Nim po powrocie przedstawię Wam pozostałe nowości od Lindta, serwuję dla Was ich mały przedsmak. Mając ewidentnego pecha w trafieniu w naszych krajowych sklepach na nowe Lindty i Ritter Sporty po przystępnej cenie - podczas pobytu w rodzinnej miejscowości mojego Męża wybraliśmy się na spacer do marketu u zachodnich sąsiadów. Zakupiłam niemalże wszystko, na co polowałam - w cenie niższej, niż w Polsce. Czaiłam się także na opcję Mango Lassi z najnowszej edycji Hello Nice To Sweet You, ale dorwałam ją tylko w formacie batonika, a nie 100-gramowej tabliczki. Lepszy rydz niż nic.
Mango lassi jest tradycyjnym indyjskim napojem, którego nigdy nie miałam okazji spróbować. W zasadzie jego samodzielne wykonanie nie jest trudne, ale sporządzanie takich potraw jakoś nie jest mi po drodze. Mimo to, z chęcią skosztowałabym oryginału. W końcu chłodny miks naturalnego jogurtu z rozdrobionym mango, przyprawiony kardamonem i wodą różaną - brzmi naprawdę kusząco - szczególnie w upał. Ciekawostką jest fakt, że tradycyjne lassi ma smak słony i doprawione jest chili, często z cytryną zamiast mango. Lassi może występować również z innymi owocami na przykład z truskawkami.
Ów napój został zaklęty w mleczną czekoladę Lindta, a dokładniej w jej nadzienie. Niestety bazę jasnocytrynowego w barwie wnętrza stanowi cukier oraz olej palmowy. Nie użyto tu ani grama tak lubianego przeze mnie w nadziewańcach Lindta masełka. Składniki charakterystyczne dla lassi występują tu w niewielkich ilościach: 5% jogurtu w proszku (z odtłuszczonego mleka), 1% proszku z mango, a woda różana znajduje się w składzie na ostatniej pozycji. Kardamonu (a tym bardziej chili) - zupełnie zabrakło. Nie popadałam jednak w rozgoryczenie, zarzucając Lindtowi niedbalstwo - prawdziwej ocenie podlega smak.
Wraz z Ukochanym przełamaliśmy batonik na pół (a właściwie... to chyba sam już zdążył się przełamać podczas transportu ze sklepu) - każdy miał do dyspozycji trzy podłużne, grube kostki. Mango Lassi pachnie delikatnie, ale kusząco - rozpoznawalna woń lubianej przeze mnie mlecznej czekolady od Lindta przełamana została odświeżającymi akcentami jogurtu i kwaśnych owoców.
Pierwszy kęs poprowadzony przez całą grubość kostki wprowadza nas w świat nietypowej rześkości. Najpierw wyczuwamy coś podobnego do limonki, co potem przechodzi w mocno kwaskowaty jogurt okraszony odrobiną mango. Wszystkiemu towarzyszy specyficzna, gorzkawo-duszna nuta, którą skądś kojarzyłam, lecz nie potrafiłam jej jednoznacznie zidentyfikować. Być może jest to właśnie woda różana - nie wiem, bowiem nie miałam z nią do czynienia solo.
W kolejnych kęsach skupiamy się na poszczególnych elementach, co w ostateczności ukazuje nam z pozoru prosty, a jednocześnie etapowy charakter tej czekolady. Usta zalewa wspaniała, rozkoszna słodycz mlecznej czekolady Lindta. Fani sporej dawki słodkości powinni być zadowoleni - zwłaszcza, że słodycz ta ma w sobie przyjemne kakaowo-mleczne odcienie.
Potem do głosu dochodzi mydlaność mango połączona spójnie z kwaskowatością jogurtu - duet specyficzny, nie dla każdego. Byłby o wiele milszy, gdyby jego bazą nie był olej palmowy wymieszany z mlekiem w proszku. Nadzienie jest samo w sobie dość zbite, mało kremowe, pozbawione choćby krzty wykwintności - jego struktura jest pospolita i może nawet trochę ordynarna. To bym zmieniła. Charakterystyczny smak jogurtu i mango byłby lepiej tolerowany, gdyby oparto do na innej, subtelniejszej bazie.
Na koniec przychodzi zaskakujący gorzkawy posmak kakaowo-kawowy, posiadający w sobie gorzki element występujący czasem w jogurtach. Łącznie tworzy to ciekawy kontrast naprawdę znacznej słodyczy czekolady wraz z kwaskiem i goryczką. Wydaje się to kompozycją rzeczywiście nieco egzotyczną, ale szkoda, że nie podkreślono tego dodatkiem przypraw. Wtedy Mango Lassi zyskała by prawdziwy charakter - a tak, posiada jedynie jego namiastkę. Oliwy do ognia dodaje jeszcze mało wyrafinowana konsystencja nadzienia. Niestety znów mamy tu do czynienia z zachowawczym działaniem producenta. Nie mniej jednak - smakowało mi, aczkolwiek po 100-gramową tabliczkę nie mam zamiaru sięgać i cieszę się, że trafiłam akurat na format batonika.
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, olej palmowy, miazga kakaowa, jogurt w proszku z odtłuszczonego mleka 5%, laktoza, odtłuszczone mleko w proszku, syrop glukozowy, proszek z mango 1%, lecytyna sojowa, naturalne aromaty, koncentrat soku cytrynowego, sól, wanilina, woda różana.
Masa netto: 39 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 553 kcal.
BTW: 6,9/34/54
Ciekawa propozycja Lindt'a ale do końca niedopracowana.Też bym była bardziej rada, gdyby nadzienie okazało się bardziej kremowe.
OdpowiedzUsuńTakie, aby odzwierciedlało choć odrobinę konsystencję gęstego jogurtu, a nie zbitego, przesuszonego proszku.
UsuńMango lassi uwielbiam, więc trochę szkoda, że Lindt tak postąpił z tym nadzienie... To mogłoby być niebo w gębię...
OdpowiedzUsuńMuszę w końcu wypróbować prawdziwego mango lassi :) Inspiracja na nadzienie w czekoladzie wydaje się super...
UsuńMango mi tyłka nie urywa, więc i pewnie nie miałabym żadnych oczekiwań względem tego produktu. Tylko szkoda, że Lindt się nie postarał.
OdpowiedzUsuńMi same mango też tyłka nie urywa, ale perspektywa jogurtowego deseru z mango, dobrze doprawionego - już jest obiecująca.
UsuńPowtórzę, z czystej ciekawości spróbowałabym, bo to Lindt. W dalszym ciągu wydaje mi się, a raczej jestem zdania że to czekolada wręcz wybitna ;) Mango lassi również lubię, a raczej lubiłam jakiś czas temu. Nie wiem tylko jak z połączeniem czekolada - owoce. Dla mnie nie jest ono najszczęśliwsze. Ale kto wie. Nie raz i nie dwa przekonałam się, że niektóre rzeczy nie są tak niedobre jak się mogłoby wydawać.
OdpowiedzUsuńBaw się dobrze! Przywieź nam tu piękne, kwieciste recenzje.. I masę wspomnień! :)
Do Lindta zawsze będę mieć szczególny sentyment, ale wybitny już dla mnie nie jest (choć był). Czekolada plus owoce to ogrom możliwości - mam nadzieję, że w końcu trafisz na coś naprawdę dobrego.
UsuńOj, bawiłam się znakomicie... Zasypię Was masą wspomnień! :)
Gdzie Cię niesie? :D Oczywiście czekam na zdjęcia i relacje , ale to chyba oczywiste ^^ Może i dupy nie urywa, ale i tak bym spróbowała. Tylko tego kardamonu szkoda, bo dzieki niemu pewnie calość zyskałaby indyjskiego charakteru. I w ogóle szkoda, że do Polski trafiły tylko najmniej ciekawe (jak dla mnie) letnie smaki Lindtów (próbowałam ostatnio tej z Acai, ale rozczarowało mnie to strasznie) ;( No i zazdroszczę, że z mieściny Twojego lubego możesz wybrać się na spacer do Niemiec po takie skarby xd
OdpowiedzUsuńPoniosło mnie do Armenii :). Będą relacje, oj będą!
UsuńMi też szkoda tego kardamonu. No i Acai Beere niestety również mnie zawiodło (jak i reszta nowych tropikalnych nadziewańców). Szczegóły wkrótce :).
Nie piłam napoju, samo mango bardzo lubię, a cukier i olej palmowy w czekoladzie mi nie przeszkadzają. Poza tym to seria Hello. Gdyby tylko był dostępny stacjonarnie, brałabym mimo tysiąca już posiadanych słodyczy.
OdpowiedzUsuńTymczasem baw się dobrze i rób dla nas zdjęcia, zapamiętuj chwile, kolekcjonuj wspomnienia ;*
Seria Hello na mnie również działa jak lep na muchy :D.
UsuńByło doskonale, a wspomnieniami będę Was męczyć :D.
Spróbowałabym oczywiście, ponieważ te batoniki Lindt to ciekawe rozwiązanie dla osób takich jak ja, które szybko nudzą się jedną, całą, dużą tabliczką. Liczyłam na silniejszy kop mango. Za to jogurtowe nadzienia lubię i o ile nie są zbyt kwaśne to jak najbardziej na tak. :-) Tu jednak mogłabym być rozczarowana nadzieniem.
OdpowiedzUsuńZapomniałam! Miłego wyjazdu, czekamy na piękne zdjęcia i opis wędrówek! :-)
UsuńWydaje mi się, że jednak forma tabliczkowa różni się od batonikowej... Zmiana wielkości wymusza trochę zmianę proporcji. Kop mango? To mógłby zaserwować chyba tylko Zotter...
UsuńDziękuję, zrelacjonować te wszystkie wrażenia będzie naprawdę ciężko, ale postaram się!
Bardzo lubię czekolady Lindt, a ta miniaturowa prezentuje się smakowicie :) Krem ma fajny kolor i strukturę (przypomina mi takie cukierki z dzieciństwa :P)
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci udanego wyjazdu, pełnego pysznych, czekoladowych smaków ;)
Ciekawa jestem, jakie cukierki masz na myśli. Może i mi się przypomną? :)
UsuńDziękuję :). Czekoladowo nie było wprawdzie super pysznie, ale za to wszystko inne znakomite!
Ale sobie wypoczniesz przez te dwa tygodnie!! :D Udanego wyjazdu i tyle czekolad w kolejce do zjedzenia w plenerze :D
OdpowiedzUsuń1% proszku z mango szału nie robi, smakiem też pewnie nie powala :) Ale taki mały pasek zawsze z chęcią się zje :)
Dziękuję, to był bardzo udany wypoczynek!
Usuń1% wystarczy, żeby coś poczuć, ale to nie jest owocowa inwazja...
Kurczę, a ja tak kocham mango! :( Tabliczki mi szkoda kupować, ale strasznie chciałabym dorwać gdzieś batonika :(
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy dla miłośnika mango to będzie wystarczająco wyraźny smak tego owocu. Aczkolwiek dopinguję w poszukiwaniach :).
UsuńBaw się dobrze kochana taki urlop daaaaawno Ci się należał! Ale pamiętaj masz być grzeczna! :* :) Chyba jedyne to są czekolady z lindta które jadłam xDD ale dostałam je :) W końcu coś co znam ^^
OdpowiedzUsuńDziękuję, byłam bardzo grzeczna :D.
UsuńTą konkretną też jadłaś?
tej nie, szczerze pierwszy raz ją na oczy widzę :)
UsuńAlbo i nie, bo wcześniej w wersji tabliczkowej była u Kimiko :)
UsuńKurde, kiedyś widziałam je w Empiku. Ostatnio byłam w 2-ch i oczywiście bez skutku.
OdpowiedzUsuńMango lubię. Napoje lubię. Lindt jest jedną z moich ulubionych czekolad. Na pewno by mi smakowało.
Możesz mi odpowiedzieć na moją odpowiedź co do Twojego komentarza tutaj? - http://screatlieve.blogspot.com/2015/08/025-be-vegetarian-1st-diy-strawberry.html?showComment=1439411788611
Poluj, może Ci się uda - choć ja stacjonarnie w Polsce jej nie widziałam, ale mało bywam w sklepach.
UsuńOdpisałam :)
Udanych wakacji:) może jak spotkam tego batonika to kupię na siłę nie będę poszukiwać:)
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńUwielbiam mano i Lindt'a, ale tej czekolady nie jadłam. Udanych wakacji :)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, jak przypadłoby Ci do gustu to połączenie. Dziękuję!
Usuń