Dzięki sklepowi Sekretów Czekolady, zaopatrzyłam się w sporo tabliczek od wcześniej dotąd przeze mnie niepróbowanej szkockiej manufaktury Chocolate Tree. Szeroka gama przeróżnych, częstokroć niebanalnych smaków - czekała na rozpieczętowanie w moich czekoladowych zapasach. W pierwszej kolejności postanowiłam sięgnąć po tabliczkę, która w oczywisty sposób kojarzyła mi się z jeszcze świeżym w mej pamięci wyjazdem do Peru. Pisco Sour Nibs to ciemna czekolada o 70% zawartości peruwiańskiego kakao z plantacji wokół miejscowości Chililique w regionie Piura, wzbogacona o nibsy kakaowe, tradycyjny peruwiański napój alkoholowy pisco, olejek z limonki oraz barmański bitter.
Pisco sour to koktajl na bazie pisco, soku z limonki, białek jaj oraz gorzkiego likieru angostura, popularny w Peru i Chile. Miałam okazję spróbować go w Huaraz i niespecjalnie przypadł mi do gustu, aczkolwiek jego specyficzny smak mocno wrył mi się w pamięć.
Pisco sour to koktajl na bazie pisco, soku z limonki, białek jaj oraz gorzkiego likieru angostura, popularny w Peru i Chile. Miałam okazję spróbować go w Huaraz i niespecjalnie przypadł mi do gustu, aczkolwiek jego specyficzny smak mocno wrył mi się w pamięć.
Urocza 40-gramowa tabliczka w jednorożcowy wzór (choć chciałoby się widzieć tu alpaki, jak na opakowaniu!), od razu po wyciągnięciu jej z folijki rozpostarła wokół siebie silny aromat kojarzący się mi bezpośrednio z pisco sour. Alkohol, limonka, goryczka - a wszystko to złączone w mocnym, zdecydowanym uścisku. Pojawiła się też iluzja zapachu mięty, przez co dla mniej zaznajomionych z pisco czytelników mogłabym pokusić się o skojarzenie z wyjątkowo mocnym wykonaniem mojito.
Każdy kęs prędko rozpada się w ustach na mniejsze kawałeczki, a dzieje się tak za sprawą mięciutkich nibsów. Tak, nibsy kakaowe są tu drobne i wyjątkowo delikatne w strukturze - trudno nawet nazwać je chrupiącymi, nie są mocno wyczuwalne. Nadają całej kompozycji przestrzenności i lekkości, co jest wyjątkowe wśród czekolad z nibsami. Trudno wprost oddzielić je od samej czekolady. Przypominają nieco czekoladową posypkę po prostu wymieszaną z czekoladową masą.
Każdy kęs prędko rozpada się w ustach na mniejsze kawałeczki, a dzieje się tak za sprawą mięciutkich nibsów. Tak, nibsy kakaowe są tu drobne i wyjątkowo delikatne w strukturze - trudno nawet nazwać je chrupiącymi, nie są mocno wyczuwalne. Nadają całej kompozycji przestrzenności i lekkości, co jest wyjątkowe wśród czekolad z nibsami. Trudno wprost oddzielić je od samej czekolady. Przypominają nieco czekoladową posypkę po prostu wymieszaną z czekoladową masą.
Czekolada zaś jest ogólnie rzecz ujmując mocno kwaskowata, niczym sok - olejek z limonki zrobił swoje, wysycił całość - akcenty limonki oraz gorzkiej pomarańczy przewodzą całości. Siostrzane skrzypce gra alkohol, dość mocny, rozgrzewający - bardzo specyficzny, z goryczkową nutą. W dalszej kolejności pojawia się przyjemna słodycz, owocowo-landrynkowa. Wszystko to jest soczyste, przez co czekoladę je się bardzo dobrze. Daleko w tle przemyka gdzieś posmak lekowy (znów dochodzi do tego iluzja mięty), po zastanowieniu kojarzący się choćby z propolisem na spirytusie.
Choć na początku wydawało mi się, że 40-gramowa tabliczka będzie zbyt mała jak na dwie osoby, z końcem degustacji przyznałam, iż ta wielkość okazała się idealna. Czekolada była naprawdę intensywna - większa dawka doznań mogłaby zwyczajnie przytłoczyć. Smaki są wyraziste, tak jak wyraziste jest pisco sour. Należy to potraktować jako wielki plus tej tabliczki, bowiem jej nazwa rzeczywiście opisuje to, czy jest - nie ma tu żadnej zwodniczej kokieterii. Dodatki tak rzetelnie wykonały swoją robotę, iż niewiele mogę napisać o samym kakao - na szczęście w asortymencie Chocolate Tree jest również wiele czekolad bez dodatków. Cieszę się, że czeka mnie jeszcze ich długa eksploracja.
Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, nibsy kakaowe 10%, pisco 6%, olejek limonkowy 10%, kwas cytrynowy, bitter.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 40 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 491 kcal.
BTW: 8/37,1/50,3.
Wzór tabliczki jest chyba losowy, bo u mnie były tukany, na jednorożce jeszcze nie trafiłem.
OdpowiedzUsuńNo coś Ty! :(
UsuńSą też lamy i szkockie osty (czyli popłoch pospolity). Jednorożce są chyba najmniej udane- zdjęcia na moim FB :)
UsuńMożna trafić na sześć różnych wzorów. Czasami nawet zgadzają się z opakowaniem ;-)
OdpowiedzUsuń