Moją trzecią i zarazem ostatnią czekoladę z nowozelandzkiej manufaktury Hogarth planowałam zabrać na górską wycieczkę - ze względu na sporą zawartość orzechów w składzie. Jednakże póki co żaden takowy wypad się nie szykował, a w pierwszy dzień miesiączki potrzebowałam czegoś właśnie tak orzechowo beztroskiego. Dlatego dziś przedstawiam Wam Hogarth Gianduja - zakupioną w sklepie Sekretów Czekolady - złożoną w 45% z kakao, w 30% z orzechów laskowych, a reszta to cukier trzcinowy.
Z racji poprzednich doświadczeń z marką, nie zdziwił mnie pastelowy odcień ciekawie zdobionej tabliczki - choć to właśnie po Gianduji najbardziej mogłam się spodziewać takiej barwy. Tafla jest bardzo miękka i miąższysta; wręcz rozpada się. Pachnie naturalnie tłuściutką masą orzechową - u mnie, orzechomaniaczki, wywołało to ślinotok.
Tak, ta czekolada zdecydowanie nadaje się zarówno w góry, jak do słodkiego rozpieszczania. Jest maślanie oblepiająca, znacznie słodka, a przy tym pyszne orzechy laskowe przez cały czas nie pozwalają o sobie zapomnieć. Kryje w sobie całą magię prostoty - urok, który powstaje po połączeniu kakao, orzechów laskowych i cukru, wręcz nie potrzebuje reklamy. Poczułam się utulona nugatową pierzynką. Polecam każdemu w chwilach właśnie takowej potrzeby.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 590 kcal.
BTW: 9,6/45,8/38,4.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz