niedziela, 21 września 2014

Wenschitz Sparkling Travel ciemna nadziewana białą truflą z mango i szampanem


Odkrywania twórczości austriackich czekoladników ciąg dalszy... :) Produkty Wenschitz od razu przykuły moją uwagę na sklepowej półce innsbruckiego sklepu. Trudno nie zawiesić oka na tak... kiczowatych opakowaniach, które mimo wszystko opatrzone są w ładne i oryginalne nazwy własne wyrobów. Sparkling Travel? O tak, nasza tegoroczna podróż w Alpy była pełna "sparkliness" (jeśli uciekać się do chyba trochę zapomnianego słowa oznaczającego radość i energię życia). A poza tym, dlaczego jeszcze czekolada Wenschitz miała być sparkling - musująca/iskrząca się? Ponieważ zawiera w sobie szampan. Szampan, mango, ciemna czekolada i trufla z białej czekolady... Połączenie na tyle ciekawe i wyjątkowe, że musiałam je wypróbować.

Otwarcie kartonika wprowadziło nas w niemałe zaskoczenie. Czekolada nie jest owinięta w papierek ani sreberko. Została podzielona na 4 prostokąty i opakowana w dwie wzorzyście wytłoczone, plastikowe tacki. Tacka spodnia opatrzona została w logo firmy, zaś tackę górną - tak jak czekoladę - podzielono na 4 części. Ozdobny wzór wyżłobiony na każdej z nich jest idealnym odzwierciedleniem wzoru zdobiącego każdą z czekoladek. Nadal nie możecie sobie tego zobrazować? Dobra, zrobię wyjątek od reguły i wkleję zdjęcie tabliczki... ;)


Wygląd elegancki i oryginalny, ale co dalej? Powiem szczerze, że i tak czy siak pierwszy rzut oka na powierzchnię tabliczki nie był najprzyjemniejszy. Naprawdę nie lubię, gdy czekolada się tak świeci. Zawsze kojarzyć mi się to będzie z tanimi pralinkami, choć może nie powinno... Przykładając nos bliżej czułam tylko i wyłącznie zwykłą ciemną czekoladę. Dobrą, ale nie zapowiadającą eksplozji smaków. Poza tym, w aromacie nic a nic nie zapowiadało, że w środku tabliczki kryje się jakiekolwiek nadzienie... A przecież nazwa produktu sugeruje, że wnętrze będzie naprawdę wyraziste.

Po pierwszym kęsie okazuje się, że warstwa czekolady jest pooookaźna. Mamy przyjemną goryczkę, wyważoną słodycz ale... kurczę, jest przeciętnie. Sam fakt 70-procentowej zawartości kakao sprawia, że czekoladę dobrze się je, ale fajerwerki nie wybuchły, ani fanfary nie rozbrzmiały. Bogactwa kakao to tu nie było. Paradoksalnie, mój Mężczyzna uznał, że... coś za mało czuć tu kakao :D.

 Nadzienia jest naprawdę mało i na dodatek jest nierówne - umieszczone w czekoladowych prostokątach jakby po przekątnej. W miejscach, gdzie jest do najmniej - praktycznie NIC nie czujemy. Ot, biało-żółtawe stałe nadzienie, o niezidentyfikowanym smaku. Czy też właściwie bez smaku... Trufla z białej czekolady? Mango? SZAMPAN??? :o

Dopiero tam, gdzie warstwa nadzienia jest grubsza, możemy wyczuć parę jego niezaprzeczalnych zalet. Po pierwsze, ma bardzo przyjemną konsystencję gęstego, lecz lekkiego musu. Po drugie - no w końcu czuję mango. Delikatne, ale jednak. Nie jakieś sztucznie pudrowe i nachalne - naturalna owocowa nutka. Ale zdecydowanie była ona zbyt subtelna, aby przebić się przez smak ciemnej czekolady - która znowuż wcale nie była jakaś nadzwyczajna.

Mam bardzo mieszane uczucia co do tego produktu. Był smaczny, ale oczekiwałam czegoś innego. Przede wszystkim spodziewałam się, że czekolada sama w sobie bardziej mnie urzeknie. Było jej sporo, więc mogła swobodnie dać nam popis - a ona tylko grzecznie się nam ukłoniła. Z drugiej strony, po tak ekstrawaganckim opisie nadzienia mogłam wiele wymagać. Mango powinno zaatakować mnie swoją soczystością, a przy tym spójnie łączyć się z goryczą kakao. Trufla z białej czekolady winna załagodzić wszystko swoją aksamitną słodyczą - tymczasem tą jasną masę trudno było zidentyfikować jako powstałą z białej czekolady. Zawartość szampana pozostaje uznać mi jako perfidny chwyt marketingowy - nie mam pojęcia, gdzie, jak i w którym momencie winnam go poczuć. Prawda jest brutalna - muszę zaprzeczyć tezie, że wnętrza nie ocenia się po opakowaniu. Tutaj i na zewnątrz, i w środku - mamy sporo KICZU.

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, śmietana, syrop glukozowy, puree z mango, pełne mleko w proszku, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, Marc de Champagne, woda, lecytyna sojowa, wanilia.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 70 g.

17 komentarzy:

  1. Ja jadłam kiedyś z tej firmy czekoladę 70% kakao i wtedy poczułam, że to jest naprawdę gorzka czekolada, wyraźnie czuć było to kakao. Niestety nie miałam jeszcze okazji spróbować nadziewanej tabliczki Wenschitz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że nic nie straciłaś nie jedząc ich nadziewanej tabliczki ;). 70% czekolada od Wenschitz nie jest zła, ale naprawdę spodziewałam się czegoś lepszego, intensywniejszych doznań. Po Amedei Chuao i kilku innych w pełni zadowalających mnie ciemnych tabliczkach - nieustannie szukam prawdziwego pierdo*nięcia ;).

      Usuń
  2. Przynajmniej zapakowanie czekolady w te tacki zamiast w sreberko było oryginalne. Czyli właściwie zamiast nadziewanej gorzkiej czekolady dostałaś przeciętną gorzką czekoladę z odrobiną delikatnego nadzienia.
    A iskrzenie po wsze czasy będzie mi się kojarzyć ze Zmierzchem, heh, kiczowate opakowanie nawet pasuje do tej równie kiczowatej książki ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, Wenschitz to zupełnie inna liga niż Zmierzch :D. Nie ubliżajmy tej marce, bo popeliny nie odwala ;)

      Usuń
  3. Fajnie by było gdybyś zawsze wstawiała zdjęcie tabliczki! Pobudzasz w tedy moje zmysły hehe :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ślicznie wyglądają te kostki. Zaintrygował mnie ten dodatek szampana :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie również szampan zaintrygował, dlatego kupiłam tą czekoladę. Niestety ów dodatek nie znalazł odzwierciedlenia w smaku...

      Usuń
  5. Jaki piękny wzorek ma ta czekolada :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurde, gdyby to była mleczna czekolada z nadzieniem szampańskim, to chyba każde pieniądze bym za nią zapłaciła, jadłam kiedyś białe praliny z nadzieniem szampańskim - cudowne <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wątpię, żeby akurat to nadzienie Cię zadowoliło... Może, gdyby było go więcej, to dałoby się wyczuć dodatek szampana... Może :P

      Usuń
  7. Nie kupuję czekolad, bo są dla mnie za duże (lubię zjadać wszystko do końca), ale zacznę przeglądać Twojego bloga, a nuż zmienię zdanie. W końcu tylko krowa nigdy go nie zmienia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż za dziwny argument za niekupowanie czekolad :D. Naprawdę można się nauczyć zostawiania reszty tabliczki na później! ;) Ewentualnie pozostaje jeszcze opcja podzielenia się z kimś :). Zapraszam, zapraszam! W świecie czekolady jest tyyyyyyyyyyyle do odkrywania!

      Usuń