Dzisiaj przed Wami kolejna odsłona prawdziwie alpejskiej
czekolady spod szyldu Tiroler Edle. Dlaczego zdecydowałam się sięgnąć właśnie
po ten wariant smakowy? Po pierwsze, chciałam spróbować, jak smakuje mleczna
czekolada wyprodukowana w Konditorei Haag. Dopiero w niej docenić można by było
fakt, iż użyto do jej wyrobu mleka od rodzimej alpejskiej rasy krów. Po drugie,
solidna jak na mleczną czekoladą zawartość kakao (42%) sugerowała, że może być
naprawdę smacznie i konkretnie. Trzecim, i bodaj najważniejszym argumentem
przemawiającym za moim wyborem było NADZIENIE. Proszę państwa, krem z
tyrolskich orzechów włoskich. Jestem łasa na orzechy pod każdą postacią, a
wyobrażenie wyrazistego kremu z orzechów włoskich wypełniającego dobrą mleczną
czekoladę mocno podkręcało mój apetyt. I dlatego właśnie TA tabliczka
towarzyszyła nam w parze ze swoją miętową koleżanką w wyprawie na
przełęcz Similaun (i spowrotem ;)).
Zostały nam jeszcze ze dwie godzinki trekkingu, gdy wracając
z Similaun usiedliśmy ponownie na tarasie znanego nam już schroniska Martin Busch. Gdy otworzyliśmy opakowanie,
zobaczyliśmy 50-gramową tabliczkę podzieloną na 8 kostek identycznie jak jej
miętowa poprzedniczka – jednakże nie była ona w tym przypadku tak podejrzanie
lśniąca ;). Mleczna czekolada Tiroler Edle charakteryzowała się na tyle ciemnym
odcieniem brązu, że już na pierwszy rzut oka wywnioskować można było, iż nie
pożałowano kakao. Zresztą, zapach też
odzwierciedlał niebagatelny charakter tego cacuszka – wyraziste kakao,
delikatne mleko. Tylko orzechowej nuty jakoś tak niewiele. Ciężko było wyczuć
po zapachu, że użyto tutaj akurat włoskich orzechów.
W smaku mleczna czekolada znacznie odbiega od tej, jaką
można z łatwością dostać w każdym polskim sklepie. Kakao robi swoje i tworzy z
mlekiem świetny duet. Tabliczka jest naprawdę mało słodka, zagorzali fani Milki
mogliby być ostro zawiedzeni. Mi natomiast było bardzo przyjemnie, że poczułam
SMAK, a nie sam cukier ;). Muszę przyznać, że mleczna czekolada Tiroler Edle
bardziej mi smakowała od ciemnej. Co zaś z nadzieniem?
Jak w przypadku zapachu, tak i w smaku – zawiodłam się
trochę na braku prawdziwie orzechowego kopa. Owszem, czuć orzechy, ale nie
wychodzą na pierwszy plan. Skupiając się na nadzieniu nie wyświetla się
automatycznie w mojej głowie wielka projekcja pt. ORZECHY WŁOSKIE ;). Orzechy zostało zmielone do postaci jednorodnej pasty, dokładnie wymieszano je ze śmietanką. Być może drobinki kruszonych orzechów zanurzone w tym śmietankowym obłoczku wywarłyby silniejsze wrażenie? Może. Lecz jedno jest pewne. Śmietankowe nadzienie w wykonaniu Tiroler Edle to prawdziwy skarb. Gładziutkie, tłuściutkie, naturalne. To właśnie owa autentyczność aksamitnego śmietankowego nadzienia najmocniej zapadnie mi w pamięć. Bo ono się Tyrolczykom naprawdę udało.
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku 17%, miazga kakaowa, śmietana 7%, orzechy włoskie 6%, syrop glukozowo-fruktozowy, lecytyna sojowa, skórka cytryny.
Masa kakaowa min. 39%.
Masa netto: 50 g.
Trzeba przyznać, że opakowanie, mino, że ubogie jest obłędnie słodkie! :)
OdpowiedzUsuńKrówka przyciąga wzrok :)
UsuńKrówka na opakowaniu mnie urzekła ;D
OdpowiedzUsuńCzekolada mleczna z wyrazistym orzechowym nadzieniem to skarb, szkoda, ze ta nie okazała się takim skarbem.
Ale za to ta śmietanka była wyjątkowa :)
Usuń:))
Usuń