poniedziałek, 29 lutego 2016

Zotter Hazelnut & Almond mleczna laskowa i biała migdałowa


Zgodnie z obietnicą - dziś prawdziwie górski wpis! A oprócz tego recenzja niesamowicie smakowitego duetu Zotterów... Słowem - uczta dla zmysłów! Z góry przepraszam za ogromną ilość zdjęć, ale mam tyle pięknych ujęć z tego dnia, że trudno mi było się ograniczyć do kilku. Nawet fotki czekolad wyszły niesamowicie urodziwie. Zapraszam do wgłębienia się w moją meksykańską przygodę...

Po Teotihuacan wraz z dwoma młodymi Meksykaninami - Alberto i Pablo - odbyliśmy wieczorną podróż samochodem do schroniska/base campu pod masywem Nevado De Toluca. Schronisko to położone jest w bardzo atrakcyjnym miejscu - dookoła jest mnóstwo miejsca na grillowanie, znalazł się nawet plac zabaw. Wnętrze podzielono na sporo przytulnych - jak na schroniskowe warunki - pokoików. O ile brak ciepłej wody na takiej wysokości to rzecz powszednia, to sporym mankamentem był brak światła. Po zjedzeniu kolacji udaliśmy się na wypoczynek, odsypiać resztki jet lagu.

Wyzwaniem na kolejny dzień było zdobycie najwyższego szczytu wulkanicznego masywu Nevado De Toluca, czyli Pico Del Fraile 4680 m n.p.m. - czwartej najwyższej góry Meksyku, położonej w okolicy miasta Toluca. Tym samym, miał być to nasz dotychczasowy najwyższy szczyt (naszym wcześniejszym rekordem był marokański Jebel Toubkal 4167 m n.p.m.). Choć spaliśmy długo w ciepłych śpiworach, rano mój Mąż obudził się w kiepskim samopoczuciu. Miał obawy, czy nie łapie go jakaś wirusówka - na szczęście potem okazało się, że to tylko mieszanka jet lagu z trudami aklimatyzacji wysokościowej (wszak już samo Mexico City leży powyżej 2000 m n.p.m.).

Po śniadaniu spod schroniska podjechaliśmy autem wraz z chłopakami jeszcze wyżej - do punktu startowego na szczyt. Stamtąd nasza wyprawa do góry i powrót do auta miały nam zająć sześć godzin. Idealna i mocna rozgrzewka przed kolejnymi trudami wyjazdu! Tylko Pablo miał nam towarzyszyć aż do szczytu, Alberto maszerował z nami pod górkę jedynie do pierwszego charakterystycznego punktu. A ów punkt był naprawdę niesamowity...

W kraterze Nevado De Toluca znajdują się bowiem dwa jeziora - Słońca i Księżyca, w których to odnaleziono liczne ślady indiańskich ceremonii religijnych. Gdy po niezbyt stromym początkowym podejściu rozpostarł się przed nami widok na te zbiorniki, byliśmy zachwyceni. Ponadto, krocząc wzdłuż brzegu Jeziora Słońca doskonale widzieliśmy cel naszej drogi - Pico Del Fraile. Skalisty, zaśnieżony, stromy i majestatyczny.





 Okrążając część jeziora rozpoczęliśmy dość strome podejście - najpierw po wulkanicznych, kruchych skałach, a następnie po śniegu. Mój organizm, porządnie rozruszany już dawno, bo dobry miesiąc wstecz w Górach Kaczawskich - wszedł na najwyższe obroty. Nie cierpię tego uczucia, gdy grunt sypie mi się pod nogami, które to drżą i nie chcą się uspokoić - nie tyle z samego wysiłku, co i z emocji. Gdy już weszłam w miarowy rytm wspinaczki osiągnęliśmy przełęcz, z której to rozpościerał się widok także na drugą stronę masywu. Szczyt był już blisko. Teraz droga na niego prowadziła granią.

Podczas stąpania po skałach grani czułam się już w stu procentach świetnie. Oddychałam pełną piersią, endorfiny uderzały do głowy, energia mnie rozpierała. Napawałam się widokami i ciszą.  W końcu, gdy osiągnęliśmy skalisty i dość znacznie eksponowany ciasny szczyt - okazał się być bosko zaciszny, bezwietrzny i ciepły. Rozsiedliśmy się na kamieniach, celebrując sukces, który przyszedł nam bez większego trudu. Znów znaleźliśmy się jeszcze, jeszcze wyżej!

Czułam się tak genialnie, że nawet postanowiłam poczęstować Pabla czekoladą, którą trzymałam w plecaku. Dobrze wiecie, iż rzadko dzielę się czekoladami z innymi ludźmi niż mój Mąż, toteż zauważcie, że to musiała być rzeczywiście wyjątkowa chwila. Zwłaszcza, że na Nevado De Toluca zabrałam ze sobą Zottera (Czekolady Zotter Polska).

 

 




Zotter ostatnimi czasy sporo eksperymentuje z tabliczkami Labooko. W kwestii ciemnych czekolad zaproponował nam pierwotną konsystencję w Cacao Nature 75% with Muscavado Sugar Crackers. Zrewolucjonizował swe owocowe tabliczki prezentując genialną Cheeky Fruits. Tym razem, na tapetę wziął orzechy. Z jednej strony, nugatowe tabliczki w Bouquet of Flowers bardzo mi smakowały - z drugiej zaś, Almond Nougat z serii Nougsus był dla mnie wielkim rozczarowaniem. Czy tym razem Zotter zaczarował z orzechami tak, jak zrobił to z owocami w Cheeky Fruits?

Najpierw sięgnęliśmy po tabliczkę z orzechami laskowymi. Rzeczywiście nie jest to zwykła czekolada z orzechami, nie jest to również klasyczny nugat. We wnętrzu opakowania zostały wyszczególnione etapy wykonywania Zotter Hazelnut. Orzechy laskowe tureckiego pochodzenia najpierw zostały podprażone, a następnie lekko skarmelizowane. Tak podrasowane orzechy zostały dokładnie wymieszane z surowym cukrem trzcinowym, aż do uzyskania delikatnej, klarownej konsystencji. Pieczołowicie przygotowany nugat został następnie połączony z mleczną czekoladą o 50-procentowej zawartości kakao. Dodatkowo, umieszczono w niej chrupiące drobinki orzechów laskowych.




Zotter krok po kroku dodawał do siebie poszczególne elementy układanki. Jak to wyszło? Hmm, wiecie co, chyba naprawdę jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło, żeby czekolada tak idealnie zgrała się z pięknym górskim widokiem. Zachwycając się Nevado De Toluca, wydałam jeszcze kolejne westchnienie zachwytu, gdy pierwszy kęs Labooko Hazelnut powędrował do moich ust. To było obłędne! Zmysły oszalały...

Głęboki, bardzo autentyczny smak orzechów laskowych z wyborną gładkością rozścielił się na podniebieniu. Towarzyszyła mu w pełnym zgraniu subtelna mleczność i prawdziwa moc wysokiej jakości czekolady. Wszystko to doprawione było odrobinką cynamonu i wanilii - jednakże to właśnie orzechy i kakao otulone mlecznym kocykiem grały tu główną rolę, perfekcyjnie połączone i bardzo wyraziste. Idealnie chrupkie kawałeczki orzechów laskowych stanowią kropkę nad i, uwypuklając orzechowość samej czekolady. Naprawdę brak mi słów na opis tej tabliczki, charakternej i subtelnej zarazem - Zotter pozamiatał i sprawił, że tam, wysoko w górach, stałam się jeszcze szczęśliwsza i jeszcze bardziej spełniona.




Po takim preludium naprawdę nie chciało mi się wierzyć, że Labooko Almond będzie równie płaski i mdły co migdałowy Nougsus. I słusznie - Zotter i nad tą tabliczką pochylił się ze szczególną uwagą. Prażone i karmelizowane hiszpańskie migdały zaklęte zostały w dopieszczony co do joty nugat, który w tym wypadku wymieszano z białą czekoladą pierwszego sortu. Dzięki temu, tabliczka przybrała przepiękną, beżową barwę. Aby nie rozpłynąć się zupełnie w tej krainie łagodności, wewnątrz znalazło się miejsce dla drobin idealnie spreparowanych migdałów.

Wszystko to sowicie doprawione zostało madagaskarską wanilią, a także odrobinką imbiru i cynamonu (choć te dwie ostatnie przyprawy nie miały już tak dużego znaczenia jak wanilia). Moi drodzy, żadnej mdłości i nijakości w tej czekoladzie nie spotkałam. Ba, trudno mi stwierdzić, czy bardziej smakowała mi wersja laskowa, czy też migdałowa. Są one zupełnie inne, lecz łączy je wyborny, intensywny smak. Migdałowa opcja jest łagodniejsza, bardziej błoga - mimo to wiele się w niej dzieje. Prawdziwa wanilia mocno daje o sobie znać, umiejętnie podkreślając wysokiej jakości mleko, tłuszcz kakaowy i świetnie przyrządzone migdały - zarówno te aksamitne zaklęte w nugat, jak i te chrupiące. Tego po prostu trzeba spróbować!






Dzięki temu duetowi orzechowych czekolad, zdobycie Pico Del Fraile było jeszcze wspanialsze, pełniejsze, rozkoszniejsze. Zotter mnie zachwycił i na dodatek zrobił to w tak niezwykłym miejscu! Gdy zbieraliśmy się do drogi powrotnej byłam otumaniona radością. Zejście w dół do jeziora okazało się być o wiele łatwiejsze niż podejście, większość drogi po prostu sunęliśmy po piargu. Schodząc spotkaliśmy kobietę i mężczyznę dopiero podchodzących do góry - jak się okazało, para pochodziła z Polski! Oczywiście zamieniliśmy kilka zdań. To zabawne, ale w sierpniu zeszłego roku po zdobyciu północnego szczytu wulkanu Aragac w Armenii jedynymi osobami jakie spotkaliśmy na swej drodze również byli Polacy.
 

Na powiększeniu tego zdjęcia widać wynurzający się zza chmur mój ulubiony duet gór: Iztaccihuatl i Popocatepetl, o których jeszcze nieraz przeczytacie w kolejnych wpisach.


 

Już wkrótce ponownie stanęliśmy u brzegu Jeziora Słońca. Emocje związane z atakiem na szczyt opuściły mnie, poczułam luz i wtedy... zaczęło się ze mną dziać coś złego. Tak prosta droga znad jeziora do samochodu okazała się być dla mnie męczarnią. Ból i zawroty głowy, ból brzucha, mdłości, utrudniony oddech. Coś podobnego, co mój Mąż czuł tego dnia rano. Trudy aklimatyzacji dopadły również mnie, choć do teraz śmieszy mnie fakt, że stało się to po zredukowaniu wysokości. Na szczycie czułam się przecież jak w raju i oddychałam pełną piersią!

W końcu dotarliśmy do samochodu, gdzie wmusiłam w siebie posiłek, po którym to niemal od razu poczułam się lepiej. Pożegnaliśmy Nevado De Toluca i udaliśmy się w drogę do Mexico City...





 

Czekolada mleczna laskowa.
Skład: surowy cukier trzcinowy, orzechy laskowe 25%, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, lecytyna sojowa, pełny cukier trzcinowy, sól, wanilia, cynamon.
Masa kakaowa min. 50%. 
Masa netto: 35 g.

Czekolada biała migdałowa.
Skład: surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, migdały 24%, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, pełny cukier trzcinowy, lecytyna sojowa, wanilia, sól, imbir w proszku, cynamon.
Masa kakaowa: nie podano.
Masa netto: 35 g.

Wartość energetyczna w 100 g: 593 kcal.
BTW: 8,1/44/39

42 komentarze:

  1. charlottemadness29 lutego 2016 06:31

    I miałaś rację, jestem zachwycona tą czekoladą.I te orzeszki w przekroju..Ogólnie sądzę,że czekolady z orzechami, bakaliami świetnie pasują do sytuacji górskich, ich klimatu.
    Świetne zdjęcia, świetna czekolada i niezapomniana wyprawa.Tylko pozazdrościć ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie spodziewałam się, że ten duet będzie smakował aż tak wybornie. To po prostu rozpływało się w ustach, niosąc ze sobą prawdziwą orzechowo-kakaową rozkosz. I te idealnie dobrane przyprawy! Ajajajajaj... Nevado De Toluca został przepięknie uwieńczony tym Zotterem :)

      Usuń
    2. charlottemadness29 lutego 2016 22:21

      Dziś złożyłam zamówienie i w nim pojawiła się właśnie m.in Zotter Hazelnut & Almond <3 Wczoraj wieczorem złożyłam im meilowo zamówienie ale gdy dziś zadzwonili musiałam ją dokooptować i inne pozmieniać, bo nie wszystkie "zachcianki"były dostępne.
      Ciekawa jestem tej wersji:
      http://www.zotter.at/en/choco-shop/pure-chocolate/whole-nuts/detail/product/hazelnut-1.html
      spodziewam się wiele, bo to calusieńkie orzechy zatopione w ciemnej czeko z nugatem i cynamonem..*_*

      Usuń
    3. Haha, też dziś złożyłam zamówienie :D.

      Jadłam ją, ale jeszcze w starej szacie graficznej. Być może zmieniono coś w recepturze. Nie mniej jednak, niedługo pojawi się recenzja. GNuss.Tafel Hazelnut również jadłam na jednym ze szczytów :D.

      Usuń
    4. charlottemadness29 lutego 2016 22:39

      Ile zamówiłaś ? :D
      Zdradź ziarenko prawdy o tej z całymi orzechami :>

      Usuń
    5. charlottemadness29 lutego 2016 22:40

      tajemnicy* co ja już klepie xd

      Usuń
    6. Kilkanaście ;)

      Moim zdaniem była najsłabsza z trójki tych czekolad.

      Usuń
  2. Czytając recenzję miałam wrażenie, że czytam jakąś książkę o zdobywaniu wysokich gór, uwielbiam Twoje wpisy i zdjęcia :D
    A pyszny smak tej czekolady można dostrzec już patrząc na nią :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mam pojęcia co zachwyca mnie bardziej ta czekolada czy widok gór... Jedno i drugie kocham i ciężko mi wskazać faworyta. Obydwu też bardzo zazdroszczę. Zwłaszcza kiedy czytam o białej i o orzechach...

    OdpowiedzUsuń
  4. 4680? Wow, tak wysoko to moje nogi mnie jeszcze nie poniosły! Chyba z czasem będę musiała się rozejrzeć za jakimś dobrym towarzystwem, bo tak sama bym nie poszła, a moi towarzysze wypraw nigdy nie daliby się namówić na taką wysokość.
    Wyobrażam sobie, jak to jest zasiąść na kamieniach i wyciągnąć takiego Zottera... Te zdjęcia są jak... jak z pięknego snu, z którego nie chciałabym się już obudzić!
    Bałam się właśnie, że te czekolady będą słodkie i mdłe... Hm, widzę,że jednak warto się nad nimi zastanowić. Może kiedyś zamówię.
    Polacy zdobywają, a co! Wytrwały naród. Chyba góry po prostu wielu z nas ma w sercu, wielu się na nich wychowało - bądź co bądź, nasze są wspaniałe, a człowiek zawsze chce więcej i więcej.

    Ja w tym momencie na przykład chcę więcej takich wpisów! I więcej gór także w moim życiu i... więcej czekolady. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A skąd pewność, że nie daliby się namówić? Z ciekawości - gdzie najwyżej byłaś dotąd? Zawsze można wybrać się z lokalnym przewodnikiem, wtedy nie jest się samemu. Albo przyłączyć się do nas :D.

      To prawda, tam do góry było jak we śnie... Nie chciało mi się w to wszystko wierzyć. Widoki niesamowite, powietrze cudowne i ta przejmująca cisza... Czekolada była dopełnieniem wszystkiego. Na dodatek nie spodziewałam się, że ten duet będzie tak pyszny. Widać, że Zotter ostatnio dopracował swoje eksperymentalne Labooko - te orzechówki oraz Cheeky Fruits wyszły fenomenalnie.

      Co do Polaków w górach, zawsze wspominam słowa pewnego włoskiego przewodnika: "Gdyby nie Polacy i Czesi, nie mielibyśmy co robić" :)

      Ja już tęsknię za górami niesamowicie. Kolejny wyjazd na Wielkanoc, nie mogę się doczekać.

      Usuń
    2. Pewność stąd, że po prostu: nie dali się. :P
      Zabij, ale kompletnie nie mam głowy do kojarzenia wysokości, tym bardziej, że przez grupę nie raz trzeba było rezygnować w trakcie. Od początku do końca Lodowy Szczyt był mój i... to był chyba najwyższy. :P
      Z przewodnikiem podróże nie są mi obce, ale obecnie to raczej kwestia kosztów - im większa grupa, tym lepiej się to rozkłada, biorąc pod uwagę, że inaczej musiałabym jechać kompletnie sama, a tu nawet paliwo już się problemem robi.

      Ja z kolei nie wiem, czy wczesną, czy późną, ale na pewno wiosną mam zamiar odświeżyć sobie trochę starych słowackich szczytów - dopinam wszystko na ostatnie guziki. :D

      Usuń
    3. Tatry jak dotąd tak bardzo traktowane przez nas po macoszemu... czas przerwać tą passę.

      Fakt, przy większej grupie zawsze taniej. Aczkolwiek dla mnie wielkim komfortem jest fakt, że wraz z Mężem nie muszę się do nikogo dostosowywać.

      Usuń
  5. Jestem zachwycona górami. Jestem zachwycona zdjęciami i twoimi opisami. I jeszcze idealna czekolada! Dzięki tobie na chwilę przeniosłam się z pochmurnego Białegostoku do Meksyku <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniałe zdjęcia, zazdroszcze chodzenia po górach. Tego Zottera niedawno kupiłem, po takim opisie raczej długo nie poleży :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiem tak jak zawsze: nie ma co zazdrościć, trzeba iść w góry :D.

      Smacznego! Daj znać, jak Ci smakował ów duet.

      Usuń
    2. Na razie spróbowałem z tej z orzechami laskowymi i jest świetna - to prawdziwa czekolada orzechowa, a nie tylko z orzechami.

      Usuń
    3. Dokładnie tak! Orzechy do potęgi entej, tak cudnie zgrane z kakao.

      Usuń
    4. Midgałowe też fajna, ale dla mnie to już nie to. Jednak za białymi, nawet najlepszymi, jakoś nie przepadam, takie tłustawe i brak w nich kakao :)

      Usuń
    5. Jadłeś Willie's Cocoa El Blanco?

      Usuń
    6. Nie, nie jadłem, ale mam zamiar kiedyś spróbować. A ten Zotter z orzechami laskowymi ma taki smak, jaki powinna mieć idealna Nutella :)

      Usuń
    7. Zgadzam się z tą Nutellą! Gdyby tak smakowała (a nie waliła margaryną) - jadłabym na tony!

      Musisz koniecznie spróbować białej Willie's Cocoa. Jest szokująca ;)

      Usuń
  7. Absolutnie nie musisz przepraszać za dużą ilość zdjęć, to raczej czytający powinni za nie dziękować ;) Bo zdjęcia cudne, jak zawsze, bardzo klimatyczne.
    A co do czekolad, to o dziwo bardziej kusi mnie biała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie nie przepraszam :D.

      Ja bym z chęcią wróciła do obu.

      Usuń
  8. Jejku, jak tam pieknie! Niby Meksyk jest taki biedny i w ogole, ale z pewnoscia maja cudowne widoki! *-* I czekolada tez fajna, uwiebiam migdaly ,wiec bylaby dla mnie tez pyszna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez przesady z tą biedą. Wprawdzie slumsów nie widziałam, ale o wiele bardziej biedą czuć było chociażby na Ukrainie.

      Meksyk jest po prostu przepiękny.

      Usuń
  9. Specjalnie zostawiłam ten wpis na wieczór, żeby na spokojnie go sobie przeczytać.. I żałuję, że był tak krótki! :D Zdjęcia są wspaniałe, mogłoby być ich i 5 razy więcej, nie narzekałabym :> Opis mnie wciągnął i poruszył wyobraźnię, a Zotterowskie czekolady przypieczętowały całość. Choć mnie tam nie było, jestem przekonana, że to była udana wyprawa :D Oby więcej takich!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyprawa była turbo udana! Co więcej, gdyby rok temu ktoś mi powiedział, że wybiorę się do Meksyku - popukałabym się w czoło :D. Nie wiedziałam, że spełnienie marzenia jest tak blisko!

      Nie martw się, do Świąt Wielkanocnych ciągle tu będziesz mogła poczytać o Meksyku :D (choć nie zawsze o górach)

      Usuń
  10. I teraz sama nie wiem czym jestem bardziej zachwycona! Te widoki <3 Podziwiam za wytrawłość i oddanie pasji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pasja to pasja, w jej realizacji nie ma kompromisów :D

      Usuń
  11. Szkoda, że w czekoladach nie ma całych orzechów, ale rozumiem - tabliczki są cienkie. Jeziora mają cudowne nazwy, wykąpałabym się w nich, gdybym przy okazji nie zamarzła lub nie dostała świerzba. Na szlaku to już nie mój klimat (poczekałabym na Was, dryfując na jeziorku), ale czyta się z wypiekami, as always :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi o dziwo drobne orzeszki zupełnie nie przeszkadzały. Same czekolady były na tyle orzechowe i tak przepyszne, że orzechowa kruszonka stanowiła tylko zwieńczenie.

      Nad jeziorami też pięknie by można było spędzić czas :).

      Usuń
  12. wow wow wow! <333 Z takimi widokami nawet czekolada z tesco marki tesco smakowałaby wybornie :D Podziwiam za zdobycie takiej wysokości! Ja z moim lękiem wysokości mogę jedynie oglądać zdjęcia stamtąd :( (to okropny żart losu, kochac góry, a mieć lęk wysokości) A czekolada...muszę ją mieć! :D
    Prawdopodobnie wkrótce wyjadę do Czech do pracy, skąd będę miała Karkonosze rzut beretem <3 A już tak dawno nie byłam w górach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Huh, z tym Tesco polemizowałabym ;). Zła czekolada zawsze pozostanie złą czekoladą. Choć niektóre tabliczki rzeczywiście w górach po prostu pochłania się bez refleksji, będąc zaaferowanym widokami i przygodą. Te były tak pyszne, że stanowiły idealne dopełnienie zdobycia szczytu. Dodatkowo zwiększyły przyjemność.

      Obyś miała czas na chodzenie po górach :)

      Usuń
  13. Próbując obie czekolady chyba byśmy zwariowały ze szczęścia :D :D I widoki gór i czekolad przyprawiają o przyjemne dreszcze :) Musiałaś być naprawdę pod wrażeniem wszystkiego w około, że aż zaczęłaś się z innymi czekoladami dzielić :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na trudnym szlaku ludzie stają się sobie bliżsi, bezwarunkowo :)

      Usuń