środa, 29 sierpnia 2018

Zotter Vintage 2016 Dry Aged ciemna 75%


Wykańczania zapasów ciąg dalszy. Tym razem mowa o moich zapasach tabliczek od Zottera. Przez lato nie kupowałam nic nowego w biokredens.pl, a ostatnią z posiadanych przeze mnie nowości od ulubionego austriackiego czekoladnika była nietypowa Labooko Vintage 2016 Dry Aged. Cóż to za wynalazek? Blend wyselekcjonowanych ziaren kakao z całego świata (częściowo Criollo), Zotter poddał rocznemu dojrzewaniu na sucho, celem uzyskania dojrzalszego smaku. Jakby to jeszcze było mało, Zotter zastosował wobec tych ziaren nową metodę prażenia SNR (z udziałem wody), o którą pokusił się także w przypadku tworzenia czekolad Guatemala 75% i Ecuador Seversal 75%. Ziarna z blendu konszowano 24 godziny.


Ciemna, stonowana, lekko satynowa tabliczka (a raczej dwie 35-gramowe tafle, po jednej dla Męża i dla mnie) pachniała głównie przyprawowo - mieszanką pieprzu, gałki muszkatołowej i kadzidła. W ustach rozpuszczała się powoli i sucho, niecodziennie jak na ciemne Labooko. Była twarda, zbita i nieco granulowata, zalepia buzię w sposób suchy i odrobinę mdły. W odbiorze wydaje się być jakby przymrożona, co stoi w ciekawej sprzeczności z suchym pustynnym ciepłem, jakie od niej bije.


W swych nutach smakowych początkowo Vintage 2016 Dry Aged zdawała się być... zleżała i zwietrzała. Przywodziła na myśl przepalone kadzidło, snujący się duszny dym, zwietrzone przyprawy przechowywane w worku jutowym. Pomimo znacznej słodyczy, jaką ze sobą niosła, cechowała się niskimi, poważnymi i mało wybujałymi nutami. Nawet nie potrafiłam na początku nazwać słodyczy, którą charakteryzowała czekoladę. Wszystko zdawało się być monotonne, smutne nawet.


Z czasem spośród feerii przypraw i dymu narastać zaczęła intensywna, pyszna wanilia. Właśnie dopiero w tym momencie, już niemal pod koniec - byłam w stanie nazwać słodycz przebrzmiewającą przez całą degustację. Była to słodycz waniliowego mleka sojowego, tudzież sojowego deserku z prawdziwą wanilią i dozą cukru trzcinowego. Bez tej słodyczy Vintage 2016 Dry Aged byłaby dla mnie chyba zbyt siermiężna.

Nie wiedziałam, czego spodziewać się po tym eksperymencie. Szczerze powiedziawszy, nie miałabym specjalnej ochoty na powrót do tej tabliczki.


 
Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy.
Masa kakaowa min. 75%.
Masa netto: 70 g (2x 35 g).
Wartość energetyczna w 100 g: 595 kcal.
BTW: 8,9/46/32

niedziela, 26 sierpnia 2018

Pacari Los Rios ciemna 72%


Dzięki markom Republica del Cacao i Takal przenieśliśmy się ostatnimi czasy do ekwadorskiej prowincji Los Rios. Nadal pozostajemy w tym regionie, tym razem za sprawą doskonałego Pacari. Tym samym wyczerpałam moje zapasy czekolad Pacari zakupione w sklepie na rogu głównego placu Quito. Na szczęście zostało mi jeszcze trochę innych ekwadorskich czekolad - wspomnień ze wspaniałej podróży.

Grube, choć drobne kosteczki tabliczek Pacari zawsze wywołują mój uśmiech. Są obietnicą cudownych doznań. Żywobrązowa tafla z leciuteńkim osadem pachniała przepięknie i bogato. W aromacie odnaleźliśmy najpierw soczystą pomarańczę i wilgotną, żyzną glebę. Następnie pojawiły się żywiczne nuty iglastego lasu oraz świerzbiący w nosie pyłek kwiatowy - z którego dalej wypłynęły kolejne cytrusowe olejki.



W ustach Los Rios zachowuje się typowo dla Pacari - rozpuszcza się gładko, z zadziorną lekką szorstkością, esencjonalnie. Najpierw wyczuwamy kwaśne mleko, nawet już takie trochę nadpsute. Dalej uderzają cudne cytrusy wyczuwalne w zapachu - przede wszystkim pomarańcze i limonki, a następnie cytryny tak intensywne, że chwilami wręcz chemiczne. Od tego złudzenia przechodzimy w rejony dyskretnej paloności, aromatycznej żywiczności i szczypty winnych tanin. Słowem - dobre, cierpkie czerwone wino, bogate i niebanalne.


W dalszej kolejności rozwinęła się nuta, która okazała się dla nas wiodącą w całej Los Rios. To dojrzały, podpieczony banan. Smak ten stał się tak wyraźny, że aż namacalny. Cudowna bananowość wydawała się nieco podlana słodkawą śmietaną, czy raczej - podana z lodami śmietankowo-karmelowymi. O tak, właśnie w takim tonie utrzymany był finisz, przechodzący w rejony karmelowych lodów w kawałkami maślanych krówek zatopionych w środku.

Wprawdzie Los Rios była ostatnią Pacari z moich obecnych zapasów, ale to na pewno nie koniec mojej przygody z tą marką. Zbyt mocno ją polubiłam.



Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa.
Masa kakaowa min. 72%.
Masa netto: 50 g.

czwartek, 23 sierpnia 2018

Takal Ecuador Hda. Seis Hermanos Vinces ciemna 76%


Jedna jedyna tabliczka marki Takal, jaką udało mi się zakupić na targu w Quito - stanowiła dla mnie szczególną wartość. To niesamowite - spacerować pośród stoisk z lokalnymi, 100% ekwadorskimi wyrobami i pośród ogromu przeróżnych czekolad dostrzec ostatni egzemplarz reprezentujący markę Takal. Na dodatek wyrażenia "small batch" i "limited edition" zadziałały na mnie jak płachta na byka. 70-gramowa tabliczka stworzona z kakao Arriba z plantacji Hacienda Seis Hermanos, położonej w okolicach miasta Vinces w prowincji Los Rios (z Vinces pochodzi też dopiero co recenzowana tabliczka od Republica del Cacao) - triumfalnie upolowana, wykupiona została ze stoiska prowadzonego przez młodego chłopaka, który absolutnie nie miał pojęcia, ile taka zdobycz dla mnie znaczy. Tym bardziej, że...

...już w domu, po paru miesiącach od powrotu z Ekwadoru odkryłam, jak Takal niesamowicie opisał swoją czekoladę. Wydawało mi się, że Georgia Ramon czy Zotter szczegółowo przybliżają historię ziaren i wykonania swoich single-origin, ale wartość merytoryczna informacji na opakowaniu Takal to przy nich prawdziwa encyklopedia. Byłam w szoku. Nie sposób opisać te historie, gdyż zajęłoby mi to sporo miejsca - wolałam sfotografować wnętrze kartonika i pokazać je Wam (zresztą, na stronie internetowej Takal również można odnaleźć te danem na bardziej wyraźnych planszach). Co tam mamy? Dokładną charakterystykę właściwości ziaren pochodzących z plantacji Hacienda Seis Hermanos, informacje dotyczące ich fermentacji, suszenia i prażenia, profil smakowy oraz przybliżenie rodziny prowadzącej plantację. Rewelacja. Prawdziwa czekolada single-origin, prawdziwa bean-to-bar, prawdziwa skarbnica wiedzy o kakao i czekoladzie. Nasza Takal to indywidualistka. Nigdy o żadnej plantacyjnej czekoladzie nie mogłam się dowiedzieć tak wiele, tylko z samego opakowania!


70-gramowa tabliczka o pociągłym kształcie została podzielona na nietypowego kształtu kostki (w sumie trudno je tak nazwać), posiada również wygrawerowane logo firmy. Okazała się dość ciemna, z lekkim nalotem, spod którego przebrzmiewały czerwonawe tony. W dotyku czekolada sprawiała śmieszne wrażenie bycia szorstko-pluszową. Gdy dodamy do tego kwaśno-owocowy aromat, przywołujący na myśl wiśniowy lambik i podfermentowane wiśnie - robi się naprawdę ciekawie i nietypowo.

W ustach rzeczywiście rozpościera się nietypowa szorstkość, będąca jednocześnie delikatną - ponownie mieliśmy skojarzenia z pluszem, a łącząc z tym nuty smakowe - także z piernikiem. Pojawiły się elementy drożdżowe, wyraziście piwne - ale uderzające właśnie w stronę dzikiem fermentacji i udziału owoców - wypisz wymaluj lambik! Jakie owoce? Przede wszystkim wiśnie i czarne porzeczki, bardzo intensywne. Spod tych pysznych, soczystych i mocno kwaśnych owoców wydobywała się także głębia mleczno-ciasteczkowa - jak w mięciutkich, świeżych ciastkach z udziałem maślanki. Pojawiły się również subtelne nuty orzechowe, niczym w posypce z orzechowej kruszonki, która mogła by zdobić powyższe ciasteczka.

 

Wiedziałam jednak, że to nie wszystko. Jakiś wyraźny akcent wybijał się ponad to wszystko, ale nie umiałam go opisać. Sięgnęłam więc w końcu po pomoc, jaką producent oferował w postaci umieszczenia na opakowaniu profilu smakowego ziaren. MIECHUNKA! Strzał w dziesiątkę. Nad wszystkim królowała soczysta, kwaskowata miechunka.

Nasza Takal to przede wszystkim bardzo orzeźwiająca kwaśność zawarta w nietypowej strukturze czekolady. Jadło się ją przyjemnie, nie była ciężka - choć jednocześnie przy wszystkich swych cechach sprawiała wrażenie esencjonalnie kakaowej. Zapada w pamięć - nie tylko przez wzgląd na tak cudowne opakowanie z rozbudowanymi informacjami. Jest po prostu oryginalna i prawdziwa.

 
Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy,
Masa kakaowa min. 76%.
Masa netto: 70 g.

poniedziałek, 20 sierpnia 2018

Republica del Cacao Ecuador Vinces ciemna 75%


Vinces jest miastem położonym w ekwadorskiej prowincji Los Rios. Przez wzgląd na obecność kopii wieży Eiffla, nazywane jest małym Paryżem. Ponadto, to prawdziwe kakaowe zagłębie, niemalże stolica ekwadorskich ziaren Arriba. Będąc w firmowym sklepie Republica del Cacao w Quito miałam okazję zakupić solidną 100-gramową ciemną tabliczkę o 75% zawartości kakao. Perspektywa takiej ilości czekolady od dotąd raczej niezawodnej Republica del Cacao była naprawdę ekscytująca.


Rozpakowanie tabliczek od Republica del Cacao jest zawsze związane z przyjemną niespodzianką. Spore kostki, gładkie i tłustawe w dotyku, a jednocześnie wydające się być bosko esencjonalne - niczym wykwintny czekoladowy likier. W ogóle, czekolady od Republica del Cacao pachną zabójczo, upajająco... Zawsze niosą ze sobą nieco inne nuty, ale bazą jest woń gęstego czekoladowego likieru. Vinces w swym aromacie wydawała się być wyjątkowo smolista, z odległą kwiatową nutą.

Po włożeniu kawałka kostki do ust, Vinces poczęła rozpuszczać się ze sporą dozą tłustości. Na tyle sporą, by przywołać na myśl soczysty bekon oraz przysmalone skwarki. Tak, tłustość mieszała się tu ze smolistą goryczką, co dało inwazyjny efekt - zwłaszcza, że smolistość odznaczała się również w strukturze. Idąc dalej, natrafiliśmy na fusy ze słodkiej kawy, taką kawową esencję. Skojarzyło mi się to ze słodką gęstawą kawą gotowaną w czajniczku w Armenii, której podczas naszej wycieczki tam piliśmy tak wiele.



Spod tej smolistej kawy wyłoniły się na krótko owoce. Były to przede wszystkim dojrzałe, już odrobinkę zdrewniałe w swym miąższu brzoskwinie - okraszone odrobiną nut typowych dla mango. Generalnie Vinces okazała się cięższa od innych tabliczek Republica del Cacao, bardziej od nich poważna i mniej słodka. Mimo tego, bardzo dobrze się ją jadło - 50 g na głowę w ciepły letni dzień nie było dla nas żadnym problemem. Jak widać, Republica del Cacao nawet czekoladę o trudniejszych akcentach potrafi stworzyć jako bardzo przystępną w odbiorze.


Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa.
Masa kakaowa min. 75%.
Masa netto: 100 g.

piątek, 17 sierpnia 2018

Zotter Togo 65% ciemna


To wyjątkowa chwila, gdy czeka mnie degustacja czekolady wykonanej z kakao pochodzącego z kraju, w którego jak dotąd nie miałam okazji nic wypróbować. Zotter ostatnimi czasy dodał do swej oferty ciemną Labooko o 65% zawartości kakao z Togo. To afrykańskie państwo położone nad Zatoką Gwinejską graniczy z Ghaną i Beninem. W pagórkowatym rejonie Kpalime działa kooperatywa Gebana zrzeszająca 1750 małych farmerów (opiekujących się plantacjami 0,25 do 1,5-hektarowymi), z którą Zotter z wielką przyjemnością podjął współpracę. W zachodniej Afryce niemasowa produkcja kakao nadal wcale nie jest tak oczywista. Zwłaszcza, że w Kpalime kakaowce rosną pośród różnorodności innych roślin, co na pewno wpływa na smak ziaren.

W Kpalime kakaowe żniwa trwają cały rok, jednakże czas głównych zbiorów przypada pomiędzy październikiem a marcem, zaś średnie zbiory - między majem a wrześniem. Ziarna kakao są tradycyjnie fermentowane pod liśćmi bananowca, a następnie suszone na słońcu.

Zotter Labooko Togo 65% zakupiłam na
biokredens.pl.


Matowa i dość jasnobrązowa tabliczka przywitała nas dusznym, kwiecistym zapachem. Wąchając nią przenieśliśmy się do rozgrzanej szklarni pełnej kwiatów lub ogrodu botanicznego w ciepły letni dzień. Aż miałam wrażenie, że oto wokół mnie bzyczą pszczoły zbierające słodki nektar. Zapowiedź była słodka, zdecydowanie słodka. Spodziewałam się miodu, kwiatów i rozlicznych owoców, bo nektarowe nuty właśnie je obiecywały.

W smaku Togo okazała się być jednak bardziej płaska. Najpierw urzeka nas owa miodowo-kwiatowa słodycz, osadzona na gładko-tłustym filmie. Następnie oczekujemy na uderzenie, na zalanie nas przepastną głębią - jednakże otrzymujemy tylko słodkie maślane ciastko ze szczyptą cynamonu i siekanymi migdałami. Smaczne, ale zwyczajne.



Próbuję szukać tu zapowiedzianych owoców, ale robię to nieco na siłę. Myślę o miąższu dojrzałych wiśni, które szczególnie dobrze komponują się z maślano-migdałowym ciasteczkiem. W przeciwieństwie do Kimiko nie doszukałam się tu nut typowo chlebowych. Wraz z biegiem degustacji coraz silniej kojarzyłam Labooko Togo z... Kinder Niespodzianką oraz innymi mlecznymi ulepkami. Słodycz bowiem ostatecznie zdominowała w niej wszystko.

Ciekawa jestem, jak Togo wypadłaby przy nieco większej zawartości kakao, chociażby 70%. Mnóstwo w niej było łagodnych nut, które przy wyższym procentażu mogłyby zaowocować czymś bardziej wyrazistym i nie aż tak słodkim. Nie mniej jednak, Togo 65% po prostu nie jest ciężka, a przyjemna - dobrze jadło się ją w upale, za co należy jej się pochwała (bowiem właśnie w niemiłosierny upał przyszło nam ją jeść).



Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy.
Masa kakaowa min. 75%.
Masa netto: 70 g (2x 35 g).
Wartość energetyczna w 100 g: 570 kcal.
BTW: 7,9/40/40.

wtorek, 14 sierpnia 2018

Taza Wicked Dark ciemna 95% z imbirem


22 lipca był już naszym dniem powrotu z czeskich Karkonoszy. Z racji tego, że lipcowy dzień jest długi, oczywiście nie mieliśmy zamiaru poświęcić go na samą podróż do domu. To, jakie miejsca odwiedziliśmy podczas powrotu scharakteryzuję na końcu tego wpisu, najpierw opisując czekoladę zjedzoną w samochodzie już po wjechaniu na teren Polski.

To całkiem niedawno w Górach Izerskich było nam dane skosztować pierwszy raz czekolady amerykańskiej marki Taza. Była to Wicked Dark 95% z dodatkiem smakowitego prażonego kokosa. Tym razem mieliśmy do dyspozycji analogiczną czekoladę, lecz z imbirem. W recenzji wersji z imbirem przybliżyłam już charakterystykę firmy Taza, której bardzo zależy na uzyskaniu jak najsurowszej czekolady dzięki rozdrabnianiu ziaren kakao za pomocą kamiennych młynków. Moim zdaniem jest to przerost formy nad treścią, nie mniej jednak zawsze to coś odmiennego do wypróbowania.

Swoje czekolady Taza zakupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.


Czekolada przepięknie pachniała imbirem. Już samym tym zostałam kupiona. W jej wnętrzu kryły się delikatne opiłki kandyzowanego imbiru. Choć podczas degustacji wersji z kokosem szczerze wątpiłam, czy imbir równie dobrze. Teraz jednak, wąchając cudne zestawienie imbiru z goryczkowo-octowymi nutami szorstkiego kakao - zaczęłam wierzyć w to, że imbir naprawdę da radę.

Ponownie wgryzłam się w ciężką czekoladową masę, gorzko-kwaśną, mocno ziemistą. Tylko i wyłącznie szorstkość wnętrza tabliczki pozwalała nie przeciążyć się nią zbyt mocno. Ta szorstkość nadawała jej pozornej lekkości, gwarantowanej właśnie przez dość surowy przemiał ziaren i wyrób tabliczki. Nuty smakowe odnalazłam takie same, jak w wersji z kokosem. Tu jednak imbir... O tak, tak bardzo przypadł mi do gustu!

Był cudownie odświeżający i pikantny zarazem, bardzo wyrazisty. Wkraczał w każdą cząsteczkę mocarnej czekolady, tworząc z niej zupełnie coś nowego, odmiennego. W połączeniu z tą surową szorstkością niezbyt wytwornego kakao, dał efekt porażający, bardzo smakowity. Czekolada niesamowicie mnie wkręciła, co jak na tak wysoką zawartość kakao nie było wcale oczywiste. Imbirowa Wicked Dark została jednak zupełnie inaczej odebrana przez mojego Męża. Dla niego okazała się zbyt ciężka, przez co oddał mi nieco ze swojej części, na co ochoczo przystałam. Generalizując, uważam, że dla fanów imbiru ta tabliczka jest obowiązkowa do wypróbowania.


22 lipca najpierw odwiedziliśmy zaporę na Łabie, która znajdowała się nieopodal naszego miejsca zakwaterowania.



Następnie podjechaliśmy na parking w Herlikovicach, skąd przez Dumlichuv Dul i Zadni Zaly weszliśmy na Zadni Zaly ze starą wieżą widokową.





Na Zadni Zaly można wjechać wyciągiem, stąd spora ilość turystów u góry - choć i tak przedpołudniem nie było ich zbyt wielu.


Rozkoszowaliśmy się widokami i piękną pogodą przesiadując na tarasie schroniska położonego tuż obok wieży. Zajadaliśmy lody i oczywiście - knedle z jagodami! Do Herlikovic maszerowaliśmy tą samą drogą.


Dalej podczas naszej drogi powrotnej zatrzymaliśmy się w Janskich Lazniach, aby przejść się Ścieżką w Koronach Drzew. Wprawdzie widoki z niej były mniej spektakularne niż chociażby z wieży na Zaly, ale nie sposób było minąć to miejsce obojętnie. Bo potem rzeczywiście czekał nas już tylko powrót do domu...





Skład: ziarno kakao, kandyzowany imbir (imbir, cukier trzcinowy), cukier trzcinowy.
Masa kakaowa min. 95%.
Masa netto: 70 g.

sobota, 11 sierpnia 2018

Manoa Breakfast Bar Hawaiian Coffee & Nibs ciemna mleczna 60% z nibsami kawowymi i kakaowymi


Po pierwszych doświadczeniach z marką Manoa, jakich zaznałam z mleczną czekoladą o 50% zawartości hawajskiego kakao - już nie mogłam doczekać się kolejnych. Na szczęście w czeskie Karkonosze zabrałam jeszcze jedną tabliczkę z asortymentu tej marki. Była to również mleczna czekolada, lecz o 60% zawartości kakao (również hawajskiego), wzbogacona posypką z prażonych nibsów kakaowych oraz nibsów kawowych - stąd jej nazwa Breakfast Bar. Dodatkowo, kawowe nibsy również pochodzą z Hawajów - jest to typowa dla Big Island kawa Kona.

Manoa Breakfast Bar kupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.


W Breakfast Bar wszystko było intensywniejsze. Mleczna czekolada równie cudownie gładko rozpuszczała się w ustach, lecz tym razem kakao miało już więcej do powiedzenia. Znów urzekły mnie wulkaniczno-ziemiste nuty, nieco trącące Indonezją - lecz tu mocniej przełamane cudnymi owocami egzotycznymi: ananasem, mango, marakują... Tu jednak, z racji większej intensywności kakao, pojawiło się więcej ciemniejszych, drobnych owoców. Wyraziście ujawniła się jagoda, może także jagoda acai. Na pewno odnalazłam tu więcej mroku niż w 50-tce. Wszystko było mocniej owiane dymem, mocniej esencjonalne.

Nibsy... Choć można było oddzielić kakaowe od kawowych, nie zrobiłam tego. Potraktowałam wszystkie elementy jako nierozerwalne, tym bardziej, że przecież cała tabliczka miała jedynie 20 g. Na pewno były świetnie przyrządzone - chrupkie, lecz nie przepalone - a soczyste wręcz. Rozniecały i podkręcały tak charakterystyczne dla hawajskiego kakao nuty, wzbogacając je o wyrazistsze nuty prażone oraz smakowitą kawowość. Co do samej kawy Kona, w pełni wypowiedzieć o niej mogłabym się dopiero pijąc ją... Może kiedyś mi się to uda!

Na pewno, mój apetyt na hawajskie wyroby został jeszcze bardziej rozbudzony...


Poszliśmy sobie do Lucni Bouda na piwo i na jedzonko - mój Mąż wybrał gulasz wołowy, a ja ukochane knedle z jagodami. Udając się na popas podziwialiśmy z jednej strony Śnieżkę, a z drugiej Śnieżne Kotły.



Następnie cofnęliśmy się do Chaty Vyrovki, by stamtąd niebieskim szlakiem powoli schodzić do Szpindlerowego Młyna - po drodze mając rewelacyjny widok na Kozie Wierchy. Gdzieś tam właśnie na szlaku zjedliśmy naszą Breakfast Bar.




A w Szpindlerowym Młynie wciągnęłam doskonały stek z jelenia podany z sosem z dzikiej róży.


Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, mleko w proszku, kawa Kona.
Masa kakaowa min. 60%.
Masa netto: 20 g.

środa, 8 sierpnia 2018

Idilio Origins 14rto Chuao ciemna 72%


21 lipca był kolejnym dniem, który spędziliśmy na szlakach czeskich Karkonoszy. Poniżej, przy okazji zdjęć z wędrówki przybliżę pokonaną przez nas trasę, a tymczasem skupię się na czekoladzie, którą degustowaliśmy w pięknych okolicznościach przyrody. Przy kawie, siedząc na ławeczce przed schroniskiem Dvorska Bouda, z widokiem na rozległą panoramę - sięgnęliśmy po prawdziwą gratkę - Idilio Origins 14rto Chuao.

Wenezuleskie rejony Chuao i Choroni obfitują w wartościowe kakao. Chuao położone na wybrzeżu Morza Karaibskiego to lokalne kakaowe zagłębie, gdzie ziarna suszone są praktycznie na głównym rynku miejscowości - tradycyjną metodą na słońcu. Chuao od Idilio Origins konszowana była przez 48 godzin i miała charakteryzować się delikatną kakaowością, posmakiem dojrzałego ananasa z nutą limonki, pikantnością wymieszaną z prażonymi nutami. Według informacji zawartej na opakowaniu, powinniśmy odnaleźć tutaj również gałkę muszkatołową i prażone migdały.

Wszystkie tabliczki szwajcarskiej marki Idilio Origins zakupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.


Gdy rozpakowaliśmy naszą Chuao, zaskoczyła nas jej jasna, mleczna barwa - pomimo 72% zawartości kakao. Zapach również urzekła niebywałą mlecznością, w dodatku taką upajającą - jak w przypadku świeżego, lecz lekko schłodzonego mleka. W aromacie odnalazłam również akcenty palonej kawy i obietnicę owocowości. Wszystko to jednak zapowiadało się bardzo stonowane.

Delikatne rozpuszczanie się w ustach i specyficzna konsystencja - tak, oto właśnie Idilio Origins. Pierwsze odczucia to urzekająca mleczna słodycz, która skojarzyła się nam z serkiem homogenizowanym wymieszanym z dojrzałym ananasem. To w zasadzie była dominująca nuta - taka błogo-słodka. Tłem był gładki kawowy film, kryjący w sobie prócz prażoności i kwaskowatości typowej dla kawy - poboczne nuty. Były to lekkie cytrusy (orzeźwiające), szczypta kolorowego pieprzu wraz z mieszanką innych przypraw.

Chuao zaskoczyła mnie swoją prostotą i delikatnością. To kolejna pyszna wenezuelska czekolada od Idilio Origins - tą doskonale jadło się w górach, bo nie przyćmiewała widoków feerią skomplikowanych nut. Była niebanalna, lecz naprawdę bardzo subtelna.


Tego dnia ze Szpindlerowego Młyna przez Hromovkę doszliśmy do szczytu Predni Planina.


Następnie malowniczymi łąkami Klinovki podeszliśmy pod Zadni Planina.



Następnie poprzez Pupek zeszliśmy do wspomnianej już Dvorskiej Boudy.


Dalej pomaszerowaliśmy na szczyt Lisci Hora i z powrotem - tylko po to, by ujrzeć Śnieżkę z zupełnie innej perspektywy niż dotychczas.



Ponieważ chcieliśmy ponownie napić się piwa w Lucni Bouda, Slezska Cesta obok Chaty Vyrovka udaliśmy się właśnie w jej stronę - podziwiając przy tym wspaniałe widoki.



Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy.
Masa kakaowa min. 72%.
Masa netto: 80 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 582 kcal.
BTW: 7/45/43