Firetree jest brytyjską marką, w której pokładałam wielkie nadzieje, o czym wspomniałam już przy recenzji ich pierwszej zasmakowanej przeze mnie czekolady - Vanuatu Malekula Island. Kolejna ogniście opakowana tabliczka została stworzona z kakao z Wysp Salomona i oczywiście jest to mój pierwszy kontakt z ziarnami z tego odległego zakątka świata. Tutaj, Firetree skorzystało z dobrodziejstw plantacji Lucy, na której pracują same kobiety, a jest ona położona na wyspie zwanej Makira. Dzieła Firetree mogę eksplorować dzięki sklepowi Sekretów Czekolady.
Urokliwa tafla pachnie niestety mało zachęcająco. Moje pierwsze skojarzenie to wyrób czekoladopodobny. Po chwili poczułam lekką pikantność, wieszczącą twardy ser krowi z paprykową posypką.
Nim zaczęłam rozpoznawać nuty smakowe, moją uwagę całkowicie przejęła konsystencja. Było dziwnie - jakby grudki kakao posklejały się ze sobą podczas gotowania mleka, co dalej niosło za sobą iluzję przypalonego mleka. Wrażenie mokrego, palonego proszku zwizualizowało mi się jako... lukrowany popiół. Producent sugeruje karmel, ale ja tu czułam coś bardziej gliniastego - choćby bardzo kleiste, ziemiste rodzynki. Zasugerowano również grejpfrut - ja jedynie mogę zgodzić się na bardzo rozwodniony grejpfrutowy sok.
Dalej poszłam w stronę krowiego długodojrzewającego sera, wyczuwalnego w sferze zapachu, który stymulował łagodnymi, acz głębokimi akcentami. Podano go z bardzo delikatną i lekką konfiturą truskawkową. Podsumowując, smak czekolady okazał się o wiele przystępniejszy od zapachu, lecz niestety po raz wtóry Firetree nie zafundowała mi fajerwerków. Chyba za mocno sobie wdrukowałam w głowę, że to muszą być fajerwerki.
Skład: miazga kakaowa, cukier nierafinowany, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa.Masa kakaowa min. 75%.Masa netto: 65 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 552 kcal.
BTW: 11/39/33.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz