Dziś za sprawą manufaktury Marou oraz niezastąpionego sklepu Sekretów Czekolady przenosimy się do wietnamskiej prowincji Tien Giang leżącej w delcie Mekongu. Z ziaren pochodzących z tamtejszych plantacji została stworzona czekolada, jak zwykle przepięknie opakowana, jak zwykle pachnąca z każdej strony azjatycką tajemnicą (ten niesamowity aromat opakowania!).
Błyszcząca, o pięknej przenikliwej barwie, brzmiąca niczym plastikowe płytki - Tien Giang pachniała mocną kawą z masłem i przyprawami korzennymi. Podobnie jak wcześniej próbowane Marou, powoli i powściągliwie rozpuszczała się w ustach, lecz ostatecznie doprowadzając nas do delektowania się gładką, lecz bardzo gęstą mazią.
Jednocześnie na początku degustacji miałam wrażenie lizania kamienia. Skojarzenia, jakie przychodziły do mnie, były doprawdy dziwaczne. Trochę słona i z tchnieniem świeżości zarazem, zdawała się przypominać deszczówkę, a także... tusz w niedawno wydrukowanej książce. Pomyślałam również o bardzo dojrzałych, wręcz już nieco przesuszonych czarnych jagodach, muśniętych miodem oraz przydymionych kadzidłem. Tak, początkowo Tien Giang wydawała się bardzo mroczna.
Raptem z tej ciemności i powagi wynurza się egzotyczna radość - koktajl z papai i mango, jogurt z brzoskwinią i marakują. Wszystko nam się rozjaśnia i rozwesela, choć jarzmo wcześniej odczuwanych nut nadal nas nie opuszcza. Odczuwamy tę czekoladę jako drogę, która prowadzi do góry, jest wynurzaniem się. To bodaj najciekawsza czekolada od Marou, jaką dotąd było mi dane próbować. Mam wrażenie, że wiele tajemnic ukrytych w tej tabliczce nie byłam w stanie wychwycić, a co dopiero opisać, na tyle przewrotnie grała na kubkach smakowych.
Skład: ziarna kakao i tłuszcz kakaowy (70%), cukier trzcinowy.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 80 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 585 kcal.
BTW: 8,13/39,5/49,2.