niedziela, 31 maja 2020

Chocolate Tree Piura Peru ciemna 70%


 Izolacyjny Lany Poniedziałek rozpoczęliśmy od czekoladowej podróży do Peru, a dokładniej do wioski Chililique położonej w regionie Piura. Wraz ze szkocką manufakturą Chocolate Tree mieliśmy już okazję wybrać się na tamtejsze plantacje, a to przy okazji degustacji takich czekolad jak Milk Chocolate Peru oraz Pisco Sour Nibs. Tym razem, również dzięki sklepowi Sekretów Czekolady, mogłam wypróbować tamtejszego kakao w klasycznej ciemnej tabliczce 70%.


  Wyjątkowo lśniąca, urocza tabliczka w małpki pachniała tłuściutkim masłem z orzechów laskowych z rozwagą doprawionym chili i pieprzem, zmieszanym z lejącym się dżemem z mango i brzoskwiń. W ustach wybuchła niczym soczysta bomba, racząc po kolei przyjemnie orzeźwiającymi kwaskami, przytulną tłustością i wyważoną słodyczą.


 Teraz doskonale zauważyłam, jak bardzo mleko zmieniło charakter tej czekolady w Milk Chocolate Peru (w Pisco Sour Nibs dodatek pisco oraz olejku limonkowego mocno zmodyfikował całość w sposób całkiem oczywisty - wszak to smaki potężnego kalibru). W wersji mlecznej, wyraźnie przebijająca się kwaskowość kojarzyła się przede wszystkim kwiatowo, natomiast teraz skupiłam się na owocach - tak, w opcji ciemnej odnalazłam ich mnóstwo. Najpierw były to twarde, lecz już dojrzałe gruszki. Dalej - delikatny kwasek cytrynowy, z odrobiną ściągania cytrusowych skórek, przechodzący następnie w chrupiące jabłkowe obierki. Miękka tłustość wraz z mnożącymi się świeżymi akcentami kojarzyła mi się również z jeszcze nie do końca dojrzałymi orzechami laskowymi, choć generalnie drzewo-orzechowowe kwaśne i tłuste paloności plasują się tutaj na drugim planie.

Pierwszy plan to owoce. Żeby zebrać to wszystko w całość, wyobraziłam sobie lemoniadę, do której wrzucono: kawałki mango, brzoskwiń, jabłka, gruszek oraz czarne porzeczki. Tak, czarne porzeczki, w jakiś dziwny sposób leciutko doprawione pieprzem. Albo po prostu jedzone wraz z szypułkami? Nie umiałam nazwać tych ziemisto-roślinnych nut, które pojawiały się momentami, ni to pieprzne, ni to... hmmm, nie wiem, coś jak naturalnie lekko pikantne kiełki?


 Chocolate Tree Piura Peru 70% to buzująca świeżość i młodość, na gładko-soczystej bazie. Młode owoce, młode orzechy, młode pędy roślin, świeże korzonki i kiełki. Życie. Kakaowa radosna, słoneczna pociecha.

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 40 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 479 kcal.
BTW: 8,4/35,8/51,6.

piątek, 29 maja 2020

Fruition Hudson Bourbon Dark Milk ciemna mleczna 61% Dominikana z burbonem


Na wieczorną degustację w Niedzielę Wielkanocną wybrałam czekoladę, która zatrzymała nas w klimacie ziaren leżakowanych w beczkach po szlachetnych trunkach. Wielokrotnie nagradzana, Hudson Bourbon Dark Milk z nowojorskiej manufaktury Fruition, zawiera w sobie bowiem 61% dominikańskich ziaren, które po uprażeniu leżakowały w dębowych beczkach po burbonie z destylarni Tuthilltown Spirits. Pozostałe 39% tabliczki to cukier trzcinowy, pełne mleko w proszku oraz, żeby wpływu burbonu nie było za mało, wysoko ceniony burbon Hudson Baby, również spod skrzydeł Tuthilltown Spirits.

Hudson Baby Bourbon to trunek destylowany w 100% z kukurydzy, leżakowany w dębowych beczkach składowanych w magazynie z systemem nagłaśniającym, w którym drgania spowodowane głośną muzyką mają umożliwić mocniejszą interakcję trunku z drewnem. Smak tego burbonu charakteryzuje się ponoć nutami wanilii, marcepanu, prażonej kukurydzy, karmelu i kandyzowanego imbiru.

Tę jakże kuszącą w swej formie tabliczkę Fruition kupiłam oczywiście w sklepie Sekretów Czekolady.


Dotąd miałam okazję wypróbować już jedną ciemną mleczną czekoladę od Fruition, a mianowicie peruwiańską Marañón Canyon Dark Milk 68%. Już po samym wyglądzie i zapachu naszej Hudson Bourbon Dark Milk miałam się przekonać, jak bardzo odmienne są to tabliczki. Burbonowa panienka jest dość jasna i pachnie maślanymi ciasteczkami z wanilią. Jest to przy tym woń tak urzekająco przenikliwa, iż pomimo pozornej niewinności wiem, że każdy kęs zafunduje mi mocne doznania.


Gęsta, miękka, aksamitna, bezpardonowo wdzierająca się z całą tą swoją błogością w każdy zakamarek ust. Niby łagodna, niby umiarkowanie słodka, a jednak cudnie wypełniająca i świetnie zaspokajająca apetyt na słodycze. Bardzo, ale to bardzo głęboka mleczność w połączeniu z klasycznym w swych nutach kakao, dawała efekt wyidealizowanego kakaowego napoju dla dzieci. Przez wzgląd na dodatek burbonu, był to jednak napój dla nieco większych dziewczynek... W tle przyjemnie dźwięczył kawowy smaczek niczym w nie pierwszej lepszej caffe latte, uwodził karmelowy posmak prażonych słodów, niebanalnie balansujących gdzieś między kukurydzą a migdałami. Wielką rolę spełniała oczywiście wanilia, tak pięknie komponująca się z mlecznością.


Fruition Hudson Bourbon Dark Milk wciągała po czubek głowy - konsystencją tak idealnie pasującą do nut smakowych, burbon zaś zdawał się dodatkowo uszlachetniać czekoladę. W porównaniu do Marañón Canyon Dark Milk jest to tabliczka o wiele przystępniejsza, radośniejsza, ale również nie można odmówić jej charakteru - tym razem - rozbrajająco zadziornego w swym słodkim uroku.

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, burbon.
Masa kakaowa min. 61%.
Masa netto: 60 g.

środa, 27 maja 2020

To'ak Mini Bar Selection Ecuadorian Dark Chocolate: Tequila Cask Aged 4 Years 73%, Andean Alder Aged 5 Years 81%, Sauternes Cask Aged 3 Years 78%


Przedwczoraj na moim blogu ukazała się recenzja trzech czekoladek Harvest Edition z zestawu Mini Bar Selection od ekwadorskiej manufaktury tree-to-bar To'ak. Postanowiłam pójść za ciosem i kolejnego dnia zasiąść do degustacji kolejnej serii wchodzącej w skład tego zestawu, a mianowicie Aged Edition. Na degustację wybrałam nie byle jaki dzień, a mianowicie poranek Niedzieli Wielkanocnej (niestety, nie mogłam zwyczajowo spędzić tych świat w górach...). Coś mi podpowiadało, że czekoladki stworzone z kakao leżakowanego w beczkach przyniosą mi więcej radości, niż Harvest Edition.

Przypomnę - kolekcję 18 czekoladek (6 rożnych rodzajów) Mini Bar Selection kupiłam w sklepie Sekretów Czekolady i był to jak dotąd mój najdroższy czekoladowy zakup (ponad 250 zł za 64 g). Jak już wspomniałam w poprzedniej recenzji, w tym zestawie płaci się między innymi za czas - zarówno odpowiedniego przechowywania ziaren do bardziej klasycznej serii Harvest, jak i oczywiście leżakowania w beczkach kakao użytego w serii Aged. Płaci się też ogółem za jakość, jaką reprezentuje sobą marka To'ak. Plantacje w dolinie Piedra del Plata w ekwadorskiej prowincji Manabí pielęgnują nie tylko dziedzictwo genetyczne kakao Nacional, ale także dają godziwą pracę ludziom, którzy na tym kakao się znają i przy nim pracują. Oczywiście dochodzi do tego szereg certyfikatów. Ok, idee są szlachetne, ale pieniądze, które zapłaciłam za ten zestaw też nie małe... Nie jestem kolekcjonerką gadżetów, najistotniejsze były dla mnie wrażenia smakowe. Jak już przekonaliście się w poprzedniej recenzji, Harvest Edition nie okazała się dla mnie w pełni satysfakcjonująca.


W świecie rzemieślniczego piwa często leżakuje się ów trunek w beczkach po innych, mocniejszych napojach alkoholowych - częstokroć bardzo szlachetnych. Leżakowanie ziaren kakao w analogiczny sposób wydaje się pomysłem wręcz genialnym, mogącym otworzyć wrota do zupełnie nowych degustacyjnych doznań. Ten etap degustacji czekoladek To'ak intrygował mnie najbardziej. 

Warto zaznaczyć, iż To'ak generalnie w przypadku wszystkich swych produktów proponuje parowanie ich z trunkami oraz np. serami. Taką łączoną degustację oferuje również podczas artystyczno-czekoladowych wycieczek organizowanych w Ekwadorze. To dowód, iż manufaktura mocno skupia się na smakowych niuansach, lecz dla mnie jest to wiedza nieużyteczna. Zwyczajowo zdarza mi się łączyć czekoladę z kawą, przy czym i tak często odnoszę wrażenie, że kawa modyfikuje mi odbiór czekoladowego bukietu. Gdy mam ochotę poświęcić czas czekoladzie, to ona ma grać pierwsze skrzypce - nie wyobrażam sobie zasiąść do niej w akompaniamencie dobrego wina czy sera, które same w sobie zasługują dla mnie na odrębną uwagę. Jednym zdaniem - pairing w przypadku Prawdziwej Czekolady nie leży w moim guście.

Przejdźmy w końcu do naszych leżakowanych czekoladek...


Tequila Cask Aged 4 Years to czekolada o 73% zawartości kakao ze zbioru w 2015 roku, leżakowanego z beczkach po tequili San Jose (beczki z amerykańskiego białego dębu). Według producenta, ma charakteryzować się nutami dojrzałych owoców, agawy, wanilii, gałki muszkatołowej oraz dębu. Mnie w sferze zapachu zadziwiły akcenty, których nie umiałam nazwać inaczej, niż rybno-ziołowe.

Pozwalając neapolitance spokojnie rozpuścić się w ustach, zachwyciłam się miękką i gęstą konsystencją, która - jak się przekonałam - stanowi klasę To'ak. Tym razem jednak, zamiast spokojnego identyfikowania nadchodzących po sobie nut smakowych, doznałam szoku. Oto bowiem miałam w ustach najbardziej KARTONOWĄ czekoladę w życiu. Tak, w pierwszym uderzeniu smakowała papierem, kartonem, drewnianą deską - i wbrew pozorom, niesamowicie mi się to podobało (tym bardziej w zestawieniu z konsystencją!). Tym piękniej, iż czekolada nie pozostała taka do końca - po dłuższej chwili spod spodu pieścić podniebienie zaczęły liczne przyprawy, z gałką muszkatołową na czele. Papier zaś coraz wydatniej przechodził w szlachetniejsze leśne nuty. Wtem nagle, zaczął się nieprawdopodobnie wręcz nasilać posmak orzechów włoskich, wręcz przerysowany, niczym w jakimś aromatyzowanym orzechowym syropie. Czekolada wpierw sprawiając pozór suchej (przez tą silną papierowość), stopniowo nabierała wilgotności, by w finiszu uraczyć nas błogo gęstym i słodkim budyniem waniliowym (z obłędną, prawdziwą wanilią).

Odebrało mi mowę. Zaskakująca dynamika, ileż tu się działo i to w jaki sposób! O tak,
Tequila Cask Aged 4 Years dała mi właśnie to, czego oczekiwałam po ekskluzywności To'ak.

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy.
Masa kakaowa min. 73%.
Masa netto: 3x 7 g.


Andean Alder Aged 5 Years to ciemna czekolada stworzona z 81% kakao pochodzącego z rocznika 2014, leżakowanego przez pięć lat w beczkach z andyjskiej olszy. Według producenta, najbardziej ekscentryczna czekolada od To'ak, dedykowana dla doświadczonych podniebień. Opis mówi o pikantnych nutach rozmarynu, oregano, pieczonej wołowiny, ogniska i tytoniu, przeplatanego żurawiną, rodzynkami i kremowością. Dla mnie - w sferze zapachu, czekolada ta rzeczywiście w niebywały sposób atakowała przyprawami, ziołami i kwiatami. Była to woń wręcz wyidealizowana, perfumowa, kojarząca się z skrajnie upalną łąką w wyjątkowo duszny dzień, gdy wszystkie unoszące się w powietrzu pyłki niemalże rozrywają nos.

Również ta czekolada zdawała się mieć bazę drewniano-papierową, dająca wrażenie pewnej suchości, pomimo jakże gładkiej i miękkiej, szlachetnej konsystencji. Tu jednak najmocniej uderzała plejada przypraw - zgodnie z zapowiedzią. Czego tu nie było! Zarówno sugerowany rozmaryn i oregano, ale także kardamon, pieprz, ziele angielskie i koper włoski. Dalej do gry wszedł odważnie tytoń, w spójnym uścisku z suszonymi owocami (rodzynki, śliwki) oraz suszoną wołowiną. Wszystkie tak ekstrawaganckie akcenty wspólnie stworzyły iluzję solidnego, wieloskładnikowego bulionu roślinno-mięsnego, skondensowanego wręcz do formy syropu.

Olchowe czekoladki też cechowały się niebywałą dynamiką, choć o wiele poważniejszą w formule od poprzedniczki, dostarczając jakże odmiennych wrażeń pomimo wspólnego, drewnianego mianownika. Ta degustacja także przyniosła mi wiele satysfakcji.

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy.
Masa kakaowa min. 81%.
Masa netto: 3x 7 g.


Sauternes Cask Aged 3 Years to ciemna czekolada o 78% zawartości kakao leżakowanego przez 3 lata w beczkach po winie sauternes z Bordeaux. Sauternes jest pełnym, słodkim winem z białych odmian winogron późnego zbioru, porażonych szlachetną pleśnią gronowca szarego. Ów trunek cechuje się miodowymi i wieloowocowymi akcentami (brzoskwinie, morele, kandyzowane pomarańcze, liczi, figi), zaś nasza czekolada według producenta miała po nim odziedziczyć szczególnie nuty brzoskwiniowe, śliwkowe oraz miodowo-dębowe.

 Zapach tej czekolady kojarzył mi się radośnie i świetliście - z idealne schłodzonym prosecco, z musującą lemionadą słodzoną miodem i brzoskwiniami w syropie. Wiedziałam już, że z całej dziś opisywanej trójki, to właśnie ta czekolada będzie charakteryzować się największą świeżością oraz lekkością. Istotnie, w kwestii smaku urzekała swą niebanalną delikatnością, którą niby chciałoby się nazwać klasyczną, ale jednak fantazja uciekała w całkiem mało oczywiste zakątki. Konsystencja zdawała się w dziwaczny sposób przypominać całkowicie rozpuszczalne gumy do żucia, takie występujące w bardziej cukierkowej, niźli gumowej formie, ocierającej się gdzieś o żelkowość. Oczywiście ciągle towarzyszyły mi skojarzenia z musującymi białymi winami. Kubki smakowe pieszczone były przez lejący się miód, rozpadające w dłoniach dojrzałe brzoskwinie, morele i śliwki. Czekolada tętniła radosną celebracją życia, wspaniale wieńcząc jakże wyjątkową degustacją Aged Edition od To'ak.

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy.
Masa kakaowa min. 78%.
Masa netto: 3x 7 g.

 ~~~~~~~

Nie ma co ukrywać - kontrast między moimi wrażeniami dotyczącymi Harvest Edition i Aged Edition jest wręcz zatrważający. Harvest Edition to klasyczne, dobre czekolady, jednakże przy tak wysokiej cenie można uznać, iż sprawiły mi swego rodzaju zawód. Za to reprezentantki Aged Edition dały mi to, czego oczekuję po prawdziwie ekskluzywnych czekoladach - niezakłamaną ekstraodynaryjność, która pulsuje przenikajac do mózgu każdym kubkiem smakowym. Degustacja Aged Edition przyniosła mi olbrzymią satysfakcję, przez wzgląd na jakże poszukiwaną przeze mnie w czekoladach wybuchową dynamikę, nieoczywistość, namnażające się efekty zaskoczenia. Trzy dziś opisywane czekolady zrekompensywały mi uprzedni niedosyt i, zgadzam się, w nich czuć było ponadprzeciętną wartość. Chętnie nabyłabym je osobno (a także pozostałe pełnowymiarowe czekolady To'ak z leżakowanej serii) - pozostaje jednak pytanie, czy bez porównania z wersjami klasycznymi, kontrast byłby aż tak spektakularny? Tego się już nie dowiem. Natomiast doznania zaserwowane przez Aged Edition zostaną bardzo długo w mojej pamięci, moszcząc sobie w niej specjalne miejsce.

poniedziałek, 25 maja 2020

To'ak Mini Bar Selection Ecuadorian Dark Chocolate: Rain Harvest 2015 80,5%, El Niño Harvest 2016 78%, Rain Harvest 2017 76%



 Gdy w sklepie Sekretów Czekolady pojawiła się To'ak Mini Selection Bar tylko chwilę wahałam się przed jej zakupem. Oczywiście mój Mąż popukał się w czoło gdy powiedziałam mu, iż myślę o dołączeniu do swych zapasów zestawu czekoladek (łącznie 64 g) za grubo ponad 200 zł. Nie musiał jednak wiedzieć o tym, że ostatecznie złożyłam zamówienie. Tak oto pierwszy raz miałam zmierzyć się z ekwadorską marką tree-to-bar To'ak tworzącą czekolady wyłącznie z rodzimych ekwadorskich ziaren Nacional: z certyfikatami hairloom, ekologicznymi i fairtrade. 

Zakupiony przeze mnie zestaw osiemnastu 7-gramowych czekoladek wykonany został z ziaren Nacional uprawianych w dolinie Piedra de Plata w prowincji Manabí. Tam specjalistą od zbioru i fermentacji kakao jest dla To'ak Servio Pachard, którego rodzina od czterech pokoleń zajmuje się kakaowcami.


 Posiadana przeze mnie kolekcja składa się z sześciu różnych rodzajów czekolady (każda z nich występuje w formie trzech naepolitanek). Degustację postanowiłam podzielić na dwa etapy. W pierwszej części zajęłam się tabliczkach różniącymi się nie tylko zawartością kakao, ale także porą i rokiem zbioru.

 

 Nim skupię się na poszczególnych czekoladkach, napomknę jeszcze, co oznacza nazwa To-ak. Otóż ze zlepku ekwadorskich dialektów oznacza to "ziemię" i "drzewo", co w prosty sposób wiele mówi o idei manufaktury, skupiającej się na dziedzictwie pierwotnego, czystego kakao Nacional; a także czerpiącej z tego, jak wielkie znaczenie dla smaku czekolady mają ziemia i klimat, w którym wzrasta kakao.


 Rain Harvest 2015 to ciemna czekolada o 80,5% zawartości kakao - najwyższej spośród w pierwszej kolejności degustowanego tria. Dość długo fermentowana i względnie krótko konszowana, ma charakteryzować się silnie kwiatowym aromatem, nutami ziemistymi i czerwonych owoców.

 Szlachetnie szorstka niczym kamień w swej zewnętrznej fakturze, Rain Harvest 2015 pachniała mrocznie czerwonym, wytrawnym winem, z wyraźnymi sugestiami ziemi i drewna. W ustach układała się miękko, ślisko i bardzo gęsto. Przyznam, iż w porównaniu z obiecującym wiele zapachem, jej smak okazał się już łagodniejszy. Ba, jak na tak wysoką zawartość kakao, był zaskakująco delikatny. Od czerwonego taninowego wina przeszliśmy raczej w stronę... wina brzoskwiniowego bądź morelowego. Efekt ten potęgowany był przez znaczną ulepkowość (kojarzącą się z jakąś słodką konfiturą), a także nuty drzewne, który biegły gdzieś w stronę pestek (gorzkie migdały!) oraz łykowych inkluzji. W tle przeciągał się ziołowo-lekowy posmak, utrzymujący się na stabilnym poziomie.

Poza wciągającą strukturą - generalnie czekolada była zbyt łagodna i spokojna jak na mój gust. Jednakże świetnie będzie nadawać się dla fanów bardzo wysokiej harmonii w tabliczkach.

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy.
Masa kakaowa min. 80,5%.
Masa netto: 3x 7 g.


 El Niño Harvest 2016 to ciemna czekolada o 78% zawartości kakao. Ziarna, z których stworzona została ta tabliczka, zostały zebrane w bardzo wyjątkowym okresie. Po pierwsze, w 2016 roku zjawisko El Niño wyjątkowo mocno dało się we znaki, powodując wówczas szczególnie obfite ulewy. Po drugie, kakao w krytycznym okresie dojrzewania doznało nieoczekiwanej suszy. Po trzecie - żniwa nastąpiły wyjątkowo późno, gdyż w standardowym terminie uniemożliwiało je trzęsienie ziemi. Według producenta, w aromacie jest to czekolada drzewno-ziemista, zaś w smaku bananowa przede wszystkim miętowo-eukaliptusowa.

 Również te neapolitanki przyciągały wzrok są kamienną fakturą. Od poprzedniczek, czekoladki El Niño Harvest 2016 były nieco jaśniejsze, także w odczuciu zapachowym - ich woń rysowała się jako słodsza, weselsza. Rzeczywiście z łatwością dało się odszukać nuty bananowe.

Te czekoladki wydawały się jeszcze gęstsze, choć paradoksalnie mniej błotniste - znalazłam tu więcej suchych nut. Zdecydowanie - tutaj można było zanurzyć się w ziołowości, zarówno świeżej (wspomniane mięta z eukaliptusem), jak i kroczącej w bardziej niepokojące rejony (nieustannie narzucało mi się skojarzenie z lukrecją). Uwodząca kubki smakowe słodycz wyraźnie kojarzyła się z dojrzałymi, pieczonymi bananami - połączenie tak beztroskiego smaku z głębią ziół okazało się intrygujące. Ziemia i drewno zeszły na dalszy plan.

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy.
Masa kakaowa min. 78 %.
Masa netto: 3x 7 g.


Rain Harvest 2017 to ciemna czekolada o 76% zawartości kakao - najmniej kakao z całej trójki i najmłodsze ziarna. W 2007 roku, warunki klimatyczne do wzrostu kakao okazały się najoptymalniejsze. Pozwala to na uwydatnienie wszystkich cech typowych dla ziaren Nacional: owocowych, kwiatowych, orzechowych i drzewnych). Producent zwraca uwagę na nuty pistacji, gorzkiej pomarańczy oraz czarnej wiśni.

Znów zachwyciła mnie wyjątkowa faktura neapolitanek. W Rain Harvest 2017 wyczułam najwięcej kwaśności w sferze zapachu, zapowiadającej wiele cytrusowych doznań. Także ta czekolada w sposób błotniście gęsty rozlewała się w ustach, rzeczywiście oferując więcej kwaskowatych nut z grup kwiatowych i owocowych. Gdy dodamy do tego dziwną pikantność / przyprawowość i iluzję surowych ziaren kakao, otworzyła się przed nami cała plejada bogatych skojarzeń. Pojawiła się więc pomarańcza w czarnym pieprzu, macerowane pestki czerwonych owoców, różnorakie nieprażone orzechy rwane wprost z drzew i krzewów.

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy.
Masa kakaowa min. 76 %.
Masa netto: 3x 7 g.

~~~~~~~

 Podsumowując - przyznam, że choć powyższe opisy mogą sugerować wyjątkowo zajmujące bukiety smakowe, dla mnie - prócz wciągającej konsystencji czekolad - nie było w nich nic, co ujęłoby mnie szczególnie. Na pewno zaś, nie za tak wysoką cenę! (choć zdaję sobie sprawę, że w przypadku tych czekoladek w dużej mierze płacimy za CZAS - ziarnami zebranymi np. w 2015 roku jednak trzeba było odpowiednio się zaopiekować, zamiast użyć ich na bieżąco). To'ak zaserwował czekolady odebrane przeze mnie jako bardzo klasyczne, harmonijne, spokojne. Zarówno ja, jak i mój Mąż, wolimy odnajdywać w tabliczkach nieprzeciętną dynamikę i żywiołowość, ponad konwencjami. Będąc w połowie eksploracji Mini Bar Selection Aged & Harvest póki co jestem nastawiona bardzo sceptycznie...
 

sobota, 23 maja 2020

Morin Nicaragua Nicalizo ciemna 70%


 Niedawno sięgnęłam po czekoladę francuskiej manufaktury Morin wykonaną z kakao Chuno pochodzącego z Nikaragui. W sklepie Sekretów Czekolady zakupiłam także inną tabliczkę tej jakże lubianej przeze mnie marki, stworzoną również z ziaren z tego kraju, lecz innych - Nicalizo; także dystrybuowanych przez Ingemann. Nicalizo pochodzi z upraw z górskiej, północnej części państwa. Czekolada o 70% zawartości ziaren Nicalizo ma według Morina charakteryzować się nutami ciemnych owoców i aromatem przypraw. Według Ingemann, kakao to jest mocno czekoladowe, gładkie, kwiatowe, niosące akcenty winogron, rodzynek i drzewa. Dziś opisywana tabliczka zdobyła brąz International Chocolate Awards w 2019 roku.


 Kolor Nicalizo wydawał mi się spokojniejszy i nieco jaśniejszy od Chuno - choć przecież zawartość kakao w obu tabliczkach była taka sama. Nad czekoladą unosił się intrygujący zapach kawy, jabłka z pieprzem (!) oraz suchej, lecz żyznej ziemi.

Pierwszy kęs rozlał się w ustach gładkością. Czekolada oczywiście była masywna jak na Morina przystało; nie da się uciec od typowej dla tej manufaktury konsystencji, a ja za nią przepadam. Choć przyznam, że w Nicalizo wszystko zdawało mi się głębsze, niż to najczęściej u Morina bywa.


W smaku najpierw atakuje nas goryczka. Wspaniała - kawowa, drzewna, ziemista - ze szczególnym naciskiem na kawę. Następnie przychodzą owoce. Sama nie wiem, czy bardziej słodkie, czy cierpko-kwaśne. Ten ich dualizm, balansujący na granicy niedojrzałości, jest bardzo wciągający. To cierpkie winogrona, czarne porzeczki, aronie, kwaśne odmiany jabłek, nie do końca dojrzałe wiśnie oraz agrest. Wszystkie te owoce zostały zanurzone w gęstym owocowym musie, bądź przemienione w jednolite nadzienie wypełniające jakieś ekskluzywne kawowe ciasteczka.

Było tu poważniej, mroczniej i bardziej elegancko niż w Chuno. Spośród tego duetu na dłużej zapamiętam Nicalizo - mocniej przypadła mi do gustu, szczególnie owymi pysznymi wariacjami na temat kawy.


Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 584 kcal.
BTW: 8,7/43,2/34,6.

czwartek, 21 maja 2020

Auro ciemna 64% Filipiny z nibsami kakaowymi


 Już kolejnego wieczora po spróbowaniu mlecznej Auro z nibsami kakaowymi zdecydowałam się na wypróbowanie jej ciemnej odpowiedniczki. W ten sposób miałam zakończyć moją przygodą z miniaturkami od Auro - filipińskiej manufaktury bean-to-bar - po niej czekały mnie już tylko ich większe ciemne tabliczki single-origin bez dodatków. Dotychczas miałam do czynienia z tylko jedną ciemną czekoladą od Auro. Była to ledwie 55% tabliczka z dodatkiem kawy arabika, która sprawiła mi niemały zawód. W dziś opisywanej tabliczce kakao mamy więcej, bo 64% - liczyłam, iż uczyni to sporą różnicę.

Wszystkie moje czekolady od filipińskiego Auro zakupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.


 Tak jak w mlecznej koleżance z nibsami, również tutaj nie wyróżniały się one mocno w przekroju; wyraźniej było je widać podczas oglądania 27-gramowej tabliczki od spodu. Stonowanej barwy czekolada pachniała delikatnie dość powściągliwą ziołowością. Kierując się jedynie zapachem zupełnie nie wiedziałam, czego spodziewać się w kwestii smaku.

Już po pierwszym kęsie poczułam ulgę - nie będzie powtórki z wersji kawowej. 9% więcej kakao wystarczyło, by pokazać więcej bogactwa filipińskich ziaren. Poczułam się, jakbym znalazła się na wysokogórskiej łące, którą właśnie złapał poranny przymrozek. Moc ziół została otulona przez szron. Drobne, lecz silne krzewinki pachniały już wschodzącym słońcem, ale nadal otaczał je lód, nie tak łatwą puszczając z uścisku. Zioła, mnóstwo dziwnych ziół.


 Przy tej całej ziołowości, czekolada była przyjemnie słodka. Słodycz ta kojarzyła się z ciągnącym, lekko przypalonym karmelem, a także z batatami. Pomyślałam również o tropikalnych owocach, które jakoby stanowiły kontynuację ziołowości. Jakież to owoce? Tak samo trudne do nazwania, jak zioła. A jednak przydała mi się tu wiedza z podróży do Ameryki Południowej - posmak skojarzył mi się z owocem borojó, z którego piłam sok w Ekwadorze i ów smak bardzo mocno wrył mi się w pamięć. Troszkę było tu też akcentów lucumy.

Cóż, wydaje mi się, że maleństwa od Auro dobrze przygotowały mnie na poważniejsze filipińskie doświadczenia, jakie jeszcze na mnie czekają w mych zapasach...


Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, nibsy kakaowe, lecytyna sojowa, ekstrakt waniliowy.
Masa kakaowa min. 64%.
Masa netto: 27 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 570 kcal.
BTW: 7/39/46.

wtorek, 19 maja 2020

Beskid Piri Piri Wenezuela Caicara del Orinoco ciemna 75% z papryczkami piri piri


Jakże wiele oblicz potrafią mieć czekolady z pikantnymi papryczkami! Lubię ostre smaki, kocham czekoladę, a duet tych dwóch tytanów już nieraz wyniósł mnie na wyżyny smakowych doznań. Tym razem po papryczki piri piri sięgnęła nasza rodzima manufaktura Beskid z Węgierskiej Górki. Połączyła je z czekoladą o 75% zawartości kakao pochodzącego z upraw z okolic miasta Caicara del Orinoco leżącego nad rzeką Orinoko, w wenezuelskim stanie Bolívar. Ziarna z tego regionu w interpretacji Beskidu poznałam już w 80% ciemnej czekoladzie słodzonej maltitolem. W recenzji tejże tabliczki wspominałam, iż bardzo bym chciała wypróbować owego kakao w klasycznym połączeniu z cukrem. No i oto mamy fuzję z cukrem, ale nadal trudno mówić o klasyce - oczywistością było dla mnie, iż papryczki piri piri wpłyną mocno na odbiór kompozycji.

Wszystkie moje czekolady z manufaktury Beskid kupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.


Tabliczka o pięknie wysyconej barwie łamała się z twardym, krótkim trzaskiem. Pachniała mało wyraziście, w sposób przytłumiony, kojarzący się z niezbyt górnolotnymi pralinkami z bombonierki. Wyczuwalne było lekkie kwiatowe tchnienie.

W ustach na początku czekolada rozlała się masywnie, ze smolisto-drzewnymi nutami, czym zyskała moją aprobatę. Pozwalając jej dalej stopniowo rozpuszczać się w ustach, z tego wilgotnego mroku wyłoniły się papryczki. Drażniły tak, jak potrafią to robić strzelające cukierki, co było wręcz zabawne. Czekoladowe błoto stawało się zarazem coraz to bardziej śmietankowe, a położone na nim papryczki przyjemnie piekły, szczególnie mocno stymulując tylną część podniebienia, jakby chciały zdobyć szturmem gardło, wedrzeć się głębiej do środka.


Piri piri nadaje czekoladzie charakteru. Dla fanów ostrego żarcia ta tabliczka to gratka, aczkolwiek trzeba przyznać, iż w moim odczuciu pikantność osiąga tu bezpieczny, bardzo znośny pułap. Z drugiej strony, moja tolerancja na pikantność jest względnie wysoka i trudno mi uznać, czy osoba o większej wrażliwości uznałaby tę czekoladę za równie przystępną. Jednocześnie przyznam, iż niedawno recenzowana indyjska Soklet Bhut Jolokia Chili 70% mocniej przypadła mi do gustu, przede wszystkim dlatego, że zastosowane tam kakao wniosło do kompozycji więcej bogactwa.

Wenezuelskie kakao z Caicara del Orinoco zachowuje się tutaj nazbyt statecznie. To spokojna baza pod papryczkowe wyczyny - piri piri całkowicie je zdominowało. Sama czekolada ma miłą, wciągającą strukturę, a początkowe smoliste, drzewne i błotniste doznania wciągają po czubek głowy. Nie mniej jednak, następnie dominacje przejmuje papryczka, odbierając niemal całkowicie głos czekoladzie, która pozostaje jedynie śmietankowo-błotnistym tłem. W finiszu prócz pikantnej poświaty pozostaje w ustach jeszcze nęcąca ziołowa iluzja. Czuć też całkiem długo tę przyjemną ziemistą wilgoć, ale samego wpływu kakao odczułam tu zdecydowanie zbyt mało, by móc zapamiętać tę czekoladę na dłużej.


Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, papryczki piri piri 0,1%.
Masa kakaowa min. 75%.
Masa netto: 50 g.

niedziela, 17 maja 2020

Auro mleczna 42% Filipiny z nibsami kakaowymi


 Po niezbyt udanej ciemnej Auro z kawą, musiałam wykonać mały reset, sięgając po drugą (i ostatnią już posiadaną przeze mnie) mleczną czekoladę tej filipińskiej manufaktury bean-to-bar. Mleczna miniaturka z bananami była moim pierwszym doświadczeniem z Auro i podbiła moje serce, spodziewałam się więc, iż analogiczna opcja z nibsami kakaowymi również sprosta wymaganiom mojego podniebienia. Wszystkie tabliczki od Auro zakupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.


 Przez 27-gramowe maleństwo o 42% zawartości filipińskich ziaren, od spodu przebijały się wypukłości kakaowych nibsów. W przekroju były już one mniej widoczne - sprawiały wrażenie czekoladowej posypki do ciast, zatopionej w tabliczce. Znów poczułam zapach, które tak zaintrygował mnie przy pierwszych doświadczeniach z Auro - szlachetny tytoń przełamany mlekiem, niepokojące nuty ziołowe na gładkim mlecznym tle.


 Gładziutka, słodko-tłusta czekolada smakowała niczym cappuccino stracciatella - o tak, te dwa słowa najlepiej ją charakteryzują! Ewentualnie jeszcze gęsty jogurt wymieszany z grubo tartą ciemną czekoladą, ale jako takich kwaskowatych jogurtowych nut tutaj nie odnalazłam. Mleczność jest przyjemnie głęboka, zaś nibsy kakaowe bardzo delikatne i rzeczywiście najbliżej im po prostu do czekoladowej posypki. Smakują też niczym ciemna czekolada, bez wyrazistszej paloności bądź surowego posmaku, jakie często charakteryzują nibsy. Spod tego wynurzała się ten intrygujący ziołowo-tytoniowy akcent i iluzja tropikalnych owoców, których to elementów w tak smutny sposób zabrakło mi przy ciemnej tabliczce z kawą arabiką.


 Wśród maleństw od Auro czeka mnie jeszcze ciemna tabliczka z nibsami, a potem tylko i wyłącznie większe single-origin bez dodatków i... ma nadzieję, że to dopiero one prawdziwie wyrobią moje zdanie o tej jakże odległej manufakturze.

Skład: cukier trzcinowy, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, nibsy kakaowe, lecytyna sojowa, ekstrakt waniliowy.
Masa kakaowa min. 42%.
Masa netto: 27 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 540 kcal.
BTW: 7/37/44.

piątek, 15 maja 2020

Dick Taylor Orange Bourbon Pecan ciemna 65% Belize z orzechami pekan, syropem klonowym, burbonem i olejkiem pomarańczowym


Dziś przed Wami moja pierwsza i póki co jedyna czekolada kalifornijskiej marki Dick Taylor, którą udało mi się kupić w sklepie Sekretów Czekolady. Dick Taylor to manufaktura założona 10 lat temu przez Adama Dicka i Dustina Taylora, dwóch muzyków i szkutników (stąd tak oryginalne grafiki na opakowaniach). Cacuszko, które dołączyło do mojej kolekcji, stworzone zostało z myślą o świętach Bożego Narodzenia, zaś inspirowane rodzinnym przepisem na świąteczne ciasto.

Podstawą jest ciemna czekolada o 65% zawartości kakao z Belize, uprawianego przez zrzeszenie 302 farmerów Maya Mountain Coop w dystrykcie Toledo, a następnie eksportowanego przez Uncommon Cacao. Tabliczki od Dick Taylor są przepięknie zdobione, czego niestety nie udało mi się w pełni uchwycić na zdjęciach, gdyż żal mi było obracać czekoladę - pokrywająca ją kruszonka z każdym ruchem osypywała się, a nie chciałam jej tracić. Z czego ona jest? Otóż, tworzą ją maczane w burbonie orzechy pekan, kandyzowane z syropie klonowym z dodatkiem olejku pomarańczowego. Połączenie niezwykle oryginalne i kuszące.


Tabliczka od Dick Taylor zdawała się być prawdziwym skarbem, wszystko w niej było dopieszczone. Raz, iż sama czekolada przedstawiała się przepięknie, to samo opakowanie, grafiki je zdobiące, użyte czcionki, a także sreberko chroniące bezpośrednio czekoladową taflę - były opracowane w najmniejszym szczególe, niesamowicie estetyczne. Wszystko to sprawiało, iż degustacja stawała się prawdziwym świętem, wyjątkowym przeżyciem karmiącym wszystkie zmysły.

Zapach unoszący się nad Orange Bourbon Pecan był kwaskowaty, przywodzący na myśl żytni chleb na zakwasie oraz niedojrzałe brzoskwinie. Czekolada sama w sobie okazała się niesamowicie smolista, boska w strukturze - w mokry i aksamitny sposób rozlewała się w ustach. I w zasadzie czymkolwiek by nie smakowała, konsystencja ta dawała oszałamiający efekt. Jeśli zaś chodzi o smak, to dodatki na tyle mocno wpływały na całość kompozycji, iż wraz z trwaniem degustacji coraz bardziej rozmywała się mi charakterystyka kakao. Sama nie wiedziałam, czy traktować to jako wadę, czy jako zaletę. Wszak jakże mi to wszystko smakowało!


Kakao z Belize najwięcej miało do powiedzenia na początku, gdy esencjonalna kruszonka jeszcze nie zdążyła przeprowadzić pełnej inwazji na kubki smakowe. Tak jak sugerował zapach, było tu sporo roślinnych kwasków, ciemnego chleba z korzeniami, nachmielonego piwa, niedojrzałych brzoskwiń i miechunek, kwaśnych jabłek - a wszystko to na niebywale lejącym się, miękkim i wilgotnym podłożu. Brnąc dalej, robiło się coraz to bardziej słodko, za sprawą magicznej kruszonki.


Tak, kruszonka była przepyszna i stopniowo przenikała się ze smakiem czekolady próbując przejąć nad nim dominację, ostatecznie łącząc się w bardzo namiętnym uścisku. Pekany okazały się dość miękkie i przyjemnie chrupiące - skruszono je do bardzo delikatnej formy nie zaburzającej odbioru wyjątkowej konsystencji samej czekolady. Zatopione w burbonie, przejęły po nim całą waniliowość i słodowe nuty, alkohol zaś był niewyczuwalny - efekt godzien pochwały! Lekko karmelowo-miodowy posmak zapewne wypływał zarówno z owego burbonu, jak i z dodatku syropu klonowego, który niechybnie podkręcał słodycz całej kompozycji. Zaś olejek pomarańczowy, którego się trochę obawiałam, okazał się niemal niewyczuwalny solo - wydaje mi się, iż wkomponował się dobrze w kwaskowate i roślinne nuty płynące z kakao z Belize.


Zostałam urzeczona. Tak nietypowa czekolada wprost zawładnęła moim sercem, gdyż jej wykonanie okazało się mistrzowskie. Dodatki obok których trudno przejść obojętnie, z zamysłem otoczyły niesamowitą strukturę czekolady. Wszystko na długo wypełniło usta słodkawym, intrygującym posmakiem. Doświadczenie absolutnie nie do zapomnienia i mam nadzieję, że będzie mi jeszcze dane eksplorować asortyment manufaktury Dick Taylor.


Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, orzechy pekan, syrop klonowy, burbon, olejek pomarańczowy.
Masa kakaowa min. 65%.
Masa netto: 57 g.

środa, 13 maja 2020

Auro ciemna 55% Filipiny z kawą arabika


 Idąc za ciosem, po degustacji Auro mlecznej z bananami oraz karmelowej z nerkowcami, sięgnęłam po następne maleństwo stworzone przez tę filipińską manufakturę bean-to-bar. Chcąc delikatnie podkręcać poziom kakao, tym razem wybrałam ciemną czekoladę o 55% zawartości ziaren, wzbogaconą o kawę arabikę z prowincji Benguet. Wszystkie moje tabliczki Auro kupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.

W przekroju 27-gramowego smakołyku widać było drobne nierówności, które zdawały się być mieloną kawą. Czekolada pachniała nieco jak tiramisu, a może raczej po prostu ciasto murzynek przełamane odrobiną kawy. Wszystko trąciło mi wonią słodkiej rozpuszczalnej kawy - nie spodziewałam się tego pod Auro, więc nie zastanawiając się dłużej sięgnęłam po pierwszy kęs, by zweryfikować swe obawy.


 Czekolada okazała się bardzo słodka. Wiem, 55% kakao nie pozwala spodziewać się niczego innego, ale... intrygujące nuty, które odkryłam w Auro o mniejszych zawartościach masy kakaowej naprowadzały mnie na odmienny trop. Tu pouczucie nadmiernej słodyczy jest potęgowane przez owe drobinki, które nad podniebieniu odczuwane są niby kryształki cukru. I tak naprawdę, sama nie wiem, co to jest - jakaś skarmelizowana mielona kawa? Chrupiące cząstki były na tyle małe, iż trudno było je wprost wyłuszczyć z czekolady. Poza tym, wcale nie były kawową bombą, zdawały się być po prostu słodkie, i tyle...

Oprócz niezbyt porywającej swym bogactwem słodyczy, zawiodłam się również kawą, która obecna w zapachu - w smaku niejako się rozmywa. To, co wydawało się kawowe, staje się orzechowe. Są to przede wszystkim orzechy laskowe (całkiem przyjemny krem w takowych) oraz odrobina orzechów włoskich. Niestety, to w zasadzie wszystko, co mogę o tej czekoladzie powiedzieć...


 Tym razem nie jest mi szkoda, iż Auro była tak maleńka. Nie mniej jednak, mam nadzieję, że to pierwszy i ostatni raz, kiedy ta marka sprawia mi zawód.

Skład: cukier trzcinowy, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, kawa arabika, lecytyna sojowa, ekstrakt waniliowy.
Masa kakaowa min. 55%.
Masa netto: 27 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 590 kcal.
BTW: 6/38/58.

poniedziałek, 11 maja 2020

Morin Nicaragua Chuno ciemna 70%


 Również darzona przeze mnie wielką sympatią francuska manufaktura Morin zdecydowała się sięgnąć po ziarna z Nikaragui oferowane przez firmę Ingemann. Ostatnimi laty widać, iż w czekoladowym światu Ingemann intensywnie rozpropagował kakao z tego państwa, co bardzo się chwali. Morin Nicaragua Chuno Noir 70% to tabliczka, która ma charakteryzować przede wszystkim znaczną owocowością (w krótkim opisie na opakowaniu wyróżnione zostały nuty grejpfrutowe), kompleksową słodyczą opierającą się także na akcentach orzechowych i kwiatowych. Czekoladę kupiłam oczywiście w sklepie Sekretów Czekolady.


 Jakże pięknie świeżą i żywą barwą charakteryzowała się nasza czekolada! Tak klasycznie wyglądająca, 100-gramowa tabliczka o prostym podziale na kostki, zawsze wywołuje u mnie uśmiech - jakiż ja mam sentyment do Morina! Czekoladowa ślicznotka pachniała skórką jabłka oraz soczystym grejpfrutem, sugerując dużo subtelnych i naturalnych słodyczy.

W ustach każda kostka rozpuszczała się miękko i gęsto, w typowy dla Morina sposób, który bardzo cenię. Sama ta konsystencja dobrze mi się kojarzy i czerpię z niej dużo przyjemności. Zaserwowała nam przede wszystkim świeże jabłka, nieprzesadnie dojrzałe pomarańcze oraz nabite wodą mandarynki. Prosta sałatka owocowa, podana na delikatnie kawowo-orzechowym tle. Bardzo charakterystycznym skojarzeniem okazała się młoda sałata w lekkiej śmietanie - zapewne przez nagromadzenie niezbyt ciężkich, roślinnych nut.


 Morin Nicaragua Chuno Noir 70% jest opowiastką o roślinnych obliczach spokojnej, wyważonej słodyczy. Kwasków tu mało, goryczki również, zaś po degustacji na długo w ustach pozostaje poczucie czekoladowej pełni, jasnej i harmonijnej. Nie działo się tu dużo, ale to co się wydarzyło, napełniało umysł ładem. Mam w zapasach jeszcze jedną czekoladę od Morina z kakao z Nikaragui i planuję w najbliższym czasie skosztować także jej, celem porównania.


Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 584 kcal.
BTW: 8,7/43,2/34,6.

sobota, 9 maja 2020

Auro biała karmelowa 32% Filipiny z orzechami nerkowca


 Ciężki dzień w pracy, a po nim rozjaśniający wszystko intensywny trening... Cóż jeszcze prócz wysiłku fizycznego było mi potrzebne do idealnego zreperowania humoru? Oczywiście Prawdziwa Czekolada! Miałam ochotę na coś małego, nietypowego, słodkiego. Po ostatnio próbowanej mlecznej Auro z chipsami bananowymi, poszłam za ciosem i sięgnęłam po kolejne maleństwo z filipińskiej manufaktury bean-to-bar. Kupiona w sklepie Sekretów Czekolady dziś opisywana tabliczka należy do rodziny białych karmelowych czekolad, które w moim sercu znalazły sobie szczególne miejsce. Masła kakaowego wprost z Filipin użyto tu 32%, a urozmaicającym kompozycję dodatkiem stały się orzechy nerkowca. Na mój gust, brzmiało to zabójczo przepysznie.


Maleńka czekolada posiadała przepiękną karmelową barwę (nawet jak na karmelowe czekolady wyjątkowo ciemną), a zatopione w niej kawałki nerkowców jeszcze mocniej pobudzały śliniaki do pracy. Pachniała słonym karmelem, cudowną palonością oraz... pieczoną w ziołach świeżą rybą. Ta ostatnia nuta wyraźnie wskazywała na to, iż Auro także przy selekcji masła kakaowego nie idzie na łatwiznę i stawia na dziką autentyczność aromatów.


Czekolada okazała się nie być idealnie gładka i to nie tylko przez wzgląd na nerkowce, które odczuwałam jako przyjemnie miękkie i delikatne (na szczęście nie dołożono do pieca intensywnym ich prażeniem). Była niczym mokry proszek, jak zbita otoczka ciągnącej się krówki. I rzeczywiście, wręcz zdawała się tą swoją wilgocią przyjemnie ciągnąć w ustach. Kojarzyła się również z niedokładnie wymieszanym, mokrym ciastem. W smaku przede wszystkim przecudownie karmelowa, mocna i delikatna zarazem - a nietypowa struktura potęgowała to oksymoroniczne spostrzeżenie. W tej karmelowości filuternie próbowała się przebić jakaś niepokojąca ziołowość, która absolutnie upajała moje zmysły i czyniła czekoladę jeszcze bardziej uzależniającą. No i nerkowce, słodkie i miękkie nerkowce, jak spójna cząstka czekolady, jej idealne dopełnienie.


Chciałabym jej dużo, dużo więcej. Takie 27 g to jest śmiech... Ledwo co zdążyło mnie rozpalić, rozbudzić apetyt na niebanalną karmelowość, której nigdy nie za wiele. Oh, Auro, cóż Ty mi jeszcze pokażesz!


Skład: cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, orzechy nerkowca, lecytyna sojowa.
Masa kakaowa min. 32%.
Masa netto: 27 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 530 kcal.
BTW: 6/37/44.