Dzień po degustacji ekwadorskiej Alexandre wykonanej z ziaren z amazońskiej prowincji Napo, postanowiłam sięgnąć po ostatnią tabliczkę od marki Kallari. Choć producenci kakao dla Kallari zrzeszeni są w innej kooperatywie, ziarna Nacional użyte do produkcji obu wspomnianych czekolad wywodzą się z tożsamego regionu. Kooperatywa Kallari działa wszak również na terenie Napo, ponadto także składa się z członków plemienia Kichwa. Dotąd miałam już okazję próbować kilku czekolad Kallari, które oferowały o wiele więcej bogactwa, niż ekwadorska propozycja od Alexandre. Przypomnę, iż moje Kallari zakupiłam rok temu w sklepie połączonym z kawiarnią, należącym do tejże marki, położonym w stolicy Ekwadoru - Quito.
Kallari 85% to czysta ciemna tabliczka wykonana z amazońskich ziaren Nacional. Wcześniej, prócz Kallari z dodatkami, miałam okazję próbować analogicznej ciemnej czekolady, o 10% uboższej w kakao. Zabrała nas ona na ciekawy, choć bardzo bezpieczny spacer po dżungli. Podkręcenie zawartości kakao o 10% intrygowało mnie. Wiedziałam, że teraz doznania mogą być zupełnie inne...
Kallari 85% to czysta ciemna tabliczka wykonana z amazońskich ziaren Nacional. Wcześniej, prócz Kallari z dodatkami, miałam okazję próbować analogicznej ciemnej czekolady, o 10% uboższej w kakao. Zabrała nas ona na ciekawy, choć bardzo bezpieczny spacer po dżungli. Podkręcenie zawartości kakao o 10% intrygowało mnie. Wiedziałam, że teraz doznania mogą być zupełnie inne...
Według producenta, czekolada niesie ze sobą nuty ziemi i kwiatów, zaś w finiszu oferuje czekoladową gorycz. Kallari proponuje sparować tabliczkę z bourbonem, szkocką whisky, winami Merlot i Cabernet Sauvignon. My jak zwykle przystąpiliśmy do degustacji po prostu w towarzystwie kawy.
W sferze zapachu, czekolada nas zszokowała. Najpierw uderzyła mnie słodka, lekowa woń, która przywiodła mi na myśl tabletki scorbolamid. Dziwna słodycz poszła dalej w stronę drożdżówki z kruszonką oraz lodów śmietankowych. Niepokojące nuty świeżości i surowości zarazem, przeniosły mnie następnie do iglastego lasu położonego nad rwącym, górskim potokiem.
W ustach czekolada okazała się mocno sucha - znacznie wysuszała śluzówkę - lecz jednocześnie rozpuszczała się całkiem dobrze i gładko. Miała w sobie wiele powietrza i ziołowej świeżości, choć jednocześnie była to roślinna pierwotność i surowość izolowanych przestrzeni. Okazała się mnie słodka, niż zapowiadał to zapach. Kojarzyła się z piołunem, lukrecją, szałwią, trochę z koprem, oraz oczywiście z iglastym suchym lasem, bardzo mrocznym.
Znalazłam się w na pewnej przełęczy w Kazachstanie... Lodowaty górski potok wijący się wśród kamieni, spływający wprost z czeluści mruczącego lodowca. Wokół niego, niczym przeniesione z innej krainy, rosną drobne, lecz kolorowo kwitnące zioła, drżące na wietrze wśród kamieni.
Zbliżając się ku finiszowi, pojawiła się dziwna słodycz specyficznych egzotycznych owoców - pomyślałam o zapato i miechunce. Spadła ona na nas wyrywając z mroźnej monotonii, wywierając duże wrażenie.
W sferze zapachu, czekolada nas zszokowała. Najpierw uderzyła mnie słodka, lekowa woń, która przywiodła mi na myśl tabletki scorbolamid. Dziwna słodycz poszła dalej w stronę drożdżówki z kruszonką oraz lodów śmietankowych. Niepokojące nuty świeżości i surowości zarazem, przeniosły mnie następnie do iglastego lasu położonego nad rwącym, górskim potokiem.
W ustach czekolada okazała się mocno sucha - znacznie wysuszała śluzówkę - lecz jednocześnie rozpuszczała się całkiem dobrze i gładko. Miała w sobie wiele powietrza i ziołowej świeżości, choć jednocześnie była to roślinna pierwotność i surowość izolowanych przestrzeni. Okazała się mnie słodka, niż zapowiadał to zapach. Kojarzyła się z piołunem, lukrecją, szałwią, trochę z koprem, oraz oczywiście z iglastym suchym lasem, bardzo mrocznym.
Znalazłam się w na pewnej przełęczy w Kazachstanie... Lodowaty górski potok wijący się wśród kamieni, spływający wprost z czeluści mruczącego lodowca. Wokół niego, niczym przeniesione z innej krainy, rosną drobne, lecz kolorowo kwitnące zioła, drżące na wietrze wśród kamieni.
Zbliżając się ku finiszowi, pojawiła się dziwna słodycz specyficznych egzotycznych owoców - pomyślałam o zapato i miechunce. Spadła ona na nas wyrywając z mroźnej monotonii, wywierając duże wrażenie.
Kallari 85% to czekolada na swój sposób monotonna, lecz trudna i niebezpieczna, a przez to intrygująca. Większa moc kakao niż w wersji 75% dołożyła przeogromnej surowości i tajemniczości. Czułam się tak, jakbym obcowała z szamańskim naparem z ziół, który miałby wywołać przerażające halucynacje. Podobało mi się to... Pojawił się niepokój, a za nim tęskniłam przy 75%.
Jednocześnie nie można stwierdzić, że Kallari 85% okazała się czekoladą wyjątkowo w moim guście. Na pewno kontrast po degustacji ekwadorskiej Alexandre był ogromny, bowiem Kallari proponuje coś o wiele bardziej głębszego. Już tęsknię za możliwością dalszej eksploracji wyrobów tej lokalnej marki...
Skład: miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, cukier, wanilia.
Masa kakaowa min. 85%.
Masa netto: 70 g.
Czekolady z wyraźnymi ziołowymi notami są niezbyt częste i przez to ciekawe. Czy ona ma taki dziwny szarawy kolor, czy tylko tak na zdjęciach wyszło?
OdpowiedzUsuńTo delikatny nalot po prostu.
Usuń