40 km pętlę i przez wzgląd na aurę oczywistym stało się, że tym razem skończymy ją na Ćwilinie. Zamiast wejść na żółty szlak, obraliśmy więc szlak zielony, który najpierw prowadził nas zamglonymi, parnymi łąkami. Raz po raz odsłaniał się z nich niemrawy widok na Mszanę Dolną. Na pewno i tutaj roztaczały by się cudowne krajobrazy przy lepszej widoczności, no ale jakąś drogę trzeba było wybrać... To była typowa poranna duszna mgła - wiedzieliśmy, że już za jakiś czas słońce przegoni ją w siną dal.


Po kilku kilometrach marszu wkroczyliśmy do lasu w okolicach szczytów Ogorzała i Ostra. Cisza i spokój, zero ludzi. Już tam zaczęło się na dobre rozpogadzać. Gdy wyszliśmy z lasu z radością obserwowaliśmy, jak otaczające nas góry stopniowo odsłaniają się spod mglistej otoczki, a niebo wysyca się błękitem.



W końcu przywędrowaliśmy w okolice osiedla Pawlaki, gdzie na pięknej łące wśród pasących się krów czekało na nas kilka bali drewna - idealnych na urządzenie krótkiej przerwy na kawę i czekoladę. Postanowiliśmy pozostać w orzechowych klimatach z poprzedniego dnia, tym razem zamieniając orzechy laskowe na pistacje. Z plecaka wyjęłam pięknie opakowaną tabliczkę toskańskiej Amedei.


Biała Amedei z dodatkiem pistacji... Miałam w pamięci niezbyt pochlebną recenzję Kimiko w momencie, gdy Piotr z Sekretów Czekolady polecał mi jej zakup podczas kwietniowej degustacji w Łodzi. Przyniósł ją specjalnie dla mnie, jako jedną z kilku "must have" Amedei, a ja... wahałam się. Naprawdę miałam wiele wątpliwości, czy warto jej spróbować. W końcu poszłam za ciosem i kupiłam ją, będąc wierna przeświadczeniu, że czekolady należy oceniać na podstawie osobistych, indywidualnych odczuć.

Biel od Amedei nie porywa zastraszającą zawartością tłuszczu kakaowego - jest go 29%, czyli całkiem standardowy poziom. Przed nim w składzie stoi cukier trzcinowy, a dalej już tylko pełne mleko w proszku, pistacje (10%) oraz wanilia. Zastosowane tutaj pistacje nie są pierwszymi lepszymi. Pochodzą z iście pistacjowego regionu Włoch - Bronte, położonego na Sycylii. Jak ja lubię, gdy producent czekolady korzysta z regionalnych surowców!


Dotąd moje doświadczenia z Amedei były ubogie. Choć obecnie w mojej Magicznej Szufladzie spoczywa kilka tabliczek tej prestiżowej włoskiej marki, przed opisywaną dziś tabliczką próbowałam jedynie Amedei Chuao. Na dodatek, było to całkiem dawno, na samym początku mojej przygody z Prawdziwą Czekoladą. Teraz ponownie mogłam sycić wzrok i dotyk prześlicznym, eleganckim opakowaniem toskańskiej tabliczki.


Zresztą, sama czekolada również zachwyciła mnie urodą. Zgrabna, nieduża tabliczka o średniej grubości podzielona została na równe kostki zdobione logo firmy. Żółtawe zabarwienie czekolady pięknie komponuje się z zielonym kolorem pistacji - zatopionych wewnątrz czekoladowej masy, grubo ciętych, licznych. Jej wygląd naprawdę na mnie działał. Nie musiałam nawet włączyć nosa do akcji, by moje ślinianki rozpoczęły wzmożoną pracę.


A gdy już ją powąchałam, od razu zapomniałam o recenzji Kimiko. Wiedziałam, że skubana mnie uwiedzie, że będzie mi smakować. Amedei pachniała świeżym, topiącym się na słońcu masłem. Unosił się nad nią waniliowy obłok, potęgujący głębię maślano-mlecznych akcentów. Ponadto, pistacje pachniały równie wyraziście - swym dzikim aromatem i prażonością nadając maślaności dodatkowego uroku. Zapach intrygował i upajał, przypominał mi o tym, jak bardzo esencjonalna potrafi być dobra biała czekolada.


Już w kontakcie z dłońmi czekolada okazała się być mięciutka, a co dopiero po położeniu jej kawałka na języku... Taki sposób rozpuszczania się czekolady kojarzy mi się z eksplozją przyzwalającej oksytocyny, która buzuje we krwi w momencie, gdy zupełnie bezwiednie poddaję się pieszczotom Mężczyzny, zatracając jakikolwiek opór, przelewając się pomiędzy silnymi ramionami - niczym lepka, słodka, gęsta ciecz. Czekolada w istocie okazuje się być bardzo maślana, a dalej waniliowa - o doskonałej konsystencji, lepkiej, gęstej i delikatnej zarazem. 

Słodycz ma tu znaczenie, oj ma... Trzeba to przyznać, iż biała Amedei nie grzeszy nieprzebranym bogactwem i na pewno nie ma tu mowy choćby o pierwiastku kakaowego szaleństwa z Willie's Cocoa El Blanco. Nie mniej jednak, Amedei sprawiła mi niewypowiedzianą, niebiańską przyjemność. Swoją nieco dusznawą, wręcz syropową słodyczą, połączoną z niebywałą maślanością - odrobinę kojarzyła mi się z Michel Cluizel Ivoire (ale tylko trochę). Biała Amedei była dokładnie jak ta duszna mgła unosząca się pomiędzy górami, rozganiana cierpliwie przez pobudzające słońce.


Nie wiem, czy specyfika tej czekolady nie byłaby dla mnie zbyt przytłaczająca, gdyby nie przełamujący dodatek pistacji. Pistacje zatopione z białej Amedei są w moim odczuciu idealne. Zresztą, nie tylko w moim - mój Mąż nie przepada za pistacjami, natomiast dla tych z Brento oddał serce. Podprażone, z natury lekko słone, piekielnie aromatyczne i intensywne w smaku - tworzyły z maślaną białą czekoladą fuzję doskonałą. Dodatkowo fakt, iż nie były przesadnie twarde ani chrupkie sprawiał, że tym łatwiej komponowały się z mięciutką czekoladą. Pistacje nie zaburzały odbioru pistacji i vice versa.

Mimo wszystko obawiam się, jak posmakowałaby mi czysta biała Amedei. Mogłaby mi zanadto ciążyć, aczkolwiek... tak, po prostu muszę się o tym za jakiś czas przekonać!



Gdy skończyliśmy degustację, słońce już ogrzewało nas pełną parą - krem z filtrem 50+ musiał wkroczyć do akcji. Po przekroczeniu szosy prowadzącej z Mszany Górnej do Jurkowa weszliśmy w coraz to wyższe partie gór (w okolicach szczytu Kiczora). Raz po raz, wychodząc z lasu, rozpościerały się przed nami coraz to rozleglejsze widoki z polan, m.in. z Folwarcznej oraz Polany Łąki. Charakterystyczne wyspy beskidzkiego pasma prezentowały się nam w pełnej krasie. Stopniowo zmierzaliśmy ku szczytowi Jasień, skąd widać było już nie tylko wyspy...



Skład: cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, pistacje 10%, wanilia.
Masa kakaowa min. 29%.
Masa netto: 50 g.

22 komentarze:

  1. Teraz te zdjecia sa takie sliczen,bo sloneczne i zielone...
    A czekolada na pewno by mi posmakowala,och,chcialabym takiej sprobowac!:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zieleń na tym wyjeździe wprost pieściła moje oczy! :)

      Nic nie stoi na przeszkodzie, zapraszam do Sekretów Czekolady ;)

      Usuń
  2. Czekolada biała plus pistacje moje ukochane orzechy toż to ideał:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla Ciebie na pewno, skoro nawet mój Mąż podchodzący z dystansem do pistacji tak bardzo ją pokochał :)

      Usuń
  3. charlottemadness21 czerwca 2016 07:24

    Po Twojej recenzji i Kimiko mój ''zapał'' do tej tabliczki się nie zmienił.Wydaje mi się,jak już pisałam u Kimiko taka..prostolinijna trochę,lecz to są tylko takie mniemania,bo nie miałam szansy jej spróbować.Fanką białych czekolad nie jestem,aczkolwiek białą dobrej jakości bym nie pogardziła ale sądzę,że tej wersji Amedei daleko od ideału. :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zależy, co kto traktuje jako ideał. Jeśli ideałem są zaskakujące nuty smakowe, to poleciłabym Willie's Cocoa, a dalej Domori i pewnie Original Beans. Jeśli błogość - Amedei będzie całkiem ok, choć Zotter również był bardzo błogi, ale w inny sposób.

      Usuń
  4. Niedawno widziałam na pewnym blogu recenzje białej z pistacjami i wtedy właśnie doznałam olsnienia - jaki to genialny pomysł! Biała, zwykle słodka i trochę mdła czekolada z dodatkiem lekko słonych orzechów. Dla mnie strzał w 10. :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. wyglada ładnie jak na białą

    OdpowiedzUsuń
  6. Po czystej białej od Amedei miałem obawy, ale wygląda na to, ze pistacje uratowały tabliczkę. Ale ja i tak wolę ich ciemne, zwłaszcza Toscano Red z czerwonymi owocami <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam jej jeszcze, ale planuję przerobić cały asortyment Amedei.

      Usuń
    2. O tak, zgadzam się! Pistacje zdecydowanie ratują sytuację.

      Usuń
    3. Moim zdaniem i tak po prostu świetnie zgrywały się ze specyfiką samej czekolady.

      Usuń
  7. Taki maślany smak jest bardzo pożądany przez nas w białych tabliczkach a gdzie tutaj jeszcze nasze kochane pistacje? :D
    A tak w ogóle to jak można nie przepadać za pistacjami? :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są takie dziwaki, ale jak widać Amedei sprawiła, że i tak pistacje zostały docenione ;)

      Usuń
  8. Jak ja uwielbiam takie mgliste klimaty... aczkolwiek mogłoby się bez parności obyć. :D Piękne zdjęcia.

    Mnie to masło zmęczyło, a pistacje... gdyby były całe, mogłoby być o wiele, wiele lepiej. Siekane orzechy itp. męczą mnie. Co do akapitu "Nie wiem, czy specyfika tej czekolady nie byłaby dla mnie zbyt przytłaczająca..." właśnie ta z pistacjami mi bardziej smakowała, czystą odebrałam bardzo źle (znaczy... jak na Amedei, oczekiwania i cenę), dlatego w ogóle na dłuższy czas po niej zniechęciłam się do białych (i zdecydowałam wtedy nie zamawiać białego Zottera, Domori, ale koniec końców i tak je zamówiłam). Czysta zupełnie mnie przytłoczyła, ale raczej nie jakąś szczególną wyrazistością.

    Cieszę się jednak, że Wam degustacja sprawiła przyjemność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale samo rozchodzenie się tej pary i przebijające się słońce były naprawdę piękne do obserwacji :).

      Koniecznie muszę na własnym podniebieniu przekonać się, jak koniec końców odbiorę tą czystą. Jak już testuję ostatnio białe czekolady, to nie mogę robić wyjątków ;)

      Usuń
    2. Otóż to. Ja na razie jakoś do białych się nie spieszę, grunt, że wreszcie napisałam i opublikowałam te parę recenzji zwyklejszych białych. Muszę odsapnąć. :D

      Usuń
    3. A po odsapnięciu czas na niezwykłe białe :>

      Usuń