wtorek, 30 czerwca 2020

Beskid Mięta Peru Satipo Bio ciemna 75% z miętą pieprzową


Z miętą w czekoladzie różnie bywa. Tak naprawdę, jedynie Zotter jest marką, której w pełni ufam co do połączenia mięty i kakao. Wypróbowałam już sporo ich tabliczek z dodatkiem mięty i zawsze wypadały naturalnie oraz smakowicie. Eksplorując coraz to bogatszą ofertę rodzimej manufaktury Beskid, decyzja o zakupie (w sklepie Sekretów Czekolady) ich ciemnej peruwiańskiej czekolady 75% z miętą pieprzową nie była dla mnie oczywista, aczkolwiek postanowiłam iść za ciosem - jak eksploracja, to eksploracja!


Prowincja Satipo, gdzie uprawiane jest zastosowane w tej czekoladzie kakao, znajduje się w środkowym Peru, pośród Puszczy Amazońskiej. Prócz tego kakao oraz nierafinowanego cukru trzcinowego, w składzie tabliczki znajduje się jeszcze tylko mięta pieprzowa w ilości 0,4%. Nie olejek, nie ekstrakt, nie aromat - prawdopodobnie silnie rozdrobiony susz, wkomponowany na tyle spójnie w tabliczkę, iż nie sposób go dostrzec gołym okiem.

Zapach czekolady wzbudził wspomnienia w podróży do Maroko - woń mocnego naparu z mięty przeplatała się z nutami kojarzącymi się z liściastą zieloną herbatą, przełamanymi odrobiną mleka. Z jednej strony, mięta wiodła prym, z drugiej zaś - kakao nie pozwalało o sobie zapomnieć, tworząc w połączeniu z miętą magiczną iluzję ściągającej herbacianej esencji.


Pierwsze wrażenia w ustach to twardość i kwaśność. Poczułam wyrazistą herbacianość wynikającą z taninowego, ściągającego działania kakao. Następnie pojawiła się przyjemna, subtelna słodycz z ciekawym efektem lekkiego szczypania z tyłu języka. Świeżość płynąca z mięty przełamana była orientalną pikantnością, kwaskowato-cierpkim zdecydowaniem kakao. Mięta, choć tak bardzo oczywista i naturalnie wyczuwalna podczas całej degustacji, nie potrafiła zdominować wszystkiego - dzięki czemu czekoladę jadło się bez poczucia przeciążenia jednostajną intensywnością.

Przyznam, że Beskid Mięta Peru Satipo Bio 75% wypadła zdecydowanie lepiej, niż mogłam się tego spodziewać. Mocna w swej naturalności, obrazowa, konkretna, nienudna. Lekko się ją jadło, choć nie była beztroska niczym lemoniada z miętą. To tak cudnie gorąca mocna zielona herbata z miętą, pita wśród surowych skał Atlasu Wysokiego - przynosząca ulgę, a jednocześnie niepokojąca swą dziką zmysłowością.


Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy nierafinowany, mięta pieprzowa 0,4%.
Masa kakaowa min. 75%.
Masa netto: 50 g.

niedziela, 28 czerwca 2020

Menakao Arabica & Sea Salt mleczna 45% z kawą i solą morską


Po przepysznej Coconut Milk & Vanilla nie mogłam się oprzeć jak najszybszemu skosztowaniu innej mlecznej nowości od madagaskarskiego Menakao - a mianowicie Arabica & Sea Salt. Dziś opisywana czekolada, zakupiona również w sklepie Sekretów Czekolady, stworzona została w 45% z kakao trinitario uprawianego w dolinie Samibrano na Madagaskarze, pełnego mleka, cukru trzcinowego oraz kawy arabiki, doprawiono ją zaś solą morską.

Rozpakowując czekoladę spodziewałam się ujrzeć posypkę z kawowych nibsów, upstrzoną raz po raz drobinkami morskiej soli. Jakież było moje zdziwienie, gdy tabliczka okazała się jednolita, także w przekroju nie sposób było wyróżnić nierówności związane z dodatkiem kawy oraz soli. Rozpędziło to moją ciekawość odnośnie doznań, jakie zafunduje taka spójnie czekoladowo-kawowa tafla. Tafla, która paradoksalnie pachniała... wilgotnym biszkoptem i ananasami, nie kawą.


Znów usta pieściła lejąca się szorstkość - obłędna mieszanka czułości i stanowczości. Przy pierwszych doznaniach smakowych, za nic nie rozpoznałabym, iż dodano tu kawy. Zresztą sól też nie była tu jakoś specjalnie wyczuwalna. Z powodzeniem dałabym się nabrać, że kawowe i słonawe niuanse to po prostu sprawka kakao. Zwłaszcza z uwagi na to, jak bardzo ziemisto-kawowo-palona była czekolada. Zwłaszcza z uwagi na to, jak żywe maślankowe nuty naturalnie niosły ze sobą wrażenie słoności.

Do tego ta niesamowita owocowość. Czułam ją tak, jakby w tabliczkę zaklęto niesamowicie owocową odmianę kawy, paloną w pieczołowicie dobranych parametrach. Przede wszystkim odznaczały się wyczuwalne już w zapachu ananasy, odnalazłam trochę papai oraz zaskakująco - odrobinę prażonego kokosa. Mleczność w tej czekoladzie, pomimo obecnej tu kokosowej iluzji, była jednak jakże odmienna od zaznanej w Coconut Milk & Vanilla. Tu słodycz odczułam jako o wiele mniejszą (pomimo takiej samej zawartości kakao), zaś samo mleko nieprawdopodobnie wręcz zgrało się z maślankowym charakterem madagaskarskiego kakao.


Znów usta pieściła lejąca się szorstkość - obłędna mieszanka czułości i stanowczości. Przy pierwszych doznaniach smakowych, za nic nie rozpoznałabym, iż dodano tu kawy. Zresztą sól też nie była tu jakoś specjalnie wyczuwalna. Z powodzeniem dałabym się nabrać, że kawowe i słonawe niuanse to po prostu sprawka kakao. Zwłaszcza z uwagi na to, jak bardzo ziemisto-kawowo-palona była czekolada. Zwłaszcza z uwagi na to, jak żywe maślankowe nuty naturalnie niosły ze sobą wrażenie słoności.

Do tego ta niesamowita owocowość. Czułam ją tak, jakby w tabliczkę zaklęto niesamowicie owocową odmianę kawy, paloną w pieczołowicie dobranych warunkach parametrowych. Przede wszystkim odznaczały się wyczuwalne już w zapachu ananasy, odnalazłam trochę papai oraz zaskakująco - odrobinę prażonego kokosa. Mleczność w tej czekoladzie, pomimo obecnej tu kokosowej iluzji, była jednak jakże odmienna od zaznanej w Coconut Milk & Vanilla. Tu słodycz odczułam jako o wiele mniejszą (pomimo takiej samej zawartości kakao), zaś samo mleko nieprawdopodobnie wręcz zgrało się z maślankowym charakterem madagaskarskiego kakao.


Podczas trwania degustacji coraz bardziej wyczuwalna stawała się klasyczna kawa. Nie mniej jednak, nadal pozostawała spójnie wkomponowana w czekoladę, nie wyrywała się na pierwsze miejsce stawki. Wszystko w tej czekoladzie występowało w idealnych proporcjach, zdawało się być do cna przemyślane, niebanalne, ale zachwycająco harmonijne. Menakao z niebywałą siłą ponownie wkupiło się w moje łaski. Dwie najnowsze mleczne czekolady z asortymentu tej manufaktury to prawdziwe oryginały i majstersztyki. Tak piękne w swej różnorodności!

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, pełne mleko w proszku, tłuszcz kakaowy, kawa arabika, lecytyna słonecznikowa, sól morska.
Masa kakaowa min. 45%.
Masa netto: 75 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 601,82 kcal.
BTW: 11,5/43,34/41,44.

piątek, 26 czerwca 2020

Chocolate Tree Marañón Peru ciemna mleczna 60%


 Gdy pewnego wiosennego popołudnia przyszła do nas ochota na małe co nieco, z serdecznością pomyślałam o ciemnej mlecznej Chocolate Tree, która czekała w moich zapasach właśnie na taką chwilę. Stworzona w 60% z peruwiańskiego kakao z doliny rzeki Marañón, w 20% z pełnego mleka oraz w 30% z cukru trzcinowego - przyozdobiona w alpaki 40-gramowa tabliczka została opakowana również w kartonik ozdobiony podobiznami tych zwierząt. Tak jak pozostałe czekolady od szkockiego Chocolate Tree, dziś opisywaną czekoladę zakupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.


 Dotąd miałam okazję próbować 50% mlecznej peruwiańskiej Chocolate Tree (z regionu Piura), która pomimo tego, iż była nader smaczna - raczej zaliczała się do słodyczy bardziej klasycznych i dziś, bez przeczytania recenzji, nie potrafiłabym przywołać od razu wspomnienia jej smaku. Tym przyjemniejsze czekało mnie zdziwienie, gdy powąchałam lśniącą tabliczkę Marañón Peru Milk 60% - ona pachniała wyjątkowo nietypowo. Momentalnie ów aromat skojarzył mi się z jasnymi winogronami tudzież z białym winem, a także z wilgotnymi ziarnami zbóż.


 Gęsta i miękka czekolada również smakowała intensywnie białym winem, i to wcale nie słodkim, a raczej półwytrawnym bądź prosecco - dzięki czemu absolutnie zawładnęła moim sercem! Ów gronowy, stonowany i spokojny smak kojarzyć się może również ze świeżym sokiem z jasnych winogron, jednakże w tle przebrzmiewała pewna alkoholowa nuta, a słodycz czekolady nie była intensywna - wyobraźnia nieustannie więc kierowała się w stronę białego wina.

Mleczność, której jednak nie dało się przegapić, zdawała się być tu lekko kefirowa, co było potęgowane alkoholowym posmakiem i iluzją lekkiego nagazowania (kontynuacja skojarzeń z prosecco). Ów kefir delikatnie posłodzony został aromatycznym miodem. Niesamowita świeżość czekolady miała też charakter innych owoców, niż tylko winogrona - pomyślałam o mandarynkach i nektarynkach. Już same wymienione wyżej nuty czyniły tę ciemną mleczną tabliczkę niezwykle ciekawą. W dalszym przebiegu degustacji do głosu doszła także ziołowa herbata z żurawiną.


O ile nie mam zwyczaju łączenia czekolad z alkoholami, o tyle podczas degustacji Marañón Peru Milk 60% żałowałam, że nie mam pod ręką białego wina! To byłoby idealne zestawienie. Czekolada okazała się dla mnie bardzo pozytywnym zaskoczeniem - łagodna, wyważona, o bardzo oryginalnych i konkretnych nutach smakowych. To jedna z lepszych mlecznych czekolad, jakie ostatnio próbowałam i jedna z ciekawszych propozycji od Chocolate Tree - choć zdawała się być tak niepozorna.

Skład: ziarna kakao, mleko w proszku 20%, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy.
Masa kakaowa min. 60%.
Masa netto: 40 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 537 kcal.
BTW: 10,8/42,6/42.

środa, 24 czerwca 2020

Menakao Coconut Milk & Vanilla mleczna kokosowa 45% z wiórkami kokosowymi i wanilią


W porównaniu do ostatnimi czasy masowo próbowanych czekolad z kokosem, jedna z nowszych propozycji od madagaskarskiego Menakao oprócz kokosa zawiera w sobie także mleko krowie. Można by zapytać - dlaczego? Wszak już nie raz przekonaliśmy się, iż mleko kokosowe tudzież rozdrobiony miąższ kokosa potrafią genialnie zastąpić krowie mleko w czekoladzie, wspaniale łącząc się z kakao, prezentując nową i kuszącą gamę smaków. A jednak, Menakao Coconut Milk & Vanilla nie jest czekoladą wegańską. Prócz 45% kakao z madagaskarskiej doliny Sambirano stworzona została z cukru trzcinowego, mleka kokosowego w proszku oraz mleka krowiego w proszku. Spód tabliczki posypano wiórkami kokosowymi. W skład czekolady wchodzą jeszcze sól morska, wanilia oraz lecytyna sojowa. Tak jak wszystkie moje Menakao, również tę tabliczkę kupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.


Ucieszyłam się na widok specyficznego rozkładu wiórków, który od razu przywołał na myśl ciemną Bright & Crispy (jej opakowanie ozdobione było nawet podobizną tego samego pana!). Dzięki nim wiedziałam, że całość okaże się niechybnie bardzo intensywnie kokosowa, gdyż również zapach na to wskazywał. W aromacie kokos przecudownie wymieszał się z dzikością madagaskarskiego kakao oraz z delikatnością mleka pociągniętą wanilią. Poczułam, że jednak krowie mleko będzie piastowało tutaj istotne miejsce... Z zakamarków pamięci przywołałam moją pierwszą mleczną Menakao - Fudgy & Light - jeszcze w dawnym opakowaniu, i coś mi mówiło, że i tym razem ziemia zadrży w posadach.


Czekolada była dość mocno słodka, to na pewno. Jednakże, wysoki poziom słodyczy zupełnie nie przeszkadzał w tym, bym mogła nazwać ją OBŁĘDNĄ. Już po pierwszym kęsie zapragnęłam, by ta 75-gramowa była większa, by mogła się nie kończyć... Miękka, a jednocześnie z odrobiną dzikiej szorstkości - coś, co ogromnie lubiłam w dawnej mlecznej Menakao. Cudownie kawowo-karmelowa, w sposób wybitnie deserowy, a przy tym szlachetny. Kokos i mleko przewspaniale zgrały się z kakao, wszystkie składniki dawały tu mocny koncert, popisując się najlepiej jak potrafią. Wydaje mi się, że bez dodatku mleka całość byłaby bardziej dzika, z mocniej wyłuszczonymi cechami madagaskarskiego kakao przełamanymi jedynie kokosem ale... nie żałowałam tego. Mleko miało charakter łagodzący, przez co kompozycja wypadła błogo. To jedna z czekolad, która pomimo niesamowitej błogości jest też bardzo intensywna - uwielbiam, gdy serwowane mi są właśnie takowe dwoiste doznania. Wspaniałości dopełniał fakt, iż wiórki w formie posypki były bardzo miękkie i świeże, nieprzesuszone i nieprzeprażone.


Nie spodziewałam się, że ta czekolada okaże się AŻ TAKA. Coraz to pyszniejsze kokosowe tabliczki przyszło mi wypróbowywać, ale Menakao Coconut Milk & Vanilla mogę wręcz nazwać jedną z ulubionych mlecznych czekolad. To idealna propozycja na słodkie, niebiańskie i energetyczne przeganianie wszelkich smutków. Całą sobą czułam, że jem Prawdziwą Mleczną Czekoladę - stworzoną z najlepszych składników i jednocześnie szalenie rozpieszczającą podniebienie. 

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, mleko kokosowe w proszku, pełne mleko w proszku, wiórki kokosowe, lecytyna słonecznikowa, sól morska, wanilia.
Masa kakaowa min. 45%.
Masa netto: 75 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 602 kcal.
BTW: 11,5/43,34/41,44.

poniedziałek, 22 czerwca 2020

Chocolate Tree Porcelana Venezuela ciemna 85%


 Nie mam wielkiego serca dla tak szlachetnego kakao, jakim jest Porcelana. W większości czekolad stworzonych z tej rzadkiej i cennej odmiany Criollo brakowało mi polotu, były dla mnie zbyt spokojnie. Niektóre urzekły mnie bardziej (na przykład nader oryginalna Szanto Tibor, dynamicznie owocowa Original Beans - tym bardziej wyjątkowa, gdyż peruwiańska - czy sporej mocy setka od Morina), inne zaś sprawiły niemalże zawód (chociażby Amedei czy Manufaktura Czekolady). W Porcelanie od Chocolate Tree przyciągała moc - aż 85% zawartości wenezuelskiego kakao, z upraw położonych w regionie Sur de Lago. Kupiłam ją w sklepie Sekretów Czekolady, z myślą o tym, iż mieszane uczucia wywoływane przez Porcelanę to po prostu degustacyjna przygoda, którą pouczająco należy przeżyć.


Ozdobiona wyjątkowym wzorem 40-gramowa tabliczka pachniała delikatnie jak na tak wysoką zawartość kakao. Zapach ów był prosty i obrazowy - pszenna bułka z masłem i truskawkowym dżemem. No tak, typowa wręcz Porcelana, pomyślałam sobie.

W ustach czekolada zachowywała się... ślisko. Coś pomiędzy kostką lodu, wypolerowanym drewnem a gładziutkimi piankami marshmallows. Goryczka w tej Porcelanie okazała się wyjątkowo wysoka, przede wszystkim kawowa. Jakakolwiek słodycz, która próbowała się tu i ówdzie przebijać, zapijana została zaraz ogromną ilością czarnej, gorzkiej kawy. A owe słodkawe przebłyski były typowo śniadaniowe, jak to zwykle z Porcelaną bywa. Pszenne pieczywo, a do tego cała gama dżemów - wśród wyczuwalnych w aromacie truskawek, pojawiły się śliwki i brzoskwinie. Były to jednak śliwki i brzoskwinie twardszych, bardziej dzikich odmian, o dość twardej skórce i bardziej suchym wnętrzu.


Od tej tabliczki bił specyficzny, wyrafinowany chłód. Czułam się tak, jakby podano mi śniadanie w luksusowym hotelu, gdzie wszystko dookoła jest powściągliwe i mało przytulne. Płaci się dużo za pszenne delikatne pieczywo, wybór rzemieślniczych dżemów, ale na szczęście do woli można nalać sobie kawy, którą uzupełnia się energię po nieprzespanej nocy w obcym miejscu. Kolejne dziwne, porcelanowe dysonanse. Chyba nie ma sposobu na to, bym w pełni mogła polubić się z tymi ziarnami, tak bez żadnych wątpliwości i odrobiny wahania.


Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy.
Masa kakaowa min. 85%.
Masa netto: 40 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 493 kcal.
BTW: 10,5/42,3/42.

sobota, 20 czerwca 2020

Tibitó Finca Aguas Claras Acacías Meta ciemna 80% Kolumbia


 Czekolady od bogotańskiego Tibitó stworzone z kakao z kolumbijskiego departamentu Meta znam już całkiem dobrze. Jeszcze w Kolumbii w 2016 roku udało mi się zakupić mleczną Meta 42% oraz ciemną Meta 70%, zaś po czasie, gdy tabliczki Tibitó pojawiły się w sklepie Sekretów Czekolady - kolekcję wzbogaciłam o Meta Coffee 70%. Wszystkie te czekolady oznaczały się przeróżnymi serowymi nutami, które zapamiętałam jako szczególnie charakterystyczne. Również za sprawą Sekretów Czekolady udało mi się parę miesięcy temu nabyć czekoladę z departamentu Meta o 80% zawartości kakao. Ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu, na jej opakowaniu pojawiło się więcej informacji dotyczących pochodzenia zastosowanych ziaren - czekolada jest single farm. Plantacja nazywa się Finca Aguas Claras i znajduje się w pobliżu miasta Acacías.


 80-gramowa tabliczka zdawała się być wyjątkowo jasna jak na tak wysoką zawartość kakao. Pachniała koszem pełnych kwaśnych, nieco zbitych jabłek zebranych późnym, suchym latem w dzikim sadzie. Niektóre ze spadniętych, lekko uszkodzonych owoców zaczęły już lekko fermentować, co pociągnęło za sobą lekko winny aromat.

Powoli i niezbyt lekko rozpuszczająca się w ustach masywna czekolada uderzyła w kubki smakowe mocą kwaśności i palonych goryczek. Pomyślałam o przypieczonej nad ogniskiem skórce od chleba, i to nie byle jakiego chleba, lecz ciemnego żytniego, na zakwasie. Oczywiście kwaśne dzikie jabłka znalazły również swą kontynuację ze sfery zapachowej. Pojawiły się młode orzechy laskowe oraz gorąca, również nieco przypalona konfitura z czarnych i czerwonych porzeczek. Dla pełnego obrazu - konfiturę tą umieściłabym na grzance z wyżej opisanego chleba. Dziko, roślinnie, swojsko - a wszystko to wiodło w stronę ostrych kwaśności, które zwę typowo kolumbijskimi - dawno ich już nie czułam i mocno się za nimi stęskniłam.


 Gdzie za to podziały się serowe nuty? Wypadało mi się ich spodziewać po wcześniejszych doznaniach. Otóż, wraz z biegiem degustacji, czekolada zaczęła odrobinę łagodnieć, idąc w oryginalną stronę jogurtu naturalnego z wkrojonymi doń świeżymi ziołami. To była jedyna nabiałowa nuta, jaką tu wyczułam. Zdecydowanie, Meta 80% to przede wszystkim opowieść o ognisku rozpalonym w letnim, dzikim ogrodzie. Opowieść, która podobała mi się, choć snuła się spokojnie, jak ów dym z ogniska. Mocno i spokojnie.


Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy.
Masa kakaowa min. 80%.
Masa netto: 80 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 560 kcal.
BTW: 4/44/36.

czwartek, 18 czerwca 2020

Auro Saloy ciemna 70% Filipiny


 Plantacje Saloy położone są na północ od filipińskiego miasta Kidapawan, na zachód od Davao, na wysokości 351 metrów n.p.m.  Kakaowce wzrastają tam wraz z palmami kokosowymi, bananowcami, awokado, słodliwkami i rambutanami, zaś okolicę otaczają tropikalne góry, z których spływają liczne potoki zasilające farmy w świeżą wodę. Po wspaniałej Paquibato, Saloy miała być moją kolejną czystą ciemną tabliczką od filipińskiej manufaktury Auro. Według producenta, kakao z Saloy zebrane w 2018 roku, charakteryzuje się słodką, ziołową dynamiką z nutami bergamoty oraz wiśni.

Wszystkie moje czekolady Auro nabyłam w niezastąpionym sklepie Sekretów Czekolady.


 Tabliczka prezentowała się bardzo elegancko - nie tylko przez oryginalny wygląd zapewniony przez Auro, ale i dzięki swej barwie - stonowanej, matowej, względnie jasnej, specyficznej. Pachniała w sposób obrazowy - przypudrowanymi wiśniami w alkoholu, winie lub wiśniówce, ewentualnie lekko sfermentowanym słodkim kompotem.

W ustach czekolada zachowała wrażenie pudrowości, jednocześnie będąc soczystą i żywą, co dało niezwykle wciągający efekt. Zgodnie z zapowiedzią, wiśnie odegrały tu przeogromną rolę, skłonna jestem uznać, iż wiodły prym. Rozwijały się skojarzenia o delikatnych wiśniowych galaretkach ukrytych pod warstwą ciemnej dobrej czekolady, podanych w towarzystwie aromatycznego espresso tudzież mocnej czarnej herbaty liściastej. Wszystko to - postawione na starym, eleganckich stoliku z prawdziwego drewna, spowite orientalną tajemniczością i subtelną wonią ziołowych, słodkawych kadzidełek palonych gdzieś w tle.


 Pod koniec robiło się coraz to bardziej cytrusowo, ale w nietypowy sposób - niby to pomarańcza, ale jakby zanurzyć jej kandyzowaną skórkę w jakiejś ziołowej nalewce. Myśli biegły w stronę kumkwatu, znalazło się by tu także odrobinę yuzu czy kalamondyny - ponownie zaklętymi w formę wyjątkowo subtelnej galaretki.

Saloy nie była tak straszliwie żywiołowa, bogata i szokująca w swych smakowych nutach jak Paquibato, ale również działo się tu sporo. Po prostu posiadała inny charakter, również cechując się wybitną smakowitością oraz oryginalnością. Wciągała i przenosiła do aromatycznego, nieoczywistego świata pełnego owocowych tajemnic, eksplorowanego w towarzystwie szlachetnego drewna, orientalnych ziół, kawy i herbaty. Po raz kolejny zachwyciłam się nad Auro.


Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 60 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 550 kcal.
BTW: 8/38/46.

wtorek, 16 czerwca 2020

Fruition Brown Butter Milk mleczna 43% Dominikana z brązowym masłem i wanilią


 Schodzimy w dół z zawartością kakao, degustując kolejne mleczne czekolady od nowojorskiego Fruition Chocolate Works. Po Maranón Canyon Dark Milk 68% oraz Hudson Bourbon Dark Milk 61% przyszedł czas na tabliczkę wykonaną z 43% zawartością dominikańskiego kakao, wzbogaconą o... brązowe masło. Ubite na Roonybrook Farm masło, zostało następnie mocno i powoli podgrzane, aż do stanu oddzielenia tłuszczu od białek występujących w maśle. W efekcie, masło uzyskało brązową barwę oraz karmelowo-orzechowy aromat. Mleczna czekolada z kakao z Dominikany została uświetniona właśnie takim cudeńkiem, a także doprawiona odrobiną wanilii. Zdobyłam ją oczywiście w sklepie Sekretów Czekolady.


 Jasnej i ciepłej barwy 60-gramowa tabliczka pachniała roztopionym masłem wymieszanym ze skarmelizowanym cukrem oraz cynamonem, takim idealnym do polania np. kopytek. Miała też w sobie odrobinę nut skórzanych i tytoniowych. Połączenie beztroskiej słodyczy z wykwintnością tworzyło porażający duet.


 W ustach Brown Butter Milk jest niebiańska: miękka, głęboka, gładka, słodziutka i naturalnie - maślana. Owa słodycz i maślaność są niebywale karmelowe, karmelowa paloność przeplata się ze skórzanymi akcentami kakao, a w tym wszystkim można zatopić się niczym w aksamitnej pościeli. Myślę, że w znacznej mierze do takiego przyprawowo-tytoniowego przełamania karmelowości przyczyniła się wanilia. Nie mniej jednak, to bardzo delikatne przełamanie. Cała czekolada jest przede wszystkim błogo słodko-tłusta, idealna dla fanów prostej przyjemności, ale stworzonej w najlepszym jakościowo wydaniu.


 Brown Butter Milk spośród próbowanych mlecznych czekolad od Fruition nadaje się najlepiej na zaspokojenie cukrowego głodu. Gdybym miała wybrać swego ulubieńca spośród tego jakże różnorodnego mlecznego tria, bezapelacyjnie sięgnęłabym po Hudson Bourbon Barrel Milk, gdyż burbon dodany do ciemnej mlecznej czekolady mocniej zatrząsł gruntem pod nogami niż słodziutka tabliczka z brązowym masłem.

Skład: cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, ziarna kakao, odtłuszczone mleko w proszku, masło, pełne mleko w proszku, wanilia.
Masa kakaowa min. 43%.
Masa netto: 60 g.

niedziela, 14 czerwca 2020

Beskid Dominikana Hispaniola Bio ciemna 80%


 Po pysznej Madagaskar Ambanja Superior Bio przyszedł czas na kolejną osiemdziesiątkę z naszej rodzimej manufaktury Beskid, należącą do jednej z nowszych propozycji tej marki. W samym środku kolejnego izolacyjnego tygodnia sięgnęłam po Dominikana Hispaniola Bio, zakupioną w sklepie Sekretów Czekolady. 80% dominikańskich ziaren oraz 20% nierafinowanego cukru trzcinowego zaklęte w 50-gramową tabliczkę - miałam nadzieję, że taki prosty zestaw podtrzyma mój dobry nastrój.

Bardzo, ale to bardzo podoba mi się świeży i soczysty wygląd najnowszych czekolad z Beskidu. Wprawdzie nie miały one szans doznać upału, który zawsze pogarsza warunki przechowywania, jednak w porównaniu do moich pierwszych Beskidów prezencja nowszych czekolad jest znacznie lepsza - fakt, może to tylko kwestia pór roku. Nie mniej jednak, Dominikana Hispaniola Bio 80& wyglądała przepięknie - mroczna w swej ciemności, a jednocześnie zdrowo połyskliwa.


 Czekolada łamała się miękko, co wzbudziło wręcz moje zdziwienie. Pachniała kwaśną kwiecistością: kwiatem wiśni, świeżą kiszoną kapustą. Spodziewałam się, że słodyczy odnajdę tu ledwie tchnienie. W aromacie przebrzmiewała bowiem również zapowiedź wysokiej paloności.

W ustach również czekolada zachowywała się dość miękko, co wypadło zaskakująco przyjemnie - jak na 80% kakao i to bez dodatku masła kakaowego. W pierwszej kolejności uderzyła nas ziołowość, tak lubiana przeze mnie, w typie surowego ziarna kakao. Stopniowo przechodziła w czystą goryczkę, mocno osiadającą na języku, coraz to bardziej paloną. Pomyślałam o niedojrzałych, a jednocześnie przypadkowo przypalonych w piekarniku owocach. By skonkretyzować swe skojarzenia, zwizualizowałam jabłka, czerwone porzeczki oraz wiśnie - niesłodzone, niezbyt dojrzałe, umieszczone w cieście, które nie dość, że wyszło zakalcowate, to jeszcze przypaliło się od spodu, praktycznie zwęgliło. Gdzieś w tym wszystkim zagubiła się jeszcze skórka surowej cytryny. Zgodnie z moimi przypuszczeniami, słodycz w tej czekoladzie okazała się nikła.


 Pomimo tak ostrych kwasków i goryczek, czekolada była niebywale wilgotna jak na 80%, przez co odebrałam ją jako bardzo przystępną. Zawarte w niej nuty smakowe były mocne, o niezbyt zuchwałej dynamice, a jednak przyjemne, zapadające w pamięć. Gdy tylko zaczynała ocierać się o ordynarność, miękka struktura wszystko łagodziła. To niezbyt skomplikowana, ale całkiem udana czekolada.


Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy nierafinowany.
Masa kakaowa min. 80%.
Masa netto: 50 g.
 

piątek, 12 czerwca 2020

Menakao Cashew & Sea Salt ciemna 63% z orzechami nerkowca i solą morską


 Zatęskniłam za Menakao. Minęło już parę lat od czasu, gdy ostatni raz próbowałam czekolad tej madagaskarskiej manufaktury. Mam do niej szczególny sentyment, gdyż marka ta była jedną z pierwszych, jaką eksplorowałam zaczynając przygodę z Prawdziwą Czekoladą. Wprawdzie później, zdarzało mi się na Menakao zawieść, nie mniej specjalnie miejsce w serduszku nadal pozostało.

Jakiś czas temu w sklepie Sekretów Czekolady pojawiły się najnowsze propozycje od Menakao i oczywiście nie omieszkałam się ich zakupić. Dziś pragnę Wam zaprezentować ciemną czekoladę o 63% zawartości kakao pochodzącego z doliny rzeki Sambirano, wzbogaconą o orzechy nerkowca i sól morską.


 Gdy rozpakowałam tabliczkę, parsknęłam śmiechem na widok skąpo rozsianych na jej spodzie kawałków orzechów nerkowca. Spodziewałam się, iż obfitość i forma nerkowców będą choćby takie, jak zostało to rozwiązane na przykład z orzechami laskowymi w Fudgy & Smooth. Soli też pożałowano, przynajmniej tej widocznej gołym okiem.

Na szczęście czekolada już samym swym zapachem wynagradzała niedociągnięcia, urzekając wonią skorupek orzechów, wulkanicznej ziemi, korka od wina, kefiru z owocami żurawiny. Aromat dawał nadzieję na to, iż Menakao pokaże wszystko, co najlepsze w madagaskarskich ziarnach.


 Pierwsze skojarzenie smakowe okazało się zaskakujące, a mianowicie były to... pieczone ziemniaki podane z solą i kefirem! Po chwili jednak zanurzyłam się w bardziej standardowych akcentach typowych dla tego kakao, co ważne - kryjących się w miękkiej i soczystej konsystencji. Tak, struktura czekolady była bardzo wciągająca i już zapomniałam o tym, że Menakao w zasadzie zawsze było właśnie takie.

Poza pierwszym wrażeniem słoności, później nie odczuwamy soli już mocno - zdaje się ona zlewać z charakterem kakao. Mamy więc kontynuację tej ciekawej "korkowości",  cierpkie i zarazem soczyste wino (bardziej półwytrawne i wytrawne), liczne nuty ziemiste - wyjątkowo kusząco przeplatające się z korkiem i winem. Pojawiły się oczywiście oczekiwane w madagaskarskich ziarnach cytrusy, tu wyjątkowo delikatne. Podniebienie pieścił kefir, przełamany rozsądnie posłodzoną żurawiną. Nerkowce, będąca same w sobie tak pysznymi orzechami, starały się uświetnić kompozycję i każde ich przeplatanie się ze smakiem czekolady odczuwałam jako dodatkową przyjemność. Niestety, miłosne uściski nerkowców i czekolady stanowiły tu jedynie krótkie, ulotne chwile.


 Degustacja rozbudziła sentymenty, przepełniła mnie ciepłem, wywołała szczery uśmiech - choć przecież nie wszystko zagrało tu idealnie, to jednak powrót do Menakao należy zaliczyć do udanych.

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa, sól morska.
Masa kakaowa min. 63%.
Masa netto: 75 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 597,5 kcal.
BTW: 11,6/41,82/44,28.

środa, 10 czerwca 2020

Auro Paquibato ciemna 70% Filipiny


 W końcu, nie ukrywając ekscytacji, zdecydowałam się na degustację pierwszej z posiadanych czystych ciemnych czekolad z filipińskiej manufaktury Auro. Dotychczas próbowane małe tabliczki ich produkcji, z dodatkami, wywołały u mnie skrajne odczucia. Wiedziałam, że filipińskie kakao w rękach Auro ma bardzo wiele do zaoferowania i żywiłam nadzieję, że w wysokoprocentowych wersjach czystych nic nie będzie mi przeszkadzać w pełnym zanurzeniu się w jego walorach. Moje czekolady Auro kupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.

 

Dziś prezentowana czekolada wykonana została z ziaren uprawianych w dystrykcie Paquibato, leżącym na północ od miasta Davao. Tamtejsze plantacje, położone na wysokości 305 m n.p.m., znajdują się pomiędzy pasmami tropikalnych gór. Kakaowce wrastają tam pomiędzy palmami kokosowymi, mangostanami, chlebowcami oraz słodliwkami. Prócz kokosa, owoce pozostałych drzew nie są mi znane, co kazało mi się spodziewać, iż sporo nut w czekoladzie wykonanej z tamtejszego kakao będzie dla mnie trudnych do nazwania.

 Dźwięcznie łamiąca się twarda tabliczka pachniała duszno, przyprawowo, dymnie. Tak, jakby spowić tropikalne owoce dymem szlachetnego drewna. Wąchając tę tabliczkę myślałam o cygarach, kadzidłach, tytoniu... Woń jednym słowem można skwitować jako niepokojącą. Intrygowała, pobudzała.


 W ustach gładka, lecz mało tłusta, zwarta i mocna - z wyrafinowaniem raczyła nas kolejnymi, wielce oryginalnymi akcentami. Zdawało się, iż czekolada posiada w sobie dodatek alkoholu, czy w zasadzie kilku różnych trunków, bo wyłapałam ich nieco. Likier jajeczny, ziołowa nalewka, whisky, a nawet szampan. Dalej poszłam już w stronę dębowych beczek po leżakowaniu wysokiej jakości alkoholi, gdyż narastać zaczęły skojarzenia drzewne. Na tyle, że przeniosłam się znów na chwilę do degustacji To'ak Aged Edition.

Słodycz w tej czekoladzie osiągała znaczący poziom, jednak była absolutnie niebanalna. Ekscytujące nuty eksplodowały raz za razem, a ja głęboko w pamięci szukałam skojarzeń, które w należyty sposób opisałyby takowe indywidua. Pomyślałam o jedzonym w Ekwadorze owocu zapato oraz o... duszonych w orientalnych przyprawach marchwi, pietruszce, selerze. A może były to owe warzywa wymieszane perwersyjnie z lukrecją, oblane gryczanym miodem (bardzo istotna nuta!), skropione sokiem z yuzu i limonki. Smaki obce i smaki znane, wymieszane w sposób nieprawdopodobny. Czułam się, jakbym ze stwardniałego tropikalnego błota wyłuskiwała aromatyczne nasiona. Jakbym rozdmuchiwała korzenno-drzewny dym unoszący się nad górską łąką.


 Paquibato dała mi dokładnie to, czego spodziewałam się po Auro - moc tajemniczych smaków, wciągających w swą mroczną, a jednocześnie jakże barwną otchłań. Jestem przekonana, że kolejne pełne ciemne czekolady od Auro ukażą mi następne sekrety Filipin.

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 60 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 550 kcal.
BTW: 8/38/46.

poniedziałek, 8 czerwca 2020

Michel Cluizel Plantation La Laguna mleczna 47% Gwatemala


 Lubię Michel Cluizel. Z asortymentu tej francuskiej manufaktury, już nie raz wybitnie przypadły mi do gustu zarówno ciemne, jak i mleczne tabliczki. Dziś przed Wam kolejna czekolada spośród ich mlecznych propozycji, zawierająca 47% kakao pochodzącego z gwatemalskiej plantacji La Laguna. Według producenta, czekolada ma charakteryzować się gładką i kremową konsystencją, zrównoważonymi smakami pomiędzy słodkim cappuccino, gorącą czekoladą, orzechami laskowymi, tostami i maślanym karmelem. Co istotne, na pierwszym miejscu w składzie czekolady znajduje się pełne mleko w proszku. Moją mleczną La Laguna kupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.


 Mięciutka czekolada o umiarkowanie jasnym kolorze pachniała śmietankowymi słodkimi piankami, gorącą kawą oraz zsiadłym mlekiem. W ustach rozpuszczała się gęsto i gładko, co w połączeniu z niesamowicie zbalansowanymi nutami smakowymi sprawiało, że znikała bardzo szybko... Pomimo tego, iż cechowała ją wyjątkowo głęboka i pełna mleczność, kojarząc się z śmietankowymi piankami i naturalnym serkiem homogenizowanym, zdawała się być bardziej goryczkowa, niż słodka. Akcenty koziego i owczego mleka były tu umiarkowane w porównaniu do wielu innych mlecznych Prawdziwych Czekolad, a mimo tego mocno dawała o sobie znać kawa. Kawa, która znalazła się w dużej ilości w ciemnym spodzie tłustego i gładkiego sernika, z karmelową polewą i maślano-orzechową kruszonką. Jak na 47% kakao, czekolada ta zadawała mi się być bardzo kakaowa, przyjemnie palona.


 Mleczna La Laguna jest o wiele bardziej zdecydowana niż błoga Grand Lait 45%, mniej owocowa niż brazylijska Plantation Riachuelo 51%, mimo wszystko mniej kawowa od papuaskiej Maralumi 47% i totalnie odmienna od madagaskarskiej, cytrusowo-karmelowej Mangaro 50%. Każda z mlecznych czekolad od Michel Cluizel opowiada zupełnie inną historię, lecz żadnej z nich nie potrafiłam się oprzeć. Dobra mleczna czekolada zawsze jest na wagę złota.


Skład: pełne mleko w proszku, ziarna kakao, tłuszcz kakaowy, cukier trzcinowy, wanilia burbońska.
Masa kakaowa min. 47%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 594 kcal.
BTW: 10/44/40.

sobota, 6 czerwca 2020

Chocolate Tree Coconut Milk & Sugar kokosowa 55% Peru


 Ostatnio szczególnie rozsmakowałam się w czekoladach z kokosem i muszę przyznać, że to jeden z moich absolutnie ulubionych dodatków, który przepięknie potrafi zgrywać się z kakao. Tym razem pragnę Wam zaprezentować kokosową tabliczkę z asortymentu szkockiej manufaktury Chocolate Tree. Zastosowano w niej 55% peruwiańskiego kakao z plantacji wokół wioski Chililique (region Piura), znanego już z kilku innych produktów tej marki. Jako słodzik użyto cukru kokosowego, a prócz tego, i tak 20% całości kompozycji stanowi kokosowe mleko. Cała czekolada została więc stworzona wyłącznie z kakao i kokosa. Kupiłam ją w niezastąpionym sklepie Sekretów Czekolady.


 Przyozdobiona w tukany 40-gramowa tabliczka posiadała jasną barwę o bladym odcieniu. Pachniała wyidealizowanym Bounty i upajała mnie tym zapachem, świetnie uderzając w moje gusta. Myślę, że dla wielu osób dużym atutem Coconut Milk & Sugar będzie fakt, iż jest ona w przekroju całkowicie gładka - w przeciwieństwie do licznych kokosowych czekolad, nie zawiera dodatku wiórków, a jedynie mleko i cukier kokosowy. Nie przeszkadza to jednak jej w tym, by obłędnie kokosem pachnąć. Kokosem wymieszanym z kwiecistym, rześkim kakao.


Czekolada była bardzo miękka w dotyku, pomimo umiarkowanej temperatury zadawała się być bliska roztapiania się w dłoniach. W ustach również układała się gładko, niemalże ślisko. Intensywny kokosowy smak w połączeniu z takim aksamitem to prawdziwa delicja. Właśnie, jakież tu mamy smaki?

Oczywiście, na pierwszym miejscu jest kokos. Nieuprażony, lecz surowy, mleczny, bardzo aromatyczny. Cała kompozycja jest umiarkowanie słodka, pozwala na odczuwanie licznych kwaskowych i goryczkowych niuansów, przede wszystkim roślinnych. Pojawiły się nuty młodych orzechów laskowych podlanych ananasowym sokiem. Emanowała słoneczna kwiecistość. Raczyliśmy się łagodnością, a jednocześnie skonkretyzowaniem charakterystycznych akcentów.


 To świetna propozycja zarówno dla fanów kokosowych czekolad (takich, jak ja!) oraz oczywiście dla wegan - jako świetny jakościowo i smakowo substytut mlecznej czekolady.

Skład: ziarna kakao, cukier kokosowy, kokos 20%, tłuszcz kakaowy.
Masa kakaowa min. 55%.
Masa netto: 40 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 561 kcal.
BTW: 7,1/45,8/41,5.