Apfelstrudel to tradycyjne ciasto popularne w Niemczech i Austrii. W Dolomitach podawane często gęsto, ze względu na charakterystyczną, autonomiczną kulturę Trydentu-Górnej Adygi. Ciepły strudel popijany gorącym calimero (bombardino + espresso) to najlepsza rzecz, jaka mogła czekać na mnie w górskim schronisku. Taki zestaw szczególnie doceniłam w Latemarze, którego Dzwonnice najpierw ukazały się mi w pełnej krasie, by w drodze powrotnej uraczyć siermiężną ulewą.
Oczywistością stało się więc, że spośród ręcznie robionych czekolad rodem z Canazei, wybiorę również mleczną z dodatkami typowymi dla jabłkowej strucli :).
Miniony weekend stanął pod znakiem degustacji włoskich wyrobów La Floriana. Po przepysznej Frutti Di Bosco przyszedł czas na Strudel.
Po rozwinięciu folii okazało się, że czekolada nieco się roztopiła. Nie lubię gdy tabliczka ma taką konsystencję, ale miała do tego prawo - jako że jestem zmarzluchem, w moim pokoju panują obecnie dość wysokie temperatury.
Byłam ciekawa, jaki zapach będzie mieć mleczna czekolada z domowej pracowni. Hmm... rozczarowałam się. Jakiś dziwny, trudno identyfikowalny aromat. A przecież skład czekolady wydawałby się wzorowy. Na samym początku zapach ten wyraźnie mi przeszkadzał w czerpaniu radości z konsumpcji. A wydawałoby się, że zagłębianie się w grubą, aksamitną mleczno-kakaową warstwę będzie czystą przyjemnością... Na całe szczęście, z biegiem czasu denerwujący na początku aromat, stracił na intensywności. Może się przyzwyczaiłam, a może pierwsze wrażenie było złudne?
Czekolada generalnie wydawała się być dość tłuściutka. Szkoda, że nie podano na opakowaniu zawartości masy kakaowej. To ma zawsze dla mnie duże znaczenie.
Dodatki? Orzechy włoskie i piniowe oczywiście na plus. Włoskie są jednymi z moich najukochańszych orzechów i szkoda, że tak rzadko pojawiają się jako dodatek w czekoladach. Orzeszki piniowe są jeszcze większą rzadkością w smakołykach. Ich mały rozmiar sprawiał jednak, że charakterystyczny smak ginął w głębi mlecznej czekolady.
Cynamonem tabliczka nie została potraktowana hojnie. Jedynie momentami wyczułam jakieś przebłyski tej aromatycznej przyprawy. Z korzeniami jednak łatwo przeholować, więc może dobrze, że zastosowano umiar.
Gwoździem programu stały się jabłka i rodzynki. Nie były wyschniętymi na wiór i twardymi owocowymi "odpadami". To były miękkie, jędrne i soczyste bakalie przez duże B! Takie rozpływające się w ustach :). Moim zdaniem stanowiły one najmocniejszą stronę tego produktu.
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, mleko pełne w proszku, miazga kakaowa, suszone jabłka, rodzynki, orzechy włoskie, orzechy piniowe, cynamon, lecytyna sojowa, wanilia.
Oczywistością stało się więc, że spośród ręcznie robionych czekolad rodem z Canazei, wybiorę również mleczną z dodatkami typowymi dla jabłkowej strucli :).
Miniony weekend stanął pod znakiem degustacji włoskich wyrobów La Floriana. Po przepysznej Frutti Di Bosco przyszedł czas na Strudel.
Po rozwinięciu folii okazało się, że czekolada nieco się roztopiła. Nie lubię gdy tabliczka ma taką konsystencję, ale miała do tego prawo - jako że jestem zmarzluchem, w moim pokoju panują obecnie dość wysokie temperatury.
Byłam ciekawa, jaki zapach będzie mieć mleczna czekolada z domowej pracowni. Hmm... rozczarowałam się. Jakiś dziwny, trudno identyfikowalny aromat. A przecież skład czekolady wydawałby się wzorowy. Na samym początku zapach ten wyraźnie mi przeszkadzał w czerpaniu radości z konsumpcji. A wydawałoby się, że zagłębianie się w grubą, aksamitną mleczno-kakaową warstwę będzie czystą przyjemnością... Na całe szczęście, z biegiem czasu denerwujący na początku aromat, stracił na intensywności. Może się przyzwyczaiłam, a może pierwsze wrażenie było złudne?
Czekolada generalnie wydawała się być dość tłuściutka. Szkoda, że nie podano na opakowaniu zawartości masy kakaowej. To ma zawsze dla mnie duże znaczenie.
Dodatki? Orzechy włoskie i piniowe oczywiście na plus. Włoskie są jednymi z moich najukochańszych orzechów i szkoda, że tak rzadko pojawiają się jako dodatek w czekoladach. Orzeszki piniowe są jeszcze większą rzadkością w smakołykach. Ich mały rozmiar sprawiał jednak, że charakterystyczny smak ginął w głębi mlecznej czekolady.
Cynamonem tabliczka nie została potraktowana hojnie. Jedynie momentami wyczułam jakieś przebłyski tej aromatycznej przyprawy. Z korzeniami jednak łatwo przeholować, więc może dobrze, że zastosowano umiar.
Gwoździem programu stały się jabłka i rodzynki. Nie były wyschniętymi na wiór i twardymi owocowymi "odpadami". To były miękkie, jędrne i soczyste bakalie przez duże B! Takie rozpływające się w ustach :). Moim zdaniem stanowiły one najmocniejszą stronę tego produktu.
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, mleko pełne w proszku, miazga kakaowa, suszone jabłka, rodzynki, orzechy włoskie, orzechy piniowe, cynamon, lecytyna sojowa, wanilia.
Masa netto: 100 g
Zaglądałam i czekałam na coś nowego, wreszcie jest!! Uwielbiam Twojego bloga i podglądam bez przerwy Twoje czekolady:)
OdpowiedzUsuńTylko muszę Cię mocno nakrzyczeć, przez Ciebie jem dużo więcej słodyczy, czekolad itp. i przybyło mi tu i tam, a jakoś nie mam zamiaru przestać degustować :)
Przepraszam! :D Kilo w tą czy w tą, co to za różnica, a o ile człowiek szczęśliwszy ;). Miło mi wiedzieć, że mam tak wierną czytelniczkę! :) W szufladzie czeka jeszcze spory zapas czekolad, ciągle uzupełniany (to już chyba nałóg zbieractwa :P), więc co jakiś czas coś nowego się będzie pojawiać :).
UsuńTakiej czekolady nigdy nie spotkałam :) Interesujaca
OdpowiedzUsuń