piątek, 31 stycznia 2020

Naive Molecules ciemna 75% Peru bioaktywna z erytrytolem


 Litewska marka Naive ma wiele nietypowych czekolad, jednakże Molecules znajduje wśród nich szczególne miejsce. Otóż czekoladnik z Naive - Domantas Uzupalis - opracował metodę obróbki kakao o nazwie Molecules, pozwalającą stworzyć z niego czekoladę z zachowaniem jak największej ilości naturalnie występujących w nim witamin, minerałów, antyoksydantów oraz substancji neuroaktywnych (jak chociażby teobromina czy fenyloetyloamina). Wybór pochodzenia ziaren Molecules nie jest dowolny - padł na rodzime peruwiańskie kakao z okolic Cusco i doliny Machu Picchu.

Nie wiem, cóż takiego wyjątkowego jest w procesie Molecules i o ile więcej jest w takowej tabliczce wszelkich dobrodziejstw w porównaniu do klasycznie wykonanej Prawdziwej Czekolady (lub też takiej z tzw. "surowych" ziaren). Zirytował mnie fakt, że jako słodzika użyto erytrytolu, gdyż wiedziałam, że zaburzy mi on odbiór charakterystyki samego kakao. Nie mniej jednak, dzięki zastąpieniu cukru tym naturalnym słodzikiem, Naive Molecules w pełni zasługuje na miano żywności
funkcjonalnej.

Moje czekolady marki Naive kupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.


Nietypowy kształt tabliczki bawi i jakoś tak wzbudza skojarzenie z tym, iż producent bardzo chciał umieścić jak najmniej samej czekolady w klasycznej wielkości opakowaniu (choć masa Naive Molecules nie odbiega tak naprawdę w niczym in minus w porównaniu do innych tabliczek z litewskiej manufaktury). Czekolada posiadała piękną nasyconą barwę, zaś pachniała... mieszanką woni leśnego runa z polukrowanym pączkiem z różaną konfiturą. A to psikus!


 W smaku niestety od początku irytował mnie erytrytol. Niósł ze sobą wyraźny chłodzący efekt, zaś każdy kęs rozpuszczał się w ustach niczym gładka kostka lodu - nawet pomimo tego, iż kakao zdawało się być esencjonalne, gęste i z predyspozycjami do rozkosznie inwazyjnego zachowywania się w buzi. Zgodnie z sugestiami zapachowymi, kakao miało w sobie całe mnóstwo leśnych konotacji: wilgotne drzewo, pulchna ziemia, mchy i liście, a ponadto - grzyby. Drugą wiodącą nutą był wysokiej jakości pączek z bardzo dobrego ciasta, świeżo wysmażony, z lekko cytrynowym lukrem i przepyszną różaną konfiturą w środku. Wątek róży był tak mocny, że aż namacalny.

Delektowałam się tymi bardzo plastycznymi nutami, jednakże przeklęty erytrytol sprawiał, iż finisz w Molecules zdawał się zbyt płaski, ulotny, zimny. Żałowałam, że tak bardzo przeszkadzał on w totalnym zatopieniu się w kakaowej mocy. Jedzenie tej czekolady było niczym... uprawianie seksu po wypiciu nieco zbyt dużej ilości alkoholu. Przyjemność odczuwana nie w pełni świadomie, przytłumiona jak za mgłą.


Czy w porównaniu do innych czekolad odczułam jakoś specjalnie bioaktywne właściwości Molecules? Wątpię. Czekoladę jak zwykle zjadłam w towarzystwie kawy, zaś zaraz po degustacji zażyłam intensywnego ruchu na świeżym powietrzu, toteż endorfiny siłą rzeczy buzowały w mej krwi. O ile sama idea Molecules może nie jest bezzasadna, o ile połączenia erytrytolu z tak dobrym kakao nie mogę Naive wybaczyć.


Skład: ziarna kakao Molecules, erytrytol, tłuszcz kakaowy, cynk.
Masa kakaowa min. 75%.
Masa netto: 57 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 599 kcal.
BTW: 9,5/43/38.

środa, 29 stycznia 2020

Zotter White Brittle biała ryżowa nadziewana ganaszem z białej czekolady z migdałami, ryżowymi chrupkami i wanilią


 Jakże ciężkim momentem jest sięgnięcie po ostatniego nadziewańca od Zottera posiadanego akurat w zapasach! Tym razem, w paczce przysłanej jesienią 2019 przez biokredens.pl, czekoladą Handscooped o najdłuższym terminie ważności była White Brittle. To wegańska tabliczka, a w tym sezonie Zotter postawił na krótki, treściwy skład swych roślinnych produktów (vide Boozy Chocolate Mousse).

White Brittle składa się w dużej mierze z białej ryżowej kuwertury (zamiast mleka zastosowano napój ryżowy w proszku) - już dawno nie widziałam Handcooped z taką obfitością kuwertury, co wyglądało naprawdę smakowicie i stanowiło dla mnie przeogromny plus! W środku zaś znajduje się ganasz również oparty na białej wegańskiej czekoladzie, mieszczący w sobie migdałową kruszonkę oraz chrupiące ryżowe płatki - oto tytułowy white brittle. Wszystko doprawiono w sposób jakże prosty - solą i wanilią.


 Wiele obaw we mnie było. Czy nie będzie zbyt mdło, zbyt słodko, zbyt tłusto? Szczególnie ta ostatnia obawa była uzasadniona - nie dość, że oczywiście w składzie znajduje się sporo masła kakaowego, to jeszcze zastosowano olej migdałowy! Nie musiałam się jednak niczym martwić i w zasadzie było jedynie ponadprzeciętnie słodko, ale przy tego rodzaju słodkościach żadna to straszna strata.

Kompozycja pachniała przytulnie migdałami i ryżowym kleikiem na mleku. Gdyby nie moja wiedza o tym, iż czekolada jest wegańska, być może nawet bym jej o to nie posądziła - wszakże w zapachu sporo było roślinności, ale przy tym stanowił on zapowiedź słodko-tłustej błogości.

Sama biała czekolada rozpuszczała się powolniej niż w przypadku takiej z krowim mlekiem, lecz na szczęście nie cechowała się mdłością, co do której miałam obawy. Widać odpowiedni udział dobrej jakości masła kakaowego zrobił swoje, zaś sproszkowany napój ryżowy stworzył iluzję rozkosznego ryżowego kleiku. Nie zawsze przecież tak bywało, że wspomnę męczącą Labooko Coconut.


 Kuwertura oczywiście zalewała usta słodyczą, lecz jeszcze słodsze zdawało się być nadzienie. Być może jego chrupkość potęgowała to wrażenie - było trochę tak, jakby przegryzając migdałową kruszonkę i ryżowe chrupki obcowalibyśmy również z kryształkami skarmelizowanego cukru. Na szczęście migdały były bardzo wyraziście wyczuwalne, przepyszne, intensywne - dzięki temu nie czuliśmy przeciążenia białą czekoladą. Same chrupki ryżowe nie stanowiłyby takiej przeciwagi. Lekkie przełamanie całości wanilią i solą okazało się kolejną zaletą.

Nie jest to może czekolada, w której łatwo zatopić się po uszy i do szaleństwa zakochać, jednak nie można odmówić jej urokliwej prostoty, dopracowania i wyczuwalnej wysokiej jakości składników. Migdały często doskonale sprawdzają się z tabliczkach Handscooped - tak stało się i tym razem.


Skład: surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, migdały, napój ryżowy w proszku (ryż, olej słonecznikowy, sól), płatki ryżowe (ryż, sól), olej migdałowy, lecytyna słonecznikowa, sól, wanilia.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 580 kcal.
BTW: 4,3/39/51.

poniedziałek, 27 stycznia 2020

L'Atelier Des 5 Volcans Cru Haut Penja ciemna 70% Kamerun


Ostatnia z czterech kameruńskich czekolad marki L'Atelier Des 5 Volcans wykonana została z kakao odmiennego pochodzenia, niż pozostała trójka. Ciemna Cru Haut Penja 70% zawiera najwięcej masy kakaowej spośród wszystkich tabliczek z tej manufaktury. Użyte w niej ziarna wywodzą się w wulkanicznego regionu Penja leżącego nieopodal Wybrzeża Zatoki Gwinejskiej. Według opisu producenta, czekolada ta ma w sobie liczne nuty drzewne, taninowe, cierpkie, a także można w niej odszukać akcenty kasztanów, waniliowych lodów oraz czarnej porzeczki. Tak jak pozostałe czekolady z pracowni Laetiti Paravisini, również Haut Penję zakupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.


Bardzo podoba mi się elegancki wygląd 80-gramowych tabliczek od L'Atelier Des 5 Volcans. Tym razem, kameruńska czekolada pachniała kwaskowato-syropowym tchnieniem wiśni oraz pomarańczy, zapowiadając coś umiarkowanie słodkiego. Dotąd ich czekolady cechowały się dość wysokim poziomem słodyczy, czułam się więc zaskoczona.

Jednakże w smaku ponownie prym wiodła pudrowa, perfumowa, nieco tabletkowo-bezowa słodycz, podążająca w stronę specyfiki Amedei, ale mimo wszystko od niej odmienna - bardziej syropowa. Czekolada nie rozpuszczała się przy tym w ustach zbyt gładko, raczej stanowiła stateczny monolit, nad którym trzeba cierpliwie popracować ciepłem języka, by zaczęła się przed nami otwierać. Tym razem zaserwowano nam mocny napar z czarnej herbaty, podany z karmelowo-waniliowym syropem i wkrojoną całą mocą cytrusów: przede wszystkim pomarańczy (Z naciskiem na jej skórkę) oraz dość słodkich grejpfrutów. Do tego odczuliśmy jeszcze masę suszonych wiśni i żurawin oraz świeżych aronii i czarnych porzeczek - owocowa cierpkość wraz z herbacianymi taninami próbowały wybijać się na prowadzenie mocniej, niż w uprzednio degustowanych L'Atelier Des 5 Volcans. Dzięki sugestii producenta, zidentyfikowałam również orzechowo-kasztanowy gładki krem - ponadto, wydaje mi się, iż jego ślad odnaleźć można we wszystkich  L'Atelier Des 5 Volcans.


Po wypróbowaniu całego asortymentu L'Atelier Des 5 Volcans już wiem, że wszystkie ich czekolady łączy bardzo specyficzny charakter, którego warto doświadczyć na własnym podniebieniu i ocenić po swojemu. Przy czwartej czekoladzie od nich, stworzonej z kakao z innego regionu, spodziewałam się czegoś wyraźnie odmiennego, a w zasadzie dostałam jedynie więcej cierpkości - słodko-pudrowa baza pozostawała niemal niezmienna. Przy tej ostatniej degustacji już mnie odrobinę męczyła i nużyła. O tyle chociaż lżej będzie pożegnać mi się w ową marką.

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 80 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 572 kcal.
BTW: 9,25/41,5/30,6.

sobota, 25 stycznia 2020

Domori Chacao ciemna 85% Wybrzeże Kości Słoniowej


 Ostatnia z posiadanych w mej kolekcji tabliczek od włoskiego Domori to 85% ciemna czekolada z serii Chacao, a więc wykonana z ziaren odmiany forastino pochodzących z  Wybrzeża Kości Słoniowej. Uprzednio degustowana siedemdziesiątka, zakupiona również w sklepie Sekretów Czekolady, okazała się gęstym bakaliowo-ziołowym przysmakiem. Tu, przy jeszcze większym natężeniu kakao, można się było spodziewać od Domori czegoś zapalczywie inwazyjnego.

Według opisu na opakowaniu, czekolada rzeczywiście ma być mocna, z nutami dojrzałych owoców w towarzystwie dominacji kakao (no cóż, w końcu to prawdziwie ciemna czekolada). Jakże prosta w swej prezencji cieniutka tabliczka pasowałaby idealnie do kieliszka dobrego czerwonego wina - zawsze trzymając w dłoniach Domori przenoszę się w świat wyniosłości, ekskluzywnego piękna. Piękna opartego nie tyle na przepychu, ile na pieczołowitości dopracowania szczegółów.


 W zapachu przeplatała się paloność i pikantność - oczami wyobraźni widziałam dobrej jakości odtłuszczone kakao w proszku oraz... solidnie zgrillowaną paprykę posypaną chili. Urzekała nas duszność przypraw i drewna, a przy tym przebrzmiewał też miąższ licznych owoców. Smakując czekoladę, mogliśmy dostrzec już dużo więcej. W pierwszej kolejności pojawił się grejpfrut, wbrew sugestiom nie do końca jeszcze dojrzały. Tuż za nim pojawiły się niedostatecznie dopieszczone słonecznymi promieniami truskawki.

Na ów owocowy duet rozlała się wysoka kwaskowość gęstej maślanki, potężnie zalepiająca. W owym zalepianiu było lekko irytujące proszkowe i wilgotne wrażenie, niczym w przypadku tabletki, której nie sposób połknąć za pierwszą oraz drugą próbą. To nie końca dobrze rozpuszczony w wodzie kwasek cytrynowy, suchość drewna i jednocześnie cierpkość owocowych skórek. Wyłapałam goryczkę suszonej moreli, przewrotną kwaśność wiśni niezbyt dojrzałych, a jednak poddanych kandyzowaniu.


 Z czasem jeszcze narastała tak znamienna dla Domori gęstość. Odnalazłam niebywale miąższyste suszone śliwki, przegryzane niepierwszej już młodości prażonymi fistaszkami. Wszystko narastało i stawało się coraz to bardziej sycące. Oto grillowane owoce zanurzono w sosie z octu balsamicznego, zaś przypalony chleb z nutą pikantnej papryki podlano wytrawnym czerwonym winem.

Domori zafundowało nam ekstraordynaryjne i bogate wydanie kwaśnego syropu zaklętego w gęsty kształt tabliczki czekolady. I pomyśleć, że to kakao z Wybrzeża Kości Słoniowej - jaki widać, Domori potrafi odnaleźć cuda pośród kraju pełnego kakaowego pospólstwa.


Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy.
Masa kakaowa min. 85%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 601 kcal.
BTW: 11/47/29,4.

czwartek, 23 stycznia 2020

Beskid Peru ciemna 70%


 Degustując 98% ciemną peruwiańską czekoladę ze stewią wykonaną w naszej rodzimej manufakturze Beskid z Węgierskiej Górki, bardzo trudno było mi scharakteryzować zastosowane tam kakao - tak bardzo stewia wpłynęła na całokształt. Z otwartością na eksplorację peruwiańskich ziaren podeszłam więc do degustacji ciemnej 70% czekolady od Beskidu, słodzonej standardowo dla marki nierafinowanym cukrem trzcinowym. Obecnie Beskid zmienił etykietowanie swych czekolad, więc możemy wyczytać, iż peruwiańskie kakao pochodzi z regionu Satipo leżącego w centralnym Peru, w departamencie Junín. Region ten charakteryzuje się wilgotnym klimatem - położony jest w kotlinie wśród Puszczy Amazońskiej. Swoją peruwiańską siedemdziesiątkę od Beskidu, konszowaną min. 48 godzin, kupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.


 Czekolada pachniała w sugestywny sposób dojrzałymi granatami oraz malinami. W ustach znacznie twarda, rozpuszczała się powoli - brak dodatku masła kakaowego miał swój wpływ. Granaty i maliny powróciły tu z taką samą intensywnością, jak w sferze zapachu. W głowie ułożyła mi się pewna jednoznaczna wizja, która towarzyszyła mi aż do ostatniego okruszka czekolady. Beskid Peru 70% nie ma w sobie w zasadzie krzty goryczy - wszystko obraca się wokół owocowo-ziołowych słodyczy i kwaśności. Oczami wyobraźni ujrzałam więc lemoniadę, w której pływają liczne ziarenka granatu oraz całe dorodne maliny. Mamy też cząstki limonek oraz liście przeróżnych ziół: mięty, szałwii, malin i poziomek. Limonka z maliną szczególnie wyraziście odznacza się w finiszu, pozostawiając odświeżający powiew. A może były to kwaskowate jeżyny? W przeciwieństwie do Kimiko, nie potrafiłam dostrzec z tej czekoladzie nut palonych - być może ja odczułam je jako ziołowość.


 Prócz mlecznej wenezuelskiej czekolady, Beskid nie zafundował mi trzęsień ziemi w kwestii doznań. Było prosto i smacznie, lecz nic szczególnego mnie w tej tabliczce nie porwało. Odebrałam ją jako dość powściągliwą, niechętnie odkrywającą przede mną swe wnętrze - robiącą to jedynie powierzchownie.

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy nierafinowany.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 50 g.

wtorek, 21 stycznia 2020

Zotter White Rum / Coconut / Pineapple mleczna kokosowa nadziewana ganaszem kokosowo-ananasowym i czekoladowo-rumowym


 Marzenia się spełniają, ponownie. Wprawdzie pierwotna wersja Handscooped Piña Colada od Zottera, w białej kokosowej kuwerturze, była dla mnie absolutnie idealna - zastanawiałam się, jak to samo nadzienie smakowałoby otoczone czekoladą z zawartością miazgi kakaowej. Przeglądając nową ofertę Zottera na jesień 2019 dostrzegłam znajome opakowanie opatrzone inną nazwą. Wyglądało na to, iż White Rum / Coconut / Pineapple nie różniła się od Piña Colada praktycznie niczym prócz kuwertury. W nowej wersji Zotter zaszalał w kuwerturowej kwestii - mamy cienką kokosową warstwę, na niej mleczną czekoladę, a wszystko to oblane jest jeszcze miksem czekolady mlecznej i kokosowoej. Wnętrze zaś to w 40% ganasz ananasowo-kokosowy, zaś w 20% ganasz rumowo-czekoladowy. White Rum / Coconut / Pineapple nabyłam na biokredens.pl.


 O ile w Piña Colada już sam zapach niebywale mnie urzekł, tym razem miałam wątpliwości. Kompozycja pachniała mi skwaśniałym, przefermentowanym ananasem i lekko zjełczałymi wiórkami kokosowymi - większa niż uprzednio zawartość kakao nie zdołała tego zatuszować. Za dobrze znam produkty Zottera - miałam pewność, iż nie jest to kwestia zastosowania nieświeżych surowców. Wydaje mi się, że tak po prostu wypadło połączenie ananasa i kokosa z rumem oraz cytryną. Pozostawało mieć nadzieję na odmianę w kwestii smaku.

Przy pierwszym kęsie wszystko wydawało się nazbyt kwaśne. Prędko jednak w mych ustach rozlała się błoga, soczysta ananasowa słodycz. Tuż za nią - pojawiła się miękkość wiórków kokosowych, wypełniona ich wyrazistym smakiem podlanym dodatkowo kokosowym mleczkiem. Smakiem tak pięknie układającym się wraz z ananasem. Trudno, by ta prosta fuzja miałaby mi się nie podobać. Ta część kompozycji zdecydowanie dominowała nad wszystkim (choć ciekawa jestem, jak odebrałabym ananas bez dodatku cytryny, tak wściekle lubianej przez Zottera).


 Od spodu nieśmiało przebijał się rumowo-czekoladowy ganasz z wanilią. Przez wzgląd na kuwerturę z mlecznej czekolady, nie kontrastował on tak ostro z całością, jak w przypadku Piña Colada. Po prostu sobie był, spajał się z kuwerturą, wzbogacał kompozycję o rozgrzewające rumowe akcenty. W samej kuwerturze zaś jakoś specjalnie udziału kokosa nie wyczuwałam - ot, płynęła sobie dobra mleczna czekolada, spokojnie spajając wszystko.

Choć zjadłam White Rum / Coconut / Pineapple z przyjemnością, nie przysporzyła mi ona tak spektakularnej euforii jak Piña Colada. Wersja w białej kokosowej kuwerturze była oczywiście słodsza, ale też wyrazistsza i bardziej kontrastowa. To za nią będę prawdziwie tęsknić...

Skład: surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, wiórki kokosowe, syrop ryżowy, mleko, napój ryżowy w proszku (ryż, olej słonecznikowy, sól), rum, suszone ananasy, pełne mleko w proszku, mleko kokosowe (kokos, woda, guma guar), odtłuszczone mleko w proszku, koncentrat ananasowy, proszek kokosowy (mleko kokosowe, maltodekstryna), koncentrat soku cytrynowego, lecytyna sojowa, proszek cytrynowy (koncentrat soku cytrynowego, skrobia kukurydziana, cukier), sól, wanilia, lecytyna słonecznikowa.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 514 kcal.
BTW: 3,5/33/48. 

niedziela, 19 stycznia 2020

Choco Museo Peru Chulucanas ciemna 70%


Przyszedł czas na ostatnią spośród zakupionych w Limie peruwiańskich czekolad z manufaktury Choco Museo. Po ziołowo-owocowo-słodowej Tumbes, smolistej Cusco, tropikalno-kokosowej Amazonas oraz mlecznej tabliczce z liśćmi koki - sięgnęłam po czekoladę wykonaną z ziaren z regionu Chulucanas. Dystrykt Chulucanas, wraz z miastem o tej samej nazwie, położony jest w dolinie rzeki Piura, w północnym Peru. Rejon ten słynie przede wszystkim z ceramiki, z tradycjami sięgającymi czasów preinkaskich. Według Choco Museo, kakao z Chulucanas charakteryzuje się średnim poziomem kwaśności, nutami kwiatów oraz orzechów laskowych.


Tabliczka tak jak większość próbowanych egzemplarzy od Choco Museo, znów wyglądała tłusto i lśniła niczym wypolerowana. Chulucanas pachniała słodkim rozpuszczalnym kakao w proszku oraz brzoskwiniami w syropie. Ów delikatny i beztroski aromat pozwalał się spodziewać wyjątkowo bogatej w słodycz ciemnej czekolady. 

Nie było to mylne przypuszczenie. Czekolada bardzo gładko rozpuszczała się w ustach, będąc w zasadzie bardziej śliską i miękką, niż tłustą - lecz i tak pomyślałam sobie, iż masła kakaowego zapewne jest tu sporo. Pośród tej miękkości znalazło się miejsce dla szorstkich drobinek niedokładnie zmielonego kakao, które znam już z innych tabliczek od Choco Museo. Ów kakaowy piasek niósł ze sobą także nieco kwaśności szczypiącej w zęby, kojarzącej się z sokiem grejpfrutowym posłodzonym panelą oraz malinową lemoniadą. Całość odebrałam jednak przede wszystkim jako słodką. Czekolada smakowała niczym gęsty słodki żel okalający rozpadające się w ustach miękkie brzoskwinie i gruszki ze słoiczka. Zamiast wspominanych przez Choco Museo orzechów laskowych, doszukałam się tu prędzej delikatnych, słodkich nerkowców oraz makadamii.


Na koniec przygody z Choco Museo, zostaliśmy uraczeni czymś bardzo prostym, słodkim, przyjemnym. Choć... czy to aby na pewno koniec? Może jeszcze kiedyś podczas naszych podróży zawitamy do wrót Choco Museo.

Skład: miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, cukier.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 75 g.

piątek, 17 stycznia 2020

Georgia Ramon Mexico Soconusco Criollo ciemna 76%


Mam słabość do czekolad z meksykańskiego kakao. Wprawdzie nie odwiedziłam w Meksyku regionów, gdzie jest ono uprawiane, lecz długa historia wykorzystywania kakao przez Olmeków i Majów działa na moją wyobraźnię. Tym bardziej, iż w przeważającej mierze czekolady z meksykańskich ziaren zawierały w sobie bardzo intrygujące nuty smakowe. W ciemnej Georgia Ramon Mexico Soconusco Criollo 76% zakupionej w sklepie Sekretów Czekolady, smaki miały być dość proste - według opisu na opakowaniu podczas degustacji spotkać możemy wiśnie, kawę, oliwki oraz różne przyprawy. Sosconusco - region, z którego pochodzą zastosowane przez niemiecką manufakturę ziarna - leży na południowym zachodzie stanu Chiapas, w pobliżu granicy z Gwatemalą. Blisko stąd zarówno do gór Sierra Madre de Ciapas, jak i do Pacyfiku. Wilgotne wulkaniczne gleby od wieków stwarzają doskonałe warunku dla plantacji kakaowca.


Czekolada pachniała oceaniczną bryzą i gryzącym w nos pieprzem. Niby było mokro i świeżo, a z drugiej strony sucho i powściągliwie w przyprawowy sposób. W ustach początkowo sprawiała wrażenie wodnistej. Znalazłam się na chłodnej plaży o sypkim, drobnym piasku, na której ów piasek zamiast tworzyć jednolitą miękką powłokę drażnił nagie stopy - tak odczuwałam tu przyprawy, bardzo proste i dosadne - a mianowicie sól i pieprz. Następnie zarysowały się orzechy włoskie, obtoczone delikatnie w słonym karmelu, odrobinę przypalonym tak, że zaczął przypominać w połączeniu z orzechami aromatyczną kawę. O tak, to była także mocna kawa z tłustą śmietanką i solidną kroplą słonego karmelu.

Istotną owocową nutą okazały się czereśnie, niezbyt słodkiej odmiany, z wyraźnym akcentem na miąższ położony tuż przy pestce. To, co na opakowaniu opisano jako oliwki, mi się skojarzyło z zupełnie inną tłustą rzeczą - uwaga, uwaga - ze słoniną. To taka słodko-słona specyficzna nuta charakteryzująca czasami tłuste mięso, nieco przysuszone, podwędzone.


Pomimo tak radykalnych skojarzeń, czekoladę odczułam jako dość delikatną jak na Meksyk, czym odrobinę zawiodła moje oczekiwania. Jej degustacja była jednak dla nie czystą przyjemnością i generalnie nie można jej niczego zarzucić.

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy.
Masa kakaowa min. 76%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 574 kcal.
BTW: 10/43/29.

środa, 15 stycznia 2020

Zotter Yuzu Citrus From Japan mleczna 50% nadziewana ganaszem z yuzu i białej czekolady


Z owocem yuzu miałam dotychczas do czynienia jedynie w paru piwach rzemieślniczych - jego pojawienie się w jednej z nowych Zotter Handscooped było odświeżającym zaskoczeniem. Kupiona na biokredens.pl Yuzu Citrus from Japan to mleczna czekolada o 50% zawartości kakao nadziewana ganaszem z yuzu i białej czekolady, z dodatkiem limonki, cytryny i mandarynki. Sam owoc yuzu pierwotnie pochodzi z Chin, choć obecnie większą popularnością cieszy się w Japonii i Korei. Posiada wielkość mandarynki, żółtą nieco pomarszczoną skórkę, spore pestki i cierpko-kwaśny smak z kwiatową nutą. Genetycznie jest mieszańcem mandarynki z cytrusem ichang papeda.


Beżowe nadzienie otulone mleczną czekoladą intrygowało cytrusowym aromatem z nutą czegoś... starego. Doprawdy, skojarzenia poszybowały w stronę domu zamieszkanego przez starych ludzi oraz szafy wypełnionej zleżałymi ubraniami.

W smaku obawiałam się nieco dominacji białej czekolady - być może pojawienia się mdlącej, mydlanej słodyczy. Inną obawą był udział limonki oraz cytryny w kompozycji - po doświadczeniach z innymi nowymi Zotter Handscooped wiedziałam, że one mogą nadmiernie namieszać w odbiorze całej tabliczki. Na szczęście wszelkie me obawy były niesłuszne.


Nadzienie okazało się bowiem przede wszystkim bardzo wciągające pod względem struktury - miękkie i śliskie, cudnie rozpuszczające się w ustach niczym owocowy sos. W smaku było specyficzne - rześkie niczym połączenie grejpfruta z limonką, cytryną i mandarynką, z wyraźnym udziałem goryczki typowej dla skórek cytrusowych. Dziwacznym akcentem pozostawała ta znana ze sfery zapachu sugestia czegoś starego, zleżałego, może zbutwiałego i lekko zajętego pleśnią. Nie wypływało to jednak negatywnie na odbiór kompozycji - po prostu paradoksalnie wciągało w nią jeszcze bardziej. Pyszna jak zwykle mleczna czekolada nadawała zaś całości błogiej słodyczy z wyraźnie kakaowym rysem - na szczęście biała czekolada na której bazował ganasz nie zdołała jej zdominować.

To prosta, aczkolwiek ciekawa i oryginalna propozycja od Zottera, dobra dla każdego, kto nie boi się odkrywać nowości - nawet takich mających w sobie odrobinę dziwaczności.


Skład: surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, pełne mleko w proszku, sok z yuzu, syrop ryżowy, odtłuszczone mleko w proszku, sok cytrynowy, koncentrat mandarynkowy, słodka serwatka w proszku, koncentrat limonkowy, pełny cukier trzcinowy, wanilia, lecytyna sojowa, sól, cynamon.
Masa kakaowa min. 50%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 489 kcal.
BTW: 6,6/33/42.

poniedziałek, 13 stycznia 2020

Domori Brasile ciemna 70%

 

Rzeka Xingu leży w północno-brazylijskim dorzeczu Amazonki. Bogata w progi i wodospady, w swej linii brzegowej kryje wiele co rusz odkrywanych tajemnic prekolumbijskich cywilizacji. Włoskie Domori sięgnęło po ziarna z 17 rodzinnych plantacji położonych właśnie wzdłuż rzeki Xingu. Stworzyło z nich 25-gramowe maleństwo, które kupiłam w sklepie Sekretów Czekolady. Według opisu na opakowaniu, czekolada ma charakteryzować się nutami kawy, orzechów, dżemu i czarnego bzu.


Jak to z Domori bywa, czekolada epatowała głębokim aromatem, który w tym przypadku nie umiałam scharakteryzować inaczej, jako po prostu niesamowicie czekoladowy. W swej czekoladowości był odurzający - tak mogłaby pachnieć ekskluzywna czekoladziarnia. W ustach rozpostarła się uzależniająca gęstość typowa dla Domori. Brasile częstowała nas słodyczą palonego cukru, przypieczonego spodu od drożdżowego ciasta oraz solidnie prażonymi orzechami laskowymi. Odnaleźliśmy tu wiele urokliwych goryczek, niby to kawowych, ale błądzących ciągle gdzieś w stronę czegoś bardziej przypieczonego, deserowego.

Kwiatowa sugestia podążała przez moment nawet w stronę róży - pragnęłam uchwycić to wrażenie, bowiem bardzo zatęskniłam za różanością w czekoladzie. Dalej ów motyw dziwacznie podążał w stronę skojarzeń z farbą - jakaś taka intrygująca drażniąca nuta znalazła tu swoje miejsce, mimo wszystko dając pozytywne wrażenia.


Brasil 70% nie jest może szczytem umiejętności Domori, a jednak żałowałam, że liczyła sobie jedynie 25 g - zniknęła tak szybko, a tak bardzo zachęcała ku temu, by móc poznać ją jeszcze bliżej...

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 25 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 541 kcal.
BTW: 9,5/35,5/39,5.

sobota, 11 stycznia 2020

Goodio Pure Nacional ciemna 80% Peru


Po doskonałej Coconut, będącej pierwszą moja czekoladą od helsińskiej marki Goodio, przyszedł czas na ich kolejną propozycję zakupioną w sklepie Sekretów Czekolady. Tym razem jest to sztandarowy klasyk fińskiej manufaktury - ciemna czekolada zawierająca 80% mielonego w kamiennych młynkach kakao Nacional z peruwiańskich plantacji z kanionu rzeki Marañón. Słodzona została cukrem kokosowym o niższym indeksie glikemicznym niż cukier trzcinowy czy buraczany.


Jakże prosta w wyglądzie tabliczka tuż po rozpakowaniu z całkowicie biodegradowalnego ubranka rozpostarła ponad sobą bardzo syropowy, esencjonalny i gęsty zapach. Była to woń drewna i świeżego chleba, ze apetycznie specyficzną nutą pieczonych lub suszonych jabłek. Ów jabłkowy akcent jako pierwszy uderzył w smaku. Nie mogłam się zdecydować, co to dokładnie było: skórka jabłka, całe chipsy jabłkowe czy też mocno przypieczone jabłko. Dalej skojarzenia szły również w stronę herbaty z suszonym jabłkiem, żurawiną i pigwą.

Cudowna gęstość narastała w czasie trwania degustacji, coraz to mocniej racząc nas licznymi nutami suszonymi i palonymi. Charakterystyczny ziołowy posmak surowego ziarna kakao, znany już z Coconut, nadawał całości świeżego tchnienia. Goodio zaserwowało nam urokliwą feerię kwaśności, bez jakichś szczególnych goryczek. Istotnym skojarzeniem stał się także wilgotny chlebek bananowy z rodzynkami i innymi bakaliami.


Jak na aż 80% kakao, pomimo wyrazistych nut, czekolada nadal pozostała łagodna. Konsekwentna i kompleksowa, otulała i syciła. Jeszcze bardziej rozbudziła moją ciekawość wobec czekolad od Goodio, którą będę chciała zaspokoić przy kolejnej najbliższej okazji na zakup pozostałego asortymentu.

Skład: ziarna kakao, cukier kokosowy, tłuszcz kakaowy.
Masa kakaowa min. 80%.
Masa netto: 48 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 601 kcal.
BTW: 9,4/49,2/26,7.

czwartek, 9 stycznia 2020

Soklet mleczna 55% Indie

 
Gdy marka Soklet pojawiła się w sklepie Sekretów Czekolady, od razu przyciągnęła mój wzrok, podobnie jak L'Atelier Des 5 Volcans. Rzadziej spotykane pochodzenia ziaren kakao kuszą bowiem niesamowicie swą odmiennością i powiewem nowości - Soklet zaś to manufaktura tree-to-bar, działająca w całości na terenie Indii. Dotąd próbowałam tylko jednej czekolady z indyjskiego kakao - była to cudownie przyprawowa Zotter India 62%. Na inicjację z Soklet musiałam nieco poczekać. Kilka tabliczek tej marki długo czekało, aż w końcu zdecyduję się je wypróbować. Byłam ich bardzo ciekawa, ale jednak ciągle je pomijałam, mając wiele innych czekolad do wyboru. Ostatecznie, w pierwszej kolejności zdecydowałam się na tabliczkę mleczną o 55% zawartości kakao.

Plantacje marki Soklet noszą nazwę Regal, prowadzone są przez dwóch szwagrów, a leżą pośród przepięknych gór Anaimalai w południowych Indiach. Kakao jest tam uprawiane w permakulturze z gałką muszkatołową, kokosem, pieprzem i bananowcami. Co ciekawe, w dziś opisywanej czekoladzie znalazła się prócz kakao, cukru i mleka odrobina typowo indyjskiego klarowanego masła ghee.



Nieduża (50-gramowa) tabliczka została podzielona na klasyczne kostki i zarówno zapachem jak i barwą niespecjalnie przypominała mleczną czekoladę. Pachniała mocno słodowo, z palonym zacięciem - przywodząc na myśl esencjonalne ciemne piwo. Gdzieś tam w tle dawała o sobie znać iluzja koziego mleka, zdradzając jednak, iż w czekoladzie odnajdziemy udział mleka. Nagle do głosu doszła woń ugotowanych na tłustym mleku owsianych płatków.

Czekolada okazała się twarda i dość powściągliwa - stopniowo uwalniała swe walory, nie rozlewając się w ustach błogim błotkiem. Cała sprawiała przez to wrażenie jakby przypalonego ciasta, a do tego dochodziły akcenty budzące skojarzenia z zakalcem. Oczami wyobraźni zobaczyliśmy niezbyt udane ciasto z wiśniami z syropu oraz podwędzanymi w dymie śliwkami - to dziwne zestawienie dawało jednak tej czekoladzie wyjątkowego uroku. Ku mojemu zachwytowi, wśród tych palonych, owocowych i mącznych nut do głosu dochodziły stopniowo przyprawy: kardamon, cynamon, dość delikatny pieprz i gałka muszkatołowa.



Mało mleczności pojawiło się w tej mlecznej czekoladzie. Cieszył jednak fakt, iż indyjskie kakao dało tu zachwycający popis. Torf, palony słód, gęsty i esencjonalny imperial stout. Ciemny i ciężki chleb, wypełniony bakaliami zanurzanymi w przyprawach. Znamienne, iż owe tajemnicze masło ghee raczej niespecjalnie miało istotny wkład w całokształt.

Co też takiego pokaże nam jeszcze Soklet w swych następnych czekoladowych dziełach?

Skład: ziarna kakao, tłuszcz kakaowy, cukier trzcinowy, odtłuszczone mleko w proszku, masło ghee.
Masa kakaowa min. 55%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 539 kcal.
BTW: 9,2/31,1/55,87.

wtorek, 7 stycznia 2020

L'Atelier Des 5 Volcans Reserve De Dja ciemna 62% Kamerun



W końcu przyszedł czas na sprawdzenie, jak smakuje wykonana bez jakichkolwiek dodatków czekolada z kameruńskiego kakao. L'Atelier Des 5 Volcans tym razem przedstawia nam czystą ciemną tabliczkę - tak jak wersje z wanilią czy kawą - wykonaną z ziaren forastero i trinitario pochodzących z plantacji w pobliżu tropikalnego rezerwatu górnego biegu rzeki Dja. Niestety, Lealitia Paravisini zaserwowała nam jedynie 62% zawartość kakao w tej czekoladzie.

Cały asortyment manufaktury L'Atelier Des 5 Volcans zakupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.


Czekolada pachniała maślanką z kroplą soku z cytryny, kwaśnymi jabłkami oraz agrestem. Jej aromat budził skojarzenia z niedojrzałymi cytrusami oraz ze skórką z grejpfruta. Doświadczenie podpowiadało mi, że w smaku jednak otrzymamy o wiele większą porcję słodyczy, niż sugerował to zapach. Miałam rację. Nie mniej jednak, gdy już w trakcie degustacji ponownie zaciągałam się jej zapachem, maślanka nadal dawała o sobie znać. W ustach ułożyła się bardziej niczym jogurtowo-owocowe lody.

Tak, Reserve Du Dja 62% to całe mnóstwo przyjemnej, pudrowej i owocowej słodyczy. Jest ona nam dobrze znana z uprzednio próbowanych czekolad tej marki. Słodycz ta kojarzy się z landrynkami w pudrze i kandyzowanymi owocami tropikalnymi. Z mniej przyjemnych skojarzeń - zakrawa nieco o witaminowe tabletki do ssania. W tym przypadku, gdy żaden dodatek nie modyfikuje smaku kakao, owa pudrowość niebezpiecznie zbliżała się w stronę bezowo-piankowej specyfiki Amedei. Na szczęście dziś opisywana tabliczka ostatecznie potrafiła przebić się przez ten powoli budowany przez samą siebie mur, oferując coś ciekawszego, soczystego, miłego.


Wyłapaliśmy zmrożoną grubą skórkę z różowego grejpfruta oraz banany w karmelu. Pojawiło się wyobrażenie perfumowanych brzoskwiń i papai, skrojonych w kostkę i podanych w śmietanowym, tłustym eklerze. Czekolada ta to także jogurtowe lody z całym mnóstwem dziwnych tropikalnych owoców. Doznania specyficzne, lecz bezapelacyjnie wciągające.

To już koniec mojej przygody z ziarnami z Dja w interpretacji marsylskiej czekoladniczki. Ciekawa jestem, cóż takiego pokaże nam kolejny rodzaj ziaren używany przez markę - pochodzący z rejonu Haut Penja.

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy.
Masa kakaowa min. 62%.
Masa netto: 80 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 589 kcal.
BTW: 5,7/42,6/41,7.

niedziela, 5 stycznia 2020

Zotter Tiramisu mleczna 50% nadziewana kawową czekoladą, migdałowo-waniliowym ganaszem z marscarpone z białą czekoladą i czekoladowo-kawowym ganaszem z rumem


 Tiramisu to jedna z najnowszych Zotter Handscooped, która kusiła mnie przede wszystkim prostotą. Ta zakupiona na biokredens.pl tabliczka jest rzeczywiście świetnym odzwierciedleniem włoskiego deseru tiramisu. Pod kuwerturą z mlecznej czekolady o 50% zawartości kakao kryje się ganasz z mascarpone, białej czekolady oraz praliny migdałowej z wanilią. Oprócz tego mamy jeszcze warstwę kawowej kuwertury, okalającą ganasz czekoladowo-kawowy z rumem. Dla mnie, kawowego nałogowca, taka propozycja brzmiała bardzo smakowicie.


 Czekolada pachniała ciepłem korzennych przypraw, piernikiem zanurzonym w śmietankowej, lecz mocnej kawie. Dodatkowo temperaturę podkręcał aromat rumu i iluzja marcepanu (wszak mamy tu migdały). Gdy wgryzłam się we wszystkie warstwy, podniebienie zostało zalane wspaniałą latte z nutą rumu, w której kawa mimo wszystko wiedzie słuszny prym nad tłustym mlekiem, a dobry alkohol też nie jest w stanie jej przyćmić. Fakt zastosowania mlecznej, a nie ciemnej kuwertury także sprawiał, iż kawa cały czas mogła grać pierwsze skrzypce. Do tego urocza warstewka kawowej czekolady otulająca czekoladowo-kawowy ganasz - ah, kawa i czekolada to tak doskonały, spójny duet...


 Jasne, górne nadzienie nadaje delikatności kompozycji. Śmietankowe mascarpone świetnie zgrało się z migdałami, białą czekoladą i wanilią, tworząc bazę, na której pięknie ułożyły się kawa, czekolada i rum. Temperaturę podgrzały wanilia, kardamon oraz cynamon. To świetna, przytulnie słodka, nieprzekombinowana i konsekwentna w smakach propozycja na chłodny wieczór.

Skład: surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, mascarpone (śmietana, białka mleka, cukier, surowy cukier trzcinowy, aromat waniliowy), syrop ryżowy, mleko, odtłuszczone mleko w proszku, rum, słodka serwatka w proszku, kawa w proszku, migdały, mielone ziarna kawy, karmelizowane mleko w proszku (odtłuszczone mleko w proszku, cukier), pełny cukier trzcinowy, wanilia, lecytyna sojowa, sól, kardamon, cynamon, płatki róż, proszek cytrynowy (koncentrat soku cytrynowego, skrobia kukurydziana, cukier).
Masa kakaowa min. 50%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 525 kcal.
BTW: 6,5/35/45.

piątek, 3 stycznia 2020

Choco Museo Peru Tumbes ciemna 70%


 Przyszedł czas na kolejną ciemną czekoladę od Choco Museo zakupioną w markowym sklepie w centrum Limy. Tym razem przenosimy się w okolice peruwiańskiego miasta Tumbes. Leży ono nad rzeką Tumbes, w pobliżu zatoki Guayaquil - jedynie ok. 30 km mamy stąd do granicy z Ekwadorem. Według Choco Museo, kakao z tego regionu charakteryzuje się aromatem karmelu i cytrusów, nutami suszonych owoców oraz słodu.


 Po niezwykle mrocznej Cusco 85% pragnęłam znów czegoś jaśniejszego, w stylu Amazonas 70%. Zapach naszej Tumbes 70% sugerował, że moje życzenie zostanie spełnione. Soczyście lśniąca tabliczka o czerwonawych przebłyskach pachniała palonymi ziarnami zbóż, piekarnią przyrządzającą właśnie ciężki żytni chleb na zakwasie, ewentualnie słodownią. To była wiodąca nuta. W tle mieniły się kuszące tropikalne owoce, ale dopiero w smaku miały w pełni dojść do głosu.

Masywne kostki rozpuszczały się w ustach z miłym wrażeniem, iż otoczone są z wierzchu słodkim syropem z czarnego bzu i malin. W środku zaś było odrobinę szorstko - jakby do kakaowej masy dostały się kawałki papieru i drobne kamyczki. Cały kompleks smakowy serwowany przez Tumbes to czysta przyjemność. Słodycz miesza się z palonością, dopiero gdzieś na końcu pojawia się cytrynowy kwasek. Nie ma tu mowy o żadnej wykrzywiającej goryczce, choć mogłabym opisać tę tabliczkę także jako bardzo ziołową (z dominacją szałwii).


 Styl, w którym utrzymana jest Tumbes 70% przywołuje na myśl ekwadorskie czekolady z amazońskich ziaren (jak choćby Wao Yasumi) oraz kakao meksykańskie. Tu ziołowość surowego ziarna, otwierająca drogę ku skojarzeniom z przeróżnymi naparami, jak choćby ze wspomnianej szałwii, lecz także z rumianku i dziurawca - miesza się z urokliwie palono-słodkim słodem, melasą, czymś piwno-chlebowym. O, na przykład dosłodzonym karmelowym cukrem trzcinowym kwasem chlebowym. Prócz finiszu zakrawającego o świeży sok z cytryny, na drugim planie nieustannie przewijają się słodkie, miąższyste owoce: guawa, dojrzała papaja, karmelizowany banan.


 Kostka za kostką znikały szybko, pomimo tego, że swą gęstością czekolada rodziła poczucie sytości. Jej soczysta świeżość nadal metodycznie podbijała apetyt na więcej. Dobrze było właśnie taką czekoladą rozpocząć pełen relaksu weekend. Zaś wspomnienie o dalekiej krainie, w której zakupiłam tę tabliczkę wprost z rąk producenta, nieustannie napawa mnie dreszczem...

Skład: miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, cukier.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 75 g.