Źródło: http://popsop.com/2012/09/kraft-foods-has-introduced-a-new-toblerone-flavour-in-a-light-blue-packaging/
Mój pierwszy w życiu urlop dobiega już końca. Wróciłam do Polski, a tym samym powracam również na bloga. Ponad setka kilometrów w nogach, przepiękne alpejskie widoki, dużo wina i jeszcze więcej czekolady. O tak, czekolada! Wysokoenergetyczne tabliczki to obowiązkowa pozycja w naszych trekkingowych plecakach (tu prym wiodły sprezentowane nam przez Rodziców Studentskie). Jednak tym razem moja górska przygoda z czekoladą nie zakończyła się jedynie na konsumowaniu jej w zachwycających okolicznościach przyrody. Moje pożegnanie z Alpami było wyjątkowo huczne. Odbyłam najbardziej szalone zakupy w moim dotychczasowym życiu - w sklepie R.Rajsigl w Innsbrucku. Dzięki tym zakupom mam zapas wyśmienitych czekolad na najbliższych kilka miesięcy. Ekspedientka miała ogromny uśmiech na twarzy pakując coraz to kolejne wybierane przeze mnie tabliczki do... kartonów :D.
Ale nim przejdę do opisywania efektów tych olbrzymich zakupów, trzeba zająć się tabliczkami zjedzonymi podczas naszego pobytu w Alpach Otztalskich. Pierwszą z nich była Toblerone Crunchy Almonds. Zakupiłam ją w sklepie wolnocłowym w rodzinnym mieście mojego Ukochanego. Będąc tam parę miesięcy temu, zauważyłam pierwszy raz ten wariant Toblerone - lecz jedynie w wielkoformatowej wersji. Ostatnio pojawiła się tam również klasyczna forma 100 gramowej tabliczki. Ani chwili nie wahałam się przed zakupem. Mam same dobre wspomnienia z Toblerone, a wariant z solonymi i karmelizowanymi migdałami bardzo mi przypadł do gustu.
Po przyjeździe do naszej mieściny wyruszyliśmy na pierwszą górską wyprawę - ot, czterogodzinny spacer na rozgrzewkę. Siedząc na wyeksponowanym tarasie schroniska, oglądając Alpy w pełnym słońcu i popijając pszeniczne piwo - sięgnęliśmy właśnie po Toblerone, które przyjechało z nami na urlop. Po otwarciu opakowania okazało się, że bardzo źle zniosło transport - ale nie ten z Polski do Austrii, lecz wcześniejszy - spod niemieckiej granicy do Poznania. Pociągi "piętrusy" są w upał najgorszym środkiem do transportu słodkości. Toblerone musiało wtedy w 100% przejść w stan płynny. Gdy je otworzyliśmy, było na nowo zestalone, lecz całkowicie straciło podział na kostki. Po prostu totalnie się zmasakrowało. Na szczęście, nie przeszkodziło to istotnie w czerpaniu z niego przyjemności.
Mleczne Toblerone nie grzeszy wysoką zawartością kakao - ma go jedynie 28%. I rzeczywiście, kakao nie jest mocno wyczuwalne. A jednak, smakowitość tej czekolady podbija przyjemna mleczność. No i dodatki, które bardzo mi pasują. Oprócz klasycznego miodowo-migdałowego nugatu, lekko klejącego się i chrupiącego zarazem - w przypadku Crunchy Almonds uraczono nas jeszcze solonymi i karmelizowanymi kawałkami migdałów. Ku mojemu zaskoczeniu, nie była to żadna miałka drobnica - ale naprawdę spore cząstki! Mamy tu połówki i ćwiartki pysznych, podrasowanych migdałów. Sól równoważy cukier związany z procesem karmelizacji, przez co nie czujemy przesłodzenia. Migdały zostały podane w bardzo smakowitej i ciekawej formie, przez co Toblerone Crunchy Almonds staje się pozycją godną wypróbowania. Nie koniecznie tylko jako przerywnik podczas górskiej wędrówki :).
Skład: cukier, solone i karmelizowane migdały 14% (migdały 67%, cukier, syrop glukozowy, sól, tłuszcz mleczny), pełne mleko w proszku, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, miód 2,5%, tłuszcz mleczny, migdały 1%, lecytyna sojowa, białko jaja kurzego w proszku, wanilina.
Masa kakaowa min. 28%.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 535 kcal.
BTW: 6,4/30,5/56,5
Nigdy nie jadłam czekolady tejże firmy, a smak jak najbardziej zachęca :)
OdpowiedzUsuńWarto spróbować, są dość charakterystyczne.
Usuńmmmmm... cóż za rozkoszny blog... tej wersji Toblerone jeszcze nie jadłam. Niestety... aczkolwiek mam nadzieje że to jeszcze przede mną:))
OdpowiedzUsuńDziękuję i zapraszam do dalszego odwiedzania :). Jeśli lubisz Toblerone, to warto sięgnąć po tą wersję.
UsuńChętnie:) Blog mi się podoba więc obserwuję:)
UsuńBardzo podoba mi się opakowanie tej czekolady. Znając Toblerone smak też nie może być gorszy :). Będę jej poszukiwać, ale widzę marne szanse na kupienie jej w Polsce :/
OdpowiedzUsuńotóż to, jak dobrze, że będę niebawem w Anglii, to uzupełnię zapasy :D
UsuńWidziałam ją w Stanach i myślałam nad tym aby ją kupić ale zrezygnowałam, bo i tak by mi się nie zmieściła.
OdpowiedzUsuńZapas czekolady na parę miesięcy :D No to teraz jestem jeszcze bardziej ciekawa twoich łupów.
A szkoda, bo te migdały naprawdę "robią robotę". Oj tak, moje szalone łupy, najlepsze zakupy na świecie!!! :D
Usuńchyba widziałam taką czekoladę w Niemczech ale nie jestem pewna. Możliwe to? Bardzo zaciekawiły mnie te solone migdały ;)
OdpowiedzUsuńPewnie, że możliwe ;). W Niemczech więcej wszystkiego, niż u nas :P
Usuńjak bym ją tylko zobaczyła, to bym się nie zastanawiała... no chyba, że cena stanęłaby mi na przeszkodzie :D
OdpowiedzUsuńCena standardowa jak dla wszystkich Toblerone.
UsuńPopieram (moje zdanie znasz)! :D
OdpowiedzUsuń