W grudniu 2019 opublikowałam recenzję ciemnej czekolady 73% kakao z manufaktury Beskid, wzbogaconej o herbatę earl grey. Wówczas, producent nie udostępnił informacji o kraju pochodzenia wykorzystanych ziaren, więc przypuszczam, że mógł być to blend. Gdy po czasie, w sklepie Sekretów Czekolady pojawiła się inna tabliczka z Beskidu sygnowana nazwą Earl Grey nie wiedziałam, czy warto po nią sięgać. Okazało się jednak, iż zamysł nowej czekolady jest nieco inny. Zamiast suszu herbacianego użyto tu po prostu olejku z bergamotki. Mamy również o 2% więcej kakao, tym razem wiadomego pochodzenia - ekwadorskie ziarna National Arriba.
W
zapachu czekolada kojarzyła mi się mocniej z białą herbatą z jaśminem,
niż z earl grey. W ustach wyraziście miąższysta, masywna, lekko
szorstka, rozpuszczająca się powoli, lecz skutecznie. Niosła ze sobą
delikatny efekt chłodzenia. Od samego początku czułam, iż czekolada ta
ma w sobie więcej goryczki i kwiatowości kakao, niż poprzedniczka.
Sugestia wyperfumowania była mocna, jednakże nie przytłumiła całości -
odniosłam wrażenie, iż w wersji z herbatą o dziwo owa aromatyzacja
odznaczała się wyraźniej, niż tu, w wersji z olejkiem. Budził
skojarzenia z... żółtym serem, lekko podwędzanym, doprawionym ziołami
prowansalskimi. Pomyślałam także o pralince wypełnionej dobrym ziołowym
alkoholem.
Mniej oczywista niż wcześniejsza czekolada Earl Grey, a mimo to konsekwentna w prezentowanych przez siebie nutach smakowych. Przyznam, że to właśnie ta degustacja sprawiła mi więcej przyjemności - oby Beskid zawsze wprowadzał zmiany w swym asortymencie idące wyłącznie w tę stronę.
Mniej oczywista niż wcześniejsza czekolada Earl Grey, a mimo to konsekwentna w prezentowanych przez siebie nutach smakowych. Przyznam, że to właśnie ta degustacja sprawiła mi więcej przyjemności - oby Beskid zawsze wprowadzał zmiany w swym asortymencie idące wyłącznie w tę stronę.
Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, olejek z bergamotki.
Masa kakaowa min. 75%.
Masa netto: 50 g.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz