W zeszłym roku dwie tabliczki od Dzikiej Czekolady Arkadiusza Dziczka prawdziwie zaintrygowały mnie bukietem smakowym. Z radością zakupiłam dwie kolejne propozycje na drugiej edycji Beskidzkiego Festiwalu Czekolady. Niestety nadal producent nie zdecydował się na jakikolwiek opis produktu na opakowaniu, poza nazwą marki. To duży mankament. O ile zdołałam dobrze zapamiętać, dziś opisywana czekolada to siedemdziesiątka z kolumbijskich ziaren Tumaco, bo właśnie do nich chciałam wrócić. Jako dodatku użyto pistacji.
W szalony sposób uformowana tafla pachnie świeżym ciastem czekoladowym, czekoladowo-karmelową masą na ciepło oraz prażonymi pistacjami. Jest to woń intensywna i piękna.
W smaku raczymy się intrygującą mieszanką soczystości kakao i specyficznej suchości idącej jakoby od pistacji. W całej kompozycji przeplatają się nuty prażone, przyprawowe, ziołowe, słomiane, duszne, błotne... Wszystko oblepia i osacza aromatyczną gęstwiną, okraszoną dość miękkimi i smacznymi pistacjami, które podbijają i tak charakterny wyraz czekolady. Wciąga mnie szczególnie specyficzny słodki akcent - tym razem w Dzikiej Czekoladzie zidentyfikowałam go jako kandyzowane brzoskwinie i papaje. Czekolady tej manufaktury, tworzącej również praliny oraz chałwę, mają dla mnie jakiś aspekt magiczny, który bardzo trudno mi w pełni uchwycić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz