Prowincja Ben Tre to bodaj najpopularniejsza część Wietnamu jeśli chodzi o pochodzenie kakao w czekoladach single-origin. Dziś przenosimy się tam za sprawą Marou. Moja ekscytacja tą wietnamską marką z degustacji na degustację uspokajała się, choć jednocześnie każda kolejna czekolada pokazywała mi coś nowego, rozwijała paletę smaków oferowanych przez ziarna z Wietnamu. Asortyment czekolad Marou nabyłam w sklepie Sekretów Czekolady.
Barwa tej przepięknej tabliczki (jak to u Marou bywa...) wydaje się być soczysta i przypudrowana zarazem. Pachnie duszno - kojarzy się z wiklinowym koszem, z upalnym lasem przed burzą. Spodziewałam się, że zaznam tu wiele przyprawowych akcentów, lecz w sferze aromatu jeszcze nie potrafiłam ich jasno zidentyfikować.
Z pierwszym kęsem wpadam w głębię i próbuję zorientować się we wszystkim, co się tutaj dzieje. Przede wszystkim uderza soczysta pomarańcza - sok, skórka, miąższ - wszystko na raz. Z czasem uspokaja ona się do nut papajowych, przełamanych delikatną śmietanką niczym w koktajlu. Znalazło się tu niespodziewanie również nieco czereśni. Następnie, spod owoców z coraz większą mocą wychodzą przyprawy: kardamon i gałka muszkatołowa. Akcenty wikliny i drewna mieszają się ze złudzeniem naftaliny, z czymś niebywale orientalnym przy okazji, perfumowanym, wręcz kadzidlanym.
Intensywna owocowość i przyprawowość tej czekolady intrygowała i wciągała po czubek głowy. Przystępna soczystość mieściła w sobie całe mnóstwo orientalnych klimatów, które bez takiej sympatycznej bazy mogły stać się wręcz obciążające. Znów Marou oferuje coś dziwacznego - przyznam, że miesza mi tym w odbiorze i nadal trudno mi się jednoznacznie ustosunkować do twórczości manufaktury.
Skład: ziarna kakao i tłuszcz kakaowy 78%, cukier trzcinowy 22%.
Masa kakaowa min. 78%.
Masa netto: 80 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 596 kcal.
BTW: 8,6/41,9/46,1.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz