Dzisiaj przed Wami Zotter o którym ciepło myślałam już od dawna, ale dziwnym trafem zawsze pomijałam go przy kolejnych zamówieniach z biokredens.pl. Pewnie przez świadomość, że zawsze go mogę nabyć, a sezonowe warianty już niekoniecznie. Chilli Bird's Eye jest bowiem klasykiem w ofercie Zotter Handscooped, jednym ze sztandarowych produktów. Ta czekolada to kolejny krok na mojej drodze do okrywania idealnej ciemnej czekolady z chili (czy może już taką odkryłam? W zasadzie ciężko mi to teraz określić, Menakao i Manufaktura Czekolady w końcu zmiażdżyły system).
Skoro Kimiko wyraziła pełne uznanie wobec Chilli Bird's Eye, to tym bardziej podeszłam do tej degustacji z śliną kapiącą do samej ziemi - już na starcie. Pikantne dzieło Zottera okazuje się być wyrobem w pełni wegańskim. W składzie nie mamy ani jednego surowca mlecznego. Bazą do pralinowego wnętrza stał się proszek sojowy. Jako kuwertury użyto ciemnej czekolady o 70% zawartości kakao. Pokuszono się o "wzmacniacz smaku" w postaci brandy z cukru trzcinowego, dobrze znanego nam już z innych zotterowskich nadziewańców (jak chociażby Silver Firs, Chocolate Mint, czy Namaste India). Głównym przyprawowym bohaterem jest oczywiście chili Bird's Eye w ilości 0,1%; towarzyszą mu sól, anyż i cynamon.
Tafla czekolady o ciemnej, matowej i poważnej barwie pachnie dość zaskakująco. Na pierwszy plan wysuwa się nietypowa słodycz, która momentalnie kojarzy się nam z sokiem z granatu. Mroczna moc kakao w połączeniu z alkoholowym akcentem płynącym z ukrytego wewnątrz brandy tym bardziej podkręca owo granatowe wrażenie. Z soku bardzo płynnie przechodzimy do likieru z granatu. Ciekawa sprawa.
Warstwa ciemnej czekolady jest gruba i od zbitego nadzienia odchodzi bardzo łatwo, całym płatem. Nie przeszkadza mi ta separacja - i tak czy siak mogę próbować wszystkich części na raz, a ponadto rozkoszowanie się samą czekoladą jest łatwiejsze. Tak oto czekoladowa kuwertura okazuje się być niezwykle orzeźwiająca. Nie wydaje się być ani trochę ciężka. Rozpuszcza się niespiesznie, niosąc rześkie pobudzenie i intrygującą nutę granatu. W zasadzie, to wcale nie był likier... To wino z granatu, genialne, takie, jakie piłam w Armenii - tutaj jeszcze okraszone głębią dobrego kakao.
Wnętrze Chilli Bird's Eye okazuje się być specyficzne w swej strukturze. Jest dość zbite, w pewien sposób gumowate - niczym gumka do mazania. Wydaje się, że za taką konsystencję jest odpowiedzialna soja. Wszak nie ma tu ani grama masła czy mleka, która mogłaby nadać nadzieniu większej mazistości czy kremowości. Soja w kwestii smaku nie wnosi wiele do kompozycji, stanowi tutaj przede wszystkim spoiwo.
W smaku nadzienie przy pierwszym kontakcie okazuje się być przede wszystkim piernikowe. Tak, najpierw do głosu dochodzi cynamon wraz z anyżem w typowo piernikowej fuzji, chili dopiero lekko się rozkręca - zupełnie tak, jak w dobrze przyprawionym pierniku. Po chwili, na języku odczuwamy alkoholowe podszczypywanie, będące soczystą kontynuacją granatowej iluzji. Podniebienie jest przyjemnie łechtane tymi intensywnymi smakami, które nie przekraczają jednak pewnej granicy. Nie atakują nas w sposób niebezpieczny i przytłaczający. Po prostu wodzą na pokuszenie, zaczepiają, podrywają.
Gdy usta zaleje już gęstwina bosko przyprawionego, skropionego alkoholem czekoladowego ciasta, chili postanawia odsłonić się przed nami w pełnej krasie. Jest to pikantność górnolotna, nienachalna, aczkolwiek bardzo wyrazista i oczywista. Chili wydaje się być pieprzno-suche, a nie soczysto-sosowe, co jednak w połączeniu ze specyfiką całej kompozycji daje bardzo ciekawy efekt. Jest w wykwintny sposób słodko, trochę gorzko i ściągająco, a chili swoją mocą urzeka tym bardziej.
To mocna, wyrazista czekolada. Bardzo zdecydowana, odsłaniająca po kolei wszystkie swoje karty. Nie doszło tu do żadnego przekombinowania. Chili idealnie doprawiło bardzo udaną czekoladową kompozycję, która nawet z samą piernikowością i alkoholowością smakowałaby dobrze - jak świetnie zrobione wegańskie ciasto czekoladowe. Chili staje się tu kropką nad i, idealnym dopełnieniem. Czymś, co sprawia, że spośród tłumu przystojnych mężczyzn mam ochotę rzucić się na szyję tylko temu jednemu. Bo jest bardziej charakterny, pewny siebie, niesamowicie urokliwy, wręcz onieśmielający. Oj tak, wróciłabym z chęcią do Chili Bird's Eye, i to jeszcze nie raz. Rzeczywiście można ją nazwać zotterowskim klasykiem - koniecznym do wypróbowania przez każdego, kto pragnie wgłębić się w asortyment austriackiego mistrza.
Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, syrop cukru inwertowanego, proszek sojowy (soja, maltodekstryna, syrop kukurydziany), brandy z cukru trzcinowego, sól, chili Bird's eye 0,1%, lecytyna sojowa, anyż, cynamon.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 474 kcal.
BTW: 6,9/34/31
Bardzo podoba mi sie ta czekolada,ale nie jestem pewna ,czy bym ją wytrzymała-moj próg ostrości jest baaardzo nisko XD Aczkolwiek to bardzo ciekawy produkt Zottera
OdpowiedzUsuńNie dowiesz się, póki nie spróbujesz :)
UsuńJadłam ją prawie rok temu,bo na przełomie lipca-sierpnia..i od tamtego momentu postanowiłam,że muszę choć raz powtórzyć z tą tabliczkę "przygodę" i chyba nastąpi to przy następnym zamówieniu,które już niebawem :> Poprzez niedawno publikowaną recenzję Kimiko i obecnie Twoją zrobiłyście mi niemałego smaka na ten wariant,ale co tu się dziwić.. jest pyszna w każdym kawałeczku.;)
OdpowiedzUsuńCoś czuję, że też będę musiała ją za jakiś czas powtórzyć.
UsuńJest na mojej liście, ale kiedy ją w końcu zamówię tego sama nie wiem :D W końcu jak sama stwierdziłaś jest to stały punkt w ofercie Zottera, więc nie ma co się śpieszyć
OdpowiedzUsuńWarto się spieszyć, bo... trza brać przyjemności pełnymi garściami :D
UsuńMistrzostwo.
OdpowiedzUsuńJa aż tak nie skupiłam się na samej czekoladzie; przegryzałam się przez całość i myślałam, że umrę z zachwytu. Taak, te okraszenie alkoholem, piernikowe przyprawy... W sumie nawet ta gumowatość nadzienia idealnie tu pasuje, co przyszło mi na myśl dopiero po przeczytaniu Twojej recenzji i powrotu do mojej. Znaczy, już przy drugim kęsie wiedziałam, że jest idealnie tak jak jest, ale teraz dodatkowo olśniło mnie, że jakakolwiek maślaność mogła by tu wiele napsuć. Jeejku... ja chcę jeszcze jedną tabliczkę! Albo od razu kilka... chyba się na to skuszę przy kolejnym zamówieniu, mimo że rzadko kiedy do jakiś czekolad wracam. Ta jest wyjątkowa.
A co powiesz na posmak granatów? :)
UsuńGdy ją jadłam, kompletnie ich nie czułam. Owoce, których mieszankę wyłapałam to raczej wiśnie, grejpfrut i śliwki. Teraz jak tak na to patrzę, możliwe, że to ta sama nuta... Wyobraź sobie mieszaninę tego trio. Granatów nigdy za dużo nie jadłam, a ostatnio, to nawet nie pamiętam kiedy, więc nie dziwię się, że o nich nie pomyślałam. :P
UsuńMieszanina rzeczywiście pochodzi pod coś a'la granat :D.
UsuńJa po Armenii mam ciągle w ustach smak granatowego wina i soków, stąd moje natychmiastowe zwrócenie uwagi na ten owoc.
Smak pewnie by mnie nie zachwycił, ale sposób w jaki poszczególne warstwy się od siebie oddzielają, bardzo mi się podoba ;)
OdpowiedzUsuńTutaj to oddzielenie zupełnie mi nie przeszkadzało.
UsuńJak pierwszy raz jej spróbowałem, to chili wydawało mi się zbyt ostre, ale teraz to jeden z moich ulubionych Zotterów, jest idealnie skomponowany.
OdpowiedzUsuńTak, to idealna kompozycja! Widocznie musiałeś się przyzwyczaić, albo akurat do pierwszej tabliczki więcej sypnęli chili ;)
UsuńCo za zbieg okoliczności, akurat dzisiaj zamierzam robić chilli z gorzką czekoladą :D Polubiłam się z tą przyprawą, chociaż daję jej śmiesznie mało w porównaniu do porcji Kimiko (pacz: recenzja chałwy) i zapewne w porównaniu do Zottera. Mam wrażenie, że próbowałam jakąś tabliczkę z dodatkiem chilli na ich degustacji, ale to na pewno nie była ta. Mimo to czułam je bardzo wyraźnie, myślę, że 'czyste chilli' by mnie przerosło :P Za to w sercu ciągle trzymam Redcurrant Chilli Rock, nie mogę jej zapomnieć odkąd tylko o niej u ciebie przeczytałam..:)
OdpowiedzUsuńRedcurrant Chili Rock też jest cudowne, ale tam chili jest bardzo delikatne. Za to ma idealnie wyważoną, naturalną słodycz, bez przesłodzenia, która niesamowicie łączy się z ciemną czekoladą. To jest tabliczka Zottera, która mogę jeść zawsze i w każdej ilości.
UsuńO tak! Redcurrant Chili Rock konieczna do spróbowania, tak jak Chilli Bird's Eye. Dobrze wychodzą Zotterowi te wariacje na temat chili ;)
UsuńO matko, chyba nie mam wyjścia tylko ją zamówić :>
UsuńTo zostaje jeszcze "Hot Stuff" z serii MitziBlue :)
UsuńAno, też trzeba wypróbować!
UsuńMoże i klasyk wart spróbowania ale jednak nutka procentów już nas wystarczająco zniechęciła ;)
OdpowiedzUsuńA szkoda...
UsuńKolor tabliczki i nadzienia jest wspaniały:) . Czekoladę tą bym kupiła w ciemno bez czytania uprzednio recenzji ze względu na przyprawy:).
OdpowiedzUsuńDla fanów chili pozycja obowiązkowa!
UsuńSamego piernikowego Zottera bym zjadła, choć po Wawelu mam uraz do połączenia kremu o smaku piernika z ciemną czekoladą. Chilli - zło. Argument, że Kimiko smakowała, a teraz, że Wam obu smakowała, ani trochę do mnie nie przemawia. Wręcz przeciwnie, każe mi się trzymać z daleka. A widziałam ją w Kuchniach Świata.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńGdybym sugerowała się Wawelem, to miałabym uraz do wszystkiego.
Usuń