Nim pojawi się ostatni wpis relacjonujący wielkanocny wypad w Gorce, zarządzam małą przerwę. W ostatnich recenzjach pojawiało się mniej lub więcej Kolumbii, toteż nadal pozostaniemy w tym klimacie. Z wyprawy do Kolumbii przywiozłam głównie czekolady dwóch rzemieślniczych marek, a jedną z nich jest Cacao Hunters. Na blogu pojawiła się już recenzja tabliczki tej marki - mowa o Arauca 70% - jedliśmy ją jeszcze w Bogocie. Mając chęć na kolejne kolumbijskie doznania, postanowiłam w Polsce w pierwszej kolejności sięgnąć po inną czekoladę od Cacao Hunters pochodzącą z regionu Arauca, leżącego przy granicy z Wenezuelą.
Rio De Oro zawiera 73% kakao zebranego na plantacjach okalających meandry rzeki Arauca. Ta 28-gramowa tabliczka według producenta charakteryzuje się "tajemniczymi nutami miodu, nerkowców i mandarynek". Cytrusy, miód i orzechy nerkowca z łatwością odnalazłam w Arauca 70%, spodziewałam się więc, że Rio De Oro będzie w dużej mierze podobna do pysznej Arauca. Tym czasem dziś opisywana tabliczka niezmiernie mnie zaskoczyła...
Swoją drogą szkoda, że nie wszystkie czekolady od Cacao Hunters są tak pięknie opakowane jak Rio De Oro 73%. Solidny, ciekawie zdobiony kartonik z licznymi informacjami wewnątrz jest o wiele bardziej atrakcyjny od ubogiego opakowania chroniącymi m.in. Arauca 70%.
Tabliczka wydaje się być miękka i bardzo delikatna, choć łamie się z głośnym trzaskiem. Pachnie tak, jakby została wyperfumowana mandarynkowym olejkiem. Niesamowity aromat mandarynek miesza się z gładkim maślanym kremem. Na etapie wąchania bardzo ciężko mi było stwierdzić, co w smaku pokaże nam Rio De Oro. Spodziewałam się jednak, że zaoferuje nam przede wszystkim słodycz. Cóż innego mogłabym oczekiwać po tak intensywnie mandarynkowym preludium?
Przejście z zapachu do smaku jest szokujące i spektakularne. Wraz z gliniastym aksamitem czekolady uderza nas z całą mocą kwaśność, typowa dla kakaowych nibsów, dla surowego ziarna. Surowa, roślinna kwaśność, pełna ziołowych nut skojarzyła mi się z meksykańskimi czekoladami, takimi jak niedawno degustowana Cacao Nativa. Ziołowy kwas sugerowałby obecność kawałków ziaren kakao, jednak czekolada jest niebywale aksamitna (mój Mąż natrafił wprawdzie na jakieś dwie twardsze grudki, ale nie miały one znacznego wpływu na odbiór całości). Zderzenie idealnie uładzonej konsystencji z dzikim, pierwotnym smakiem wprawia w zachwyt i niedowierzanie. To kakaowa dzikość uformowana w idealnie gładką taflę, dopieszczoną w sposób zupełnie niesurowy. Myślę, że gdyby czekolada liczyła sobie więcej niż 28 g, ta wyrazista ziołowa kwaśność mogłaby stać się zbyt przytłaczająca.
Specyficzna kwaśność zdecydowanie dominuje w Rio De Oro 73%. Dopiero później, gdzieś w tle, pojawiają się tak doskonałe w zapachu mandarynki. Gładka konsystencja czekolady sprawia, iż mamy wrażenie, jakby dostało się tu nadzienie wykonane z mandarynkowego smoothie. Zrobiono je z dużych, jednak nie do końca dojrzałych mandarynek - to znaczy nie z tak obłędnie słodkich i soczystych, jakich fanami jesteśmy w Polsce. Oprócz mandarynek odnalazłam również nuty pomelo i grejpfruta sweetie. Miód i nerkowce? Owszem, ale w Arauca 70%. Rio De Oro masakruje kubki smakowe czymś zupełnie innym. Słodkie smaki są tu generalnie dość nikłe, co grzebie moje przypuszczenia nasuwające się po początkowym powąchaniu czekolady.
Rio De Oro 73% okazała się jedną z tych tabliczek, którą bardzo ciężko będzie zapomnieć. Była niezwykła, nietypowa, wyrazista w taki sposób, do jakiego nie za bardzo jesteśmy przyzwyczajeni. Pokazała nam bogactwo kolumbijskich krain - choć w Arauca 70% było również sporo kwaśnych nut, Rio De Oro uwypukliła je ze szczególną mocą, szaleńczo dziką.
Dla kontrastu, tego samego dnia postanowiliśmy spróbować jeszcze innej czekolady od Cacao Hunters. Na recenzję musicie jednak jeszcze chwilkę poczekać...
Skład: kakao, cukier, tłuszcz kakaowy.
Masa kakaowa min. 73%.
Masa netto: 28 g.
Oj, zjadłabym sobie teraz taką do kawki,jeszcze piękniejszy byłby poranek przy takim słońcu,nie mniej jednak sama ta tabliczka pała energią i egzotyką.;)
OdpowiedzUsuńOjojoj, na pewno by Cię zaskoczyła :)
UsuńBardzo ciekawa, z opisu sądząc, może to być czekolada w stylu Domori, robiona z miazgi, bez dodatku masła kakowego, takie lubię :)
OdpowiedzUsuńMi się z Domori kojarzy przede wszystkim dzięki gramaturze. To też bardzo dobre czekolady, ale jednak zupełnie inne.
UsuńKocham czekoladową dzikość, a ta... wydaje się być pełną dychą. Zazdroszczę!
OdpowiedzUsuńUhh, życzę Ci, aby kiedyś udało Ci się jej spróbować!
Usuń