Valrhona to bardzo prestiżowa i rozpoznawalna na całym świecie francuska marka, której czekoladowa tradycja sięga 1922 roku. Znana jest przede wszystkim z dostarczania powtarzalnego i sprawdzonego surowca do ekskluzywnych restauracji. Od dawna chciałam przetestować tabliczki spod skrzydeł arcy profesjonalnej firmy z Doliny Rodanu, jednakże mieszane odczucia Kimiko i Czoko związane z jej wyrobami spowodowały, że miałam duże obawy co do mojego debiutu z Valrhoną. Postanowiłam zdać się na wybór specjalisty - Piotr z Sekretów Czekolady polecił mi na początek dwie tabliczki, w tym dziś opisywaną. Z radością przyklasnęłam tej poradzie, bowiem przeglądając ofertę Valrhony zawsze śliniłam się na myśl o Dulcey Blond 32%. Wszak to bardziej wykwintna wersja tak lubianej przeze mnie i mojego Męża Karmellove (jednej w niewielu udanych serii czekolad od Wedla). To wręcz MUSIAŁO być niebiańsko smaczne!
Internetowe opinie na temat Dulcey Blond 32% są jednoznaczne - czekolada jest wyjątkowa, boska, zachwycająca (1, 2, 3, 4, 5). . Wszyscy z czystym sumieniem polecają tabliczkę nawet antyfanom białych czekolad. Szczególnie ciekawe jest rozpatrywanie Dulcey jako materiału do tworzenia deserów. Na chocablog odnajdziemy interesujące porównanie Dulcey z Nestle Carmac, który NIE jest czekoladą (brak surowców kakaowych), ale również może kusić jako karmelowy element deserów (jak się okazuje - marna to pokusa w obliczu kunsztu Valrhony).
Ja mając w posiadaniu jedną jedyną tabliczkę ani myślałam o jakichkolwiek deserowych testach. Moja tabliczka była dla mnie skarbem, którego degustację chciałam celebrować wraz z moim Mężem bez jakichkolwiek eksperymentów. Rozpakowana z prostego i eleganckiego opakowania Dulcey momentalnie zachwyca wyglądem. Wprawdzie irytuje mnie podział na nierówne kostki, ale przepiękny kolor tabliczki wynagradza wszystko. Karmelki, ciasteczko, morele. Ta barwa jest wręcz królewska, pieszcząca wzrok, o wiele bardziej dystyngowana niż w Karmellove. Nie mogłam się na nią napatrzeć!
Czekolada nie jest jednak do oglądania, lecz przede wszystkim do jedzenia! Zapach zapowiada niezwykle smakowitą przygodę, ale nie będę się nad nim rozwodzić, przejdę od razu do smaku... Cały bowiem zestaw karmelowo-maślanych przyjemności, jaki występuje w sferze zapachu, odnajdujemy także w smaku.
Na początek po prostu mamy wrażenie, że właśnie wgryźliśmy się w słodką króweczkę. Po chwili jednak odczuwamy, że Valrhona funduje nam o wiele więcej... Usta zalewa karmelowość, karmelowość do potęgi entej, absolutnie idealna. Pomyślałam sobie, że bądź co bądź lubiane przeze mnie Karmellove to taki karmel dla ubogich - Dulcey to mistrzostwo. Dlaczego tak jest?
Diabeł tkwi w szczegółach, czyli jakości starannie dobranych składników. W Dulcey roi się od przetworów mlecznych i od razu czuć, że są one tutaj pierwszej klasy. Mleko w proszku, masło i serwatka - muszą być pierwszorzędne, bowiem w tej czekoladzie nie odnajdziemy ani krzty proszkowatości, nieświeżości, bylejakości. Ta tabliczka jest niczym sama gładka śmietanka - tak, gładkość i niebywała jednolitość tej czekolady odznaczają się zarówno w smaku, jak i w wyglądzie (także w przekroju).
Zachwycamy się doskonałością czekolady samej w sobie - 32% masy kakaowej to nie jest byle co jak na białą czekoladę, przy dobrej jakości maśle kakaowym ma to ogromny wpływ na całość. Nie wątpię w ową jakość - spod karmelowych nut wyraźnie wypływa tutaj specyficzne bogactwo, które nieco skojarzyło mi się z niesamowitą Willie's Cocoa El Blanco.
Wspaniały aksamit, smakowita maślaność - te dwie cechy przywodzą na myśl również karmelowy krem w Zotter Coffee Toffee. Dulcey jest jednak od owego kremu o wiele bardziej poważna i elegancka, przede wszystkim przez wzgląd na wyraźną, acz wyważoną paloność karmelu. Spod boskiej krówkowo-mlecznej słodyczy wypływa bowiem lekka podpalana goryczka. Zwieńczona jest ona wyrafinowanym słonym akcentem, co dziwi tym bardziej, że w składzie soli nie ma! Udział delikatnej goryczki i słoności sprawia, że pomimo tak niebywałej delikatności czekolada posiada naprawdę mocny charakter. Może ten efekt to częściowa sprawka wanilii?
Bogactwo smaku w tak prostym produkcie, niezwykła przystępność, a przy tym odczucie, że je się coś naprawdę luksusowego - wszystko to funduje nam Dulcey Blond 32%. Nie wątpię, że rzeczywiście idealnie nadawałaby się jako baza do doskonałych deserów, jednak szkoda by mi było łączyć tą czekoladę z jakimkolwiek innym jedzeniem. Ona sama w sobie jest idealna i dopracowana do najmniejszego szczegółu. Z wielką chęcią bym kiedyś do niej powróciła i bez przeszkód mogę ją polecić WSZYSTKIM - niezależnie od tego, jakie czekolady lubią. Pierwsze doświadczenie z Valhroną uważam za bardzo udane, aby dalej nie było gorzej...
Skład: tłuszcz kakaowy, cukier, pełne mleko w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, serwatka, masło, lecytyna sojowa, naturalny ekstrakt z wanilii.
Masa kakaowa min. 32%.
Masa netto: 70 g.
Jejku, czemu dzisiaj wszyscy recenzuja take pyszne rzeczy?
OdpowiedzUsuńNow musisz mnie do tej czekolady nawet pdzekonywac, ja jestem wielka fanka bialej czekolady i Karmellovej od Wedla(rzeczywiscie,jedyna ich dobra :p). Nawet nie moge sobie wyobrazic, jak niebiańsko to musi byc dobre! *-*
Jak sobie wspomnę smak tej czekolady to odlatuję :D
UsuńMoże po prostu trafiłam na jakieś nijakie tabliczki... Guanaja 70 % bardzo mi smakowała, więc wierzę, że tej firmy czekolada może bardzo smakować. No cóż, o tej kiedyś i ja pomyślę.
OdpowiedzUsuńKupiłam kilka tabliczek Valrhony po bardzo korzystnej cenie, mam nadzieję, że będę zadowolona...
UsuńA gdzie? W Sekretach?
UsuńNie :D. Na lotnisku w Madrycie. Sześć pełnowymiarowych tabliczek z dodatkami za 18 euro z groszami.
UsuńNo to teraz duszę się z zazdrości. :P Kurde, dlaczego na amerykańskich lotniskach były tylko Hershey's?!
UsuńLepiej mi odpowiedz, dlaczego tylko Hershey's były również w 99,9% odwiedzonych przeze mnie sklepów w Meksyku... Meksyk stolica czekolady... Dopiero na lotnisku w Meksyku dorwałam prawdziwe czekolady stamtąd (nie liczę ręcznie robionych których próbowałam, przeznaczonych przede wszystkim do rozpuszczania w mleku - a sprzedawanych często na ulicach)
UsuńW Meksyku? Hm... to jeszcze dziwniejsze.
UsuńTam mało kto jada czekoladę w tabliczkach...
UsuńPrzy tej czekoladzie Wedel na pewno może się schować.Dobre określenie "karmel dla ubogich" :v
OdpowiedzUsuńNie wyobrażam sobie tego cudownego smaku karmelu w takiej wysokiej jakości czekolady..Jak dla mnie jest na razie niedostępna.
Tego sobie nie można wyobrazić póki się nie spróbuje!
UsuńKażda marka ma swoje lepsze i gorsze wyroby. Widocznie Kimiko i ja miałyśmy pecha. A skoro to jest lepsza wersja Karmellove to musi być dobra
OdpowiedzUsuńTeraz, gdy mam w Magicznej Szufladzie sporo Valhrony, liczę na to, że jednak się nie zawiodę...
UsuńPolecasz wszystkim, ale ja i tak mam wątpliwości, bo mnie Wedlowe Karmelove nie porwało :> Lindt Caramel Croquant był dla mnie szczytem karmelowości.. Jakaś dziwna może jestem, nie wiem xD Ale jakbym miała okazję, oczywiście bym spróbowała.
OdpowiedzUsuńLindta Caramel Croquant nie próbowałam, lecz choć nie porwało Cię Karmelove, to jestem wręcz pewna, że Valrhona jednak by to zrobiła :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMuszę kiedyś spróbować jakiejś Valrhony (ciekawe jak to się wymawia?)
OdpowiedzUsuńChyba tak, jak się pisze :D
UsuńTrzeba przyznać, że już wygląd ma przepiękny i aż ślinka cieknie na jej widok :D Fajnie podzielone kostki do tego :)
OdpowiedzUsuńMnie właśnie ów podział na kostki nie za bardzo się podoba.
UsuńO boże, o boże! Moja ślina spłynęła po każdym akapicie Twojej recenzji. To musiało być niebo.
OdpowiedzUsuńZjadłabym, Karmellove co prawda znudziła mnie przy drugiej tabliczce, ale i tak bym zjadła, bo to MUSI być o niebo lepsze od Wedla.
OdpowiedzUsuńWłaśnie takie jest :). Najwyższa półka!
UsuńWygląda cudownie, ale to jeszcze nic, czytając musiałam się nieźle pilnować, żeby nie zaślinić klawiatury :)
OdpowiedzUsuńOj tam, śliń, nikt nie patrzy :D
UsuńJuż z samego wyglądu jest bardzo luksusowa :)
OdpowiedzUsuńA wygląd to dopiero początek... :)
UsuńOstatnio jadłam karmel dla ubogich właśnie :D W tej czekoladzie widać pyszność i podobają mi się takie kostki :)
OdpowiedzUsuńŚniło mi się dzisiaj coś strasznego - ugotowałam czekoladę, chyba Domori, w mleku z dodatkiem żółtek i potem planowałam ją wymieszać z ubitym białkiem, ale zapomniałam i wylałam tą masę na papier, posypałam kruszonym kakaowcem i żurawiną - chyba chciałam zrobić domową czekoladę :P Pamiętam, że wcale nie chciała się roztopić w tym mleku, jakby szukała dla siebie ratunku :D
Rzeczywiście straszny sen!
UsuńJeśli mowa o domowej roboty czekoladzie, to jadłam takową w Meksyku i... eeeee :P
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDawno nie widziałam tak pięknie i zachęcająco wyglądającej tabliczki, naprawdę. Jeszcze jak czytam - biała czkolada, karmel i wanilia, które jak wszyscy wiedzą to moje ulubione smaki to naprawdę jestem zachwycona.
OdpowiedzUsuńMusisz jej spróbować!
UsuńMatko święta pyszności:) . Jak na urlopie? ja wróciłam wczoraj z ferii:)
OdpowiedzUsuńNa urlopie bosko! Tylko powrót straszny :(
Usuńczy tak smakuje raj *__________* biała to moja ulubiona! A tutaj ten karmel, krówkowo-mleczna słodycz... Skąd wiedziałaś, że nadejdę! A idz tam... cudo! Ślinotok to za mało, krwotoku dostanę :D
OdpowiedzUsuńEj! Nie chcę być odpowiedzialna za Twoją śmierć!
Usuńmwahahahaha :D
Usuń