O dziwo, nasza siedemdziesiątka nie była tak jasna jak bogatsza w kakao poprzedniczka. Pachniała przede wszystkim cytrusowo, z sugestiami surowych ziaren kakao oraz ziół (szczególnie szałwii) - nie odnalazłam tu tak wyraźnych mlecznych akcentów.
Nie była tak aksamitnie gęsta - tu poruszaliśmy się w obrębie bardzo oryginalnej, kruchej i zarazem soczystej konsystencji. Wśród nut smakowych początkowo przeważał miąższ różowego grejpfruta, by następnie przemienić się w całą paletę surowości i ziołowości, kojarzącej się z meksykańskimi czekoladami Maria Tepotzlan. Mnóstwo tu było dzikości i pierwotności. Surowe ziarna kakao splątane w gąszczu mocno aromatycznych ziół sprawiały wrażenie, jakby nie dokończono procesu wytwarzania tej czekolady, zatrzymano ją na etapie pozwalającym pomieścić w sobie tyle dzikości. W osiemdziesiątce odkryliśmy drożdżówkę z waniliowym budyniem i cytrynowym cukrem, tu była to raczej nieco zakalcowata babka.
Czekolada wciągała swoją dziwnością i bez wahania mogę nazwać ją smakowitą, choć jej odmienność od wersji 80% jest tak znaczna, iż naprawdę szokuje. Jestem ciekawa, z czego ona wynika, bo wydaje się wręcz nieprawdopodobna.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 609 kcal.
BTW: 7,38/44,57/44,7.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz