czwartek, 30 maja 2019

Georgia Ramon Mandeln Vegan migdałowa Dominikana 44%


Ponad wioską Chyrowa w Beskidzie Niskim przystanęliśmy na otwartej przestrzeni, racząc się widokiem i nieśmiałymi promykami słońca prześwitującymi przez chmury. Z plecaka wyjęłam wegańską propozycję od Georgia Ramon, którą zakupiłam w sklepie Sekretów Czekolady. Nie wiedzieć dlaczego, aż do rozpakowania tabliczki byłam przekonana, że Mandeln to wegańska czekolada biała o 44% zawartości masła kakaowego. Gdy ujrzałam brązową taflę przeczytałam uważniej skład - ależ oczywiście, mamy tu miazgę kakaową. Mandeln Vegan jest więc czekoladą "mleczną" zawierającą 44% masy kakaowej z Dominikany - mleko krowie zastąpiono tu mąką migdałową i dodatkowo upstrzono tabliczkę drobinkami prażonych migdałów (15% całości).


W zapachu Mandeln Vegan wyraźnie odznaczały się migdały, niczym w świeżo przetartym maśle migdałowym. Woń tej tabliczki kojarzyła się raczej sucho i roślinne - nie spodziewałam się bagienka w ustach. W istocie, nie myliłam się. Czekolada niełatwo rozpuszczała się w buzi - wszak mąka migdałowa to nie mleko... Przywodziła na myśl łodygi ziół oraz suche drewno, potęgowane jeszcze przez specyfikę zastosowanego kakao oraz migdałowe akcenty. Drobinki migdałów chrupały przyjemnie i urozmaicały kompozycję, która bazując jedynie na mące migdałowej stałaby się monotonnie zachowawcza, nazbyt poważna. W mojej opinii brak polotu tej tabliczce, choć bez wątpienia jest doskonałym rozwiązaniem dla osób, które nie mogą bądź nie chcą jeść produktów mlecznych, a mają ochotę na substytut mlecznej czekolady. Georgia Ramon proponuje wprawdzie dość charakterystyczny zamiennik (miałkość i suchość mąki migdałowej jest tu naprawdę mocno wyczuwalna), ale jak mawiają - lepszy rydz niż nic.

Skład: miazga kakaowa z Republiki Dominikany, tłuszcz kakaowy, surowy cukier trzcinowy, mąka migdałowa, prażone migdały 15%.
Masa kakaowa min. 44%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 599 kcal.
BTW: 17/47/27.

wtorek, 28 maja 2019

Pralus Carré De Café mleczna kawolada



 Schodząc z Cergowej do Nowej Wsi w Beskidzie Niskim bardzo potrzebowaliśmy smakowitego energetycznego kopa. Chętnie napilibyśmy się również kawy, ale termos był zbyt dużym balastem podczas tygodniowej wędrówki z ciężkimi plecakami. Gdy usiedliśmy na skraju łąki, z widokiem na kamieniołom, wyjęłam w plecaka tabliczkę, która zdawała się idealnie odpowiadać naszym potrzebom. Nie czekoladę, lecz KAWOLADĘ. Tak! Czekoladziarnia Francois Pralus w duecie z Vincentem Ferniotem (dziennikarzem, gastronomem i prezenterem telewizyjnym) stworzyła dwie kawolady: ciemną i mleczną ( Carré De Café znaczy "tabliczka kawy"), czyli tabliczki stworzone na bazie tłuszczu kakaowego i cukru (w mlecznej wersji mamy oczywiście jeszcze mleko w proszku), w których zamiast miazgi kakaowej użyto brazylijskiej kawy arabiki. Pierwszą moją reakcją na pojawienie się tych tabliczek w sklepie Sekretów Czekolady był sceptycyzm. Nie rzuciłam się za ich zakup, czekałam, musiałam to przetrawić. Dopiero po czasie uznałam, że to w istocie musi być ciekawe doświadczenie, które wyjdzie albo bardzo źle, albo genialnie. A, że Pralusowi ufałam niezmiernie... Kupiłam obie kawolady i zabrałam w góry.


 Nieduża, lecz dość gruba, a mimo to zgrabna tabliczka prezentowała się pięknie. Jej barwa tożsama z kawą wymieszaną z niedużą ilością mleka była niezmiernie ciepła i pociągająca. Wokół kawolady unosił się przecudnie kojący zapach lekko przestudzonej kawy z mlekiem.

Mleczna kawolada rozpuszczała się w ustach z wielkim aksamitem, bez przesadnej tłustości - już przez sam ten fakt zaplusowała u mnie ogromnie. Jej konsystencja była obezwładniająca. Intrygujące było doznanie, gdy pośród cukrowej słodyczy, mlecznej delikatności optymalnej i tłustości kakaowego masła , spotykamy się nie z kakaowym uderzeniem, lecz z kawowym. To doznanie niecodziennie i bardzo przyjemne, szczególnie dla mnie - osoby, która potrafi ze smakiem wypić sześć kaw dziennie. Kawowość w tej czekoladzie odrobinę kojarzy się z miksem szlachetnego drewna i dojrzałych czerwonych owoców. To naprawdę dobrej jakości kawa podana z tłustym mlekiem - coś wyjątkowego. Nie mogłam się nią nasycić i... już ślinka ciekła mi na myśl o wersji ciemnej. Kawolada to absolutna rewelacja i rewolucja, którą każdy fan kawy i czekolady winien wypróbować.


Skład: tłuszcz kakaowy, cukier, mleko w proszku, kawa arabika.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 567 kcal.
BTW: 8,7/38,9/41,5

niedziela, 26 maja 2019

MIA Coconut ciemna 65% Madagaskar z kokosem



 Na szlaku, gdzieś pomiędzy Rymanowem Zdrój a Iwoniczem Zdrój, sięgnęliśmy po kolejną tabliczkę madagaskarskiej marki Mia, w której asortyment zaopatrzyłam się w sklepie Sekretów Czekolady. Czysta ciemna czekolada od Mia o 75% zawartości kakao z doliny Sambirano wywarła na mnie piorunujące wrażenie. Później próbowana, 65% tabliczka ze skórką pomarańczową i olejkiem pomarańczowym okazała się przede wszystkim smakowitym połączeniem kakao z pomarańczą, sporo tracąc z wyrazistej charakterystyki madagaskarskiego kakao. Teraz miałam w swych dłoniach 65% wersję z kokosem, mając nadzieję, iż ten dodatek nie zaburzy tak znacznie odbioru bardzo bogatego smaku ziaren od Mia.

Gdy rozpakowałam czekoladę, moim oczom okazała się tafla obficie posypana drobnymi kokosowymi wiórkami, co momentalnie przypomniało mi kokosowo-sezamową Menakao (choć tam układ dodatków był jednak zgoła inny, jak się okazało gdy cofnęłam się do zdjęć z degustacji tejże czekolady). W sferze zapachu mieszał się apetyczny aromat lekko podprażonego kokosa wraz z kwaskowatymi sugestiami maślanki, drewna, gleby i cytrusów.


 Przyznam, że pod względem odbioru kakao dostałam to, czego chciałam. Kakao zaprezentowało cudowną madagaskarską moc. Było w pierwszej kolejności intensywnie kwaśno (zsiadłe mleko zatańczyło wraz z cytrynami, limonką, grejpfrutem i niedojrzałą pomarańczą), w drugiej zaś - ziemiście, kawowo, muliście, wulkanicznie. Wprawdzie odrobinkę brakowało mi tych 10% kakao, jakie podkręcały moc w czystej 75-tce, jednakże nawet tutaj udało mi się odnaleźć ów urokliwy finisz łączący maliny i chili.

Mój niedosyt w tej tabliczce dotyczył kokosa. Fakt, jestem wielką fanką kokosowych słodyczy i chętnie ujrzałabym tu grube i solidne kokosowe płaty, zamiast maleńkich wiórków. Wiem, że nie zaburzyłyby mi one odbioru samej czekolady, tak jak miało to miejsce w wersji pomarańczowej, bowiem kokos swobodnie można by było od czekolady oddzielić. Zdaję sobie sprawę, że to wyłącznie moje kokosowe widzi mi się i generalnie nie umniejsza ono mocno całokształowi, bowiem Mia Coconut wspominam bardzo miło.


Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, kokos 10%, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa.
Masa kakaowa min. 65%.
Masa netto: 75 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 569 kcal.
BTW: 7,3/38,9/43,9.

piątek, 24 maja 2019

Manufaktura Czekolady House Blend Milk mleczna 44%


Jakiś czas temu Manufaktura Czekolad wypuściła dwa blendy - ciemny i mleczny - które występują w opakowaniach z różnymi szatami graficznymi. Nie wynika to z byle jakiego kaprysu, lecz z tytułu stworzenia kolekcji promującej i wspierającej polską sztukę plakatową. O idei przedsięwzięcia możecie przeczytać więcej na stronie internetowej Manufaktury Czekolady. Dla mnie oczywiście najistotniejsza była jakość samych blendów, które zakupiłam poprzez biokredens.pl. Po House Blend Milk o 44% zawartości kakao sięgnęłam susząc się przy ogniu w Darowie w Beskidzie Niskim.

Tabliczka nie różni się wyglądem od standardowych propozycji Manufaktury Czekolady. Zapewne grafika na opakowaniu zasugerowała mi nutę bananów w aromacie, lecz prócz niego pojawiła się zaskakująca ziołowość, urokliwa wanilia i akcenty drewniane. Przy pierwszym kęsie poczułam specyficzną szorstkość tabliczek z Manufaktury, którą wyjątkowo lubię. Tutaj przewrotnie połączona była jednak z aksamitem dobrze rozpuszczającej się w ustach mlecznej czekolady, co stanowiło kuszący i wciągający dualizm.


 Coś, co totalnie zdetronizowało mnie w tej tabliczce i czego zupełnie się nie spodziewałam - niesamowita ziołowość, płynąca jakby wprost z surowych ziaren kakao. Ziołowa, nieco ściągająca nuta była tu bardzo wyrazista (przywołując na myśl meksykańskie kakao), co w połączeniu z umiarkowanie słodką mlecznością, przyprawową wanilią oraz apetycznymi bananami i jabłkami - dało dzieło wyjątkowo wciągające. Nie wiem, czy to ogień rzucił urok na tę czekoladę, gdyż później podczas wyjazdu miałam okazję jeść dwie mleczne tabliczki od Manufaktury z kolekcji Smak Polski i zdradzę, iż owa ziołowość nie była w nich tak spektakularna. Odebrałam je jako o wiele zwyczajniejsze.

Natomiast mleczną House Blend z rozkoszą zdegustowałabym również w domowym zaciszu, rozkładając jeszcze raz każdy akcent w niej zawarty na części pierwsze. Urzekła mnie.


Skład: cukier, ziarna kakao, tłuszcz kakaowy, mleko w proszku, laska wanilii.
Masa kakaowa min. 44%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 553,2 kcal.
BTW: 11,6/53,2/32,9

środa, 22 maja 2019

Naive Tahini mleczna 42% Ekwador z sezamem


 Lubię czekolady z sezamem. Połączenie tych małych ziarenek bądź pasty z nich z kakaowym kopem w większości przypadków sprawiło mi dużo przyjemności. Stopniowo eksplorując litewską markę Naive, której tabliczki zakupiłam za pośrednictwem sklepu Sekretów Czekolady, mogłam skosztować ich wariacji na temat sezamu i mlecznej czekolady. Tahini zawiera w sobie 42% ekwadorskiego kakao połączonego zarówno z pastą sezamową, jak i z prażonymi ziarnami sezamu.

Sięgając po Naive Tahini warto zwrócić uwagę na wkładkę wewnątrz opakowania. Opisuje ona koncepcję ekwadorskiej kolekcji Naive (do której należy również próbowana rok temu Peanut Butter), przybliża występujące w produkcie nuty smakowe, a także proces produkcji tej konkretnej tabliczki. Ciekawostką są sugestie eksperymentów kulinarnych i degustacyjnych z użyciem Naive Tahini. My potraktowaliśmy ją jako energetyczny dopalacz podczas majówki w Beskidzie Niskim, co nie przeszkodziło nam w docenieniu walorów czekolady.


Niepodzielona na kostki tafla ozdobiona została dużym charakterystycznym logo marki. Wyraźnie widoczne były zatopione wewnątrz czekolady ziarna sezamu. Czekolada pachniała bardzo sezamowo, z przełamaniem przez iluzję słonego koziego mleka oraz kwiatowo-owocowe bogactwo ekwadorskiego kakao.


 Tahini rozpuszczała się w ustach dość masywnie, co od razu pozwoliło zidentyfikować udział pasty sezamowej. Przyznam, że pomysł na tę kompozycję był wyjątkowo udany. Jak na mleczną czekoladę o niezbyt wysokiej zawartości kakao Tahini okazała się mało słodka, wręcz roiło się w niej od smakowitych, aromatycznych nut. Zgodnie z sugestiami płynącymi z zapachu, mleko miało tu zacięcie koziego, co dodatkowo zostało podkręcone przez zawartości soli w składzie. Ekwadorskie kakao wniosło akcenty kwiatów, drewna i niedojrzałych owoców, co trzymało całość w niemalże wytrawnych ryzach. Sezam - zarówno w formie pasty, jak i prażonych ziaren - pięknie prezentował swój specyficzny smak, lecz nie wyrywał się nachalnie na pierwsze miejsce. Odczuwałam go jako jeden z elementów spójnej i zaskakująco bogatej układanki.


 Tahini potwierdza wniosek płynący z moich dotychczasowych degustacji czekolad z dodatkami od Naive - są one bardzo przemyślane, skupione na bardzo dobrym kakao, zaś dodatek jest tu tylko wieńczącym dzieła uzupełnieniem, jakoby innowacyjną interpretacją kakaowych ziaren.


Skład: ziarna kakao, cukier, tłuszcz kakaowy, mleko w proszku, sezam, sól morska.
Masa kakaowa min. 42%.
Masa netto: 57 g.

poniedziałek, 20 maja 2019

Willie's Cacao Venezuelan El Blanco Raspberries & Cream biała 36% z malinami


Nigdy nie zapomnę rewolucyjnej El Blanco od Willie's Cacao, którą z czystym sumieniem mogę nazwać najbardziej charakterystyczną białą czekoladą bez dodatków, jaką kiedykolwiek wypróbowałam. Zabawne, iż obawiam się spróbować czystej El Blanco jeszcze raz, po czasie - bojąc się, że nowe doświadczenia przeinaczą dawne wspomnienia. Nie omieszkałam jednak wypróbować Raspberries & Cream od Willie's Cocoa, czyli El Blanco wzbogaconej o maliny (4% całości). Wiedziałam, że dodatek owoców i tak znacznie zmodyfikuje pierwotną wersję czekolady. Tabliczkę zakupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.


To, jak uroczy wygląd posiada tabliczka, możecie zobaczyć na zdjęciach - prawdziwa różowa landryna, choć oczywiście całkowicie naturalna. Pachniała malinowo-śmietankowym ciastem na biszkopcie, w efekcie czego ślinianki momentalnie zaczęły intensywnie pracować. W ustach tworzyła odurzające aksamitem bagienko, zalewając je intensywnym smakiem mocno śmietankowych lodów z całym mnóstwem malin. Smak malin odnalazł tu wyważenie pomiędzy ich kwaśnością i dojrzałą słodyczą, zatopiony w niebywałej śmietankowości i umiarkowanej słodyczy.

Raspberries & Cream to absolutne niebo w porównaniu do niedawno próbowanego wegańskiego Zotter Labooko Raspberry-Coconut. Jeśli zaś mowa o analogicznej malinowej Labooko (to znaczy z dodatkiem krowiego mleka) - Raspberry - bardzo trudno przyrównać jej do malinowej Willie's Cacao, są bowiem zupełnie inne. W Raspberries & Cream mnóstwo jest aksamitu, zaś w Labooko Raspberry - sporo dzikości. Prostym porównaniem - Willie's to lody na bazie śmietanki, a Zotter - esencjonalny sorbet.


Skład: tłuszcz kakaowy, mleko w proszku 36%, surowy cukier trzcinowy, maliny 4%.
Masa kakaowa min. 36%
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 615 kcal.
BTW: 8,5/45,6/42,1

sobota, 18 maja 2019

Tibitó Caramel mleczna 40%


Choć chętnie odwiedziłabym Kolumbię jeszcze nie jeden raz, niezmiernie ucieszyłam się na wieść, iż aby zdobyć kolejne czekolady marki Tibitó wcale nie muszę odwiedzać tego przepięknego kraju. Niezawodny sklep Sekretów Czekolady wprowadził bowiem Tibitó do swego asortymentu. To dla mnie doskonała okazja, by wypróbować tabliczki, których nie udało mi się zakupić podczas podróży do Kolumbii.

Pod wieżą widokową na Zawodnej (Zawadnej), do której w Lany Poniedziałek ruszyliśmy z Sędziszowej przez Wielisławkę, przysiedliśmy na ławce by posilić się kawą z termosu oraz Tibitó Caramel. Jest to mleczna czekolada o 40% zawartości kolumbijskiego kakao (prawdopodobnie blend), która według opisu producenta miała charakteryzować się wyraźnymi nutami karmelu.



Czekolada posiadała urzekająco ciepłą barwę. Pachniała bardzo prosto i smacznie, a mianowicie dobrze wypieczonymi kakaowymi wafelkami. Kierując pierwszy kęs do ust popadliśmy w konsternację - Tibitó zaserwowało nam smakołyk niesamowicie prosty, lecz niezwykle atrakcyjny w swej prostocie. Caramel rozpuszczała się w ustach przyjemnie i z lekkim cieniem zadziornej szorstkości, racząc nas na tyle specyficzną i wyraźną słodyczą, iż kontrowersyjnie skojarzyłam ją sobie z ekskluzywną wersją Milki. Po czasie uznałam, że trafniejszym skojarzeniem będzie karmelowe mleczko z tubki, o parę tonów mniej słodkie niż to zwykle przy takich wyrobach bywa. W istocie, subtelnie palona i mleczna karmelowość stanowi wiodący temat w tej tabliczce, jednakże należy wspomnieć o wafelkowej kontynuacji. Odnalazłam tu mnóstwo nawiązań do zbóż, szczególnie do zbożowych chrupek czy płatków. Połączenie kakao, karmelu i wafla naturalnie poprowadziło nas w stronę popularnego batona Lion.

Jeśli macie ochotę na wykwintną mleczną czekoladę, nie sięgajcie po Tibitó Caramel. To słodycz na dobrym poziomie, ale prosta do bólu (choć na pewno nie można jej posądzić o bylejakość).


Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku.
Masa kakaowa min. 40%.
Masa netto: 80 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 508 kcal.
BTW: 9,6/30/50

czwartek, 16 maja 2019

Zotter Two Angles mleczna 50% Ekwador i mleczna 50% z orzechami laskowymi


W Niedzielę Wielkanocną, gdzieś pomiędzy Radomicami a Wleniem, zatrzymaliśmy się na widokowej łączce by posilić się już trzecią czekoladą tego dnia. Trasa była długa, a pogoda piękna, co prowokowało do czekoladowych postojów. Tym razem z plecaka wyjęłam Zotter Labooko Two Angels, którą kupiłam na biokredens.pl. Jest to duet mlecznych czekolad, z którą jedną znam już i opisałam dawno tu dawno temu - mowa o Ecuador 50%. Nie poświęcę jej dzisiaj dużo czasu - uważam, że tamta stara recenzja jest o wiele cenniejsza, dokładniejsza staranna. Dodam tylko, że terenową degustację mlecznego Ekwadoru podsumowałabym jako płatki kwiatów i maliny wymieszane z mlekiem i zbożowymi płatkami. Kwiaty i zboża bardzo silnie mi się tu zarysowały, a cała czekolada zdawała się być mniej błoga, a bardziej zasadnicza niż podczas degustacji sprzed kilku lat.


Two Angels kupiłam przede wszystkim ze względu na drugi rodzaj czekolady: mleczną, również o 50% zawartości kakao, lecz wzbogaconą o 35% dodatek orzechów laskowych. Jaśniejsza od Ekwadoru tabliczka (przez wzgląd na zastosowanie orzechów nie tylko jako kruszonki, ale nugatu wtłoczonego w czekoladową masę), przecudownie pachniała esencjonalnym nugatem oraz tchnieniem korzennych przypraw. Orzechowa kruszonka zatopiona w czekoladzie wyglądała zabawnie niczym plamki pleśni.

Drobne i delikatnie chrupiące kawałki orzechów laskowych stanowiły jedynie dopełnienie kompleksowej czekolady, w której kakao, cukier, mleko i orzechy odnalazły spójną równowagę. Tabliczkę na pewno można ocenić jako słodką, o wiele słodszą od Ecuador 50%, a wrażenie to potęgowane jest udziałem cynamonu i wanilii. Smak orzechów laskowych odznaczał się wyraziście, iście nugatowo komponując się z mlekiem i kakao. Wydaje mi się, że orzechy laskowe to jedne z tych orzechów, które dobra mleczna czekolada potrafi w smaku uszlachetnić, zamiast maskować ich specyficzną moc. Takie orzechowo-kakaowe bomby, które zaspokajają jednocześnie chętkę na cukier, jak i na coś naprawdę smacznego - to idealne rozwiązanie na górski szlak. Chętnie zakupiłabym Hazelnut solo. Warto zwrócić uwagę, że ta tabliczka zawierała więcej orzechów (bo 35%) niż Nougsus Hazelnut Nougat (tu: 29%), a także Hazelnut znany z bardzo dobrze wspominanego przeze mnie duetu Labooko Almond & Hazelnut (tu: 25%). Zotter z biegiem czasu nie żałuje orzechowego wkładu (pozostając przy słusznej jak na mleczną czekoladę zawartości kakao), za co chwała mu i cześć.

 
Czekolada mleczna 50% Ekwador.
Skład: surowy cukier trzcinowy, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, wanilia, sól.

Czekolada mleczna 50% z orzechami laskowymi.
Skład: surowy cukier trzcinowy, orzechy laskowe 35%, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, lecytyna sojowa, pełny cukier trzcinowy, sól, wanilia, cynamon.

Masa kakaowa min. 50%.
Masa netto: 70 g (2x 35 g).
Wartość energetyczna w 100 g: 599 kcal.
BTW: 7,8/43/41

wtorek, 14 maja 2019

Georgia Ramon Peru Natural & Cocoa-Nibs Trinitario biała 45% z nibsami kakaowymi


 W wielkanocną niedzielę chcieliśmy z okolic zapory na Jeziorze Pilchowickim udać się do Dzikiego Wąwozu. Dopadła nas jednak lekka irytacja, gdy okazało się, że aktualnie oznaczony szlak prowadzi zupełnie inną drogą, niż przedstawiała do nasza mapa. Nim odnaleźliśmy faktyczne wejście do Dzikiego Wąwozu mieliśmy już obawy, czy aby na pewno nowe oznaczenia prowadzą właśnie tam. Aby opanować narastające nerwy intensyfikowane przez zmęczenie, zatrzymaliśmy się nad Bobrem w Pilchowicach na czekoladową degustację i kawę z termosu. Co zabawne (choć przez chwilę zrobiło się strasznie), drewniana ławka na której przysiedliśmy złożyła się pod nami jak zapałka wraz z towarzyszącym jej daszkiem i stołkiem. Na ukojenie nerwów idealna okazała się Georgia Ramon Peru Natural & Cocoa-Nibs Trinitario, czyli biała peruwiańska czekolada o 45% zawartości masła kakaowego, wzbogacona o kakaowe nibsy zatopione w jej wnętrzu. Tak jak wszystkie moje czekolady niemieckiej marki Georgia Ramon, zakupiłam ją w sklepie Sekretów Czekolady.


 Całkiem niedawno uwiodła mnie biała dominikańska Georgia Ramon Vanille, totalnie zdominowana przez wspaniałą wanilię z Tahiti. Teraz przede mną była niczym niezmącona peruwiańska biel, bowiem średniej i małej wielkości nibsy kakaowe zdawały się w ogóle nie zaburzać jej struktury i charakteru. Sama biała czekolada była niesamowicie aksamitna i lekka, umiarkowanie słodka i tłusta, a bardziej "obłoczkowa", niczym urokliwy sen. Majaczyły w niej subtelne nuty migdałów, kokosa i kwiatów. Nibsy kakaowe były soczystą kontynuacja białej czekolady, jej charakternym rozwinięciem - choć też nie można odmówić im łagodności. Relatywnie miękkie, pozbawione ordynarności, z akcentami drewniano-kawowymi - sprawiały, iż cała tabliczka stała się pełna i kompleksowa, zupełnie nie nudna - choć teoretycznie tak prosta.


 Nie umiem wybrać, czy smakowała mi bardziej od Vanille - to są po prostu dwie zupełnie odmienne czekolady. Obie warte wypróbowania, obie oryginalne, ciekawe, pyszne i doskonale wykonane.

 Skład: tłuszcz kakaowy, surowy cukier trzcinowy, pełne mleko w proszku, nibsy kakaowe. 
Masa kakaowa min. 45%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 633 kcal.
BTW: 7/51/39

niedziela, 12 maja 2019

Michel Cluizel Grand Lait 45% Elaits Caramel Beuree Sale mleczna z maślanym karmelem i solą


W wielkanocną niedzielę ruszyliśmy od rana w znaną już z poprzednich wędrówek trasę z Wlenia do Płoszczyny przez Czernicę (ostatnio szliśmy ją jednak w drugą stronę). Główną motywacją do pokonania jeszcze raz tej trasy było wejście z okolic Płoszczynki nieoznaczoną ścieżką na szczyt Stromiec, który swą stożkową budową wyróżnia się w okolicy i już od dawna przyciągał moją uwagę. Ciekawość podsycała wiedza, iż na szczycie Stromca znajduje się szereg jaskiń, zaś na początku XX wieku znajdował się tu wspaniały punkt widokowy. Teraz wprawdzie szczyt Stromca jest gęsto porośnięty lasem, jednakże kusił on mnie, jak wiele kaczawskich tajemnic. Na szczycie rozsiedliśmy się na prowizorycznej ławeczce stworzonej ze zwalonego drzewa, by w cudnej słonecznej aurze zachwycać się Karkonoszami przebłyskującymi przez zieleniący się las oraz posilić się czekoladą od Michel Cluizel.

Grand Lait 45% Elaits Caramel Beuree Sale od francuskiego czekoladnika Michel Cluizel to 100-gramowa solidna tabliczka jaką zakupiłam w sklepie Sekretów Czekolady. Nie wyróżniono, z jakiego kakao została stworzona (przypuszczam, że to blend), zawiera go jednak 45% i jest to oczywiście czekolada mleczna. W swoim wnętrzu zawiera drobinki maślanego, słonego karmelu.


Pięknie zdobiona tabliczka pachniała mocno mlecznie z wyraźnym karmelowym zacięciem, a także lekko orzechowo. Od pierwszego kęsa odczułam, że jest to czekolada bardzo tłusta, a drobne kawałki karmelu momentalnie skojarzyły mi się ze skwarkami zanurzonymi w smalcu. Wiem, że to skojarzenie jest nieco paskudne, ale tak właśnie odebrałam tę czekoladę. Bardziej tłusta niż słodka, masywna, bardziej maślano-karmelowa niż kakaowa. Drobinki karmelu choć liczne i dość klejące, nie wchodziły jednak masowo między zęby, przez co były całkiem przyjemne w swej specyficznej słodyczy. Słoność czekolady była znacznie niższa niż w przypadku próbowanej dzień wcześniej Sea Flakes od Willie's Cacao.


Szczerze powiedziawszy, podczas degustacji karmelowej Michel Cluizel marzyłam o powrocie do Sea Flakes... Dla mnie była zdecydowanie zbyt tłusta jak na mleczną czekoladę, moc kakao gdzieś w tym wszystkim ginęła. Mój Mąż był za to niezwykle zadowolony i z chęcią powróciłby do tej czekolady, lecz on jest wielkim fanem chociażby konsystencji Bonnatów, więc nie ma się mu co dziwić. Ja wybaczam temu Cluizelowi i mimo wszystko nie oceniam go zbyt surowo, gdyż w terenowych warunkach w gruncie rzeczy taka tłusto-słodka czekolada okazała się świetnym dopalaczem, ale w warunkach domowej degustacji Grand Lait 45% Elaits Caramel Beuree Sale bardzo by mnie zmęczyła.

Skład: ziarna kakao, czysty tłuszcz kakaowy, cukier trzcinowy, pełne mleko w proszku, karmel 18% (cukier trzcinowy, masło, pełne mleko, śmietana, syrop glukozowy, syrop sorbitolowy, lecytyna rzepakowa, sól morska z Guérande 0,02%).
Masa kakaowa min. 45%.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 565,1 kcal.
BTW: 6,8/40,2/44,6.

piątek, 10 maja 2019

Zotter Schoko zum Weisswein biała karmelowo-ananasowa z papryką, cynamonem i wanilią


Jednymi z ciekawszych w miarę świeżych propozycji od Zottera są 35-gramowe tabliczki Labooko Single proponowane do wspólnej degustacji z winem: odpowiednio białym i czerwonym. Idąc dalej tym torem, można było by się pokusić o skonstruowanie czekolad idealnie dopasowanych pod konkretne rodzaje win. Nie ma co jednak nadmiernie wybiegać przed szereg. Schoko zum Weisswein zakupiona na biokredens.pl, to biała czekolada z dodatkiem karmelizowanego mleka i suszonych ananasów, przyprawiona papryką, a także bardziej standardowo - cynamonem i wanilią. Do degustacji przystąpiliśmy niestety bez kieliszka dedykowanego wina, za to w bardzo malowniczym miejscu - na jednej z łąk rudawskich Karpnik.


Czekolada o słonecznie beżowej barwie pachniała zaskakująco, przywodząc na myśl grzyby, pizzę, lazanię, zapiekany ser. W ustach rozpuszczała się miękko i przyjemnie, jak to bywa z białymi Zotterami, momentalnie rozpościerając w nich naturalne orzeźwienie. Z jednej strony odczuwaliśmy tłustość i słodycz dobrej mlecznej czekolady, która sprawiała, że czuliśmy się beztrosko i przytulnie. Z drugiej strony, połączenie karmelu, ananasa i cytryn uwalniało z samej białej czekolady pokłady czegoś zupełnie nowego - dając zaskakujące orzeźwienie, ale też właśnie specyficzny serowo-migdałowy akcent, który majaczył już gdzieś w sferze zapachu. Samo połączenie karmelowej czekolady z ananasem wypadło już po prostu bardzo dobrze, to zresztą smaki świetnie uderzające w moje gusta.


W finiszu czuć było delikatny posmak papryki, który tym bardziej kierował tabliczkę w stronę zapiekanego sera. W połączeniu z cynamonem i wanilią, paprykowa mgiełka zdawała się być iluzją cierpkości wina osiadającej na języku. W całej swej świeżości i przewrotnym, acz łagodnym połączeniu słodyczy z wytrawnością - rzeczywiście kojarzyła się z białym winem i sama prosiła się o sparowanie jej właśnie z tym trunkiem. I choć od jakiegoś czasu nie mam zupełnie ochoty na alkohole, wylegując się na karpnickiej łące w towarzystwie Zotter Schoko zum Weisswein zamarzyłam o lampce lekko schłodzonego prosecco...

Skład: tłuszcz kakaowy, surowy cukier trzcinowy, pełne mleko w proszku, karmelizowane mleko w proszku (odtłuszczone mleko w proszku, cukier), odtłuszczone mleko w proszku, suszony ananas, papryka w proszku, lecytyna sojowa, pełny cukier trzcinowy, wanilia, sól, proszek cytrynowy (koncentrat soku cytrynowego, skrobia kukurydziana, cukier), cynamon.
Masa netto: 35 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 589 kcal.
BTW: 6,6/41/49

środa, 8 maja 2019

Willie's Cacao Venezuelan Rio Caribe 44% Sea Flakes mleczna z solą morską


Na Wielką Sobotę zaplanowaliśmy sobie ponad trzydziestokilometrową pętlę, którą można ze spokojem nazwać: Rudawy Janowickie w pigułce. Minęło już 7 lat od naszych ostatnich wędrówek najpopularniejszymi szlakami Rudaw, toteż niezwykle przyjemnie było nam sobie je odświeżyć przy pięknej wiosenniej pogodzie. U stóp formacji skalnej o nazwie Fajka, mając już nieco kilometrów w nogach, postanowiliśmy posilić się jedną z czekolad od brytyjskiego Willie's Cacao, którą zakupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.

Sea Flakes to mleczna czekolada o 44% zawartości wenezuelskiego kakao, pochodzącego z upraw w okolicach miasta Rio Caribe, składająca się również z ponad 20% pełnego mleka w proszku, a oprócz tego z cukru trzcinowego oraz niezwykle istotnego dodatku soli morskiej 0,6%. Czekolady z solą niezmiernie mnie ciekawią i zawsze chętnie próbuję nowych połączeń. Każde kakao, każdy rodzaj czekolady - potrafią zupełnie inaczej łączyć się z solą. Ponadto, stosowana w czekoladach sól również różni się od siebie. To generuje całą paletę możliwości.


Znam już dobrze ziarna z Rio Caribe w interpretacji Willie's Cacao. Miałam przyjemność zapoznać się z nimi już w dwóch innych tabliczkach: Milk of the Gods (również mlecznej czekoladzie zawierającą tyle samo masy kakaowej co Sea Flakes) oraz ciemnej Rio Caribe Gold 72%. Degustując Sea Flakes nie skupiałam się jednak na wspomnieniach tamtych smakołyków, chciałam z całej siły, na nowo, chłonąć to, co miałam przed sobą. Gładziutka Sea Flakes pachniała drewnem i kokosem - jeśli chodzi o kokos, jego aromat prezentował się bardzo kompleksowo - od skorupy, przez mleczko, po miąższ.

 Czekolada cudownie miękko i gęsto rozpuszczała się w ustach, bardzo intensywnie je wypełniając - czuło się ją każdym kubkiem smakowym, każdym receptorem. Zwarta kakaowo-mleczna esencja, rozkosznie słodka (nie za mocno), ze zbożowym posmakiem idealnie przypieczonych precli zanurzanych w tłustym, aromatycznym mleku. Gdzieś krążyła kawa, drewno i kokos. Cóż, już sama Milk of the God była nieziemsko pyszna, a teraz mieliśmy jeszcze niesamowicie przełamującą wszystko sól. Wyraźnie wyczuwaliśmy jej kryształki, które rozpuszczając się wraz z czekoladą dodatkowo podkręcały jej moc. Były z nią spójne - jak dobre ciasto francuskie podane ze słonym masłem. Słoność była wyrazista, lecz fenomenalne w Sea Flakes było to, iż zupełnie nie zaburzało to bogactwa kakao i przytulności mleka - a wręcz przeciwnie. Dzieło stało się jeszcze bardziej kompleksowe - gdybym miała teraz wybierać między Sea Flakes a Milk of the God, zdecydowanie sięgnęłabym po Sea Flakes.


Ponadto, już teraz zdradzę, że była to najlepsza czekolada, jakiej przyszło nam spróbować na naszym wielkanocnym wyjeździe.

Skład: surowy cukier trzcinowy, miazga kakaowa, mleko w proszku 20,9%, tłuszcz kakaowy, sól morska 0,6%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 581 kcal.
BTW: 8,6/40,1/45,2

poniedziałek, 6 maja 2019

Georgia Ramon Fahrenheit 264 ciemna 82% Peru Piura Blanco Nacional


Poprzednia peruwiańska Fahrenheit (132) od Georgia Ramon długo czekała w moich zapasach na degustację. Po kolejną Fahrenheit sięgnęłam już o wiele prędzej od czasu zakupienia jej w sklepie Sekretów Czekolady. To również 82% tabliczka, stworzona z ziaren Piura Blanco Nacional, jednakże zgodnie z nazwą - dziś opisywana czekolada zawiera w sobie kakao poddane procesowi prażenia w wyższej temperaturze (a mianowicie maksymalnie w 129 stopniach Celsjusza - nie jest już to więc czekolada surowa). Pozostałe procesy zachodzące w podwyższonej temperaturze (fermentacja, suszenie, mielenie, temperowanie) nie podgrzały jednak ziaren do temperatury wyższej niż 50 stopni. Ta czekolada również nie była poddana konszowaniu. Według producenta, winniśmy odnaleźć w niej nuty limonki, malin, orzechów oraz przypraw.

Fahrenheit 264 okazała się o wiele jaśniejsza i bardziej soczysta w barwie niż Fahrenheit 132, choć mogę to zrzucić na karb jej wieku (o wiele krócej przebywała w moich zapasach). Pachniała przewrotnie - świeżo usmażonymi naleśnikami posypanymi słodką papryką w proszku i polanymi miodem. Unosił się też nad nią obłoczek torfowy i orzechowy.


Szybko i gładko rozpuszczała się w ustach, otulając podniebienie delikatnym filmem. Kryła w sobie nuty raczej ciepłe, kojarzące się z późnym latem. Była tak samo mocno słodka, jak i kwaśna - jednakże w ciemno dałabym jej mniej procent kakao, niż 82. Na początku urzekała miodem i kwiatowym nektarem wymieszanym z lekko ukwaszoną śmietanką oraz serwatką ściągniętą ze świeżego sera. Spośród owoców wyczuliśmy niedojrzałe brzoskwinie i maliny, a także czerwone porzeczki - te dla odmiany przejrzałe. Kwaśności szły też w stronę ciężkiego żytniego chleba oraz soku z limonki.

Pod koniec zdaje się być jeszcze bardziej rozgrzewająca. Pomyślałam o jakiejś dziwnej orzechowej nalewce, specyficznie przyprawionej. Oczami wyobraźni zobaczyłam butwiejące liście i opadłe owoce, leżące na rozgrzanej słońcem żyznej ziemi, pośród raz po raz rosnących wonnych kwiatów. Wyraźnie pojawiły się również pszenne sucharki.


Było w tej czekoladzie coś, co mogłabym nazwać typowo peruwiańskim - pewnie przez silne powinowactwo z ziemią i kwiatami. Przyznam jednak, że surowy Fahrenheit jakoś mocniej zapadł mi w pamięć.

Skład: miazga kakaowa Peru Piura, surowy cukier trzcinowy.
Masa kakaowa min. 82%.
Masa netto: 50 g. 
Wartość energetyczna w 100 g: 537 kcal.
BTW: 15/44/25

sobota, 4 maja 2019

Krakakoa Lidung Kamenci Kalimantan ciemna 75%


 Dziś pragnę Wam przedstawić moje pierwsze doświadczenie z bardzo ciekawą indonezyjską marką Krakakoa. Ich tabliczki zakupiłam w sklepie Sekretów Czekolady. Krakakoa produkuje według zasady bean-to-bar, naciskając jednocześnie na zasadę farmer-to-bar, ceniąc pracę lokalnych farmerów, których plantacje działają w spójności z ochroną środowiska naturalnego.

Moja pierwsza czekolada od Krakakoa - Lidung Kemenci Kalimantan - zawiera 70% kakao pochodzącego z Kalimantan, czyli indonezyjskiej części wyspy Borneo. Dokładniej, ziarna wywodzą się z małych, bioróżnorodnych plantacji w kabupatenie (powiecie) Malinau, leżącym we wschodzniej części Kalimantanu.


Czekolady od Krakakoa to dość grube, choć ledwie 50-gramowe tabliczki, nietypowo podzielone na przepiękne "botaniczne" kostki. Lidung Kemenci Kalimantan łamała się miękko, choć jednocześnie zdawała się kryć w sobie wiele bogatej objętości, pachnąc ziemiście, owocowo i rześko jednocześnie. W ustach rzeczywiście zachowywała się jakby była nadmuchana objętościowo, nieco w nich rosła - ale przy tym nie była lekka i pusta. Stopniowo zalepiała niczym mokra glina, nie przytłaczając nas tym samym tłustością, lecz prezentując kolejne nuty smakowe.

Przede wszystkim wiele było w niej ziemi i skał - torfu, glinianej doniczki wypełnionej żyzną glebą, a także nadmorskich skał oblewanych przez wzburzone fale. Wyraźnie powracał do mnie akcent ogniska gaszonego wodą, zwilżonego popiołu - osnutego przy tym morską bryzą i wilgocią tropikalnego lasu. Wśród owoców odznaczał się agrest, pomelo, odrobina pomarańczy i niedojrzałe banany. Z czasem czekolada łagodniała, przywodząc na myśl dojrzałe, lecz delikatne gruszki w cynamonie. Myślałam o roślinnych, przytłumionych nutach tofu i naturalnego hummusu. Pod koniec czekolada wybitnie kojarzyła mi się z nieco rozgotowanymi owsianymi płatkami górskimi, uwalniającymi pełnię swego łagodnego, lecz specyficznego smaku.


 Lidung Kemenci Kalimantang to czekolada łagodna, aczkolwiek bardzo bogata i ciekawa, nietypowa także pod względem konsystencji. Już zacieram ręce na myśl o kolejnych degustacjach. Wszak kakao z Indonezji od zawsze jest dla mnie szczególnie intrygujące.

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy.
Masa kakaowa min. 75%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 600 kcal.
BTW: 8/42/44

czwartek, 2 maja 2019

Domori Costa D'Avorio ciemna 70%


 Gdy w sklepie Sekretów Czekolady pojawiły się nowe propozycje od włoskiego Domori, bez wahania je zakupiłam, nie przyglądając się nawet, co sobą przedstawiają. Po prostu traktuję degustację nowości do Domori niemalże jako swój obowiązek - musiałam ich spróbować. Choć jak to z Domori bywa, terminy przydatności nie goniły mocno, pewnego sobotniego poranka miałam z Mężem ochotę na coś drobnego i szlachetnego. 25-gramowe maleństwo od Domori pasowało takiej zachcianki idealnie, choć ziarna z Wybrzeża Kości Słoniowej skłaniały do refleksji. Z drugiej strony - trudno, by Domori sięgnęło po niearomatyczne kakao. Z zaciekawieniem rozpakowaliśmy tabliczkę o 70% zawartości ziaren pochodzących z upraw pomiędzy wioskami Oulaidon i Lilebe (gdzież to jest w ogóle, Google Maps nic nie pokazuje! ;)).

Śliczna, głęboko ciemna, wpadająca w odcienie bordo i fioletu cieniutka czekolada pachniała... pikantną pizzą z anchois, gorącym i chrupkim ciastem z sosem pomidorowym, pieprzem i papryką. Przez chwilę nie mogłam wyjść z podziwu zaciągając się tym obrazowym zapachem. Następnie aromat poszedł bardziej w akcenty śmietankowe, z roślinną nutą - pomyślałam więc o mleku kokosowym.


 Już zapomniałam, jak Domori potrafi być cudownie gęsta i esencjonalna... Costa D'Avorio pozwoliła nam się zatopić właśnie w tej wspaniałej, syropowej, inwazyjnie czekoladowej konsystencji, którą dać potrafi bodaj jedynie Domori. Czekolada okazała się wyraziście kwaśna, uderzając od początku w stronę surowego ziarna kakao i bukietu ziół. Wraz z słodyczą wyłaniającą się w tle pojawił się przecier w niedojrzałych papierówek oraz świeżo zerwany z ogrodu rabarbar. Bogactwo urokliwych kwaśności pozwoliło nam odnaleźć także zakwas chlebowy oraz miękkie jeszcze orzechy laskowe.

Tak jak w zapachu, w smaku czekolada również z czasem stawała się coraz łagodniejsza - pokazując nam śmietankowy nugat oraz jogurt z konfiturą jabłkową. Pod koniec dla kolejnego kontrastu, wróciła ziołowość surowego ziarna kakao, podążając także w kawowe strony.


 Costa D'Avorio okazała się dla mnie sporym zaskoczeniem. Bardzo kompleksowa i charakterystyczna, mieszcząca w sobie feerię smaków - bez wątpienia mogę ją nazwać jedną z najciekawszych czekolad single-origin bazującą na kakao z Wybrzeża Kości Słoniowej. Domori to jest jednak prawdziwa klasa...

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 25 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 563,5 kcal.
BTW: 9/38,5/41,5