sobota, 21 maja 2016

Vanuato Ka Kaw mleczna 36% z amarantusem


1 maja był drugim dniem naszej wyprawy. Rano podjechaliśmy autem z Soblówki do Rycerki Górnej, skąd pragnęliśmy zdobyć najwyższy szczyt podczas Majówki. Mowa o Wielkiej Raczy 1236 m n.p.m. Bardzo chciałam wejść na nią czerwonym szlakiem od strony Zwardonia, ale trzeba było wybrać inny wariant, aby zrealizować dalszą trasę. Schemat naszej wędrówki w dniu 1 maja możecie prześledzić tutaj.



Szczyt Wielkiej Raczy osiągnęliśmy dość szybko. Nieopodal niego znajduje się schronisko, lecz my najpierw udaliśmy się na sam wierzchołek z wieżą widokową, z której to rozciągała się niesamowita panorama na wszystkie strony. Oczywiście największe wrażenie robiła Mała Fatra. Po wykonaniu zdjęć i nakręceniu pamiątkowego filmiku zeszliśmy na dół, by na ławce zjeść drugie śniadanie. Tuż przed wyruszeniem w dalszą drogę udałam się z Weroniką do schroniska na toast limonkową słowacką wódką.





 

Dalej ruszyliśmy czerwonym szlakiem w stronę znanej nam już z poprzedniego dnia Przełęczy Przegibek. Idąc tą drogą zdobyliśmy m.in. Małą Raczę i delektowaliśmy się przestrzeniami kilku hal. Im bliżej Przełęczy Przegibek, tym teren był coraz to bardziej zalesiony i błotnisty (w porównaniu do poprzedniego dnia sporo śniegu stopniało). Nam już mocno chciało się kawy, a tutaj jak na złość żadnej widokowej polanki na chwilę postoju...



Aż w końcu już całkiem blisko Przegibka otworzyła się przed nami niesamowita przestrzeń. Zatrzymaliśmy się tam na dłużej, by kontemplować widoki w towarzystwie kawy i czekolady. Było nam tak błogo, że nawet się chwilkę zdrzemnęliśmy...



Naszą towarzyszką w tej pięknej scenerii była mleczna czekolada Vanuato Ka Kaw o 36% zawartości meksykańskiego kakao z 5% dodatkiem amarantusa. Zakupiłam ją na lotnisku w Mexico City w tym samym sklepie co ki'Xocolatl. Vantuao Ka Kaw to marka firmy Zam Fre SA, która swoją fabrykę posiada w Mexico City, w najliczniej zaludnionej dzielnicy Iztapalapa (również tam mieszkają nasi przewodnicy z HG Mexico).

Myślę, że amarantusa nie trzeba przedstawiać żadnemu z moich czytelników. To bardzo cenne ziarno, bogate w wartości odżywcze, o dużej zawartości egzogennego aminokwasu lizyny. W Polsce dostępny jest najczęściej w formie poppingu i kosztuje krocie, w Meksyku natomiast jest tani jak barszcz - w końcu rośnie go tam mnóstwo! Wprawdzie nie przywiozłam ze swojej podróży ziaren amarantusa, ale za to nabyłam chociaż czekoladę z tym meksykańskim skarbem.



Po otwarciu opakowania zaskoczyła mnie grubość i wielkość kostek, a także ich zdobienia nawiązujące do tradycji. Tabliczka prezentowała się imponująco! Poza tym, jej przekrój również był dla mnie sporym zaskoczeniem. Nie spodziewałam się, że wnętrze tabliczki będzie wręcz pękało od ogromu amarantusa. Nieco mnie to zirytowało, bowiem czekolada stała się wręcz lekka od nadmiaru owych ziaren i wiedziałam, że zdominują one smak kakao.



Czekolada nie pachniała wyjątkowo, a raczej jak zwyczajna mleczna czekolada z pewnym zbożowym zacięciem. W aromacie nieco przypominała batoniki z preparowanym ryżem. W smaku w pierwszym uderzeniu poraziła mnie słodyczą, która była naprawdę intensywna i już zaczęłam martwić się o jakość czekolady. Po chwili stała się jednak przyjemnie mleczna, z lekko palonym zacięciem, lecz... ów motyw nie był w stanie dalej się rozwinąć, gdyż zaraz do głosu wchodził amarantus. Choć 5% w składzie to niby nie jest dużo, to w rzeczywistości jest on dominantem. Trudno mi ów smak przyrównać do czegokolwiek innego. Są słodkawe, przez co czekolada nabiera jeszcze większej słodyczy. Ich lekka orzechowość świetnie uzupełnia się z mlecznością czekolady, ale... 36% kakao mimo wszystko tu nie czuję. Swego rodzaju mdłość nietypowo łączy się z palonym akcentem kakao i cóż... chyba wolałabym, aby kakao było tu jeszcze o kilka procent więcej. Wszystko byłoby wtedy bardziej wyraziste. Nie mniej jednak, zapewne jeszcze długo nie będę mieć okazji skosztowania innej czekolady z amarantusem, więc cieszę się choćby tym eksperymentem.

Po czekoladzie, kawie i drzemce - czas w końcu ponownie osiągnąć Przełęcz Przegibek...



Skład: cukier, pełne mleko w proszku 19%, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, lecytyna sojowa, naturalny aromat waniliowy, amarantus 5%.
Masa kakaowa min. 36%.
Masa netto: 85 g.

20 komentarzy:

  1. charlottemadness21 maja 2016 06:27

    Przekrój wygląda imponująco,ale szkoda,że nie można tu mówić o bogactwie kakao,pomimo małej zawartości %% kakao.Gdzie to meksykańskie kakao? Po tych tabliczkach spodziewałam się czegoś mega,a tu na razie praktycznie same niewypały? :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym jest. Rzeczywiście, nadal żadna przywieziona z Meksyku tamtejsza tabliczka mnie nie zachwyciła.

      Usuń
  2. ZAcznę od tego,że ta czekolada się super nazywa XD A przyznam się bez bicia,że jeszcze amarantusa nie jadłam ;p Ale czekoladę bym spróbowała XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety w Polsce amarantus jest nadal trudno dostępny, no i drogi.

      Usuń
  3. Piękne widoki.
    Równie piękna jest czekolada. Nawet przekrój wygląda bardzo ciekawie, ale ostatnio przez jedną czekoladę z chrupkami ryżowymi w momencie przełamania w mojej głowie pewnie włączyłby się czerwony alarm. Spróbowałabym jednak z wielką chęcią, bo brzmi ciekawie. Na pewno nie chciałabym wracać do takiej czekolady, ale jako eksperyment? Czemu nie? Skojarzyła mi się trochę z czekoladą z komosą ryżową, jaką ostatnio dostałam. Niby jeszcze jej nie otwierałam, ale pewnie będzie to coś podobnego jeśli o formę chodzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypuszczam, że to rzeczywiście podobna forma. I wydaje mi się, iż komosa ryżowa też może przyćmić czekoladę...

      Usuń
  4. Na widok przekroju pomyślałam, że to wygląda jak batonik z chrupkami ryżowymi. Szkoda tylko, że smak amarantusa, zamiast uzupełniać czekoladę, całkowicie ją zdominował.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie takie samo było moje odczucie! Amarantus sam w sobie jest dość łagodny, tutaj więcej do powiedzenia miała jego struktura, kontrastująca z gładką czekoladą. To ona wprowadziła taki dysonans.

      Usuń
  5. Szkoda, że lepiej wygląda niż smakuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie to to turbo nadzianie amarantusem jak na moje wcale jakoś rewelacyjnie nie wygląda...

      Usuń
    2. Na zdjęciu wygląda fajnie. Szkoda, że tak boją się dać więcej kakao do mlecznej czekolady. Mleczne 50-tki i 60-tki Zottera i Cluizela są fantastyczne, 45-tki od Pralusa czy Akesson's to rewelacja.

      Usuń
    3. Oj tak, tutaj byłoby o wiele lepiej przy wyższej zawartości kakao...

      Usuń
  6. Uwielbimy amarantus i uważamy, że genialnie smakuje połączony z czekoladą :) Ale jeżeli ktoś nie przepada za tym buraczanym posmakiem to może mu on niezbyt przypaść do gustu. My byśmy z chęcią skusiły się na tą tabliczkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Buraczany posmak... Hmm, no może też coś w tym jest :). W sumie za mało jadłam go solo, żeby w pełni określić jego smak. Jedząc tą tabliczkę też pomyślałam o Was :D

      Usuń
  7. Śliczne kostki :) czekolada całkiem fajna i jaki ma oryginalny dodatek:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaciekawiła mnie właśnie przed wzgląd na dodatek i rzucające się w oczy opakowanie.

      Usuń
  8. Spokojna czekolada. Trochę chrupania amarantusa, trochę kakao, trochę orzechowej nuty. Taka dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogłaby Ci przypaść do gustu, rzeczywiście była spokojna :)

      Usuń