niedziela, 23 lipca 2017

Erithaj Ben Tre Vietnam 70% ciemna


Choć każdą zakupioną tabliczkę czekolady otwieram z zaciekawieniem, istnieją takie, których degustacja jest szczególnie wyczekana. Tak stało się w przypadku Erithaj Ben Tre 70%, zdobytej dzięki Sekretom Czekolady. Francuska marka Erithaj bazuje tylko i wyłącznie na wietnamskim kakao. Wcześniej miałam już dwukrotnie okazję skosztować mlecznej wersji Ben Tre, o 40% zawartości kakao. Pierwszy raz rozkoszowałam się wraz z Mężem dwoma kostkami otrzymanymi w prezencie od Piotra z Sekretów Czekolady. Drugi raz, już całą 100-gramową tabliczkę, degustowałam wraz z większą ekipą na plantacji kawy w Kolumbii, o czym wspomniałam przy okazji recenzji Pralus Fortissima. Teraz ziarno Ben Tre, z krainy kokosa leżącej w Delcie Mekongu - miało zaprezentować się nam w pełnej krasie w klasycznej ciemnej tabliczce. Zachęcam do porównania moich wrażeń z recenzją Kimiko. Ponadto, moje podekscytowanie dziś opisywaną czekoladą było jeszcze większe, ze względu na niezwykłą wietnamską tabliczkę od Morin, którą miałam okazję próbować parę lat temu na degustacji w Poznaniu (a niestety nie udało mi się jej zakupić).


Tabliczka posiadała specyficzny, rudawy kolor. Kryła w sobie wiele bąbelków powietrza, przez co wydawała się lekka pomimo solidnej gramatury. W zapachu zdawała się mieć więcej, niż 70% kakao. W pierwszym odczuciu od razu przypomniałam sobie woń wersji mlecznej, ale nie mogłam konkretnie zidentyfikować, jakie nuty są tu wyjątkowo zbieżne. Myślę, że obie tabliczki w aromacie najbardziej podobne były w kwestii dymu i wędzonych owoców. Nasza ciemna Ben Tre była od mlecznej bardziej "piaszczysta" w zapachu, uwalniała też więcej nut słodko-dusznych kwiatów oraz przypraw. Nie odnalazłam iluzji koziego mleka (w mlecznej Ben Tre połączenie mleka w palonymi akcentami dało właśnie taki efekt), a także wyjątkowo charakterystycznego duetu banana i kokosa.


Wystarczył pierwszy kęs, a już wiedziałam, że dodatek mleka paradoksalnie wyciągał z kakao Ben Tre więcej mocnych, wręcz ordynarnych nut. Mleczna Ben Tre z perspektywy czasu wydawała mi się o wiele ciekawsza, bombardująca nietypowymi smakami. Ciemna Ben Tre bardzo dobrze rozpuszcza się w ustach, nie pozostawiając w niej jednak idealnej gładzi, a delikatnie szorstki piaseczek. Nie była to gruboziarnistość charakterystyczna dla wyrobów Manufaktury Czekolady, lecz coś znacznie drobniejszego. Poza tym, moc ziemistych i palonych akcentów jeszcze uwypuklało wrażenie piaskowości w ciemnej Ben Tre. To jakaś dziwaczna gliniasta plaża, może nad jeziorem - pełna brudnego piachu i śladów po licznych ogniskach.

 Po piaskowej burzy pojawia się nieoczywista, przytłumiona słodycz, nadal niosąca z sobą dymny efekt. Przede wszystkim kojarzył mi się on z papają (także biorąc pod uwagę konsystencję czekolady), a także z dymioną, dojrzałą śliwką z kompotu. Papaje i śliwki w pełni zastąpiły banany i kokosy znane z wersji mlecznej. Zupełnie nie potrafiłam się tutaj ich doszukać. Może ich element pojawia się jako łagodny, śmietankowy finisz, który mimo wszystko dość szybko umyka. Finisz jest nieco jak pianka z kawy, do której to dostało się nieco fusów - mokry piach z kremowym zacięciem szybko się urywa. Pomyślałam, że chyba jest w tej tabliczce sporo tłuszczu kakaowego, ale nie aż tyle, co w czekoladach Bonnat.


Podczas dalszej degustacji wśród nieustannie przewijając się papai i piachu, pojawiło się też sporo nut kartonu, papieru i wiórów - co wbrew pozorom wcale nie było nieprzyjemne, raczej stanowiło nietypowe ściąganie. Gdy czekolada w pełni wysyciła już kubki smakowe, ku mojemu zaskoczeniu uderzyła we mnie cała plejada ziół, a nawet wodorostów. Najwyrazistsze wydały mi się rozmaryn, szałwia i goździki, imitując mój ulubiony płyn do płukania jamy ustnej. Korzenny, anyżkowy posmak był niejako drugim finiszem w Ben Tre.

Ciemna Ben Tre bardzo mi smakowała, ale po szokującej wersji mlecznej spodziewałam się czegoś bardziej spektakularnego. Nie mniej jednak, moja ciekawość pozostałych wietnamskich czekolad z asortymentu Erithaj nadal jest wielce rozbudzona.


Skład: miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, cukier trzcinowy.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 100 g.

5 komentarzy:

  1. Intrygująca, teraz mam ochotę na obie wersje. Najgorzej, że w Sekretach mają sporo czekolad, których chcę spróbowac, nie dam rady wszystkich kupić. Jesienią będę miał dylemat przy składaniu zamówienia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jesienią zawsze sobie pozwalam na rozpustę i ogrooomne zamówienie, przez co potem co prawda strasznie muszę uważać na terminy, ale... warto zaszaleć. :D

      Usuń
    2. Ja się do teraz nie mogę odkopać z moich szaleństw zakupowych :D. Na szczęście terminy jeszcze nie gonią, ale muszę sobie jakoś sensownie rozplanować degustacje.

      Usuń
  2. O tak, tą wyrazistą śliwkę dobrze pamiętam, ale... chyba tylko raz czy dwa razy w życiu jadłam papaje, więc nie dziwię się, że z nimi mi się nie kojarzyła. Podobnie mam z ziołami - nie znam się chyba na nich tak jak Ty, by tak szczegółowo je wyróżnić, więc nazwałam to po prostu przyprawami, a posmak... ten chłodzący efekt pamiętam! Czy był anyżkowy? Pewnie, że był! Ja nazwałam go "nieowocowym", zupełnie nie mogłam wtedy wymyślić, z czym mi się właściwie kojarzył, ale teraz już wiem. Dziękuję. :D
    Co do kawy zgoda, jednak ta cała kartonowość...? Przez to, że wspomniałaś przy tej nucie o ściąganiu zastanawiam się, czy to nie przypadkiem nuta nazwana przeze mnie opalanymi skórkami cytryn... Wiem, że to w sumie dwie różne rzeczy, ale taki wydźwięk... Może poszczególne skojarzenia mamy inne, ale wydaje mi się, że nasze recenzje przeczytane jedna po drugiej dopiero w pełni oddają klimat tej czekolady.

    Pewnie domyślasz się, jak bardzo chciałabym teraz spróbować wspominaną przez Ciebie mleczną. Tym bardziej, że dzisiaj jadłam ciemną z Peru Georgia Ramon i doszłam do wniosku, że jest mniej intrygująca niż mleczna. Widzę, że i z Erithaj mogłoby być niezwykle ciekawie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mleczny Erithaj Ben Tre to dla mnie zupełny szok i obłęd. Miałam do niej dwa podejścia i mogłabym wracać jeszcze nie raz. Już wkrótce porównam sobie Erithaj Ben Tre z La Naya Ben Tre... W ogóle ciekawa jestem single-origin od La Naya, jeszcze ich nie ruszyłam... Nie mówiąc już o tym, że wietnamskie kakao nadal pozostaje dla mnie jednym z najbardziej intrygujących...

      Usuń