czwartek, 26 czerwca 2014

Lindt Apfel-Cashew mleczna z orzechami nerkowca i suszonym jabłkiem


Od samego rana na górskim szlaku, tylko On i ja. Cisza, spokój, słychać jedynie nasze kroki. Dochodzimy do starego zrujnowanego schroniska, które ku naszemu zdziwieniu - nadal funkcjonuje. Siadamy na zewnątrz, pod daszkiem, bo zaczyna lekko kropić. Przychodzi do nas tamtejszy kot, wita nas miauczeniem, siada obok. Kulturalny, bo zupełnie się nam nie narzuca, po prostu towarzyszy nam w tle. I całe szczęście, niech tylko by spróbował podejść do mnie bliżej ;). Wyczuł szczęściarz, że nienawidzę kotów.

Wyciągamy termos z kawą i upragnioną czekoladę... Chwila regeneracji, by zaraz iść dalej. Rytuał otwierania kartonika, rozdzierania sreberka. To, co widzimy, zapowiada się obiecująco. Powierzchnia tabliczki jest pokryta mnogością dodatków, co sprawia zupełnie odmienne wrażenie, niż w przypadku poprzednich czekolad z tej serii. Zdecydowanie, Apfel-Cashew wydaje się być mocniej naładowana bakaliami od swoich poprzedniczek. 

...ale pomimo tego nie zdołała przebić smakowitością Cranberry-Haselnuss. Mleczna czekolada jest równie dobra, jak w przypadku wyżej wspomnianego produktu, ale dodatki nie czynią już tak piorunującego efektu. Wrażenie mnogości bakalii wynika z faktu, że w tym wyrobie orzechy zostały bardziej rozdrobnione. Nie mamy więc tutaj całych połówek nerkowców, lecz równomiernie rozmieszczone mniejsze cząstki (na całe szczęście, nie rozkruszone w pył). Można łatwo wyczuć ich specyficzny smak, co jest dużą zaletą tego produktu - wszak przepyszne orzechy nerkowca rzadko można spotkać w czekoladach. Kawałki jabłka to w 100% suszone jabłuszko, bez żadnych dodatków - i za to producentowi należy się złoty medal. Są bardzo delikatne w smaku, naturalne, o komfortowej dla gryzienia teksturze.

Podsumowując, orzechowo-owocowa niemiecka edycja Lindta była smaczna, ale... spodziewałam się po niej o wiele więcej. Szczególnie rozczarowała mnie pierwsza próbowana czekolada z tej serii, czyli Aprikose-Mandel. Takie połączenia smakowe powinny być bardziej wyraziste, Lindt nie powinien szczędzić na ilości bakalii. A do tego, wydaje mi się, że był nieco powściągliwy co do samej czekolady w tej kolekcji - zabrakło jakiejś cząstki idealnej delikatności, jaką cechują się tabliczki Lindta.
 
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, orzechy nerkowca 10%, miazga kakaowa, kawałki jabłka 5%, laktoza, odtłuszczone mleko w proszku, lecytyna sojowa, ekstrakt słodu jęczmiennego, tłuszcz mleczny, aromaty.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 468 kcal.
BTW: 6,1/28/47

6 komentarzy:

  1. Brzmi bosko! Nie ma to jak orzechy nerkowca, uwielbiam je ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, że i ja dostąpię takiej chwili niebawem, dziś ostatni dzień w pracy :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Mimo wszystko cała ta kolekcja brzmi smakowicie, chociaż rzeczywiście szkoda, ze Lindt bardziej się nie postarał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałam, że cała ta seria urwie mi tyłek, a tymczasem była po prostu smaczna, i tyle.

      Usuń