Minął już dobry rok od czasu moich zakupów w Smakowych Inspiracjach. Taki ze mnie marny blogger, że większość recenzji produktów wówczas zakupionych dopiero przede mną... Ba, czekolady jeszcze czekają na swoją kolej w degustacji. Dla mnie osobiście nie jest to wielka strata, a wręcz przeciwnie - Original Beans należy sobie dawkować. Dotąd wszystkie tabliczki tej marki, których miałam okazję spróbować, wywołały na mnie piorunujące wrażenie. Były bogate, aksamitne, idealnie czekoladowe - warto na nie czekać. Przy okazji wypadu na randkę w Góry Izerskie pewnego wrześniowego weekendu postanowiłam zabrać ze sobą jedną z wytęsknionych mojej uwagi Original Beans.
Wybór padł na wersję zawsze dobrze spisującą się w górach, to znaczny na wariant mleczny. Oczywiście nie był to byle jaki wariant (Original Beans nie ma byle jakich czekolad!), lecz tabliczka stworzona w 42% z ekwadorskiego kakao Arriba wyhodowanego pośród lasów deszczowych w rejonie Esmeraldas. Wiedziałam, że nie zjem jej nigdzie w pośpiechu, w napadzie cukrowego głodu, lecz znajdę gdzieś pośród gór chwilę na refleksję. Tak też było. Otworzyliśmy Esmeraldas Milk w niedzielnie przedpołudnie na szczycie Wysokiego Kamienia, korzystając z przerwy między opadami deszczu. Niebo było dla nas łaskawe, akurat idealnie dobierając nam czas na degustację.
W polskiej blogosferze recenzje Esmeraldas Milk pojawiły się już u Kimiko i Olgi. Dla mnie ta czekolada była definicją tego, czego oczekuję po mlecznej czekoladzie z podobnym pułapem kakao. Sam jej zapach sugerował znaczną słodycz, lecz nie bez udziału charakternego kakao - pachniało przede wszystkim karmelowo, a dalej owocowo (klimaty dojrzałych truskawek i jabłkowego musu). Aromat działał na apetyt niesamowicie pobudzająco!
Nie zawiodłam się na boskiej konsystencji czekolady, która w ustach rozpuszczała się idealnie. Aksamit, gładkość, powoli uwalniana pełnia smaku. Tylko dobra mleczna czekolada potrafi tak osaczyć swą błogą słodyczą, zdetronizować. Już po pierwszej kostce wiedziałam, że ta czekolada jedzona na pół z Mężem to będzie dla nas za mało. Esmeraldas Milk wciąga po czubek głowy w swą miękkość. Zalewa totalnie mleczno-karmelową głębią, jakże czystą i szlachetną w smaku, a jednocześnie tak rozbrajająco uroczą i... prostą. To jest bowiem nuta przewodnia kompozycji, umiejętnie przełamana szczyptą soli morskiej. Sól morska dodana tutaj jakby mimochodem, tak zgrabnie podkręca karmelowość czekolady, iż wydaje się, że lekka słoność wypływa z samego kakao.
Gdzieś dalej pojawia się wyczuwalny w sferze zapachu kosz dojrzałych truskawek, słój jeszcze ciepłego jabłkowego musu, a także aromatyczny słodki banan. Original Beans gra bez jakiejkolwiek fałszywej nuty, prezentując nam czekoladę generalnie mało złożoną w smaku, ale obłędnie smaczną. Intensywna karmelowość wraz z nutami słodkich owoców oraz niebywałą aksamitnością, przywodzą na myśl również domowej roboty budyń podany z prawdziwym syropem owocowym.
Jak dobrze, że kolejne tabliczki Original Beans jeszcze czekają na swoją kolej - to będą na pewno przepyszne doświadczenia. W Smakowych Inspiracjach czeka na mnie za to jeszcze niezakupiona Papua Kerafat, ale skuszę się na nią zapewne dopiero wówczas, gdy w internetowym sklepie pojawi się nowość od Original Beans - czekolada z kolumbijskiego kakao.
Sobotni poranek 9 września przywitaliśmy w czeskiej wiosce Jizerka, w której to czas się zatrzymał. Weszliśmy na górujący nad wsią szczyt Bukowiec (powyżej fotka ze szczytu, a poniżej sylwetka samego Bukowca widziana ze wsi), po czym ruszyliśmy szlakiem biegnącym do granicy z Polską.
Piękna Izera oddziela w tych okolicach Polskę od Czech.
Mijając schronisko Orle doszliśmy znanym nam sprzed lat szlakiem do rozległej Hali Izerskiej. Pogoda dopisywała. W oddali dostrzec można było Szrenicę i Śnieżne Kotły.
Zatrzymaliśmy się na chwilę w Chatce Górzystów. Kiedyś zastawimy tak książkami całe nasze mieszkanie..
Jeśli Chatka Górzystów, to oczywiście biszkoptowe naleśniki z serem i jagodami! Po takim posiłku pomaszerowaliśmy dalej, w stronę Stogu Izerskiego. W jego okolicach ponownie przekroczyliśmy granicę polsko-czeską, po raz trzeci zdobywając szczyt Smrk. Tam zjedliśmy czekoladę, której recenzja pojawi się pojutrze...
Skład: surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, masa kakaowa, sól.
Masa kakaowa min. 42%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 570 g.
BTW: 8/39/50
Zdecydowanie jedna z najsmaczniejszych mlecznych!
OdpowiedzUsuńO, i kolejna cudna wyprawa. I góry nawet na talerzach. :D
Dużo mam mlecznych faworytów, ale te od Original Beans to istne petardy!
UsuńAh... Znów chce się w góry :)
Sól z mleczną czekoladą nieźle potrafi zagrać, ale chyba wolałbym zacząć próbowac ich Arriba (napisali jaka odmiana ziaren? Nacional?) w niemlecznej wersji, choć mleczna też na pewno cudowna :)
OdpowiedzUsuńKurczę, a oni mają Ekwador niemleczny?
UsuńNie napisali.
Nie wiem, ale jakby mieli, to od niego bym zaczął :)
UsuńJa pewnie też ;)
Usuń