Oprócz trekkingu po górach, głównym punktem każdej wizyty we Włoszech jest oczywiście... jedzenie! Spacerując po górskich miejscowościach uwielbiałam odwiedzać sklepy z produktami regionalnymi, które zawsze zadziwiały mnogością i urozmaiceniem oferowanego asortymentu. Z tegorocznej wyprawy przywiozłam dwie tabliczki z takowego sklepu. Zostały one stworzone w domowej pracowni w Canazei. Generalnie tego typu słodkości spotkać można było w każdym punkcie sprzedaży produktów regionalnych. Pomimo podobnej konwencji, różniły się między sobą jakością czekolady i dodatków, oraz ich zawartością. Wybrane przeze mnie tabliczki z Canazei szczególnie przypadły mi swoją formą do gustu.
W końcu przyszedł czas na degustację tych włoskich pamiątek. Pierwszeństwo przypadło gorzkiej z owocami leśnymi.
Ciemna czekolada była dość gruba, przez co po ugryzieniu dokładnie obserwować można było teksturę jej bogatego w kakao wnętrza. Wydawała ten charakterystyczny dźwięk przy łamaniu, który jest mioooodem dla moich uszu, a przy tym obietnicą dobrej jakości. Zapach wspaniały, głęboki, z przyjemną owocową nutą. Intensywny smak gorzkiej czekolady to to, czego potrzebowałam... A te suszone owoce! Włosi ich nie szczędzili i bogato obsypali nimi tabliczkę. Fragmenty malin przypominały w smaku nieco susz z owocowych herbatek, jednak nie przeszkadzało mi to. Truskawki i jagody były przyjemnie słodkie i wybornie łączyły się z goryczą czekolady. To był prawdziwy, naturalny susz, a nie jakaś ściema w stylu granulek z cukru, aromatu i skoncentrowanego soku. Podsumowując - solidny zastrzyk endorfin został zaaplikowany do krwioobiegu. Kocham, kocham, kocham, kocham za to dobre czekolady! :)
Na koniec warto dodać, gdy opuszczając już Włochy zatrzymaliśmy się w Bressanone, w tamtejszym sklepie z czekoladami, zauważyłam podobne tabliczki, ale za to bardzo gustownie opakowane. Każdy kolejny smak otrzymał nazwę jednego z dolomickich szczytów. Na opakowaniu widniało zdjęcie danej góry. Nie mam jednak absolutnie żalu do producentów czekolad z Canazei, że zaopatrzyli swe wyroby w tak prymitywne opakowania. Wolę kupić czekoladę otoczoną przeźroczystą folią, mając pewność, że rzeczywiście zawiera w sobie dużą ilość suszonych owoców. Potępiam natomiast praktyki Krakowskiego Kredensu, który pakuje swoje tabliczki z ładne kartoniki z okienkiem, nazywając swój produkt czekoladą z np. żurawiną. Po otwarciu kartonika okazuje się, że owszem, czekolada jest z żurawiną, ale tylko w miejscu, w którym przypadało okienko ;)...
Skład: cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, suszone: maliny, truskawki i jagody; lecytyna sojowa, wanilia
Masa kakaowa min. 65%.
Masa netto: 100 g
O Matko, ale cudo!!! Chcę taką<3 już wiem żeby mi posmakowała:)
OdpowiedzUsuń