piątek, 21 października 2016

Pralus Indonesie Criollo 75% ciemna


Zbliżając się do Mulhacenu od strony Alcazaby mieliśmy daleko na klasyczną, prostą i długą drogę na wierzchołek tego najwyższego szczytu Hiszpanii. Prowadziła ona łagodnie powoli wznoszącym się grzbietem Mulhacenu. Widząc Mulhacen wcześniej, od Guejar Sierra, nie spodziewałam się, iż te strome i groźne granie przybierają z drugiej strony tak łagodną postać. My jednak, znajdując się w okolicach Canada de las Siete Lagunas musieliśmy odnaleźć drogę pośrednią.


W pewnym momencie zboczyliśmy ze ścieżki prowadzącej nad jeziorka i po prostu rozpoczęliśmy podejście zboczem Mulhacenu, coraz wyżej i wyżej. Droga była monotonna, baaardzo monotonna, a jej końca nie było widać. Na dodatek ciepło dawało się we znaki. Marzyłam o tym, by w końcu znaleźć się na głównym grzbiecie i po prostu dreptać sobie ścieżką, już prosto na szczyt.



W końcu zatrzymaliśmy się przy sporym głazie, skąd widzieliśmy już ludzi maszerujących klasyczną Loma del Mulhacen. Potrzebowałam odpoczynku. To podejście, jego monotonia, brak końca oraz lejący się skwar - wszystko mnie zmęczyło. Na chwilę oddechu i doładowania energią świetnym wyborem zdawała się 100-gramowa czekolada zjedzona na pół z Mężem - na dodatek bardzo niesztampowa czekolada. Przed Wami Pralus Indonesie 75%!

Tak jak Kimiko zakupiłam swoją tabliczkę poprzez Sekrety Czekolady. Pomimo faktu, iż bardzo zaintrygowało mnie dwie recenzje napisane przez Kimiko (dotyczące neapolitanki oraz wersji 100-gramowej), ciągle odkładałam degustację swojego egzemplarza. Choć dobrze zapamiętałam Morin Java 70% (bo właśnie z tej indonezyjskiej wyspy pochodzi kakao użyte do Pralus Indonesie 75% ), czekałam na dobry moment, by odkryć tajemnice tej czekolady. Choć degustacje na górskim szlaku bywają specyficzne, bardzo szybko zorientowałam się, iż nasza Indonesie doskonale pasuje do otaczających nas warunków. Zmęczenie, surowy krajobraz, skwar - wszystko to tak doskonale wpasowało się w bukiet Indonesie, że wydawało mi się absurdem.



Choć na blogu Kimiko 100-gramowa czekolada wygląda na bardzo ciemną (ale, o dziwo - jej neapolitanka była już jaśniejsza), ja odebrałam ją jako wyjątkowo jasną, z intrygującym ceglanym odcieniem. Zresztą, podobną barwę dostrzegam na zdjęciu na One Golden Ticket. Pachniała w sposób prażony, niczym świeżo upieczone ciasto z jabłkami z lekko przypalonym spodem, podane w towarzystwie mocnej kawy, a może z z tlącym się papierosem opartym o popielniczkę. Roznosiła nad sobą mroczną goryczkę. Ten niebezpieczny aromat sprawił, iż przez moment stało mi się jeszcze goręcej.

Indonesie rozpuszcza się ciężko i powoli, bardzo smoliście. Tworzy w ustach inwazję ziemi, fusów i mokrego popiołu. Z jednej strony od samego początku odczuwamy wyrazistą gorycz, lecz nie jest ona ściągająca - ma w sobie wiele wilgoci, przez co staje się łatwiejsza do zaakceptowania. Kawa i papierosy - ciężki klimat wisiał w powietrzu podczas rozpuszczania się kostki, co sprawiało, że jeszcze dotkliwiej odznaczało się moje zmęczenie. Czekolada była surowa i bezpretensjonalna jak goła skała, na której przycupnęłam. Zadziwiło mnie, że Criollo potrafi takie być...


Gorycz powoli przechodziła w nuty kwaskowe. Klasycznie już pojawił się grejpfrut, ze szczególnym naciskiem na skórkę. Skórki cytrusów to dla mnie najlepsze określenie na mieszankę kwaśności z goryczą zawartą w tej czekoladzie. Tuż za nimi zaczął nasilać się bardzo specyficzny posmak. Wraz z Mężem przez dłuższą chwilę nie mogliśmy go zidentyfikować. Nadal wydawał się owocowy i wilgotny, lecz o wiele mniej jadalny. Zrozumieliśmy, że chodzi o arbuza, a dokładniej smak miąższu przy samej skórce. Wtedy, gdy jedząc arbuza dochodzimy już do samej granicy ze skórką i czasem nadgryziemy jej kawałek. To wrażenie i skojarzenie było bardzo dziwne, ale podczas degustacji wydawało się nam najbardziej trafne.

W tej czekoladzie było niewiele słodyczy, za to odnalazłam w niej mnóstwo mrocznych, intrygujących nut. Choć każdy z nas dysponował aż 50 gramami czekolady, jej moc na tyle mnie zdetronizowała, że gdy odkryłam już tego arbuza, nie mogłam się zdobyć na inne porównania. Indonesie była wprawdzie dynamiczna, ale na tyle pozwoliła mi mocniej odczuwać doznania związane z podchodzeniem na Mulhacen, iż wystarczająco mnie to zdetronizowało. Miała być wykwintnym urozmaiceniem szlaku, eleganckim dopalaczem - a była gorzko-kwaśnym przypomnieniem, że jeszcze sporo drogi w słońcu przed nami. Byłam bardzo ciekawa, jak w Sierra Nevada odbiorę jeszcze inne dwie czekolady zawierające jawajskie kakao. Czy będą równie dosadne?





Idźmy dalej... Gdy już w końcu wkroczyliśmy na główną drogę prowadzącą na szczyt, pomimo zmęczenia i tak wyprzedzaliśmy hiszpańskich turystów. Chyba Indonesie mimo wszystko dała nam pozytywnego kopa! Już wkrótce stanęliśmy na szczycie Mulhacen II 3362 m n.p.m.



Później jeszcze parę kroków i Mulhacen w końcu był nasz! 3479 m n.p.m. zdobyte drogą "po swojemu", najwyższy szczyt Hiszpanii...



Skład: ziarna kakao, czysty tłuszcz kakaowy, cukier, lecytyna sojowa non-GMO.
Masa kakaowa min. 75%.
Masa netto: 100 g.

10 komentarzy:

  1. Kurde, ale różnica w kolorach wyszła! Moja naprawdę była taka ciemna, że w sumie aż się zdziwiłam. W sumie na One Golden Ticket w ogóle jest coś pomiędzy naszymi.
    Ciekawe to skojarzenie ze skórą arbuza! Czyżby był to odpowiednik mojej "wytrawnie grzybowej" nuty?
    O tak, taka cudownie mroczna... chociaż podtrzymuję, że neapolitanka jakaś mroczniejsza mi się wydała, ale to pewnie dlatego, że przy neapolitance człowiek jest bardziej... hm, atakowany wieloma rzeczami na raz, i to szybko. :>

    Co do trasy... wspaniała, ale nie wzięłabym takiej czekolady nawet na taką drogę. Ta czekolada jest dla mnie czymś do jedzenia w zaciemnionym pokoju, z taką mroczniejszą aurą. ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dowód na to, że każda tabliczka potrafi być inna :).

      Może coś być z tymi grzybami. To był bardzo specyficzny posmak.

      Eee, nawet nie wiesz, jak niesamowicie ta czekolada pozwoliła kontemplować zmęczenie...

      Usuń
  2. Ciekawa czekolada,ale dziś to zdjęcia bardziej mi się podobały a szczególnie ostatnie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojojoj dla mnie zdecydowanie za mocna. Za dużo suchości, goryczy, to ciężki kaliber. :D Za to wpis osłodziły mi zdjęcia. Piękne widoki no i fantastycznie widzieć wasze uśmiechy. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To była jedna z tych naprawdę ciężkich czekolad.

      Uśmiechy w górach non stop! :D

      Usuń
  4. Nie odważyłbym się jeść takiej tabliczki w czasie upału, kakao z tego rejonu ma często takie dymno-wędzone, ciężkie nuty - to efekt suszenia ziarna w dymie (wilgotny klimat). Bardziej by mi pasowała do jakiegoś małego, klimatycznego pomieszczenia, wieczorem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nie żałuję, że zjadłam ją właśnie tam. Ona w bardzo perfidny sposób wzmacniała moje odczucie zmęczenia, wyobcowania, bezsilności wobec natury. Pozwalała jeszcze mocniej wpoić się w surowe skały dookoła. Magiczne doznanie, na skraju masochizmu.

      Usuń
  5. A ja mam takie pytanko... zjadłaś już sporo czekolad, wiec może będziesz znała odpowiedź. Nadzienie truflowe w czekoladkach, pralinkach itp. czyli jakie? Jakie to nadzienie? Z nutką alkoholu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam lekturę tego artykułu: http://www.sekretyczekolady.pl/historia-czekolady/slodkie-grzyby-czyli-jak-powstaly-i-czym-sa-czekoladowe-trufle/

      Usuń