Bardzo stęskniłam się za Valrhoną. Ta francuska marka zajmuje szczególne miejsce w moim sercu, a prawdziwie zdałam sobie z tego sprawę dopiero teraz, po sporej przerwie od ostatniej degustacji czekolady od nich. Takie pozycje jak Andoa czy Blond Dulcey są wszak prawdziwymi perełkami.
W maju 2017 udało mi się na barcelońskim lotnisku kupić trzy tabliczki Valrhony w bardzo przystępnej cenie - podobnie, jak w lutym 2016 kupiłam ich zestaw wariantów z dodatkami na lotnisku w Madrycie. Teraz nadszedł czas, by w końcu otworzyć któryś z francuskich smakołyków. Warto nadmienić, iż dwie z trzech kupionych w Barcelonie tabliczek to czyste warianty czekolad, których próbowałam już w wersjach z dodatkami (pochodzących z wyżej wymienionego zestawu). Po wypróbowaniu Manjari z cząstkami pomarańczowymi i skonfrontowaniu jej z czystą wersją wiedziałam, że gra jest warta świeczki.
W maju 2017 udało mi się na barcelońskim lotnisku kupić trzy tabliczki Valrhony w bardzo przystępnej cenie - podobnie, jak w lutym 2016 kupiłam ich zestaw wariantów z dodatkami na lotnisku w Madrycie. Teraz nadszedł czas, by w końcu otworzyć któryś z francuskich smakołyków. Warto nadmienić, iż dwie z trzech kupionych w Barcelonie tabliczek to czyste warianty czekolad, których próbowałam już w wersjach z dodatkami (pochodzących z wyżej wymienionego zestawu). Po wypróbowaniu Manjari z cząstkami pomarańczowymi i skonfrontowaniu jej z czystą wersją wiedziałam, że gra jest warta świeczki.
Dziś opisywaną Noir Caraibe jadłam już w wersji z orzechami laskowymi. Wówczas średnio przypadła mi do gustu, lecz tym cenniejsze miało być dla mnie doświadczenie jej bez żadnego dodatku. Noir Caraibe stworzono z blendu ziaren wyhodowanych na wyspach Morza Karaibskiego (różne kraje). Co istotne, w wersji z orzechami w składzie pojawiło się skoncentrowane masło (które mogło mieć wpływ na niezbyt przyjemny odbiór finiszu), zaś w wariancie bez dodatku na szczęście go nie ma, uff!
Do degustacji Noir Caraibe podeszliśmy pewnego niedzielnego wieczoru, gdy zmysły jeszcze były wyostrzone po aktywnym relaksie... Szybkie zdjęcia, zaparzenie kawy i dłonie same już rwały się po dopełnienie ideału - dobrą ciemną czekoladę. A ona już podczas zdjęć prowokowała - w dotyku była tak obezwładniająco aksamitna, że aż onieśmielała! Ahh, jakież to było przyjemne! Kocham to uczucie, gdy sama struktura czekolady, jeszcze przed położeniem jej na języku - mówi nam o tym, jak wiele serca i pracy w nią włożono.
Aż się roześmiałam, gdy już po degustacji przeczytałam recenzję wersji z orzechami. Aromat opisałam wówczas następująco: "pachniała trochę malinami, trochę pomarańczami - co w ostatecznym rozrachunku można było połączyć w aromat grejpfrutowy", a teraz czułam zupełnie to samo! Wówczas jednak czekolada wydawała się sucha, jakby przepalona, przygaszona. Teraz absolutnie tak nie było. Noir Caraibe niosła tchnienie świeżości, zbliżając się bardziej ku mega żywiołowej Andoa. Czyżby orzechy przytłumiły potencjał tego blendu?
Coś w tym musi być. Czysta Caraibe rozpuszczała się w ustach bardzo gładko, szybko, błotniście, soczyście. Tak, jak lubię! Zalała usta owocową soczystością - prostą, lecz bardzo dosadną i nieprzyzwoicie żywiołową. Już dawno podczas degustacji nie przychodziły mi do głowy skojarzenia z postaciami, lecz tym razem tak się stało. Młoda dziewczyna, która dopiero niedawno zdała sobie sprawę z uroków swojej kobiecości. Uśmiechnięta, szalona, świeża. Czysta karta, z milionem wariackich pomysłów. Sama radość, na pół niewinna, na pół grzeszna. Zero melancholii, w przeciwieństwie do wersji z orzechami!
Coś w tym musi być. Czysta Caraibe rozpuszczała się w ustach bardzo gładko, szybko, błotniście, soczyście. Tak, jak lubię! Zalała usta owocową soczystością - prostą, lecz bardzo dosadną i nieprzyzwoicie żywiołową. Już dawno podczas degustacji nie przychodziły mi do głowy skojarzenia z postaciami, lecz tym razem tak się stało. Młoda dziewczyna, która dopiero niedawno zdała sobie sprawę z uroków swojej kobiecości. Uśmiechnięta, szalona, świeża. Czysta karta, z milionem wariackich pomysłów. Sama radość, na pół niewinna, na pół grzeszna. Zero melancholii, w przeciwieństwie do wersji z orzechami!
Wbrew pozorom Noir Caraibe wcale nie jest bardzo głęboką czekoladą. Jest raczej powierzchowna, a nuty smakowe są proste i nieliczne (a za to mocno soczyste) - głównie świeże pomarańcze, maliny, czereśnie, słodkie grejpfruty. Generalnie czekolada posiada bardzo klasyczny profil, po prostu jest "czekoladowa". Kojarzyć się może z kawą mocha podaną w towarzystwie świeżych owoców, pitą na nadmorskim tarasie owiewanym rześką bryzą. To jedna z tych tabliczek, którą doskonale będzie poczęstować kogoś zaczynającego swą przygodę z Prawdziwymi Czekoladami. Nie przytłoczy bogactwem, a zauroczy swą klasą. I ta jej świeżość jest potwornie uzależniająca, można by jej zjeść bardzo dużo... Choć kocham orzechy, w konfrontacji z wersją orzechową zdecydowanie wygrywa czysta Noir Caraibe! Jakakolwiek ingerencja w karaibski blend jest zbędna.
Skład: ziarna kakao, cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa, ekstrakt z wanilii.
Masa kakaowa min. 66%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 572 kcal.
BTW: 8/40/40
Urocza, choć 66 jak na ciemną to delikatnie, prawie jak mocna mleczna :)
OdpowiedzUsuńCiekawe, jak by smakowała przy 76% ;)
Usuń