środa, 25 maja 2016

Maria Tepoztlan ciemna 70% z chili


2 maja czekała na nas najdłuższa wędrówka na majówkowym wyjeździe. Po wypasionej owsiance zapitej kawą wyruszyliśmy z naszego pensjonatu w Soblówce zielonym szlakiem w stronę Przełęczy Przysłop. Droga najpierw wiodła asfaltem mijając zacisznie położone budynki mieszkalne, by w końcu stać się zwykłą leśną ścieżką. Przełęcz Przysłop znajduje się na granicy ze Słowacją. Można obrać z niej szlak na Rycerzowe, my jednak udaliśmy się w stronę przeciwną. Ze schematem naszej trasy możecie zapoznać się tutaj.



Prosta droga z Soblówki na Przełęcz Przysłop była dla nas rozgrzewką przed podejściem na pierwszy szczyt, jaki mieliśmy tego dnia zdobyć podążając wzdłuż słowackiej granicy. Świtkowa 1082 m n.p.m. uraczyła nas całkiem stromym podejściem, co rekompensował piękny widok z jej wylesionego zbocza.




Po wdrapaniu się na szczyt Świtkowej postanowiliśmy przysiąść na chwilę celem napawania się krajobrazem oraz doładowania akumulatorów niedużą czekoladą. Osoby, które czytały wcześniej recenzję Maria Tepoztlan z cynamonem na pewno dziwią się, dlaczego na tak miłe okoliczności przyrody wybrałam strasznego szatana... Otóż, moi drodzy, w wybieraniu czekolad na majówkową wyprawę pomagała mi Weronika. Maria Tepoztlan z chili była pierwszą tabliczką, jaką capnęła. Teraz musiała ponieść konsekwencje swojego wyboru, ha! Poza tym, byłam bardzo ciekawa jej reakcji na takie dziwactwo, po prostu musieliśmy ją otworzyć...

 
 Bałam się, naprawdę się tego bałam! Tradycyjna meksykańska tabliczka wyglądała podobnie do swej cynamonowej poprzedniczki i nic nie wskazywało na to, by doznania z niej płynące miały się diametralnie różnić. Ba, mogło być nawet bardziej ekstremalnie - w końcu to czekolada z chili!

Czekolada tradycyjnie już pachniała słodkim rozpuszczalnym proszkiem kakaowym, a oprócz tego... starym dywanem i przykurzonym swetrem. Weronika kierując się samym zapachem była przekonana, że ma do czynienia z mleczną czekoladą! Przed umieszczeniem pierwszego kęsa w ustach cały czas przygotowywałam ją na hardkorowe wrażenia, a tymczasem...



Pierwszym wrażeniem smakowym jest słodycz, przede wszystkim miodowa oraz szorsko-słodko kakaowa. Po tym odczuciu wcale nie przychodzi do nas piołunowa gorycz, o nie! Specyficzna, lekko ziołowa słodycz trwa i trwa. Choć struktura czekolady jest tak samo niejednolita i surowa jak w poprzedniczce, tutaj wszystko zdaje się być o wiele łagodniejsze. Szok! Gdzie podział się ten czekoladowy szatan?!

Po pewnym czasie przychodzi do nas chili, bardzo wyważone, zupełnie nie ekstremalne! Było delikatniejsze niż chociażby w Menakao. Co więcej, mój Mąż stwierdził, że niemal w ogóle go nie czuje. My dziewczyny twierdziłyśmy inaczej - chili było wyraźne, jednoznaczne, jednakże nie atakowało kubków smakowych z niewyobrażalną mocą. Po prostu sobie było, jak pikantny akcent w przemyślanie doprawionej potrawie.



Nic nie wykręca nam twarzy, choć nadal jest to bardzo nietypowa czekolada. Podczas rozpuszczania czekolady w ustach (robi to bardzo mozolnie, ale jednak) raz po raz natrafia się na kawałki ziaren kakao. Nawet one zdają się być nie tak octowe, jak w cynamonowej diablicy. Są przystępniejsze i bliżej jest im nawet do nibsów z jedzonej dzień wcześniej Surovital.

Całość sprawia wrażenie masy ulepionej z gliny, niejednolitej, nietypowo przyprawionej. Pod koniec degustacji pojawia się nieco aptecznego syropu, ale nie przesadnie gorzkiego. Było to raczej coś zakrawającego o prawoślaz.



Mój Mąż nie był ani trochę zaintrygowany tą czekoladą, natomiast Weronika i ja byłyśmy nią w dziwny sposób zafascynowane. Po prostu nam smakowała i nie była to masochistyczna przyjemność, choć zdecydowanie dziwaczna i niecodzienna. Całe wykonanie czekolady, takie śmieszno-straszne, jednoznacznie kojarzyło mi się z kiczem ukwieconych plastikowych figur Maryi porozstawianych w meksykańskich toaletach publicznych.

No to teraz mam niezłą zagwozdkę. Została mi jeszcze jedna tabliczka od Marii Tepoztlan, z wanilią. Ciekawe, co ona przyniesie? Zastanawiając się nad tym ruszyłam dalej niebieskim szlakiem wzdłuż słowackiej granicy, by zdobywać kolejne beskidzkie szczyty...



Skład: ziarna kakao, cukier, chili, lecytyna.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 50 g.

21 komentarzy:

  1. charlottemadness25 maja 2016 06:35

    Czuję,ze byłabym zafascynowana tą tabliczką. :> Podoba mi się niej ta specyficzność.Po przeczytaniu tytułu inaczej wyobrażałam sobie jej smak,a tu zaskoczenie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaskoczenie było niemałe! Skubana, miała w sobie coś wciągającego.

      Usuń
  2. No to niemałe zaskoczenie, bo my byśmy nastawiły się do niej z uprzedzeniami, więc możliwe, że byśmy z niej całkowicie zrezygnowały a jednak warto dać każdej tabliczce szansę :) Czekamy w takim razie na tą z wanilią :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam, że muszę się przełamać i spróbować. W końcu przywiozłam ją z tak daleka! No i było warto :)

      Usuń
  3. Zapach ciężkich wzorzystych dywanów, znoszonych swetrów, kurzu i drewna, to wszystko zapachy domu mojego dziadka. Nawet gorzka czekolada się zgadza, tylko chilli nie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja bym chwyciła po nią bez zastanowienia, bo lubię Chili z czekoladą. I przyznam, że podoba mi się bardzo jej wygląd - grubość oraz ten wzór :) Podczas takich wędrówek daje miłego kopa! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo Twojego entuzjazmu i tak założę się, że nieźle by Cię zaskoczyła. To jednak bardzo nietypowa czekolada, nie do takich jesteśmy przyzwyczajeni.

      Usuń
  5. Fajna czekolada:) a pamiętam jak pisałaś o jej poprzedniczce,że się teraz boisz jeść kolejnych czekolad ,które kupiłaś:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ostatnio piłam herbatę z chilli i się zakochałam to może i w czekoladzie bym powtórzyła to uczucie? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Herbata z chili? Jaka / gdzie, czy sama sobie sypnęłaś? :P
      Nawet ja czegoś takiego nie próbowałam!

      Usuń
    2. Sporo jest takich mieszanek ziołowych z chili w sklepach z eko żywnością - szczególnie pod szyldem herbat ajurwedyjskich. Ja mam Sweet Chili Mexican Spice od Yogi Tea. Kiedyś Czoko recenzowała którąś z ich herbat.

      Usuń
    3. Ah, to dlatego o nich nic nie wiem - brak sklepów z eko żywnością w moim mieście. Jak już coś kupuję w innym mieście, to zawsze staram się po w miarę konkretne rzeczy iść i się nie przyglądam.

      Usuń
    4. Na szczęście jest jeszcze internet :>

      Usuń
  7. Kto by się spodziewał, że z chili będzie znacznie łagodniejsza!
    Oj spróbowałabym, spróbowała! I to jeszcze przy takiej scenerii!
    Też bym nie wiedziała, czego po wanilii się spodziewać... a zdaje się taki prosty dodatek. :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdradzę, że moja przygoda z Marią Tepoztlan zaczęła się od największego hardkoru aż po coś, co można nazwać łagodnym. Dobrze, że nie dzieliłam się tymi czekoladami z ekipą z Łodzi - a taki miałam zamiar. Zdziwiliby się, gdzie niby jest to piekło, o którym tyle pisałam przy wersji z cynamonem.

      Usuń
    2. Czekolady zaskakują i tyle. :D

      Usuń
    3. I właśnie dlatego są tak fascynujące!

      Usuń
  8. Ciekawi mnie ta czekolada,pewnie też bym była nią zafascynowana,o ile mi by posmakowała XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest dość specyficzna, więc na pewno nie każdemu przypadnie do gustu.

      Usuń