wtorek, 28 lutego 2017

Zotter Gold Sprouts in Nougat Bed ciemna mleczna 60% nadziewana nugatami z orzechów laskowych i makadamia oraz prażonymi kiełkami prosa


 Kolejną nadziewaną nowością od Zottera, w której zastosowano modne super foods jest Gold Sprouts in Nougat Bed. Tu mamy do czynienia z prosem, które wróciło do łask przede wszystkim pod postacią ukochanej przeze mnie kaszy jaglanej. W zotterowskim nadziewańcu użyto jednakże czegoś innego, a mianowicie prażonych kiełków prosa. Podobnie jak w Chia Seeds with Nutty Power, bazą dla magicznych ziarenek stały się nugaty - tym razem z orzechów laskowych i makadamia. Dla mnie, fanki jaglanki i orzechów, czekoladowe smakowitości zdobyte na biokredens.pl wydawały się wyjątkowo kuszące (a zwłaszcza po przeczytaniu pochlebnej recenzji Kimiko).


 Tabliczka w przekroju prezentowała się cudownie. Dwie miąższyste, zbite warstwy nugatu kryły w sobie tajemnicze, złotawe drobinki. Wszystko zostało oblane solidną kuwerturą z wyśmienitej mlecznej czekolady o wysokiej, 60% zawartości kakao. Zapach Gold Sprouts in Nougat Bed był obezwładniający. Uwodził głębokim aromatem orzechów przeplatającym się z bogactwem kakao. Przez ten pełny mocy duet przebijały się przyprawy, dzięki czemu kompozycja nabrała nieco egzotycznej woni, jakby leśnej, drzewnej, odrobinę podobnej do chałwy. Ślinianki zaczęły intensywniej pracować, a dość spójne połączenie wszystkich warstw zniechęciło mnie do próbowania ich z osobna. Traktowałam tabliczkę jako całość w trakcie całej degustacji.


 Delikatny, słodkawy nugat z orzechów makadamia przeplatał się z wyrazistym nugatem z orzechów laskowych - fuzja ta wypadła niezwykle korzystnie. Pierwszy raz miałam okazję rozkoszować się w pełni zotterowskim nugatem z orzechów makadamia - w pysznej Cardamom + Macadamia został on zupełnie przyćmiony przez przyprawy. Tutaj, pomimo towarzystwa charakternego nugatu z orzechów laskowych, znalazł swoje pole do popisu. W zasadzie to wręcz dopełniał swą specyficzną łagodnością ten drugi nugat. Moja orzechowa żądza została zaspokojona - za to tabliczka ma wielki plus. Pod względem esencjonalnych nugatów, tłuściutkich i treściwych - wszystko mi tutaj pasowało.


 Kuwertura z ciemnej mlecznej czekolady 60% spisała się doskonale. Po raz kolejny przekonałam się, że właśnie ta czekolada najlepiej pasuje do większości nadziewańców Zottera. Swą mlecznością świetnie zgrywa się z nadzieniami, a jednocześnie cały czas mamy do czynienia z niebywałą mocą kakao. Przy szaleńczo orzechowym wnętrzu 60% zawartość kakao doskonale uwypuklała orzechowe nuty, jeszcze bardziej je podkręcała. Przypuszczam, że już przy samym prostym połączeniu - nugatów i czekolady - byłabym usatysfakcjonowana.


 Jednakże w Gold Sprouts in Nougat Bed Zotter uraczył nas czymś jeszcze. Drobinki w różnych odcieniach złota doskonale widoczne są w przekroju, a podczas degustacji również wyczuwalne są praktycznie od razu. Nadają kompozycji chrupkości, którą producent przyrównał do sezamu. Absolutnie się z nim zgadzam - nawet w posmaku są one sezamkowe. Poza tym, ich zbożowo-palone akcenty kojarzą się z dobrym chrupkim pieczywem. Na typową jaglankę raczej bym nie postawiła. Kiełki cechowały się pewnym roślinnym posmakiem, takim właśnie typowo "kiełkowym", a przy tym nieco podpalonym, miodowo-karmelowym. W moim odczuciu, o wiele więcej wniosły do smaku i konsystencji całości, niż chia w Chia Seeds with Nutty Power. Były naprawdę idealnym, smakowitym dopełnieniem, a przy tym dość nietypowym, trudnym do zidentyfikowania bez wiedzy o składzie.


 Gdy do tego dodamy jeszcze istotne dla całości, ale nienarzucające się przesadnie przyprawy - kardamon, kolendrę, ziarna tonka, cynamon i wanilię - kompozycja staje się pełna i złożona. Ważną rolę spełnia także sól, uwydatniając specyficzny charakter kiełków, a także podkreślając nugaty. Kocham, kiedy Zotter w tak wyważony i przemyślany sposób stosuje przyprawy.

Przed przystąpieniem do pisania swojej recenzji powróciłam do wpisu Kimiko i nieźle się zaskoczyłam, gdy przeczytałam o wchodzących pomiędzy zęby kiełkach. Wraz z moim Mężem zupełnie nie odnieśliśmy tego wrażenia. Dla nas były to przyjemne chrupacze, które bez problemu rozgryzaliśmy rozkoszując się ich smakiem. Co istotne, mój Mąż jest szczególnie wrażliwy na wszystkie "włazizęby",  a więc na pewno zwróciłby na to uwagę. Tym czasem, podsumował tabliczkę jako bezwzględnie pyszną. Ja również przychylam się do jego opinii - to bardzo udana czekolada. Nie mniej jednak, nie pogardziłabym Zotter Handscooped nadziewaną klasyczną jaglanką z ciekawymi dodatkami - tak jak przy
Chia Seeds with Nutty Power marzyła mi się tabliczka wypełniona puddingiem z chia.


Skład: surowy cukier trzcinowy, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, orzechy laskowe, orzechy makadamia, pełne mleko w proszku, kiełki złotego prosa, słodka serwatka w proszku, kiełki brązowego prosa, masło, lecytyna sojowa, pełny cukier trzcinowy, odtłuszczone mleko w proszku, sól, wanilia, cynamon, ziarna tonka, kardamon, kolendra.
Masa kakaowa min. 60%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 563 kcal.
BTW: 7,3/38/45

niedziela, 26 lutego 2017

Amedei Cru Jamaica ciemna 70%


Kolejną tabliczką (po ekwadorskiej i madagaskarskiej) z serii Cru od Amedei (w całości zakupionej w Sekretach Czekolady), po którą postanowiłam sięgnąć była Jamaica - swoisty unikat w mojej czekoladowej kolekcji. Nigdy dotąd nie miałam okazji próbować czekolady wykonanej z kakao wyhodowanego na tej wyspie. To był dla mnie zupełnie nowy, nieodkryty ląd. Dopiero po degustacji wyszukałam w sieci trzy bardzo wartościowe recenzje (1, 2, 3), z których pierwsza jest polskojęzyczna - koniec końców pomogły mi pozbierać myśli przy konstruowaniu mojej opinii. Zapraszam do lektury!


Amedei Cru Jamaica, wykonana z kakao odmiany trinitario, zaskakiwała mnie od samego początku. Po pierwsze, posiadała wyjątkowo jasną barwę jak na 70% kakao. Po drugie, wyglądała niczym satynowa, co wcale nie było tylko i wyłącznie winą delikatnego nalotu. Zresztą, nie ja jedyna miałam właśnie takie skojarzenie. Satynowość w logiczny sposób łączyła się z drobno piaskową strukturą czekolady, o której więcej napiszę za chwilę. Tabliczka pachniała delikatnie, niezwykle owocowo i słodko - unosił się nad nią bardzo charakterystyczny bukiet, który sprawił, iż po smaku spodziewałam się zupełnie czegoś nowego. Na kostki łamała się z wyraźnym, lecz łagodnym dla ucha chrupnięciem.


I tak oto, prezentuje się przed nami cała feeria owoców. Przede wszystkim są to soczyste i aromatyczne owoce tropikalne. Pomyślałam o papai, mango, ananasie, pomarańczy, gruszce nashi, a także o dorodnych malinach, poziomkach i truskawkach. Producent wspomina o świeżych daktylach, jednakże ja nigdy takowych nie jadłam, więc trudno mi wyrokować. Niesamowita owocowa karawana przyprószona została delikatnym cukrem pudrem. Owoce zdają się być zamknięte w łagodnej konfiturze bądź w gładziutkiej landrynce. Jamaica okazała się być dla mnie przede wszystkim smakowitą sałatką owocową, zajadaną na leżaku pośród cieplutkiego piasku na słonecznej plaży, gdy owiewa mnie rześka bryza. Relaks i radość!


Dalej, choć nadal owoce dominowały, pojawiły się także inne nuty. Pomyślałam o podgrzanym ziołowym maśle, a także czymś nietypowym, jakby drewniano-miodowym. Czytając recenzję na Chocolate Codex znalazłam rozwiązanie tej zagadki... Znacie posmak wylizywanego do cna patyka do lodów? To był właśnie ten smak! Słodkawa śmietankowość i wyraźna wanilia mieszają się z smakiem drewienka, tworząc swoistą miodową iluzję. Ja Cię kręcę, dzięki tym skojarzeniem czekolada staje się jeszcze bardziej wakacyjna i beztroska!

Sporo dzieje się w tej czekoladzie i w zasadzie w nieskończoność można snuć kolejne skojarzenia. Jest tak kompleksowo ciepła, słodka i słoneczna, że do głowy przychodzi milion pomysłów na jej szczegółową charakterystykę. Włożyć tu można praktycznie wszystko, co kojarzy się z latem na plaży. Choć nie jest to moja ulubiona forma spędzania wolnego czasu - czekoladowe plażowanie z Jamaicą to prawdziwa przyjemność.


Jamaica zasmakowała mi dotąd najbardziej z próbowanych Amedei Cru. Nuty smakowe w niej zawarte były konsekwentnie słoneczne, jednoznaczne, rewelacyjnie beztroskie, niezwykle "jamajskie" - a lubię, gdy smak i pochodzenie kakao zlewają się niemalże w jedno. Smak stał się tu niemal charakterystyką Jamajki. W poprzednich Amedei Cru zawsze brakowało mi odrobiny szaleństwa, jakiegoś dopełnienia - tu wszystko znajdowało się na swoim miejscu, odczułam pełną satysfakcję. Amedei Cru Jamaica to ciekawostka wśród single-origin, polecam ją z całego serca! Jeśli kiedyś będę mieć okazję zakupić jamajską czekoladę z innej manufaktury, na pewno z niej skorzystam!


Skład: masa kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, wanilia.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 50 g.

piątek, 24 lutego 2017

Zotter Firewood Brandy ciemna 70% nadziewana czekoladowo-karmelowym ganaszem z brandy z palonego drewna iglastego i miodem


 Zotter posiada w swej ofercie wiele alkoholowych tabliczek Handscooped, które to zawsze przykuwają moją uwagę. Już nie raz bardzo mnie zaskoczyły, że wspomnę tylko o Vodka czy Mountain Gentian. W najnowszej kolekcji nadziewańców austriacki mistrz czekoladowej kreatywności prócz kilku wariacji na temat wina znalazł miejsce także na nietypowe brandy. Swoją tabliczkę Firewood Brandy, z przyciągającą wzrok ilustracją na froncie opakowania, zakupiłam poprzez biokredens.pl - Was również odsyłam do tego sklepu!


 Teraz pomysłowość Zottera przekroczyła czekoladową granicę - postanowił sam stworzyć alkohol, który następnie połączy z czekoladą. Prażone i karmelizowane gałązki świerku, modrzewia i sosny zostały dodane do brandy z cukru trzcinowego, tworząc niezwykle aromatyczny trunek. Dalej, Zotter umieścił go jako składnik czekoladowo-karmelowego ganaszu, przyprawionego miodem, cynamonem i wanilią. Wszystko zostało polane ciemną czekoladą o 70% zawartości kakao. Po tą rozgrzewającą mieszankę sięgnęłam, gdy mnie wraz z Mężem próbowało nieskutecznie powalić jakieś choróbsko - potraktowaliśmy ją jako element niezwykle przyjemnej terapii.


 Jednolita, połyskująca tafla ciemnej kuwertury uwodziła bogatym aromatem, kryjącym w sobie nuty alkoholowe, wyraziście kakaowe, nieco piernikowe i miodowe, a także intrygujące iglaste niuanse. Takie zapachy działają na mnie niesamowicie! Po przełamaniu tabliczki na pół zauważyliśmy, że jaśniejsze o dobrych kilka tonów nadzienie jest dość zbite. Uhh, dopiero teraz z prawdziwą mocą uwolnił się zapach Firewood Brandy!

Alkohol przesiąknął do samej kuwertury, więc kakaowa powłoczka stworzyła prawdziwą jedność z ganaszem. W tym wypadku trudno rozwodzić się nad walorami samej ciemnej czekolady, tym bardziej, iż samo nadzienie również jest mocno czekoladowe. Moje pierwsze skojarzenie podczas przegryzania się przez całość tabliczki to czekoladowy tort nasączony dobrym alkoholem. Dopiero po chwili spod czekoladowo-alkoholowego uścisku wyłania się niesamowity gość - aromatyczne igliwie.


 Powoli, lecz gładko rozpuszczająca się w ustach kompozycja zaskakuje głęboko w gardle odświeżającym, wyrazistym posmakiem dobrej ziołowej nalewki. Poczułam się, jakbym piła jakiś wykwintny alkohol sporządzony na miodzie, siedząc wygodnie na fotelu przy pachnącej lasem świątecznej choince, zajadając przy tym smakowite pralinki z prawdziwej czekolady, wypełnione delikatnym nadzieniem karmelowym. Firewood Brandy jest pełna, sycąca, dopracowana od A do Z. Moim zdaniem - idealna na firmowe spotkanie wigilijne, jednak klasyczne i utrzymane w poważnym tonie, nie tak jak w przypadku Silver Firs.


 Bardzo podobało mi się, jak spod czekolady, alkoholu i tych intrygujących nut igliwia oraz drewna, podczas trwania degustacji stopniowo coraz wyraźniej ukazywały się karmel i miód. Kompozycja, która na początku zafundowała nam mocne uderzenie, z czasem łagodniała, płynnie przechodząc w słodsze klimaty. Zaletą czekolady okazał się również fakt, iż jest ona pozbawiona aptecznego posmaku, czego nieco się obawiałam czytając skład. Na pewno jest to propozycja godna polecenia dla fanów mocniejszych alkoholi. Z chęcią powróciłabym do tej tabliczki, mając ochotę na coś rozgrzewającego, a przy tym niekorzennego.


Skład: surowy cukier trzcinowy, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, brandy z palonego drewna (alkoholowy ekstrakt z modrzewia, świerku i sosny), pełne mleko w proszku, karmel w proszku (odtłuszczone mleko, serwatka, cukier, masło), mleko, syrop cukru inwertowanego, miód, pełne mleko w proszku, sól, lecytyna sojowa, wanilia, cynamon.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 528 kcal.
BTW: 5,9/33/41

środa, 22 lutego 2017

Akesson's Brazil Fazenda Sempre Firme 75% Forastero & Coffee Nibs ciemna z kawą


 Dziś opisywana tabliczka jest jednym z moich najnowszych nabytków z Sekretów Czekolady. Wprawdzie w Magicznej Szufladzie czekają już na mnie dwie inne propozycje londyńskiego Akesson's oparte na brazylijskim kakao - analogiczna ciemna 75% bez dodatków oraz mleczna 55% - jednakże postanowiłam najpierw sięgnąć po wersję z kawą. Stało się tak przede wszystkim dlatego, iż chciałam ją porównać ze zmysłową kawową Republica del Cacao z Kolumbii, mając jeszcze na świeżo w pamięci jej smak.

Opakowanie czekolady jest z tyłu opatrzone ciekawym opisem historii posiadania przez Bertila Akesson i jego brazylijskiego wspólnika plantacji Fazenda Sempre Firme położonej wśród dzikich lasów deszczowych regionu Bahia. Hodowane tam kakao nie jest "zwykłym Forastero", lecz lokalną odmianą "parasinho". Żeby było jeszcze ciekawiej, zatopione w tabliczce w ilości 5% kawowe nibsy wykonane są z delikatnie prażonych ziaren kawy wyhodowanej w tym samym regionie, na tej samej glebie, w tych samych warunkach. Bukiety kakao i kawy mają okazję wzajemnie się przeplatać, uzupełniać - ukazując nam smakową esencję brazylijskiej Bahii. Po wizycie na plantacji kawy Don Manolo w Kolumbii mam jeszcze większą fiksację na punkcie takich niuansów.


 Bardzo ciemna, poważna tabliczka po przełamaniu, któremu towarzyszył uwodzicielski trzask - praktycznie nie miała w sobie śladów kakaowych nibsów. Wskazywało to na fakt, iż są one bardzo drobne, podobnie jak w kawowej Republica del Cacao. To była dla mnie dobra wiadomość - nic nie powinno mi przeszkadzać w czerpaniu radości z samej czekolady, kawa miała szansę subtelnie ją uzupełniać.

Czekolada pachniała niezwykle delikatnie, zresztą, w dotyku również taka była - bardzo aksamitna. Woń określiłabym przede wszystkim jako kwiatową, odrobinę liściastą, taką jesienną - jak spacer pośród klombów w słoneczny dzień złotej polskiej jesieni. Rodzimy akcent był zaskakujący przy świadomości, z jakiego rejonu pochodzi kakao. Kawowy aromat również się pojawił, mieszając się z ziemistością i lekką karmelowością kakao. Po wizycie w Don Manolo dobrze znam zapach delikatnie palonej kawy (większość kaw dostępnych u nas jest palona bardzo mocno), toteż ów kwiatowo-owocowy akcent przypominał mi rozkoszne chwile pośród kawowych krzewów.


 Kakaowo-kawowa fuzja z Brazylii okazała się bardzo gładko rozpuszczać w ustach, wypełniając je miękko i przyjemnie, jednak bez tak wielkiej namiętności jak kolumbijska Republica del Cacao. Od samego początku do akcji wkroczyły chrupiące drobinki kawy, pieszcząc podniebienie łagodnym, acz charakterystycznym smakiem - pobudzającym, słonecznym miksem kwiatów i owoców, z nutami karmelu i miodu. Nie jest to typowe kawowe uderzenie, do jakiego byliby przyzwyczajeni typowi europejscy "pijacze" kawy. To niezwykle aromatyczne tchnienie, ze spójnością wzbogacające czekoladową głębię.

Sama czekolada? Cóż, jestem ciekawa, jak odbiorę ją w wersji czystej, bez dodatku kawy. Prócz miłej gładkości charakteryzuje się bądź co bądź dość poważnymi, usystematyzowanymi nutami. Naprawdę mnie tym zaskoczyła, nie ma tu dzikości brazylijskiego karnawału czy też bogactwa nieprzebytej dżungli. Motyw spaceru przez spokojny jesienny park powraca nieustannie. Mnóstwo w tej czekoladzie nut drzewnych i ziemistych, różnych jednak od tych charakterystycznych dla Indonezji. One były tutaj w dużej mierze uładzone, uspokojone.


 Dziewczyna z dobrego domu spaceruje parkową aleją ubrana w prosty płaszcz. Jej głowa wypełniona jest klasyczną poezją, gdy na pobliskie parkowe stawy z lekkością opadają kolorowe liście. Kwaskowato-goryczkowe motywy roślinne stanowią szczególnie ważne spoiwo z kawą. Nie ma tu szaleństwa, jest jesienna melancholia. Dziewczyna pozostawia za sobą słodkawy zapach waniliowych perfum. Raz po raz pojawia się pozornie mącący spokój aromat tytoniu, pozostawiany przez przechodzących obok zamyślonych mężczyzn - by po chwili wkomponować się w pachnący liśćmi, drewnem i ziemią słoneczny park.

Czekolada nie uderzyła mi do głowy z jakąś niezwykłą mocą. Była smaczna, lecz spokojna, harmonijnie dopracowana. Niczym owa dziewczyna z parku, kryła w sobie zasady, których nie zamierzała się wyrzekać. Poetycka, nostalgiczna, klasyczna. Jej smak nie zostaje z nami długo, odchodzi w którąś z alejek, jakby bała się zawierania znajomości na dłużej...

Ciekawostką jest fakt, iż producent w opisie na opakowaniu, wśród wyczuwalnych nut smakowych w tej czekoladzie wskazuje na lokalny owoc - pitangę. Wrzucając nazwę w wyszukiwarkę nawet nie spodziewałam się, że miałam okazję jej próbować, i to na kolumbijskiej plantacji kawy! Rzeczywiście, jej kwaskowaty, specyficzny posmak można porównać z nutami kwiatów i liści występującymi w tabliczce.


Jestem dopiero na początku eksploracji czekolad Akesson's (to była moja trzecia tabliczka od nich), w przeciwieństwie do Kimiko, która zdążyła się w już totalnie zakochać w tej marce. Nie zaprzeczę, Akesson's próbuje mnie uwodzić, ale jeszcze musi czymś naprawdę mocno trafić do mojego serca. Będzie miał jeszcze ku temu okazję - w Magicznej Szufladzie czekają na mnie nie tylko pozostałe brazylijskie propozycje, ale też inne produkty.

Skład: masa kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, kawowe nibsy 5%, lecytyna sojowa non-GMO.
Masa kakaowa min. 75%.
Masa netto: 60 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 575 kcal.
BTW: 9,3/45,81/31,37

poniedziałek, 20 lutego 2017

Zotter Mango Preda mleczna 40% nadziewana ganaszem z musu z mango, czekolady z mango i nugatu z nerkowców


Zotter lubi się z mango. Miałam okazję próbować już kilku jego czekoladowych interpretacji tego owocu: niebanalnej Mango mit Maracujatrauben, uroczej Yummy! Meals for Schools, zawadiackiej Cheeky Fruits, orzeźwiającej Mango Tango, no i niedawno: żywiołowej Mango and Mace. Obok tej ostatniej, wśród nadziewanych nowości (odsyłam na biokredens.pl) pojawiła się jeszcze jedna propozycja z mango - Mango Preda. I to właśnie ją chcę Wam dzisiaj zaprezentować.

 Najpierw jednak wypada wyjaśnić, czy tak w ogóle jest Preda. Otóż, to filipińska organizacja zajmująca się ochroną praw dzieci. Po szczegóły odsyłam na www.preda.org. Ostatnio Preda obchodziła 40-lecie istnienia. Z tej okazji Zotter postanowił wspomóc organizację swoim produktem. A że na Filipinach rosną jedne z najlepszych mango na świecie, wszystko można pożenić z owocową czekoladą.


W zasadzie, Mango Preda jest uproszczonym, uładzonym wydaniem Mango and Mace. Nadzienie stworzone zostało z jednolitego ganaszu, na który składa się mus z mango, czekolada z mango i nugat z orzechów nerkowca. Pokryto je delikatną mleczną czekoladą o 40% zawartością kakao. Niewątpliwie, Mango Preda bez oporów poleciłabym w ciemno osobom preferującym łagodniejsze smaki, także dzieciom.


Jakże może pachnieć jaka kompozycja, no jak? Soczystość mango przeplata się z rześkością jogurtu oraz głębią dobrej mlecznej czekolady. Gdzieś w tle pojawia się delikatny akcent orzechów nerkowca, naprawdę bardzo subtelny. Kolor nadzienia jest intensywnie żółty, tak jak w Mango and Mace podbarwiony kurkumą. Czekolada przedstawia się niezwykle soczyście.

Mleczna kuwertura w istocie jest bardzo delikatna, aksamitna, tłuściutka. To po prostu bardzo dobra mleczna czekolada - łagodna, wyraziście mleczna, ale niepozbawiona kakaowego uderzenia. Z nadzieniem zgrywała się bardzo spójnie, zupełnie z nim nie walcząc - obie części Mango Preda są po prostu bardzo spokojne.



Nadzienie nieco mnie zaskoczyło. Po energetycznej, pełnej wrażeń Mango and Mace byłam ciekawa, jak ganasz z mango i nerkowców spisze się solo. Bardzo, ale to bardzo mocno odznaczył się smak białej czekolady z mango. Specyficzny posmak klasycznej owocowej czekolady od Zottera w pełni zdominował nadzienie, niosąc ze sobą także kwaskowatą jogurtową nutę. Czułam się, jakby duży dysk z Mango Tango przemieniono w ganasz. To był niemalże kubek w kubek ten sam smak.

Rześkość samego musu z mango zeszła tym samym na dalszy plan. Wprawdzie pojawia się on ze swym soczystym orzeźwieniem, niczym konfitura domowej roboty ze świeżych owoców - ale to biała czekolada z mango gra pierwsze skrzypce, łagodząc na maksa całą kompozycję. O dziwo, bardzo trudno mi było w tym wszystkim zidentyfikować nerkowce. Paradoksalnie mam wrażenie, że w zamieszaniu Mango and Mace łatwiej mi było je odnaleźć.



Mango Preda to przyjemna, prosta czekolada, o ganaszu posiadającym konsystencję gładkich lodów. Nie mam jednak wątpliwości, że w tym wypadku bez zastanowienia wybiorę ostrzejsze wrażenia - to Mango and Mace jest tabliczką w moim stylu. Nie mniej jednak dobrze, że powstała również Mango Preda. Niech będzie ona smaczną alternatywą dla tych, których wyborny chaos Mango and Mace mógłby przytłoczyć. Nie wiem tylko po co producent wspomina na opakowaniu o chili, które moim zdaniem nie miało tu zupełnie nic do powiedzenia.

Skład: surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, puree z mango, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, syrop cukru inwertowanego, suszone mango, pełne mleko, jogurt w proszku z odtłuszczonego mleka, orzechy nerkowca, koncentrat soku cytrynowego, lecytyna sojowa, proszek cytrynowy (koncentrat soku cytrynowego, skrobia kukurydziana, cukier), słodka serwatka w proszku, sól, kurkuma, wanilia, pełny cukier trzcinowy, chili bird's eye.
Masa kakaowa min. 40%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 505 kcal.
BTW: 3,9/32/51

sobota, 18 lutego 2017

Republica del Cacao Colombia ciemna 75% i ciemna 75% z kawą


Przy recenzji Republica del Cacao Colombia Tree Tomato opisałam już całą historię związaną z zakupami na stoisku Republica del Cacao na lotnisku w Bogocie. Na neapolitanki, które dzisiaj chcę Wam przedstawić, wydałam swoje ostatnie pesos. Pamiątką będzie dla mnie woreczek stanowiący opakowanie sześciu czekoladek (po trzy z dwóch rodzajów) oraz większa torebka, do której za propozycją sprzedawcy nasypałam próbek czekolady z tamarillo (zapewne nieco zwietrzałych). Obie torebeczki możecie zobaczyć na zdjęciu powyżej, zaś poniżej - sam pakuneczek z czekoladowymi skarbami...


...trzy 5-gramowe tabliczki ciemnej czekolady z 75% zawartością kolumbijskiego kakao oraz trzy analogiczne, wzbogacone o nibsy z kolumbijskiej kawy. Degustację rozpoczęliśmy od wersji bez dodatków. Z góry przepraszam Was za jakość poniższych zdjęć, ale do naszych neapolitanek zasiedliśmy wieczorem, przy niezbyt korzystnym sztucznym oświetleniu.


Przy wersji z tamarillo w odkryciu prawdziwego ducha kolumbijskiej czekolady od Republica del Cacao przeszkadzały mi: 1) twarde, przesuszone kawałki tamarillo; 2) starość próbek, które trochę już musiały poleżeć na sklepowej wystawie. Tym razem już nic nie miało mi zaburzyć delektowania się czekoladkami o bardzo ciemnej barwie. Pachniały bardzo intensywnie, mieszanką licznych soczystych owoców oraz świeżo palonej kawy. Woń zwiastowała mocne wrażenia...


...ale czegoś takiego się nie spodziewałam. Położona na języku kostka poczęła gładko rozpuszczać się, po chwili zajmując całe usta niewypowiedzianie aksamitnym i gęstym błotkiem. Czekolada dosłownie wdzierała się w każdy zakamarek buzi, uderzając tym samym do głowy - pulsując intensywnością w mózgu i krwi. Najpierw poczułam się, jakbym jadła dopiero co przyrządzony mus z soczystych jabłek, potem do gry wkroczyły na chwilę cytrusy, ale prędko zostały przytłoczone przez wyrazistą kawową paloność.


W tej czekoladzie gorycz i słodycz stały na tym samym poziomie, co dało naprawdę spektakularny efekt. Kawowo-karmelowa goryczka osiągnęła wysoki pułap, nadając tabliczce wyjątkowej mocy. Wszystko spowite było jednak mleczno-owocową słodyczą, a niebywały aksamit czekolady jeszcze tylko potęgował doznania. Zalewający umysł czekoladowy likier robił to tym skuteczniej, gdyż czekolada zdawała się być... gorąca. Tak, jak w niektórych tabliczkach odnaleźć można chłodzący efekt kakao, tak tutaj coś doprowadzało nas do wrzenia. Kakao musiało mieć w sobie akcenty chili i korzennych przypraw, bowiem degustacja niosła ze sobą wrażenie picia gorącej, gęstej czekolady.

 Niezwykle "inwazyjne" wypełnianie ust czekoladowym aksamitem, zestawienie intensywnych smaków oraz niesamowity efekt rozgrzewający sprawiają, iż kolumbijską 75-tkę od Republica del Cacao przyrównać mogę do namiętnego, gorącego, dłuuuugiego pocałunku. Takiego, który momentalnie uderza do głowy. Takiego, którego czuje się całym ciałem. Takiego, podczas którego wszystkie zapachy, wszystkie drobne smaczki - odczuwamy o wiele intensywniej. Aksamit ust, ciepło języka, zapach mężczyzny... Gorrrąco! Ah! Cóż to była ze czekolada! I tak... tak szybko się skończyła, odeszła niczym senne marzenie...


...ale przecież czekała na nas jeszcze wersja z kawą! Uhh, pachniała tak cudownie jak poprzedniczka, tylko jeszcze mocniej - wyraźny bukiet prawdziwej kolumbijskiej kawy uwodził swym nieopisanym pięknem.


Kawę zatopiono w czekoladzie w formie naprawdę maleńkich drobinek prażonych ziaren. Było ich na tyle dużo, by czuć bez przeszkód ich intensywny smak - a na tyle mało, iż nie przeszkadzały w czerpaniu rozkoszy z samej czekolady. Te drobinki były niczym iskierki, frywolne diabełki, które jeszcze to bardziej rozniecały czekoladowy pożar. Smakowały wspaniale, bardzo kwiatowo-owocową kawą, idealnie (nie za mocno) podprażoną. A czekolada... No, czekolada po raz kolejny pokazała, co potrafi. Dokładnie tak, jak w poprzedniczce bez dodatków...


Czekolady degustowałam leżąc w łóżku, z zamkniętymi oczami, poddając się w pełni inwazji doznań, jakie mi zafundowały. Namiętnie i gorąco mnie całowały, skubane... Cóż, te ostatnie pesos zostały wydane w najlepszy możliwy sposób! Szkoda, że nie było mnie już stać na pełnowymiarowe tabliczki... Wtedy od nadmiaru przyjemności prawdopodobnie bym oszalała!


Ciemna czekolada 75%.
Skład: masa kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa.
Masa netto: 3x 5 g.

Ciemna czekolada 75% z nibsami kolumbijskiej kawy.
Skład: masa kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, drobinki prażonej kawy, lecytyna sojowa. 
Masa netto: 3x 5 g.

czwartek, 16 lutego 2017

Zotter Chia Seeds with Nutty Power mleczna 50% nadziewana marcepanem i nugatem z orzechów włoskich z nasionami chia


Chia Seeds with Nutty Power to jedna z zotterowskich nowości w serii Handscooped, w której producent stawia na tzw. super foods - tutaj akurat mowa o ziarenkach chia (szałwii hiszpańskiej). Chia wywodzi się z Ameryki Środkowej, gdzie przez lata stanowiła podstawę diety Azteków. Będąc w Meksyku przekonałam się, jak łatwo i tanio można zakupić tam te magiczne ziarenka. Dziś w Europie trwa dietetyczny boom na chia - maleństwa, posiadające całą moc wartości odżywczych. Nie dość, że puddingi z chia są zdrowe, to jeszcze bardzo smaczne! Z radością sięgnęłam po Chia Seeds with Nutty Power (zakupioną na biokredens.pl) pewnego zimowego dnia przed wybraniem się na kilkunastokilometrowy nordic walking.


Tabliczka stworzona została z mlecznej czekolady o 50% zawartości kakao, otaczającej dwuwarstwowe nadzienie. U góry miejsce znalazł marcepan, zaś na dole nugat z orzechów włoskich, w którym to zatopiono liczne ziarenka chia (stanową 5% całości). Po przekrojeniu tabliczki na pół stwierdziłam, że coś mi ona przypomina... Po chwili zastanowienia już wiedziałam - Typisch Österreich! Wprawdzie tam zamiast chia i marcepanu mieliśmy rodzimy mak (makowy krem), ale pomimo tego faktu skład okazał się być bardzo podobny do tamtej przepysznej czekolady. Jednej z moich pierwszych zotterowskich miłości... (Ah! No i jeszcze Walnuss-Marzipan! Tu również jest mnóstwo podobieństw...)

 

Czekolada pachniała bardzo kawowo, ku naszemu zaskoczeniu. Ewidentnie jest to wpływ zastosowanego kakao, choć pewnie także swoje zrobiły orzechowe nuty przebijające się do kuwertury. Było to jednakże wrażenie na tyle mocne, że aż musiałam sprawdzić w składzie, czy aby na pewno nie ma tam kawy! U góry nadzienia gładką warstwą rozłożył się bielusieńki marcepan. Był niezwykle delikatny, co zganiam na fakt, iż cała kompozycja nie zawiera żadnego alkoholu (a w Zotterach z marcepanem alkohol częstokroć się pojawiał). Migdałowy aksamit pięknie komponował się z mleczną czekoladą pełną kawowych akcentów.


Wiele oczekiwałam od nugatu z moich ukochanych orzechów włoskich, tutaj jeszcze wzbogaconego w chia. Sam nugat jest o kilka tonów wyraźniejszy w smaku od marcepanu, co było dla mnie zaskoczeniem. Wyrazisty, leśny smak, podkręcony przez dodatek proszku sojowego - stary chwyt Zottera stosowany w nugatach z orzechów włoskich rzeczywiście zdaje egzamin. Nugat ma bardziej miąższystą strukturę niż arcyaksamitny marcepan, więc z łatwością w jego zakamarkach miejsce znalazły chrupiące chia.

Chia pełniło tu przede wszystkim rolę chrupacza, nie wnosząc do smaku zbyt wiele. Po prostu urozmaiciły kompozycję pod względem struktury. Doprawienie całości wanilią i anyżem nie było zbyt mocne, toteż żadnego pierniczkowego efektu nie uświadczyliśmy. Tabliczka ta to jednak przede wszystkim NUTTY POWER with chia seeds. O tak, nazwa powinna zostać skonstruowana odwrotnie, by w pełni oddawać ducha tej tabliczki.


Pomimo tego, iż nie można odmówić smakowitości Chia Seeds with Nutty Power, znalazłabym wiele innych orzechowych Zotter Handscooped (a także Labooko!) do których wróciłabym chętniej. Mam wrażenie, że chia odnalazło się tu w roli chwytu marketingowego - nie wniosło wiele do kompozycji. Z chęcią spróbowałabym zotterowskiego nadziewańca wypełnionego nawet najzwyklejszym puddingiem z chia na mleku.


Skład: marcepan (migdały, cukier, syrop cukru inwertowanego), surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, orzechy włoskie, pełne mleko w proszku, nasiona chia, syrop cukru inwertowanego, masło, proszek sojowy (soja, maltodekstryna, syrop kukurydziany), sól, lecytyna sojowa, wanilia, anyż.
Masa kakaowa min. 50%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 544 kcal.
BTW: 8,7/37/41

wtorek, 14 lutego 2017

Amedei Cru Madagascar ciemna 70%

 

Po ekwadorskim debiucie z serią Cru od włoskiego Amedei, przenosimy się w zupełnie inne miejsce - na Madagaskar. Wydaje mi się, że moje doświadczenia z madagaskarskim kakao są najbardziej ugruntowane spośród wszystkich znanych mi dotąd źródeł kakao. W końcu przerobiłam wszystkie propozycje od Menakao, a także zawsze z chęcią sięgałam po madagaskarskie propozycje od innych marek. Dzięki temu, profil aromatyczny charakterystyczny dla madagaskarskiego kakao jest dla mnie bardzo rozpoznawalny, ponadto niezwykle go polubiłam. Zawsze sprawia mi przyjemność odkrywanie go na nowo, w interpretacji kolejnych czekoladników. Amedei Cru Madagaskar zakupiłam wraz z resztą tej kolekcji w Sekretach Czekolady. Rzeczona tabliczka zdobyła w 2013 roku złoto na Akademii Czekolady.


Czekolada różniła się barwą od ekwadorskiej, przede wszystkim poprzez posiadanie ciemno czerwonawych przebłysków, tak charakterystycznych dla madagaskarskich tabliczek - i tak były tutaj niezbyt intensywne. W przeważającej mierze czekolada przypominała raczej węgielek, na dodatek nieco szorstki w przekroju. Dla kontrastu, pachniała niezwykle delikatnie, świeżo. Specyficzna słodycz unosząca się nad tabliczką przywodziła na myśl owocowe żelki.

Tabliczka podczas dzielenia na kostki łamała się z cichym, łagodnym dźwiękiem. Pomimo tego wydawała się w dziwny sposób twarda, lecz jednocześnie krucha. Przypominała sypką wulkaniczną skałę, która rozpada się w rękach. Kostka położona na języku zachowywała się podobnie. Pomimo pozornej szorstkości, ta ziemista czekolada subtelnie i gładko rozpuszczała się w ustach. Sam początek zwiastował przygodę - niecodzienną, piękną, lecz mimo wszystko dość szczegółowo zaplanowaną i przewidywalną.


Oczami wyobraźni przeniosłam się na safari, ale nie takie zupełnie dzikie, lecz... ekskluzywne wręcz. Wiecie, z całym groteskowym wręcz ekwipunkiem i klimatem, gdzie ze specjalnego auta w pełni bezpieczna miałabym oglądać cuda natury na sawannie. Powietrze pachniało wysuszoną przez słońce trawą, gdzieniegdzie odsłaniały się placki nagiej i popękanej ziemi rozsiewającej hipnotyzującą woń. Z drugiej strony, świeże cytrusy i suszona żurawina serwowane jako przekąski podczas wyprawy nadawały atmosferze orzeźwienia (producent na opakowaniu wspomina o nutach mięty - akurat ja o ziołach nie pomyślałam w ogóle, lecz akcent rześkości jest tu oczywisty).


Na koniec degustacji pojawiła się wyraźna, kawowa nuta - bardzo gładka. Pomimo nut ziemistych, palonych i cytrusowych, które w madagaskarskim kakao potrafią być bardzo ostre, Amedei zażonglowało nim tak, iż stworzyło delikatną, dopracowaną czekoladę. Paloność i kwaśność odnalazły się na słodkiej, ziemisto-piaskowej podstawie, uładzonej jak tylko się dało - przy pozostawieniu tak typowej dla Amedei "bezowej" struktury, kryjącej w sobie sporo przestrzeni.


Ponownie jak w Cru Ecuador, również tutaj zabrakło mi choćby kawałka dzikości. Znów intrygujące posmaki proszą się o spuszczenie ich ze smyczy. Czekolada nie jest nudna - jadłam ją ze smakiem i zaciekawieniem, ale to wszystko było zbyt mocno zaaranżowane (nawet pomimo nietypowej konsystencji). Ciekawe, czy w kolejnych tabliczkach z kolekcji Cru także doznam tego wrażenia, że Amedei boi się powiedzieć wszystko na temat kakao akurat branego na tapetę. Może po prostu Włosi chcieli to zrobić zbyt idealnie?


Skład: masa kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, wanilia.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 50 g.