poniedziałek, 28 października 2013

Trumpf Schogetten mleczna


Po wspaniałej nocy i wspaniałym poranku ruszasz do pracy, a dookoła urok swój roznosi magiczna jesienna aura. Wydaje Ci się, że w tej pięknej prostocie rzeczy nic Ci do szczęścia nie brakuje, gdy nagle... ktoś częstuje Cię czekoladą. Po prostu, w ramach akcji promocyjnej. Nie jest to wprawdzie jakieś gorzkie cudo, ale zwykła mleczna Schogetten - bez szału. Ale w takiej chwili to wystarczy, żeby jeszcze bardziej poszerzyć uśmiech na twarzy. Czekolada jest w porządku, pozwalasz jej spokojnie rozpuszczać się w ustach, nie zasładasz się od samego zapachu, lecz zwyczajnie... czujesz się jak dzieciak cieszący się chwilą, który mógłby całą buzię umorusać kakaową mazią. Czyste szczęście :). Jak dobrze czerpać radość z prostych rzeczy!

piątek, 25 października 2013

Edeka Weisse Crisp biała z orzechami laskowymi i chrupkami zbożowymi


Przedstawiam Wam dzisiaj niemiecką czekoladę, która znajduje się w ofercie popularnej firmy Chateau - jednak ja zakupiłam ją w sieci Edeka, jako produkt marki własnej. Smakołyk zapowiadał się ciekawie i rzeczywiście jego konsumpcja okazała się być czystą przyjemnością. Biała czekolada jest przede wszystkim bardzo mleczna i delikatna - taka, jaką lubimy najbardziej. Cały spód tabliczki usiany jest zbożowymi chrupkami o idealnej twardości. W górnej warstwie zaś zatopione są kawałki siekanych orzechów laskowych, wyśmienicie komponujących się ze smaczną białą czekoladą. Nie mam się do czego przyczepić - bardzo fajna słodkość, godna polecenia fanom białej czekolady i orzechów.

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, siekane orzechy laskowe 15%, chrupki zbożowe 8% (mąka ryżowa, mąka pszenna, cukier, słód pszenny, dekstroza, gluten pszenny, sól), śmietanka w proszku, laktoza, serwatka w proszku, lecytyna sojowa, naturalne aromaty.
Masa netto: 200 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 565 kcal
BTW: 7,6/36,7/50,4

sobota, 19 października 2013

Lauenstein Confiserie ciemna z rozmarynem, pieprzem kajeńskim, solą morską i limonką


 W Poznaniu na ulicy 27 Grudnia znajduje się bardzo ciekawy sklep La Casa, w którym zaopatrzyć się można w produkty sprowadzane z najróżniejszych części Europy: słodkości, kawy, herbaty, alkohole... La Casa na mapie mojego miasta znajduje się już od paru lat. Kilka razy tam wstąpiłam ale dziwnym trafem zawsze wychodziłam z pustymi rękoma - przekładając zakupy na późniejszy termin. Ostatnio napis przy wejściu głoszący, iż lokal jest do wynajęcia, oraz zastąpienie połowy półek sklepowych wieszakami z garniturami zapaliły mi czerwoną lampkę w głowie. To już chyba ostatni dzwonek na zakupy w La Casa! Weszłam do środka i przyjrzałam się asortymentowi czekolad, który niestety od mojej poprzedniej wizyty w tym miejscu został znacznie uszczuplony. Jeśli chodzi o tabliczki, znajduje się tam tylko kilka smaków wyprodukowanych przez niemiecką markę Lauenstein. Spośród dostępnych tam czekolad wybrałam tą najbardziej oryginalną - 67% Cacao Rosmarin Limette Pfeffer. Opakowana była w eleganckie pudełeczko z okienkiem i ochronną folię, z dołączoną książeczką przedstawiającą pozostałe słodkości oferowane przez tą markę.

Wielka szkoda, że w La Casa dostępnych jest ledwie kilka smaków z Lauenstein. Jak się przekonałam, firma ta ma bardzo bogatą ofertę czekolad - nie dość, że wysokiej jakości, to jeszcze z naprawdę zaskakującymi i kuszącymi dodatkami... Nawet mleczne czekolady mają w sobie wysoką zawartość kakao (45%!) i zawsze jesteśmy poinformowani, z jakich ziaren kakao została wytworzona konkretna tabliczka. Przeglądając ofertę Lauenstein zostałam oczarowana... Mam nadzieję, że kiedyś będzie dane mi spróbować czekolad z orzechami makadamia i curry, pieprzowo-pomarańczowo-brzoskwiniowej, czy też pieprzowo-truskawkowej... I wcale nie boję się takich połączeń.  Degustacja 67% Cacao Rosmarin Limette Pfeffer dała mi do zrozumienia, że absolutnie nie ma się czego obawiać - trzeba śmiało odkrywać nowe lądy!

  67% Cacao Rosmarin Limette Pfeffer ani chwili nie poleżała w Magicznej Szufladzie - wraz z Ukochanym już kolejnego dnia po zakupie zdecydowaliśmy się na jej spróbowanie. Nasza tabliczka powstała z wenezuelskich ziaren kakao Rio Caribe. Jest to podgatunek kakao Trinitario, będącego krzyżówką rzadkiego Criollo i popularnego Forastero. Zastosowane dodatki, w pełni naturalne - zaskakują i na maksa zaciekawiają. 67-procentowa zawartość masy kakaowej wydaje się być optymalna do czerpania radości z połączenia kakao i dodatków. Przy takiej ilości kakao jedno nie powinno przyćmiewać drugiego, lecz całkiem przeciwnie - kakao i dodatki winny uzupełniać się wzajemnie i podkreślać swe walory. Tego się spodziewałam - i tak też było. Podekscytowani rozpakowujemy tabliczkę podzieloną na 8 dużych kostek, posypaną w wierzchu obfitą ilością mielonego pieprzu, kryształkami soli i suszonym rozmarynem...

Wąchamy. Wielkie wow. Czuć, że będzie ostro! Czekolada jeszcze nigdy tak nie pachniała... Coś cudownego - głębia kakao jest nadal wyczuwalna, pomimo tego, że ukryta jest pod zniewalającym ziołowym aromatem. Tak jakby leżeć na skąpanej w słońcu dzikiej łące... 

Pierwszy kęs. Kolejne wielkie wow. Od razu uderza nas bardzo mocny pieprzowy akcent. Naprawdę, mega pikantny. Nie sprawia on jednak, że mielibyśmy ochotę wydłubywać zmielony pieprz z czekolady - bowiem zaskakująco dobrze komponuje się z naprawdę wspaniałym kakao, podkreślając jego intrygującą, słodko-gorzką dwoistość. Tak, sama czekolada rozpływa się rozkosznie w ustach, jest wyjątkowa... A dodatki jeszcze tą wyjątkowość uwypuklają! Wróćmy więc do nich... Rozmaryn, użyty zarówno w formie suszu, jak i olejku - powala na kolana żywiczno-korzennymi nutami. Bardzo intensywnie wyczuwalna jest również sól, która pozostawia na języku czysty morski smak. Świetnie łączy się z olejkiem limonkowym, nadającym cytrusowej świeżości. Nie dość, że górska łąka, to teraz jeszcze morska bryza...

Szok. Tak, ta czekolada jest szokująca. Totalnie zniewala niespotykaną feerią smaków i aromatów. Nieziemsko rozgrzewająca i rześka jednocześnie... Absolutna czekoladowa głębia, w której ma się ochotę zatopić. Tak, utonąć w solno-limonkowym morzu, zatracić w ziołowo-pieprzowej łące. Nie bójcie się eksperymentów - naprawdę warto!!!

 Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, pieprz kajeński, lecytyna sojowa, rozmaryn, sól morska z Maldon, olejek rozmarynowy, olejek limonkowy.
Masa kakaowa min. 67%.
Masa netto: 80 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 531 kcal
BTW: 6/40,9/35,9

środa, 16 października 2013

Heidi Dark Mint & Lemon ciemna z miętą i cytryną


Na przestrzeni ostatniego roku miałam okazję próbować kilku ciemnych czekolad z dodatkiem mięty i pomimo faktu, iż dodatek ten wydawał się mi niezbyt pociągający - zawsze miętowe czekolady okazywały się być nader smakowite. Ślinka cieknie mi na myśl duńskiej Toms z miętą, karmelem i płatkami kukurydzianymi. Lindt Creation Mint Supreme też była całkiem całkiem, a nawet miętowa Das Exquisite dała radę. Jak w miętowych wariacjach odnalazła się Heidi?

Muszę przyznać, że Heidi Mint & Lemon wypada lepiej w porównaniu do tydzień temu degustowanej przez nas Heidi Orange. Deserowa czekolada pięknie pachnie miętą, przez który to zapach kusząco przedziera się głęboki aromat kakao. Przy pierwszym kęsie od razu uderza mnie kwaskowatość cytryny - bardzo wyważona i orzeźwiająca. Zaraz potem dociera do mnie smak dobrej ciemnej czekolady, o umiarkowanej goryczy jak na 50% masy kakaowej przystało. Na sam koniec w ustach gęstym płatem rozpościera się miętowa świeżość - wyraźna, aczkolwiek ciągle delikatna i nie przypominająca broń boże chamskiego mentolu rodem z gum do żucia. Warto dodać, że kawałki cytryny i mięty nie mają formy twardo-gumowatych granul. Zostały bardzo mocno rozdrobnione i odznaczają się na zębach jedynie lekką cukrowością, co pozwala bez przeszkód doceniać smak kompletnej kompozycji. Całokształt jest bardzo udany, świetnie zgrany. Czysta przyjemność.

Skład: cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, kawałki cytryny 3% (sacharoza, suszona cytryna 10%, fruktoza, kwas cytrynowy), kawałki mięty 0,5%, lecytyna sojowa, naturalny ekstrakt waniliowy i miętowy.
Masa kakaowa min. 50%.
Masa netto: 80 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 539 kcal
BTW: 6,75/36,35/46,32


sobota, 12 października 2013

Dolfin mleczna z przyprawami korzennymi


Po spróbowaniu tabliczek Babelutte i Cuberdon wiedziałam, że nie mogę przepuścić żadnej promocji w Almie na produkty marki Dolfin. Podczas ostatniej takiej okazji, sięgnęłam po smakołyk, który idealnie nadaje się na coraz chłodniejsze jesienne dni. Korzenne przyprawy zaczną wkrótce królować w mojej kuchni, dlatego musiały też zagościć w Magicznej Szufladzie.

Czekolada jest oczywiście przepięknie zapakowana, co jest typowe dla Dolfin. Otwieranie gustownej koperty, a dalej ozdobnej folijki idealnie przygotowuje do celebracji kosztowania.

Oczom ukazuje się zgrabna tabliczka, podzielona na sześć pasków. Nęci mnie swoim boskim zapachem, przywołującym na myśl gorącą szarlotkę. Pierwszy kęs przenosi mnie do kolorowego parku w promieniach jesiennego słońca. Mocno mleczna czekolada, równie dobra jak w przypadku Babelutte, została podrasowana solidną dawką korzennych przypraw. Cała feeria słodko-pikantnych nut uderza moje kubki smakowe. Budzi skojarzenia z pijaną często przeze mnie w sezonie zimowym gorącą czekoladę z mlekiem i przyprawą do szarlotki. Smak jest na tyle intensywny, że już po zjedzeniu jednego paska czujemy nasycenie. Ale jednak sięgam po więcej, bowiem ta kompozycja naprawdę mi smakuje... Uwielbiam korzenie, całość wpasowała się w mój gust w 100%. Zastosowano wspaniałą mieszankę przypraw i nie da się określić, która zagrała pierwsze skrzypce - z każdą chwilą wyczuwałam coś nowego. Zapamiętam te doznania na długo.

Reakcje mojego Ukochanego nie były tak entuzjastyczne. Jego zdaniem, przyprawy zdecydowanie przytłumiły samą czekoladę i stały się przytłaczające. Mleczno-kakaowa delikatność została według niego gdzieś zagubiona... Ja uważam inaczej. Dla mnie nadal wiele tu było delikatności - ale takiej piekielne rozgrzewającej. Jak ogień tlący się spokojnie w kominku...

Skład: cukier, pełne mleko w proszku, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, imbir, czarny pieprz, goździki, kardamon, cynamon, naturalna wanilia, lecytyna sojowa.
Masa kakaowa min. 32%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 560 kcal
BTW: 7,2/33,3/53


wtorek, 8 października 2013

Heidi Dark Orange ciemna z kandyzowaną skórką pomarańczy


Ostatnimi czasy z lubością rozpisywałam się na temat jednego z najtrafniejszych połączeń - pomarańczy z ciemną czekoladą. Popchnięta impulsem po degustacji przepysznej Cachet Orange & Almonds, podczas promocji w Almie na asortyment ciemnych czekolad Heidi, wybrałam dwie tabliczki - w tym właśnie tą: Dark Orange.

Niestety mamy tu do czynienia jedynie z 50% zawartością masy kakaowej - przy większej ilości kakao moc wyżej wspomnianego duetu smaków była by silniej odczuwalna. Dobrą deserową czekoladą i tak nigdy nie pogardzę, dlatego Heidi Dark Orange była dla mnie w dalszym ciągu smacznym kąskiem.

W typowej dla ww. marki cienkiej tabliczce zanurzone są kawałki kandyzowanej skórki pomarańczy. Na pierwszy rzut oka nie ma ich zbyt wiele, ale podczas konsumpcji dochodzimy do wniosku, że umieszczono je tam w odpowiedniej, zupełnie wystarczającej ilości. Nie są twarde jak skała, lecz lekko gumowate i wyraźnie cukrowe. Tak jak delikatny smak deserowej czekolady nie miażdży kakaowym walcem, tak nuty pomarańczowe również są subtelne. Całość jest apetyczna, jednak nie zapada w pamięci czymś wyjątkowym - ot, zwyczajny poprawny produkt. W końcu to Heidi, a więc źle być nie mogło ;).

Skład: cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, kandyzowana pomarańcza 10% (skórka pomarańczowa 55%, syrop glukozowo-fruktozowy z pszenicy, cukier, dekstroza z pszenicy, kwas cytrynowy), lecytyna sojowa, naturalny ekstrakt waniliowy i pomarańczowy.
Masa kakaowa min. 50%.
Masa netto: 80 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 529 kcal
BTW: 6,93/36,72/48,44


sobota, 5 października 2013

Cachet Lemon & Pepper ciemna z cytryną i czarnym pieprzem


Oto ostatnia z czterech ciemnych czekolad Cachet, które już jakiś czas temu zakupiłam w Almie. Dość długo odkładaliśmy degustację tej tabliczki. Pomimo faktu, iż pozostała trójka bardzo przypadła nam do gustu, nieco obawialiśmy się połączenia cytryny i pieprzu z czekoladą. Nasze dotychczasowe doświadczenia z pieprzem były dość skrajne: z jednej strony ohydna biała z zielonym pieprzem i czerwoną porzeczką marki Violet Kangaroo, a z drugiej zaskakująca gorzka z różowym pieprzem J.D.Gross. Cachet jednak i tym razem wypadł znakomicie!

Już sam zapach przywołał miłe skojarzenia - intensywne kakao z cytrusową nutą i niepokojącym akcentem przypraw. Pierwszy kęs rozwiał wszystkie wątpliwości - znów mieliśmy do czynienia z prawdziwym smakołykiem.

Sama czekolada była bardzo smaczna, a dodatki, których tak się obawialiśmy - połączyły się z nią znakomicie. Przyznaję, ta tabliczka jest idealna na jesienną porę. Można ją porównać z gorącą chai latte. Cytryna przynosi lekkie orzeźwienie, które wraz z pikantnością pieprzu i mocą kakao daje genialnie rozgrzewający efekt. Przyjemne ciepło rozchodzi się po języku i podniebieniu, pozostając tam na dłużej. I nie ma w tym ani krzty przesady - wszystko jest wyważone. 

Gdy będziecie mieć okazję - polecam spróbować wszystkich czterech ciemnych czekolad tej marki. Naprawdę nie potrafię wybrać najlepszej - każda była przepyszna i posiadała inne, swoiste dla siebie atuty.

Skład: miazga kakaowa, cukier, granulki cytryny 3% (inulina, ekstrakt z cytryny, skórka z cytryny 3%, tłuszcz kakaowy, tłuszcz mleczny, czarny pieprz 1%, lecytyna sojowa.
Masa kakaowa min. 57%.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 505 kcal
BTW: 5,9/34,1/42,4