Tym razem wraz z Domori przenosimy się z Afryki do Ameryki Południowej, a dokładniej - do południowego Peru. Tam, w rejonie rzeki Apurimac, uprawiana jest kakao odmiany Trinitario, użyte do stworzenia dziś opisywanej czekolady. Apurimac to w języku Quechua miejsce, gdzie przemawiają bogowie. Nie ma się co dziwić tak patetycznej nazwie, bowiem nasza czekolada pochodzi z serca Andów. Moja kochająca góry dusza aż się rwie, gdy oglądam zdjęcia z terenów Apurimac. Tymbardziej byłam podekscytowana, że dzięki mistrzowi Fianzoni mogłam spróbować kawałka esencji tamtych ziem - będącego finalistą International Chocolate Awards w 2012 roku.
Według Domori, czekolada ta pełna jest nut kwiatowych, karmelowych i śmietankowych. Określona została jako delikatna, lekko kwaskowata i bardzo odświeżająca. Po takim wstępie spodziewałam się niebywale przyjemnej i przystępnej czekolady. W istocie, w kwestii zapachu, ta jednolicie ciepłobrązowa tabliczka niesie zapowiedź bogatej słodyczy - kwiatowo-karmelowej, łaskawej i intensywnej. Wąchając Apurimac 70% pomyślałam o prawdziwym, słodkim syropie z wiśni. Przed moimi oczami stanął duszny ogród w pełni lata, obfitujący po brzegi w dojrzałe, soczyste owoce.
Przy przełamywaniu czekolada zdaje się być nieśmiała, bowiem zamiast mocnego trzasku słyszymy cichutkie, lecz dźwięczne pęknięcie. Jak to u Domori bywa, tafla z wierzchu wydaje się być bardzo gładka. W środku widać już szorstkawe przebłyski, lecz są to jedynie przebłyski - nic nie wskazuje na to, by kolejna próbowana Domori miałaby się nie rozpuszczać w ustach w tak mistrzowski sposób jak zawsze.
Pierwszym wrażeniem podczas smakowania okazuje się być o dziwo specyficzna, jakby octowa kwaśność. Ułamek sekundy później przychodzi do nas równie zaskakująca, bardzo wyraźna goryczka. Przyznam, że już dawno nie czułam w czekoladzie tak jednoznacznej gorzkości. Po rozlaniu się w ustach natychmiastowo i mocno ściąga. Najpierw trudno mi było w bardziej konkretny sposób ową goryczkę opisać, za to mój Luby od razu przywołał skojarzenie z mocnochmielonym ciemnym piwem. Jedno było dla mnie pewne - w tym momencie smak czekolady okazał się dla mnie zupełnym zaprzeczeniem zapachu. Po przejściu przez kwaśno-cierpki gąszcz trafiamy ostatecznie na słodkawą syropowość, z lukrecjowym akcentem. Zostaliśmy zalepieni w bardzo ściągający sposób, wręcz osaczeni. Przepłukujemy kubki smakowe i zaczynamy jeszcze raz, chcąc sobie te wszystkie zaskakujące wrażenia uporządkować i wyszczególnić.
Teraz, preludium znów jest krótkie i łechce już raczej nie octem, ale naturalnie mocno kwaśną śmietaną. Następnie zostajemy totalnie zalepieni przez tajemniczą masę, mimo wszystko rzeczywiście śmietankowo aksamitną (całe Domori!). Dużo jest tu nut drewnianych, związanych z korą, a także z suszonymi kwiatami i bardzo suchymi orzechami oraz ich skorupami. W istocie, jest to naprawdę Tajemniczy Ogród. Ciemny, nie wilgotny, lecz wygrzany latem, otulony zachodzącym słońcem.
Po kwaskowato-goryczkowej suchości przychodzi ciężka i wytrawna, intrygująca niby-słodycz: mikstura z wiśni, pieprzu, czekoladowego słodu, syropu kawowo-lukrecjowego. Owa słodycz wyraźniej ujawnia się przy próbach przegryzania czekolady. Podczas samego ssania przebrzmiewa ona jedynie jako odległe tło.
Niezależnie od tego, gdy przełkniemy już zalepiający kęs, mocne ściąganie osiada na języku i podniebieniu. Robi to uparcie i wytrwale, w sposób tak perfidny, że jestem w stanie porównać je jedynie z piołunem i dziegciem. Potem pojawia się również lekka proszkowość, jakby drobne grudki w śmietanie - ale wydaje się to być jedynie iluzją po zniewalającym ściąganiu. Cierpkość w finiszu detronizuje wszelkie oznaki przyjaznej owocowości czy śmietankowości. Ponownie zostajemy osaczeni. Po zaprezentowaniu całego bukietu na etapie rozpuszczania się kęsa, po zalepieniu nas gęstym i aksamitnym błotem - to co zalepiło, zaczyna ściągać, pozostawiając po sobie charakterystyczną piołunową gorycz. Długą i wytrwałą.
Apurimac Peru 70% zaskakuje nas, lecz mimo wszystko nie szokuje. Nadal pełno w niej było typowej dla Domori aksamitności, wytworności - ale przy tym nic nie mogło uładzić mocnego charakteru tego kakao. Apurimac to dla mnie głos nie boga, lecz diabła. Przewrotnie - może i boga, ale płci żeńskiej. To zepsutej natury kobieta, wielbiona bogini, która ma sobie wszystkich za nic. Ma skonsolidowany charakter, idzie konsekwentnie jedną drogą od początku do końca - rozwijając przed nami typowe twarze poważnej ciemnej czekolady. Pokazuje wielorakość natury kakao, lecz ciągle porusza się w standardowych nutach. Waha się, od czasu do czasu próbując być słodką. Zbacza tym samym na chwilę z obranej drogi, ale chce tym samym jedynie stworzyć pozory. Jej charakter bowiem jest ostry i nie ma dla nas zmiłowania. Osacza i uzależnia od siebie. Bawi się nami. To nie ona jest rozdarta pomiędzy smakami, tylko my stajemy się rozdarci obcując z nią. Kochamy ją, choć trakuje nas piołunem - jest w końcu tak piękna i miękka. Trzeba ją kochać, bo ona się dla nas nie zmieni. Pachniała tak przystępnie i miło, a w bliższym obcowaniu zaskoczyła nas - nie pozostało nam jednak nic innego, jak ją zaakceptować i iść z nią aż do samego końca.
Magia gór, magia kobiety, magia czekolady. Nie spodziewałam się tego wszystkiego po Domori - aż takiej tajemnicy i gry pozorów. Dzięki Sekretom Czekolady, ta tabliczka z głębi Andów na nowo pokazała mi, jak piękna i kusząca potrafi być nieprzystępność zarówno gór, jak i kobiety, jak i czekolady... Gdy pierwotna surowość natury miesza się z jakby co do centymetra zaplanowanym, przemyślanym dziełem sztuki: górskim krajobrazem, kobiecym ciałem, tabliczką dobrej czekolady. Góry, kobieta, czekolada... Góry, kobieta, czekolada...
Skład: masa kakaowa, cukier trzcinowy.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 557,5 kcal.
BTW: 11/38,5/36,5
Ale nam się dzisiaj z Domori złożyło!
OdpowiedzUsuńWiesz, ta recenzja cieszy mnie podwójnie. Już miałam okazję ją skosztować (recenzja nie pojawi się szybciej niż za miesiąc)i właśnie tym octowym momentem byłam dość... wystraszona i zdziwiona. Nie posądziłabym tej czekolady (po opisie producenta) o coś takiego, ale... ten moment był dziwny. Nie narzekam oczywiście, ale niezłe zdziwienie mi Domori tym zafundowało, tym bardziej, że u mnie kolejność posmaków była minimalnie inna, ale o tym to już we wpisie.
Podoba mi się jej podsumowanie. Kurcze, ta czekolada jest taka... nasza.
Jak zwykle nie mogę się doczekać Twojej recenzji! Cieszę się, że Ciebie też spotkało zdziwienie w tej Domori. Patrząc na opis producenta już pomyślałam, że z moim smakiem jest coś nie tak.
UsuńBrzmi jak bajka!Te czekolady maja w sobie cos magicznego i wytwornego. Kurczę, gdyby trochę mniej kosztowały..Mniej więcej niż Zotter :/
OdpowiedzUsuńTeż bym wolała, żeby były tańsze, ale i tak są warte swojej ceny!
UsuńBrzmi wybornie, zwłaszcza, że ja (o dziwo) naprawdę się rozsmakowałam ostatnio w czekoladach o bardzo dużej zawartości kakao.
OdpowiedzUsuńPodziel się koniecznie, co najbardziej Ci ostatnio zasmakowało!
UsuńVivani 92% :) I pyszne portugalskie wytrawne czerwone wino, ale nie wiem z jakiego sklepu, bo to zakup mojego TŻta :)
UsuńPróbowałam ostatnio też Lindta 85%, Moser Roth też 85% i Katy 74% i wszystkie były dla mnie o wiele za słodkie, ale to po części kwestia leków, które biorę, one mi szalenie zmieniają smaki, bardzo drastycznie. Do mlecznych czekolad raczej jednak już nigdy nie wrócę. Raz, że lekarz by mnie powiesił, a dwa, absolutnie mi już nie smakują.
UsuńMuszę w końcu przetestować tą Vivani! Świat ciemnych czekolad jest bardzo bogaty, masz w czym przebierać.
UsuńTo fakt, ale chciałabym czekolady, które łatwo mogę dostać w swoje ręce, czyli kupić w najbliższych sklepach, bez bawienia się w szukanie po mieście czy zamawianie online.
UsuńKiedyś też tak miałam :D
UsuńMam wrażenie, że ja bym jej nie pokochała. Wydaje się zbyt gorzka i kwaśna na moje kubki smakowe.
OdpowiedzUsuńByła bardzo specyficzna. Pozostałe wcześniej jedzone Domori były zdecydowanie bardziej przystępne.
UsuńNawet gdybyś nie użyła określenia "ocet" do kwaśności tej czekolady, a zostawiła samą "kwaśną śmietanę", i tak nie byłabym nią zainteresowana. Niee, nie, nie.
OdpowiedzUsuńWięcej dla mnie ;)
UsuńJak my uwielbiamy zdjęcia ugryzionych czekolad, wtedy ich wygląd najbardziej zachęca nas swoim niebiańskim czekoladowym środkiem do zjedzenia :D
OdpowiedzUsuńTa akurat rzeczywiście ładnie wyszła :)
UsuńSzkoda że tak zachęcające czekolady nie należą do najtańszych :(
OdpowiedzUsuńJakość kosztuje...
Usuńopakowania mają zachwycające... ale nie moje smaki... choć czekolada typowo KOBIECA :D
OdpowiedzUsuńDiabelsko kobieca! :D
Usuń