wtorek, 7 czerwca 2016

Bahen & Co. Papua New Guinea ciemna 70%


Z racji faktu, iż w kwietniu miałam spędzić jeden z weekendów w pracy na targach w okolicach Łodzi, musiałam tę okazję jak najlepiej wykorzystać. Już dużo wcześniej dałam cynk Piotrowi z Sekretów Czekolady, że na pewno w tym terminie będę chciała dokonać osobistych zakupów z przepastnych czeluści jego czekoladowych zapasów. Zakupy okazały się być jedynie zwieńczeniem degustacji w kawiarni przy łódzkim Muzeum Kinematografii, podczas której miałam przyjemność poznać jeszcze dwóch czekoladowych maniaków. Część spróbowanych wtedy pyszności zakupiłam dla siebie, pojawią się więc na blogu. Pierwszą zjedzoną tabliczką z zapasów uzupełnionych w ten dzień była Michel Cluizel Ivoire. Następną w kolejce była dziś opisywany papuaski skarb od Bahen & Co., z której to firmy dwa egzemplarze miałam zaklepane jeszcze przed spotkaniem w Łodzi.

Bahen & Co. Papua New Guinea miała być moim pierwszym doświadczeniem z tym australijskim producentem czekolad. Tak, australijskim! Czekolada przybyła w moje ręce z końca świata! Na pięknej stronie internetowej Bahen & Co. dowiemy się, iż australijska ekipa używa w produkcji kakao z Papui Nowej Gwinei, Madagaskaru i Brazylii. Kto jak kto, ale oni po ziarno z magicznej Gwinei mają całkiem blisko. Ich dzieło to moje drugie podejście do papuaskiego kakao, po legandarnej Zotter Papua New Guinea 75%.



Po pierwsze, bardzo przypadły mi do gusty proste lecz szykowne opakowania australijskich tabliczek. Godzien pochwały jest również solidny rozmiar czekolad, a mianowicie 75 g. Po rozpakowaniu, tabliczka podzielona na liczne kostki o średniej wielkości, wydaje się być całkiem pokaźna. Na kostkach nie występują żadne zdobienia, i dobrze - czasem prostota jest najbardziej gustowna. Mój egzemplarz był pokryty cieniutkim białym nalotem, a spod niego ukazywał się ciemny brąz wpadający w głęboki fiolet.


Gdy podzielimy ją na części, przy kontakcie jednej kostki z drugą czekolada charakterystycznie stuka. Znam ten dźwięk już z kilku czekolad i zastanawiam się, skąd tak w ogóle bierze się owa właściwość? Czekolada pachnie na w pół wilgocią, na w pół suchością. Z jednej strony mamy tutaj wilgotną, omszoną piwnicę, a z drugiej rozgrzaną leśną ściółkę. Odnalazłam tu odrobinę igliwia, a dalej - feerię świeżo umytych malin, jagód i truskawek wymieszanych z pokrojonymi, soczystymi brzoskwiniami i pomarańczami.


Po umieszczeniu kostki z ustach rozpuszcza się ona ciężko i powolnie, lecz robi to bardzo gładko. Trzeba ją nieco pociamkać, by ze swej zbitości w pełni uwolniła swoje smukłe walory i... zalała podniebienie naprawdę przyjemną gładkością, bez śladu suchości, proszkowatości i ściągania (choć jej wygląd, także w przekroju, mógł sugerować coś innego). Jeśli chodzi o sam smak, od pierwszego wrażenia wiemy już, że to czekolada przede wszystkim bardzo owocowa.

Najpierw przychodzą nam do głowy wyczuwalne już w zapachu pomarańcze, przez moment przeradzające się w coś grejpfrutowego. Tak, kwaskowatość tej czekolady jest dość znaczna, lecz w autentycznie owocowy sposób! Po prostu jest tu tyle kwasku, ile w prawdziwych owocach, na dodatek tych już bardziej dojrzałych, soczystych. To, co było rozgrzaną ściółką w sferze zapachu przeradza się w coś bardziej owocowego, lekkiego. Nadal jednak pozostaje w niej coś
leśnego, ale już bardziej kojarzącego się na przykład z liśćmi i szypułkami malin oraz jeżyn.



Podczas dalszego degustowania doszłam do wniosku, że dominującą nutą smakową jest tu dla mnie brzoskwinia, a przede wszystkim - jej skórka w dojrzałej sztuce. Wiecie, taka z łatwością szarpiąca się na miąższu, bardzo aromatyczna, wilgotnawa. Gdy skupiałam się na tym akcencie, odnosiłam wrażenie, że tuż za nią pojawi się coś nabiałowego. Dlatego też, koniec końców pomyślałam o brzoskwiniowym serku homogenizowanym.

Pewne kremowo-mleczne nuty próbujące przebijać się przez owocowość, uwypuklone przez naturalną kwaskowatość czekolady, w istocie budzą skojarzenia z wyszczególnionym na opakowaniu malinowym kremem. Tu naprawdę jest sporo z malinowego kremu! Nie ma tu jakiejś specjalnej paloności, jest łagodna mleczność kremu sporządzonego ze świeżych darów lata, odrobinę zmrożonego. Proste, autentyczne smaki pełne słońca.




Pod koniec pojawia się iluzja twardszej skórki od chleba, co bezpośrednio wiąże się z kwaskowatością. Gdzieś w tej próbującej uwydatnić się leśności odczułam też coś na kształt pumpernikla ze śliwkami. Mimo wszystko, najlepszą charakterystyką tej czekolady pozostaje dla mnie mleczny schłodzony krem z brzoskwiń, malin i pomarańczy (właśnie w tej kolejności).

Papua New Guinea od Bahen & Co. to przepełniona słonecznym spokojem i wiosenną radością czekoladowa przyjemność. Nie szokuje olbrzymią dynamiką smaku i nieoczywistością. To po prostu świetna czekolada na wiosenny relaks, w mojej opinii zupełnie odmienna od Zottera z Papui Nowej Gwinei, który to był o wiele bardziej esencjonalny i zdecydowany.



Skład: ziarna kakao, organiczny cukier trzcinowy.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 75 g.

16 komentarzy:

  1. Bardzo podoba mi się ta czekolada pełna owocowych nut,zdecydoawnie moje klimaty!Aż chce mi się zjeść teraz czekoladę XD

    OdpowiedzUsuń
  2. charlottemadness7 czerwca 2016 08:25

    Lekka,orzeźwiająca,nieprzytłaczająca wręcz idealna na przełom wiosenno/letni ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, wspaniała na taką porę - choć zupełnie się tego po niej nie spodziewałam.

      Usuń
  3. Owocowe posmaki w czekoladzie bardzo mi odpowiadają, czyli coś dla mnie. Fajne jest to, że w wielu miejscach na świecie powstaje coraz więcej takich małych manufaktur, robiących dobrą czekoladę z ciekawego, gatunkowego kakao. Nawet u nas doczekaliśmy się nowej polskiej manufaktury na światowym poziomie (JP Czekolada z Krakowa)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ile różnych smaków owoców zamkniętych w jednej tabliczce :D Mimo, że w upalne dni człowiek nie ma wielkiej ochoty na czekolady to na tą warto się skusić :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ostatnio, jak jest tak ciepło, wyjątkowo pasują mi mocne owocowe nuty w czekoladach. Zwłaszcza te brzoskwinie mi tu apetytu narobiły. Rzeczywiście specjalnie skomplikowana nie jest, ale i tak bardzo chętnie bym się zaopatrzyła w jakieś czekolady tej firmy. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czekolada ciekawa,ale opakowanie mi się nie podoba można oczopląsu dostać:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Niee, kolejna czekolada zupełnie nie dla mnie, ale zainteresowała mnie jej szata graficzna. Jestem po lekturze najnowszej Grocholi, gdzie jedna z bohaterek była fanką prac Eschera (jeśli nie kojarzysz, zgoogluj. Wtedy zobaczysz, że na pewno kojarzysz :)).

    P.S. W ostatnich recenzjach ciągle używasz słowa "iluzja". Gdzie Ci wpadło w uszy? ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No rzeczywiście to jest coś w ten deseń!

      Wydawało mi się, że już długo używam tego słowa.

      Usuń