Heidi SummerVenture Thailand została wylosowana spośród dwóch pozostałych nam tabliczek z letniej kolekcji rumuńskiej firmy. Ta egzotyczna propozycja jawiła się jako bardzo atrakcyjna w niesamowicie upalną niedzielę. Zmęczona po dwóch nocach imprezowania, pragnęłam mocnej kawy i ciemnej czekolady z owocowym akcentem. Dwie noce imprezy? No właśnie, to Thailand przypadło zaszczytne miano pierwszej czekolady, którą jadłam już jako pani MAGISTER INŻYNIER ;).
Po doświadczeniach z Casablancą spodziewałam się, że i ta cieniutka 80-gramowa tabliczka będzie pachnieć niczym perfumeria. Nieco się zdziwiłam, gdy poczułam po prostu... kakao :). To ono dominowało w zapachu, choć sama czekolada zatrważającą zawartością masy kakaowej nie grzeszy - ot, zwykła deserówka 50%. W tle majaczy egzotyka - mamy grejpfrut, ale zdecydowanie mocniej odznacza się specyficzne liczi.
Po przegryzieniu kostki drobinki owocowe są niemal niezauważalne. Nie odróżniają się od kakaowej masy kolorem, są dość mocno scukrzone. Spośród brązu kakao wyłaniają się jedyne jaśniutkie ziarna sezamu, których niestety nie ma zbyt wiele. Dopiero, gdy pozwolimy kęsowi rozpuścić się na języku, możemy dotrzeć do walorów tego smacznego ziarna. Bardzo lubię sezam (paluszki z sezamem zawsze dla mnie wygrywały ;)) i opisywana dziś Heidi wzbudziła we mnie chęć spróbowania czekolady obficie obsypanej z wierzchu sezamem.
Jeśli chodzi o owoce, to w smaku już zdecydowanie dominację przejmuje liczi. Może to zdziwić, gdyż jest go w składzie naprawdę malutko. A jednak, cechuje się smakiem, który trudno pomylić z czymś innym. Myślę, że wrażenia smakowe podkręca jeszcze fakt dodania ekstraktu z liczi jako aromatu. Ciepłe, różane nuty chińskiej śliwki przeważyły nad kwaskowatością grejpfruta, zostawiając go gdzieś w tyle. Też nieco mi tego żal, choć w sumie ciężko byłoby pogodzić w jednej tabliczce dwa tak intensywne i odrębne owocowe smaki - bez szkody dla każdego z nich.
Thailand jest produktem oryginalnym, bardzo specyficznym, gwarantującym nowe doznania smakowe. Nie jest tak ekstremalny jak Casablanca, więc osoby mające obawy przed czekoladowymi eksperymentami ze spokojem mogą sięgnąć po Thailand.
Skład: cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, sezam 1,7%, grejpfrut 1,2% (sacharoza, grejpfrut 43%), liczi 0,6% (liczi 50%, maltodekstryna z kukurydzy), lecytyna sojowa, naturalny ekstrakt z wanilii i liczi.
Masa kakaowa min. 50%.
Masa netto: 80 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 580 kcal.
BTW: 9,79/36,77/52,40
Rozglądałam się za tymi czekoladami, ba! Nawet znalazłam ale jakoś nie kuszą ;) Teraz jestem na tropach czekolady z masłem orzechowym Wawela bo ciągle jej nie znalazłam.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem letnia seria Heidi jest znacznie bardziej warta spróbowania niż Wawel :)
UsuńGratuluję:)
OdpowiedzUsuńCiekawe połączenie smaków. Grejpfrut nie jest moim ulubionym owocem, liczi, to jak pisałaś, owoc specyficzny a sezam toleruję tylko na paluszkach, a jednak mam ogromną chęć na tę czekoladę :)
Dziękuję! :)
UsuńOchota na tą czekoladę to rzecz całkiem naturalna - po prostu to coś totalnie nowego! :)
Gratuluje Pani Magister :-)
OdpowiedzUsuńCzekam na twoja opinie o Heidi India :D
Dziękuję! :D
UsuńA Heidi India już wkrótce. Zostaje "na deser" ;)
Zdobycie tego tytułu domaga się spróbowania tabliczki Amedei :))
OdpowiedzUsuńProszę podać namiary, to wyślę :))
czekolady.blog@gmail.com
Ajajajajaj!!! Już się robi!!! :D
UsuńAle niesamowite i... smakowite hobby :)
OdpowiedzUsuń