Snując marzenia o kolejnych czekoladowych odkryciach, nietrudno natrafić na Amedei. Ta włoska marka traktowana jest jako jedna z najcenniejszych, jeśli chodzi o produkcję czekolady. Z tą rodzinną manufakturą położoną w Toskanii łączy mnie ten sam wiek ;). Ponieważ dość długo dochodziłam do tego, by zamawiać tabliczki przez internet (a moje pierwsze zamówienie zostało zrealizowane stosunkowo niedawno) - wcześniej nie miałam możliwości obcowania z Amedei na żywo. Zmieniło się to w zeszłym tygodniu, kiedy z namaszczeniem otworzyłam zaadresowaną dla mnie przesyłkę. Dzięki życzliwości Aurory Czekoladowej z Blog Czekolady, honorowe miejsce w Magicznej Szufladzie zajęła Amedei Chuao - często gęsto nagradzana, niezwykle doceniania czekolada, wykonana z wenezuelskiego kakao. Bardzo, ale to bardzo dziękuję jej za ten upominek! :) Nie mogliśmy czekać. Postanowiłam otworzyć Amedei wraz z moim Ukochanym przy pierwszej możliwej okazji.
Sobotnie upalne popołudnie. On wrócił zmęczony z pracy. Po letnim obiedzie bogatym w sezonowe warzywa, oddaliśmy się czułościom, by potem zanurzyć się w błogim śnie. Po ciężkim tygodniu pracy marzyliśmy tylko o totalnym lenistwie i samych przyjemnościach. Przebudzona, wyszeptałam Ukochanemu do ucha: "Może kawy?". Przymknięte, rozespane oczka zaświeciły się wymownie, a na ustach pojawił się najpiękniejszy uśmiech. Już po chwili, po rozgrzanym słońcem i miłością domu, rozszedł się bogaty aromat włoskiej kawy. Do tego przerozkosznego zestawu dołączyć miała jeszcze włoska czekolada - niczym wisienka na torcie. To się nazywa idealna sobota!
Czekolada jest przyjemna dla zmysłów już przed jej otwarciem. Elegancki kartonik, o przemiłej w dotyku fakturze - na którym to Chuao opisana jest wyrafinowanym słownictwem. W środku przybliżona została reszta oferty Amedei. No i sama tabliczka, zamknięta w pastelowo-cytrynowym papierku, od wewnątrz pokrytym sreberkiem. I właśnie je wącham, o taaaak! Do teraz czuję na nim ten głęboki aromat, który będę długo wspominać.
Z uwagą otwieram opakowanie. 50-gramowa tabliczka jest śliczna - podzielona na dość grube kostki średniej wielkości, z wygrawerowanym logo firmy. Po nasyceniu zmysłu wzroku i dotyku, czas na węch. Zapach jest bardzo, ale to bardzo głęboki. I niezwykle dużo się w nim dzieje. Przede wszystkim czuć kuszącą słodycz - taką owocową, nieco ziemistą. Turbo kakao. Dzielimy tabliczkę na kostki. Łamie się dość łatwo, wydaje się być krucha - i oczywiście słychać ten charakterystyczny chrzęst. Kolejna rozkosz, tym razem dla zmysłu słuchu. Po takim pobudzeniu, zaspokojenia domaga się zmysł smaku. Dlatego też, nasze dłonie same wyrywają się po pierwszą porcję.
Pierwszy kęs jest dość zaskakujący, bowiem czekolada wydaje się być jakaś taka... sucha. I właśnie krucha, co można było najpierw wyczuć za pomocą dotyku. Myślę, że jest to kwestia rzetelnego sposobu wytwarzania, bez uciekania się do stosowania emulgatorów, tak popularnych w produkcji pospolitych czekolad. Muszę przyznać, że jest to doznanie bardzo przyjemne, dające nam poczucie, jakbyśmy obcowali z czystym ziarnem kakao. Dodatkowo, ta specyficzna faktura tabliczki, nasila wrażenie ziemistości - wyraźne również w smaku.
Poza tym, w smaku uderza nas subtelna słodycz - po pierwsze wynikająca z dodatku smacznego cukru trzcinowego (który w moim odczuciu zawsze wnosi ze sobą nuty podobne dla miodu), po drugie płynąca naturalnie z bogactwa kakao, po trzecie - zaakcentowana dzięki dodatkowi wanilii. Słodycz ta bardzo spójnie łączy się w kwaskowatością - wrażenie podobne, jak w przypadku owoców leśnych. Coś bardzo naturalnego i autentycznego.
A ta cała przydymiona ziemistość, miodowa słodycz i owocowa kwaskowatość - przykryta jest jeszcze dodatkowo intensywną, kawową palonością. Czymś, co pozwala nam nabrać jeszcze większego apetytu na zawartość butelek chłodzących się w lodówce. Thornbridge Hall Bracia Rich Dark Ale oraz Anderson Valley Bourbon Barrel Stout. Już zaraz je otworzymy. Niech te piwa zaakcentują to, co do teraz czuję w ustach. Tą gładkość, bogactwo, niewypowiedzianą rozkosz. Argh, dla takich wrażeń warto żyć!!! A to takie proste... 4 składniki: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, wanilia. Takie proste, a tyle kryje w sobie!!!
Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, wanilia.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 50 g.
Piękny skład! To musi być dobra czekolada! ;)
OdpowiedzUsuńOjjj była dobra!
UsuńSkład świetny. Można tylko żałować, że taka mała gramatura ;)
OdpowiedzUsuńPrzy takich cacuszkach 50 g potrafi nasycić. Naprawdę.
UsuńTa czekolada wzniosla cie na wyzyny poetyckiego wpisu ;)
OdpowiedzUsuńOna po prostu była poetycka ;). Inaczej nie dało się opisać.
UsuńE tam, jeszcze więcej uśmiechu! :) Dziękuję jeszcze raz!
OdpowiedzUsuńJakim cudem przegapiłam tę recenzję u Ciebie?! A przecież przeglądałam nie raz i etykiety...
OdpowiedzUsuńTylko utwierdziłam się w przekonaniu, że ta czekolada jest bardzo "moja". Może dzięki niej odzyskam wiarę w Amedei, ale... to jeszcze nie tak szybko. ;)
Wydaje mi się, że jedząc ją teraz napisałabym o niej o wiele więcej.
Usuń