Jeszcze przed wyjazdem w Beskid Wyspowy, gdy kompletowałam czekolady na naszą wycieczkę - miałam niezły dylemat, po jaką tabliczkę sięgnąć do porannej kawy w dniu powrotu do domu. Zazwyczaj staram się, aby było to coś niezawodnego, co ukoi ból związany z pożegnaniem z górami. Dotychczasowe doświadczenia z Valrhoną pozwalały mi przypuszczać, że kolejne tabliczki tej marki jakie posiadam w zapasach świetnie spiszą się w tej roli. Na lotnisku w Madrycie kupiłam zestaw valrhonowskich czekolad z dodatkami i wypadałoby w końcu go napocząć. Wybór padł na Manjari Orange 64%, czyli ciemną czekoladę z madagaskarskiego kakao (fuzja Criollo i Trinitario) z dodatkiem pomarańczowych cząstek. Była już ona opisywana wcześniej przez Kimiko, i mimo, iż jej recenzja (a także przestudiowanie składu owocowych cząstek) napawała mnie wątpliwościami - moja decyzja była właśnie taka.
Wobec składu surowcowego samej czekolady nie można mieć żadnych zarzutów. Gorzej jest z cząstkami pomarańczowymi, stanowiącymi 12% produktu. Puree z pomarańczy stanowi jedynie 35% owych cząstek. Reszta składu to przede wszystkim cukier, a dalej jabłka, włókno ananasowe, alginian sodu, fosforan disodowy, kwas cytrynowy oraz naturalny aromat pomarańczowy. Światowej klasy marka i taki skład? Wstyd! Należałoby tu wymagać w pełni naturalnych pomarańczowych suszków, a nie takich kombinacji, momentalnie kojarzących mi się z udziwnianiem owocowych cząstek w tabliczkach Lindt Excellence. A przecież Valrhona to nie Lindt...
Jak na złość, w dniu wyjazdu pogoda w Mszanie Dolnej była przepiękna. Niebo niemal bezchmurne, promienie słońca rozświetające pokój - nic, tylko ruszać na szlak. Niestety nie tym razem. Teraz czekała na nas kawa, Valrhona i długa droga do domu. Tabliczka prezentowała się pięknie - pomimo niepraktyczności nieregularnego podziału na kostki, wygląda to nie najgorzej. Czekolada charakteryzowała się ciepłym brązem o czerwonawym zabarwieniu - charakterystycznym dla madagaskarskiego kakao. Z każdej strony tafli przebłyskiwały wtopione w nią jasne, nieregularnego kształtu pomarańczowe cząstki. Całkiem urodziwa panienka.
Obawiałam się, jaki zapach przyniosą ze sobą sztucznawe pomarańczowe cząstki. Czekolada pachniała jednak zaskakująco naturalnie - niczym świeżo obrana, soczysta pomarańcza. Czułam, że ów zapach wynika nie tylko z dodatku pomarańczy, ale również z bogactwa samego kakao. Było to bardzo wyraźne odczucie. Ponadto, w aromacie przebijały się również dorodne czarne porzeczki i nieco gładziutkiego karmelu. Woń sprawiała wrażenie, jakbyśmy mieli do czynienia z bardzo gęstą i gładką czekoladową masą.
Jeśli chodzi o smak, zajmijmy się najpierw samymi cząstkami pomarańczowymi. Są lekko galaretkowate, mięciutkie, soczyste - chcąc nie chcąc, wzbudzają skojarzenia ze Studentską. Pomimo składu, cząstki zdają się smakować autentycznie pomarańczowo - nie jak olejek, lecz niby prawdziwa, soczysta pomarańcza. Sama czekolada przesiąkła ich smakiem, takie było moje pierwsze wrażenie. Im dłużej trwała degustacja i im bardziej starałam się oddzielić cząstki od czekolady - tym mocniej przekonywałam się, że cząstki po prostu podkręcają kwaskowato-słodką pomarańczowość płynącą z samej czekolady.
Czekolada w istocie jest bardzo gładka, delikatna, błogo rozpuszczająca się w ustach. Towarzystwo pomarańczowych cząstek nadaje kompozycji pewnej szorstkości, co do tak aksamitnej czekolady zupełnie mi nie pasowało i naprawdę przeszkadzało. Oddzielona od cząstek czekolada tworzy w ustach subtelny i gęsty film, pełen pomarańczowej energii, a także odrobiny bardzo soczystego, słodkiego grejpfruta (może odmiany sweetie?). Zaraz za boskimi cytrusami podążają wyczuwalne w zapachu pękate czarne porzeczki, wymieszane nieco z czerwonymi siostrami, a także z jeżynami. Coś, co jest bardzo charakterystyczne dla Menakao - tu przybrało mniej dziką, jakby uładzoną postać. Było tu bowiem przede wszystkim błogo-słodko, a dopiero dalej kwaśno - w lekki i naturalny sposób. Dalej ujawnia się gęsty, palony karmel - stanowiący w dużej mierze o wrażeniu gładkości i subtelności przy degustowaniu tej czekolady. Na koniec, wraz z gładziutkim zalepieniem, pojawia się jeszcze raz moc cytrusów - tym razem jako efekt odświeżenia, ewidentnie bijący od kakao.
Muszę w pełni zgodzić się z Kimiko - przez dodatek pomarańczowych cząstek coś umyka nam z samej czekolady. Sama czekolada sprawiałaby mi o wiele więcej przyjemności, otworzyłaby się przede mną z większych bogactwem - dlatego muszę wypróbować Manjari solo! Mimo tego, że dodatek pomarańczowych cząstek nie odznacza się chamsko pod względem smaku, a raczej wpaja się w czekoladę i mimo składu zdaje się być dość autentyczny - szorstkość owych cząstek po prostu irytuje na tle tak gładkiej czekolady. Z chęcią zabrałabym Manjari Orange na szlak, w ciepły słoneczny dzień - niosłaby ze sobą wspaniałe orzeźwienie. W czystej Manjari zapewne magiczne kakao odkryje przede mną więcej swoich tajemnic, dlatego z utęsknieniem czekam na jej degustację.
PS Zgadnijcie co robię w Majówkę... Oczywiście jestem w górach! Relacje ponownie - dopiero w w drugiej połowie miesiąca.
Skład: ziarna kakao, cukier, cząstki pomarańczowe 12% (cukier, puree z pomarańczy 35%, jabłka, włókno ananasowe, alginian sodu, fosforan disodowy, kwas cytrynowy, naturalny aromat pomarańczowy), tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa, ekstrakt z wanilii.
Masa kakaowa min. 64%.
Masa netto: 85 g.
Czekolada z pomarancza to ulubiony wariant mojej mamy,ciekawe,czy taka czekolada by jej smakowala :)
OdpowiedzUsuńNa pewno!
UsuńTen wariant Valrhony składowo "wypisz wymaluj" przypomina Lindta.Kimiko pisała,że jest to z pewnością lepsza wersja pomarańczowego Lindta,więc mogłabym przymknąć lekko oko na wybryk ze składem,bo moim zdaniem takiej światowej marce nie powinno to mieć miejsca.
OdpowiedzUsuńMiłego pobytu i smacznych czekolad na szlaku ;)
Owszem, to nie powinno mieć miejsca... Dlatego w Magicznej Szufladzie już czeka Manjari bez dodatków :)
UsuńDziękuję! Było cudownie i mega smacznie!
Dziwię się, że taka marka postawiła na tak słaby pod względem składowym dodatek. Znaczy nikt nie pomyślał, że coś co uchodzi płazem tańszym markom może źle wyglądać w droższych czekoladach? Dobrze, że przynajmniej smakowało.
OdpowiedzUsuńNa szczęście smakowało, choć bez owocowych cząstek byłoby lepiej.
UsuńHmmm pomarańczę najbardziej lubię w zielonej herbacie, uwielbiam skórkę pomarańczową w ciastkach i sernikach i ogólnie warianty cytrynowe to u mnie zawsze TAK. Pewnie zatem ta by mi smakowała, bo i owoc przyjemny i zawartość kakao niedruzgocąca. :D
OdpowiedzUsuńA samo kakao również bardzo cytrusowe w smaku :)
UsuńNie ma to jak pomarańcze, które składają się z tysiąca surowców :) Może w innych warunkach (i czasie) byłabym na tak, ale po czekoladzie, która czeka na Ciebie w mojej puszce, jestem na NIEEEE.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy ją chcę :P
UsuńCzekolada ciekawa, choć te pseudo pomarańcze mogliby zastąpić czymś sensowniejszym. Ale spróbować chyba warto.
OdpowiedzUsuńPewnie bardziej warto spróbować Manjari bez dodatków. Wkrótce to zweryfikuję.
UsuńValhrona mnie pociąga strasznie, ale akurat ta konkretna czekolada mogłaby dla mnie nie istnieć. Tak się przejadłam swego czasu Lindtem pomarańczowym, że na widok pomarańczowej ciemnej czekolady czuję tylko takie "meh".
OdpowiedzUsuńRany, Tobie to dobrze :D Pochwal się, jakie szczyty teraz zdobywasz :D
Valrhona ma na szczęście jeszcze wiele innych tabliczek :).
UsuńHah, coś, na co Ty się czaisz :D. Muńcuł, Wielka Racza, Rycerzowe, Praszywka, Bendoszka, Oszust, Krawców Wierch...
Jakby tak te cząstki pomarańczowe dałoby się wydłubać... Albo nie, po co się męczyć :P Udanej Majówki :D
OdpowiedzUsuńŹle to nie smakowało, nie trzeba było dłubać ;).
UsuńDziękuję, było wspaniale!
Zgodzę się, że po tej czekoladzie trzeba wypróbować jej wersję bez pomarańczowych cząstek! Dobrze, że utkwiła mi w pamięci (pewnie dlatego, że była pozytywnym zaskoczeniem), to nie będzie ciężko je porównać. ;)
OdpowiedzUsuńDokładnie, też mam zamiar je porównać :)
Usuń,,...to nie Lindt", ale nawet Milka nie ma takich składników.
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu, ale po Twoim opisie skojarzył mi się wygląd z ospą. A cząstki przywiodły mi na myśl Lindt z migdałami i pomarańczą.
Mam myśl. Jeśli będę na wycieczce w górach w czerwcu to mogę wziąć ze sobą czekoladę. :D
Bo Milka nie ma czekolady z pomarańczą.
UsuńCzekoladę z ospą to jadłam wczoraj :D. Też Valrhonę, żeby było śmieszniej.
Czekolady w górach to najlepsze paliwo!
Czekoladę gorzką z pomarańczą jadłam, ale tylko jedną, tylko z Lindt'a. Ale właściwie to połączenie lubię. Pewnie kiedyś jeszcze jakąś wybiorę, z tych lepszych. Bo np. z miętą bym już nie wzięła :)
OdpowiedzUsuńZ miętowych czekolad warto sięgnąć po Zottery!
UsuńŁooo, czytając skład pomyślałam, że z moimi oczami jest coś nie tak... Nieźle zaszaleli. Aczkolwiek nie powiem, uwielbiam połączenie czekolady i pomarańczy.
OdpowiedzUsuńPrzesadzili, szkoda. Na szczęście ta czekolada występuje również w wariancie bez dodatków i już ją mam :D
Usuń