Mandarin and Ginger to już ostatnia z zakupionych przeze mnie w biokredens.pl tabliczek brytyjskiej marki Seed and Bean. Jest ona ciemną czekoladą o 72% zawartości dominikańskiego kakao, doprawioną olejkiem mandarynkowym i imbirem. Połączenie wydawało mi się wyjątkowo kuszące, także przez fakt, że zdecydowano się na mandarynkę zamiast popularnej pomarańczy.
W zapachu czekolady szczególnie odznaczał się imbir. W smaku przyprawa ta ciekawie łączyła się z ziemistością dominikańskiej czekolady, grzejąc i orzeźwiając jednocześnie (co idealnie zgrało się ze zmianą pogody w ten dzień...). Nieudany jednak okazał się dodatek olejku mandarynkowego, co mnie zaskoczyło. Ów olejek nadawał czekoladzie sztucznego, nieco margarynowego posmaku. Czułam się trochę jakbym jadła kiepskie ciasto na margarynie z przesadzoną ilością dodanego aromatu. Przez te wrażenie imbir pozostawiał po sobie jeszcze większy mydlany posmak, niż miałoby to miejsce normalnie. Szorstka struktura czekolad od Seed and Bean nie łagodziła sprawy. Wbrew moim oczekiwaniom Mandarin and Ginger okazała się najmniej smaczną z wypróbowanych przeze mnie tabliczek tej marki.
Poranek 19 lipca przywitał nas ciepłą i słoneczną pogodą. Po zwinięciu obozu pełni energii ruszyliśmy do góry wzdłuż rzeki Kassin.
Gdy doczłapaliśmy się wyżej, naszym oczom ponownie ukazały się lodowce. W jednym z miejsc, gdzie bez przeszkód mogliśmy podziwiać ich piękno, urządziliśmy sobie lunch.
Podczas trwania posiłku pogoda zaczęła się zmieniać na gorsze. Prędko musiałam doczepić nogawki do spodni, założyć kurtkę. Nasza dalsza wędrówka po piargach, wyżej i wyżej aż do przełęczy na 3900 m n.p.m., przebiegała już we mgle, bez widoków.
Z przełęczy schodziliśmy już niżej, na wyjątkowe plateau Chon-Turgen. Tam rozbiliśmy obóz i resztę dnia spędziliśmy na eksplorowaniu tego niezwykłego miejsca. To wypłaszczenie terenu, niby ze wszystkich stron otoczone górami, ale bardzo wietrzne i chłodne. Roiło się na nim od dziwnych form skalnych, wyglądających jak ruiny jakichś starych budowli.
Poza tym w okolicy znajdowały się przepiękne jeziora lodowcowe. Tego dnia wybraliśmy się nad jedno z nich, położone najbliżej naszego obozu.
Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, ekstrakt z wanilii, olejek mandarynkowy <1%, imbir <1%.
Masa kakaowa min. 72%.
Masa netto: 85 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 580 kcal.
BTW: 9/44/32
Nigdy nie jadłem dobrej czekolady z mandarynką. Podejrzewam, że jej zrobienie jest bardzo trudne, chyba dlatego to rzadko spotykany dodatek. Z drugiej strony - wyobraź sobie mandarynkową czekoladę od Pacari zrobioną tak jak ich marakuja - no po prostu bajka :)
OdpowiedzUsuńAż trudno mi sobie wyobrazić tak ekstremalną mandarynkowość!
Usuń