Źródło: http://fddb.info/db/de/lebensmittel/milka_alpenmilch_schokolade_und_lu_kekse/foto.html
Po zaskakująco pozytywnej recenzji Milki Tuc, bardzo szybko zdecydowałam się na wypróbowanie drugiej tabliczki z tej serii. Chciałam się przekonać, czy zidentyfikowana przeze mnie różnica pomiędzy niemiecką a polską Milką nie była jedynie złudzeniem. Gwoli przypomnienia, dostępne coraz szerzej ostatnimi czasy czekolady Milka Lu i Tuc zostały sprowadzone do polskich sklepów z rynku niemieckiego - i właśnie u naszych zachodnich sąsiadów zostały wyprodukowane.
Przerwa w pracy, mocna kawa, kilka kostek Milki Lu. Zaczynamy. I już na samym początku czuję, że tak odmienny od polskiej Milki zapach jest powtarzalny. Delikatna mleczność, a do tego jeszcze dobrze znany aromat herbatników. Czuć, że będzie słodko, ale nie jest to doznanie odrzucające na kilometr od pierwszego kontaktu.
Od razu muszę przyznać, że od Milki Lu bardziej do gustu przypadła mi Milka Tuc. Zresztą, mój Mężczyzna uważa tak samo. Zwyczajne herbatniki w połączeniu z bądź co bądź zwyczajną czekoladą nie robią szału. Przełamanie słodyczy i mleczności słonym krakersem już czyni jakąś różnicę. Choć nie waham się stwierdzić z czystym sumieniem, że Milka Lu jest produktem o wiele bardziej godnym polecenia, niż podobny jeśli chodzi o formułę Wawel Petit Beurre.
Warto zwrócić uwagę, że w składzie herbatników zawartość tłuszczu mlecznego przeważa nad palmowym. Podobnie było w przypadku wersji z Tuc. Jest to zapewne jedna z przyczyn, dla której nie wyczułam w tych tabliczkach żadnego margarynowego posmaku. Była prosta słodycz i mleczność banalnie beztroskiej czekolady, prosta chrupkość ciastek. Zero zmartwień.
Serio, gdyby każdy fan Milki powiedział mi, że lubi TYLKO niemiecką Milkę - byłabym w stanie pogodzić się z jego fanatyzmem. Bo nie każdy musi szukać górnolotnych wrażeń, niektórzy stawiają na przystępną, dziecięcą prostotę. Tymczasem Mondelez Polska perfidnie oferuje nam coś oszukanego - tak więc z powszechnym ślepym fanatyzmem milkowym mój czekoladoholizm nie może się pogodzić ;). Ludzie, na półkach sklepowych wciska Wam się KIT. Czy Wy naprawdę lubicie wpierniczać chamski cukier wymieszany ze szczyptą starego mleka w proszku? Od teraz to jest dla mnie jasne jak słońce, że niemiecka Milka stanowi zupełnie inną jakość. Zupełnie jak z proszkami do prania. Heh...
Mam do Was pytanie. Zrobiła już mi się niezła kolejka z zaplanowanymi wpisami, stąd myślę o częstszym ich publikowaniu. Tak co 2 dni, przynajmniej na razie. Co Wy na to? ;)
Skład: cukier, mąka pszenna, tłuszcz kakaowy, odtłuszczone mleko w proszku, miazga kakaowa, serwatka w proszku, tłuszcz mleczny, tłuszcz palmowy, masło, lecytyna sojowa, polirycynooleinian poliglicerolu, syrop glukozowy, sól, słodzone skondensowane mleko, aromaty, difosforan disodowy, wodorowęglan sodu, wodorowęglan amonu, ekstrakt słodu jęczmiennego, skrobia pszenna, wodorotlenek sodu, ekstrakt pszenny.
Masa kakaowa min. 30%.
Masa netto: 87 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 515 kcal.
BTW: 6,3/26/62,5
Po zaskakująco pozytywnej recenzji Milki Tuc, bardzo szybko zdecydowałam się na wypróbowanie drugiej tabliczki z tej serii. Chciałam się przekonać, czy zidentyfikowana przeze mnie różnica pomiędzy niemiecką a polską Milką nie była jedynie złudzeniem. Gwoli przypomnienia, dostępne coraz szerzej ostatnimi czasy czekolady Milka Lu i Tuc zostały sprowadzone do polskich sklepów z rynku niemieckiego - i właśnie u naszych zachodnich sąsiadów zostały wyprodukowane.
Przerwa w pracy, mocna kawa, kilka kostek Milki Lu. Zaczynamy. I już na samym początku czuję, że tak odmienny od polskiej Milki zapach jest powtarzalny. Delikatna mleczność, a do tego jeszcze dobrze znany aromat herbatników. Czuć, że będzie słodko, ale nie jest to doznanie odrzucające na kilometr od pierwszego kontaktu.
Od razu muszę przyznać, że od Milki Lu bardziej do gustu przypadła mi Milka Tuc. Zresztą, mój Mężczyzna uważa tak samo. Zwyczajne herbatniki w połączeniu z bądź co bądź zwyczajną czekoladą nie robią szału. Przełamanie słodyczy i mleczności słonym krakersem już czyni jakąś różnicę. Choć nie waham się stwierdzić z czystym sumieniem, że Milka Lu jest produktem o wiele bardziej godnym polecenia, niż podobny jeśli chodzi o formułę Wawel Petit Beurre.
Warto zwrócić uwagę, że w składzie herbatników zawartość tłuszczu mlecznego przeważa nad palmowym. Podobnie było w przypadku wersji z Tuc. Jest to zapewne jedna z przyczyn, dla której nie wyczułam w tych tabliczkach żadnego margarynowego posmaku. Była prosta słodycz i mleczność banalnie beztroskiej czekolady, prosta chrupkość ciastek. Zero zmartwień.
Serio, gdyby każdy fan Milki powiedział mi, że lubi TYLKO niemiecką Milkę - byłabym w stanie pogodzić się z jego fanatyzmem. Bo nie każdy musi szukać górnolotnych wrażeń, niektórzy stawiają na przystępną, dziecięcą prostotę. Tymczasem Mondelez Polska perfidnie oferuje nam coś oszukanego - tak więc z powszechnym ślepym fanatyzmem milkowym mój czekoladoholizm nie może się pogodzić ;). Ludzie, na półkach sklepowych wciska Wam się KIT. Czy Wy naprawdę lubicie wpierniczać chamski cukier wymieszany ze szczyptą starego mleka w proszku? Od teraz to jest dla mnie jasne jak słońce, że niemiecka Milka stanowi zupełnie inną jakość. Zupełnie jak z proszkami do prania. Heh...
Mam do Was pytanie. Zrobiła już mi się niezła kolejka z zaplanowanymi wpisami, stąd myślę o częstszym ich publikowaniu. Tak co 2 dni, przynajmniej na razie. Co Wy na to? ;)
Skład: cukier, mąka pszenna, tłuszcz kakaowy, odtłuszczone mleko w proszku, miazga kakaowa, serwatka w proszku, tłuszcz mleczny, tłuszcz palmowy, masło, lecytyna sojowa, polirycynooleinian poliglicerolu, syrop glukozowy, sól, słodzone skondensowane mleko, aromaty, difosforan disodowy, wodorowęglan sodu, wodorowęglan amonu, ekstrakt słodu jęczmiennego, skrobia pszenna, wodorotlenek sodu, ekstrakt pszenny.
Masa kakaowa min. 30%.
Masa netto: 87 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 515 kcal.
BTW: 6,3/26/62,5
Witaj, kiedys słyszalem wypowiedź na temat różnic w smakach, zapachach pomiedzy produktami "tymi samymi" produkowanymi na rynek niemiecki/ polski . Otóż pani reprezentująca dystrybutora na polski rynek, najpierw twierdziła że wszytko jest takie same ale przyparta do muru, powiedziała że niewielkie różnice wynikają z badań rynkowych i odmiennych gustów Polaków , hahah:) zapewne lubimy mniejsza ilość i mniejsze orzeszki w czekoladzie z okienkiem lub wiecej tłuszczu palmowego w skladzie , oraz płyn do plukania tkanin który nie ma tak intnesywnego i dlugotrwalego zapachu . Ot takie mamy gusty ;)
OdpowiedzUsuńTeż to słyszałam. Tragedia. Aż strach myśleć, jak Mondelez ocenił gusta Ukraińców - tam nadziewana Milka ma 28% masy kakaowej...
UsuńOstatnio próbowałam małą Milkę Lu i tym razem mi smakowała, w przeciwieństwie do tego co z rok temu próbowałam, musiałam mieć wtedy pecha.
OdpowiedzUsuńCo do Milki, no ja wciąż ją lubię, nawet tą polską. chociaż przyznam, że po spróbowani niemieckiej zwykła mleczna bez dodatków jakoś już nie smakowała. Chyba nadzienia tłumią mi gorszy smak samej czekolady.
Z wpisami jestem zdecydowanie na TAK. Jeszcze się pytasz? :D
Dla mnie nadzienia polskiej Milki są jeszcze paskudniejsze niż sama czekolada :D
UsuńFajnie, że i ta Ci smakowała. Wiesz... ja to mam bardziej plebejskie podniebienie i u mnie Milka do żołądka wchodzi gładko :D
OdpowiedzUsuńCo to częstszych wpisów - jeśli tylko czujesz taką potrzebę, dodawaj. To Twoje królestwo i powinnaś robić w nim wszystko to, co uszczęśliwia przede wszystkim Ciebie. A jeśli chodzi o czytelników, tych znajdziesz na pewno (np. mnie, ja z chęcią będę zaglądała :)).
Mi też kiedyś Milka wchodziła gładko. Ale spróbowałam innych rarytasów i się rozpaskudziłam :D
UsuńMilka Tuc mnie kusi, Milka Lu z kolei nie, wolę połączenie czekolady ze słonawym krakersem, niż z mdłym herbatnikiem.
OdpowiedzUsuńMilka Tuc według mnie rzeczywiście ciekawsza, więc bierz :D
UsuńJak tylko się pojawi gdzieś w cenie niższej, niż 4 zł, to na pewno kupię :D Nie wydam w Almie 8 zł na Milkę, która nie ma 300 g, nie ma mowy :D
UsuńOczywiście, ta czekolada nie jest warta 8 zł - poczekaj :)
UsuńJestem jak najbardziej za częstym publikowaniem ;)
OdpowiedzUsuńA tę kupiłam ale w wersji mini czekoladki :)
Ja tych mini czekoladek nigdzie nie widziałam. Może to kwestia tego, że rzadziej przechadzam się po sklepach niż kiedyś.
UsuńMy na to jak na lato :D
OdpowiedzUsuńChyba jednak na razie się z tym wstrzymam :D. Zobaczę, ile czekolad zjemy w górach w nadchodzący długi weekend ;)
Usuńjadłam, mile wspominam, nie wiem czy kupiłabym ponownie ale fajna:))
OdpowiedzUsuńTaka na jeden raz jest ok ;)
UsuńMilki niemieckie są zdecydowanie smaczniejsze. W dodatku można znaleźć tańsze wersje w porównaniu z tymi polskimi (na promocji w niemieckim markecie, ale też na polskich ryneczkach) co jest już totalnym paradoksem.
OdpowiedzUsuńMilki z LU nie jadłam, bo wydaje mi się to takie pospolite połączenie. Co innego krakers ;). Ale zachęcona wpisem, gdy tylko dostanę niemiecką, to kupię koniecznie.
A i jestem jak najbardziej za częstszymi wpisami :D.
Mam łatwy dostęp do stoisk z niemieckimi słodyczami, ale Milki zawsze i tak omijałam szerokim łukiem. Tuc jest ciekawsza, to na pewno - ale po tych wszystkich paskudnych polskich Milkach jakich dotąd próbowałam Lu również daje radę.
UsuńMilka z krakersami też nam bardziej smakowała :) Ogólnie to obie wersje są jak najbardziej udane. Szczerze, to nigdy nawet nie próbowałyśmy doszukać się jakiś różnic między polskimi a niemieckimi Milkami... Ale teraz zaintrygowane niedługo z chęcią to sprawdzimy ;)
OdpowiedzUsuńTak w ogóle to podoba nam się tutaj i na pewno będziemy częstymi gośćmi :)
Witam Was i zapraszam serdecznie do częstych odwiedzin! :) Jestem pewna, że również poczujecie różnicę między polskimi a niemieckimi Milkami...
Usuńjadłam, ale bez rewelacji
OdpowiedzUsuńDla mnie chyba żadna Milka nigdy nie będzie rewelacją ;)
Usuń