niedziela, 6 marca 2016

Heidi Summer Delight Citrus Sorbet mleczna nadziewana mlecznym kremem z pomarańczą i cytryną


Oto pierwsza część historii o tym, jak niegdyś lubiana przeze mnie popularna marka straciła w moich oczach. Rumuńska Heidi - na początku mojej czekoladowej historii stawiałam ją niemal na równi z Lindtem, którego do dziś darzę sporym sentymentem. Pierwszą wypróbowaną tabliczką Heidi była Orange & Seeds, która ponad cztery lata temu bardzo mi smakowała. Potem przyszedł czas na klasyczne Heidi z dodatkami: Almonds & Cherry, Milk & Hazelnuts, Milk & Almonds, White & Hazelnuts, Florentine. Były one dla mnie całkiem poprawne, aczkolwiek nie wiem, jak dzisiaj bym je oceniła. Tabliczki z dodatkami z serii Dark (Pear & Almonds, Black Salt, Mint & Lemon, Orange) nie podbiły mojego serca, lecz w czasie ich konsumpcji podchodziłam do Heidi jeszcze z dużą sympatią.

Absolutnym hitem była dla mnie kolekcja SummerVenture. Przez trzy lata z rzędu (2012-2014), Heidi wypuszczała trzy różne czekolady z dodatkami inspirowane podróżami (2012: Carribean, Cote D'Azur, Amazon. 2013: Himalaya, Sicilia, Mexico. 2014: Casablanca, India, Thailand) . Choć skład owocowych cząstek czasem pozostawiał sporo do życzenia, były to czekolady wyraziste i bardzo oryginalne. Z rozrzewnieniem wspominam całą wypróbowaną przeze mnie dziewiątkę, ale najbardziej chyba ujęły mnie, nomen omen, Mexico i Himalaya. W podobnym zamyśle wykonany był również smaczny duet WinterVenture (Apple & Cinnamon oraz Orange & Cinnamon).

Zeszłej zimy Heidi postanowiła po raz pierwszy wydać czekolady nadziewane. W trio Winter Delight najbardziej smakowała mi Creme Brulee. Tiramisu była już pełna podejrzanych posmaków, zaś Walnut Brownie okazała się być całkiem niezjadliwa. Wiosną 2015 roku z niecierpliwością czekałam na kolejną podróżniczą niespodziankę od Heidi, a tymczasem postawiła ona ponownie na nadziewańce w trio Summer Delight. Zrażona niezbyt udaną Winter Delight, postanowiłam nie kupować żadnej z proponowanych tabliczek. Na przeciw wyszła mi Olga z livingonmyown.pl, która zostawiła dla mnie część swoich Citrus Sorbet i Iced Coffee. Stracciatelli nie było mi dane wypróbować, ale wcale tego nie żałuję. Możecie o niej poczytać u Olgi.

Olga podzieliła się ze mną dwoma kostkami Citrus Sorbet, co okazało się porcją zupełnie wystarczającą dla mojego Męża i dla mnie. Swoją recenzję opublikowała wczoraj i dobrze jest czytać, że degustacja sprawiła jej więcej radości niż nam. My po kostce na łebka wcale nie mieliśmy ochoty na więcej i tylko przekonaliśmy się o słuszności niezakupienia swoich tabliczek. Dlaczego tak było?


Citrus Sorbet to mleczna czekolada nadziewana kremem opartym na tłuszczu palmowym, nad czym bardzo ubolewam. W owym kremie zatopiono cząstki cytrynowe i pomarańczowe, które zgodnie z zwyczajem Heidi posiadają w składzie jeszcze inne cuda niż cytryny i pomarańcze. To jednak jestem w stanie wybaczyć, bowiem w SummerVenture nigdy mi to specjalnie nie przeszkadzało w cieszeniu się czekoladą. Jestem skłonna stwierdzić, że nawet Lindtowi zdarza się bardziej zgrzeszyć jeśli chodzi o skład "owocowych cząstek" w swojej serii Excellence.

Jasna i miękka mleczna czekolada skrywa w sobie białe nadzienie z lekkimi przebłyskami pomarańczowych drobinek. Jej zapach nie okazał się dla nas zbyt przystępny. Aromat samej czekolady nie był zbyt silny i ginął pod naporem cytrusowego szamponu lub płynu do mycia naczyń. Była to taka pseudoodświeżająca woń.

Wgryzienie się kostkę przenosi nas w tak trafnie opisany przez Olgę świat plastelinowo-margarynowych doznań. Sama czekolada wydaje się być tłusto-oślizgła i jest dość znacznie słodka. Kryjący się pod nią krem tylko nasila te niezbyt miłe wrażenia. Pomimo słodyczy wydaje się być sztuczny i mdły, zaś przełknięty kęs pozostawia po sobie mydlany posmak. Zanurzone w nijakim pseudomlecznym kremie chrupkie owocowe cząstki próbują urozmaicać ten monotonny teatrzyk, lecz robią to bardzo nieumiejętnie. Zbyt mało owoców w owocach doprowadziło do tego, że choć wprawdzie przypominają one nieco kwaśne żelki pod względem posmaku (a może raczej galaretki maczane w cukrze), to jednak są one zaskakująco mdłe i nie niosą ze sobą oczekiwanego efektu orzeźwienia.

Gdzie jest Heidi, którą zawsze z chęcią wybierałam spośród łatwo dostępnych czekolad? Po zjedzeniu swojej kostki czułam się naprawdę zawiedziona. Moje obawy co do obecnej jakości produktów Heidi były jeszcze większe gdy spostrzegłam, że Olga zostawiła mi o wiele więcej Iced Coffee. Ledwo ją napoczęła, a to nie wróżyło dobrze. Na moją recenzję Iced Coffee musicie jednak jeszcze trochę poczekać...


PS Citrus Sorbet został zrecenzowany także przez Czoko. Ona również nie wyniosła przyjemnych wrażeń z obcowania z tym produktem...



Zmieńmy klimat na przyjemniejszy i przenieśmy się do kolejnego magicznego miejsca w Mexico City. Tym razem, pragnę zabrać Was do najpopularniejszej części dzielnicy Xochimilco, która to jest jedną z niewielu pozostałości po pierwotnym wyglądzie terenów stolicy Meksyku. Za czasów azteckich, teren dzisiejszego Mexico City był... jeziorem i to bardzo dużym. A właściwie dziś leży na terenie kilku dawnych jezior. Największe z nich - jezioro Texcoco - otaczało aztecką stolicę Tenochtitlan. Północna część dzielnicy Xochimilco leży w niecce dawnego jeziora Xochimilco. Jest poprzecinana kanałami będącymi pozostałością po nim. Do dziś uprawia się tu ziemię na tradycyjnych poletkach chinampas.

Barwne łodzie trajineras były tu niegdyś używane przede wszystkim w celach handlowych. Dziś stanowią jedną z największych atrakcji Meksyku. Każda z nich nazwana jest żeńskim imieniem. Na romantyczny rejs trajineras po kanałach Xochimilco decydują się nie tylko turyści, ale również miejscowi częstokroć urządzając na ich pokładzie imprezy okolicznościowe. Można sobie tam urządzić prawdziwą ucztę!



Wraz z Guillermo i Denise popłynęliśmy taką łodzią, szkoda tylko, że akurat ten dzień nie był zbyt słoneczny. Wśród wynajmowanych przez chętnych łodzi kursują również trajineras z zespołami mariachi, u których można zamówić sobie piosenkę. Słuchanie ich gry i śpiewu w tak pięknych okolicznościach to niesamowite przeżycie.

Sielankę rejsu chwilowo przerywa jedynie mijanie upiornej Wyspy Lalek. Czy ona jest? A po tą historię odeślę już Was na innego bloga. Tam przy okazji obejrzyjcie również filmiki z mariachi. Muszę przyznać, że rejs kanałami Xochimilco to doskonała okazja na pełną relaksu regenerację pomiędzy górskimi wyprawami. Jest to jednocześnie okazja do bardzo namacalnego obcowania z tradycją i kulturą meksykańską.


Skład: cukier, olej palmowy, pełne mleko w proszku, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, odtłuszczone mleko w proszku, kawałki czerwonej pomarańczy 1% (czerwona pomarańcza 59,5%, buraki 0,5%, sacharoza), kawałki cytryny 0,7% (cytryna 10%, sacharoza, fruktoza, kwas cytrynowy, naturalne aromaty), lecytyna sojowa, ekstrakt z wanilii, aromat pomarańczowy.
Masa kakaowa min. 30%.
Masa netto: 110 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 568 kcal.
BTW: 4,6/34,6/59,4

38 komentarzy:

  1. charlottemadness6 marca 2016 06:30

    Właśnie, gdzie ta dawna Heidi?! Wersją Summer Venture można było się rozkoszować, a teraz to sam plastik i złej jakości tłuszcze powodujące niemiły posmak..
    Nie napiszę nic nowego,jeśli II cz. recenzji jest ciekawsza od samej czekolady ;). Może gdyby był to Zotter lub inna dobrze renomowana tabliczka obie sekcje by się dopełniały, a tak to.. ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, co się tak rzucili na robienie nadziewanych czekolad...

      Niestety w Meksyku praktycznie tylko Zotter dał radę dotrzymać fasonu wycieczkom ;)

      Usuń
  2. Pisałam już u Olgi, że nje lubię czekolad z nutami cytrusowymi i widzę, że w tym wypadku nie mam czego żałować :D

    Świetna wycieczka :) Ja osobiście wolę pływać łódkami po wzburzonych falach (pamiętam jak mnie rozczarował spływ Dunajcem, z kolei jak w sztormie płynęliśmy statkiem po morzu to byłam zachwycona :D), ale dzięki temu można lepiej poznać kraj ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym wypadku nie, ale jest wiele godnych uwagi cytrusowych czekolad. Choć przyznam, że najlepsze są po prostu ciemne czekolady z nutami cytrusów płynącymi z bogactwa kakao :).

      Gdybyś na Dunajcu trafiła na inną pogodę, to pewnie byłabyś zadowolona. My w Czarnogórze mieliśmy spływ raftingowy rzeką Tarą. Zazwyczaj jest on bardzo niebezpieczny, ale akurat trafiliśmy na spokojną wodę. Mi to nie przeszkadzało :).

      Usuń
    2. No właśnie ponoć było dość rwąco, ale ja się spodziewałam, że z tych "łódek" to się będzie wylatywać do wody :D

      Usuń
    3. Wątpię czy wtedy spływ Dunajcem byłby tak popularny :D

      Usuń
  3. Czekoladę przemilczę bo nie mój klimat, ale podróży można pozazdrościć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym razem czekolada również nie była w moim klimacie :)

      Usuń
  4. Kolejna osoba, która miała to samo wrażenie przy spożyciu tej czekolady. Nie, serio. Te kwaskowate cząstki zatopione w kremie w niczym nie przypominały pysznego cytrusowego sorbety, na który miałam nadzieję.
    Tylko minęliście wyspę lalek? Trzeba było spędzić tam noc xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Milion razy lepszą imitacją owocowych lodów są owocowe Zottery!

      Noc spędziliśmy już bliżej wulkanu, który mieliśmy zdobywać kolejnego dnia. Nie było czasu na takie atrakcje :D.

      Usuń
  5. Mnie cytrusy nie pociągają w czekoladach jakoś się zawiodłam na RS i Lindt z tymi dodatkami .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dla mnie ta Heidi była jednym z najgorszych wydań cytrusów w czekoladzie :P

      Usuń
  6. Przez to, że do tej pory trafiłyśmy tylko na jedną tabliczkę Heidi, która naprawdę nam smakowała, po żadne inne warianty już same z siebie nie sięgamy. No chyba, że kilka recenzji na blogach pojawi się bardzo przychylnych ale jakoś się nie zapowiada :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypuszczam, że era przychylności dla Heidi już się zakończyła.

      Usuń
  7. Ja z początku też trafiłam na parę lepszych (moje pierwsze Heidi to Apple & Cinnamon, Orange & Cinnamon, Casablanca) i uważam je za wybitne jak na tę cenę! Potem też ze smakiem zjadłam Creme Brulee, Tiramisu kojarzę, że już też mi nie pasowała i na szczęście nie załapałam się na Walnut Brownie (dobrze, bo gdybym tylko ją wtedy znalazła, pewnie bym kupiła, a tak nie mam przykrych wspomnień).

    Ja dostałam tę czekoladę od Taty i... równie szybko oddałam ją. Rzut oka na skład i już wiedziałam, że nie ma mowy, by mi smakowała, a po przeczytaniu Twojej recenzji, nie mogę się oprzeć temu, by nie wkleić tu swojego komentarza spod recenzji Olgi: "Między plasteliną, a margaryną? Jeszcze krem bez smaku… cierpiałabym ją jedząc".

    Ale chciałabym usłyszeć taki zespół na żywo, przy tych łodziach i w tej całej atmosferze! Najbardziej spodobało mi się... mijanie Wyspy Lalek. Ja tam chcę! Swoją drogą, już przepływając tam wiedziałaś o tej wyspie? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda! W takiej cenie wymienione przez Ciebie Heidi rzeczywiście były wybitne. Walnut Brownie rozpoczął już erę koszmaru... Dobrze, że oddałaś Citrus Sorbet. Nic nie straciłaś, a raczej coś zyskałaś ;).

      Przepływając tam jeszcze nie wiedziałam.

      Usuń
    2. Ciekawe jakby było przepływać tam ze świadomością...

      Usuń
    3. Myślę, że podobnie. Jakoś mnie to nie rusza :D

      Usuń
    4. Ja bym pewnie jeszcze bardziej napaliła się na przepływanie tym i próbowała "podejrzeć" jak najwięcej, haha.

      Usuń
    5. Tam można wysiąść i nawet zjeść coś meksykańskiego :D

      Usuń
  8. Meksykańska Wenecja, jezioro z wodnymi chi i skarb Azteków zalegający głęboko na dnie - moja! bajka <3 Co do czekolady, nie mogę się doczekać recenzji ciemnej, bo pamiętam, że jest jeszcze 'lepsza' ]:->

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ekstremalnie paskudna i jedzona w ekstremalnych warunkach :D

      Usuń
  9. Dziś chyba jakiś dzień Heidi - pojawiały się na dwóch blogach dwie recenzje czekolad tej firmy, niestety szału nie ma :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przestałam pokładać jakiekolwiek nadzieje w tej marce. Po stokroć wolę Lindta.

      Usuń
  10. Nie, nie siegne po te czekolade :p Natomiast niece wiedzialam, ze Meksyk to byly jeziora.Dzieki tobie coraz bardzoej chce tam pojechac!Droga jest taka podroz? I jak z transportem -lecieliscie z Frankfurtu, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko zależy od tego, w jakiej cenie (i terminie) kupi się bilety lotnicze. Warto obserwować serwisy pośredniczące w zakupach biletów. Można natrafić na świetną okazję.

      My lecieliśmy z Berlina, z przesiadką w Madrycie. Sam lot z Madrytu do Mexico City trwa ok. 10-12 godzin.

      Usuń
  11. Aż się wzdrygnęłam czytając opis. Zrobiło mi się tłusto, mdło i ogólnie niedobrze. Za to kocham ostatnie zdjęcie i pozę ,,kto bogatemu zabroni?" :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze paskudniej zrobi się przy Iced Coffee...

      Hah, to jest najpozytywniejsze zdjęcie z wycieczki do Xochimilco! :D

      Usuń
  12. Nie mogę sobie darować, że nie spróbowałam żadnej z Summer Venture :( Z tej serii jadłam tylko straciatellę i była ohydna, sztuczna, tłusta, wolałabym o niej zapomnieć. Teraz boję się sięgać po jakąkolwiek ich czekoladę. Wyspa lalek.. brr, od zawsze fascynuje mnie to miejsce, ale zdecydowanie wolałabym je podziwiać z perspektywy łódki ;d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie sięgaj. Nie ma po co. Życie jest za krótkie na takie czekolady ;).

      Nie wchodziliśmy na jej teren. Łódka wystarczyła ;)

      Usuń
  13. Szkoda, bo na pierwszy rzut oka prezentuje się dość zachęcająco. No cóż... Masz racje - życie jest za krótkie na takie czekolady. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jest tyle innych do wypróbowania, które naprawdę są warte uwagi! :)

      Usuń
  14. Zamiast pseudo-cytrusowej czekolady bez cytrusów poproszę czystą tabliczkę smakującą owocami :D Haha, taka się mała Zosia zrobiła wybredna :P Nie no ta na serio to myślę że z 5x smaczniejsza od tej jest ciemna Terravita z nadzieniem cytrynowym, czterech liter nie urywa nawet jak na tę cenę :) Ale da się zjeść. A Heidi już trochę się ceni :/
    Ostatnio pod względem osobowości pozachwycałam się trochę przy duecie Zotterów 82%.. Nie mogę się doczekać, aż je opiszę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciemna Terravita z nadzieniem cytrynowym? To nowość jakaś? Na samą myśl o nadziewanych Terravitach wzdrygam się, niestety.


      Wspaniały duet, prawda? :)

      Usuń
    2. Chyba tak, kupowała moja mama, wygląda tak: http://www.auchandirect.pl/auchan-warszawa/pl/terravita-czekolada-gorzka-70-z-nadzieniem-cytrynowym/p-97106965 <-- co prawda nie wiem czy bardziej kwaśne było nadzienie czy czekolada, no i trochę dawało mydłem, ale całość do przeżycia. Chociaż tobie oczywiście jej nie polecam xD
      Praaawda, a że to dla mnie nowe doświadczenia czuję potrzebę dzielenia się nimi z innymi :D Z mojego otoczenia niestety nikt tego nie zrozumie (poza jedną koleżanką) xd

      Usuń
    3. No to rzeczywiście jedna z nowości. Nie mam zamiaru tykać tej serii :D.

      Czekam na recenzję!!!

      Usuń
  15. muszę w końcu spróbować tej czekolady:) ostatnio kupiłam Marabou z Oreo

    OdpowiedzUsuń