Gdy przebywaliśmy w Cilaos zdałam sobie sprawę, że na cały nasz pobyt na Reunion może mi zabraknąć czekolad. Robiąc zakupy w Leader Price zdecydowałam się na zakup dwóch przecenionych czekolad Cote D'Or. Ta marka należąca do koncernu Mondelez nigdy nie przykuwała mojej uwagi. Teraz także by się tak nie stało, gdyby nie fakt, iż cena solidnych 150-gramowych tabliczek była bardzo zachęcająca (euro z hakiem), a nadzienie o całkiem niezłym składzie wydawało się idealnym rozwiązaniem na górski szlak. Tym sposobem w moje ręce trafiła między innymi Cote D'Or Coco, którą pochłonęliśmy jako porządny deser oglądając zachód słońca na Piton Des Neiges - najwyższym szczycie Reunion.
Choć producent nie podaje zawartości kakao (zapewne pochodzenia towarowego z Wybrzeża Kości Słoniowej - trudno po Mondelez spodziewać się czegoś innego), jak już wyżej wspomniałam, stanowiące aż 67% całości nadzienie posiada przyzwoity skład. W porównaniu do składów chociażby Milki, jest on niemalże wzorcowy (syropu glukozowego już nie będę się czepiać...).
Choć producent nie podaje zawartości kakao (zapewne pochodzenia towarowego z Wybrzeża Kości Słoniowej - trudno po Mondelez spodziewać się czegoś innego), jak już wyżej wspomniałam, stanowiące aż 67% całości nadzienie posiada przyzwoity skład. W porównaniu do składów chociażby Milki, jest on niemalże wzorcowy (syropu glukozowego już nie będę się czepiać...).
150-gramowa tafla stanowi jedną całość, niepodzieloną na kostki. Nie obraziłabym się, gdyby nadziewańce Zottera miały właśnie taki format, mmm... Przełamana tabliczka wyglądała bardzo apetycznie, i będzie się tak prezentować zapewne każdemu fanowi kokosa. Zarówno ja, jak i mój Mąż uwielbiamy połączenie kokosa i czekolady. Tu wiórków kokosowych było mnóstwo, a do tego były mięciutkie i wilgotne. Całość kojarzyła się z Bounty w ciemnym wydaniu (w końcu w Coco od Cote D'Or kokosowe wnętrze okala czekolada deserowa). Nadzienie było dość słodkie, ale przy tym mięciutkie i przyjemne, wyraziście kokosowe - świetnie przełamane tym, co niosła ze sobą kuwertura z ciemnej czekolady.
Choć nie były to górne loty, Cote d'Or zaoferowało mi to, czego dokładnie potrzebowałam obserwując zachód słońca w tak spektakularnym otoczeniu. Coco w niczym nie przeszkadzała, nie wymagała skupienia, a przy tym była w prosty sposób smaczna i zaspokajająca głód. Na górski szlak zabrałabym ją z chęcią jeszcze nieraz.
4 września w początkowo niezbyt zachęcającej aurze ruszyliśmy z Roche Plate w stronę Marli. Po drodze ponownie przyszło nam pokonywać rzekę.
A później czekało nas długie podejście, na drugą stronę doliny.
W końcu dotarliśmy do wioski La Nouvelle - największej w cyrku Mafate. Przy jednym ze sklepików zatrzymaliśmy się na drugie śniadanie. Warto zaznaczyć, że do wiosek w cyrku Mafate całe zaopatrzenie dowożone jest helikopterami (tą drogą zabierane są także śmieci). Tutaj nie ma żadnych dróg innych niż piesze!
Zbliżając się do Marli minęliśmy jeden w wielu wodospadów, który jednak trudno było sfotografować en face.
Aż w końcu doszliśmy do Marli... Przepięknie położonej miejscowości, gdzie znaleźliśmy przeuroczą kwaterę... A następnie udaliśmy się prześlicznej knajpki na piwo i pierożki. Wszystko było PRZE...!
Poniżej właśnie niosę kolejne piwa do naszego domku... Oglądanie majestatu gór przy zachodzącym słońcu, po raz kolejny...
Skład: cukier, wiórki kokosowe 26%, syrop glukozowy, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, masło, lecytyna sojowa, inwertaza, sól, aromaty, kwas cytrynowy, mleko odtłuszczone w proszku.
Masa netto: 150 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 500 kcal.
BTW: 3,2/28/55
Kupiłem kiedyś Cote D'Or chyba z migdałami (? - nie pamiętam, dawno to było). Były tragiczne :(
OdpowiedzUsuńDlatego ja nie mam zamiaru kupować tych czekolad na inne okazje, niż wypad w góry ;)
Usuń